top of page

Józef Konstanty Ramotowski "Wawer".

       Polski szlachcic, powstaniec, emigrant i żołnierz, opisany takim, jakim był, bez patosu i spiżowej patyny

            

 

Zwiedzając paryski cmentarz Montparnasse można się natknąć na zbyt skromną – jak na ambicje pochowanego tam człowieka - mogiłę, a czytając francuskie napisy na płycie dowiadujemy się, że jest to grób rodziny Ramotowskich i spoczywają  tutaj:

 

                                              Pułkownik Ramotowski

                                                    Wawer 1863

                                                    1812 - 1888

 

                                                Pani Ramotowska

                                    urodzona Aline de Beauchesne

                                                        1803 - 1876

 

                                              Pani Garbolewska

                               urodzona Marie Leocadie Ramotowska

                                                    1837 – 1912

 

(Grób kryje jeszcze jedną tajemnicę, o której w dalszej części)

 

 

Kim byli leżący tutaj ludzie i co spowodowało, że często występujące na cmentarzach Ziemi Wiskiej nazwisko nagle znalazło się na paryskim cmentarzu?

Miałem szczęście prześledzić losy Józefa Konstantego Ramotowskiego "Wawra", mojego drogiego pra-kuzyna, i mogę zaprosić wszystkich na podróż w czasie do XIX wieku i razem przejść ścieżkami życia tego interesującego człowieka.

 

Józef Konstanty Ramotowski, przyszły "Wawer", urodził się 12 kwietnia 1812 roku w Tykocinie na Podlasiu. Ojcem jego był pisarz magazynów solnych w tym mieście, pan Józef Ludwik Ramotowski.

Pan Józef miał szczęście do płodzenia synów i jego żona pani Józefa z domu Husarzewska urodziła ich pięciu: Aleksandra, Józefa Konstantego, Franciszka Ludwika, Leopolda Pawła i Nikodema Józefa.

Mimo iż pan Józef pracował jako skryba w mieście, wysoko cenił sobie swoje szlacheckie pochodzenie i w roku 1840 udowodnił, że jest potomkiem Karola Ramotowskiego, dziedzica wsi Kumelsko, uzyskując wpis do Ksiąg Szlachty Dziedzicznej.

 

       Przeglądając dokumenty metrykalne parafii Lachowo, w skład której wchodziło Kumelsko, oraz rejestry pogłównego w Archiwum Głównym Akt Dawnych,  można odtworzyć „kumelski” epizod Ramotowskich. Mająteczek w Kumelsku trafił w ręce pana Jana Ramotowskiego, syna Adama komornika kolneńskiego, właściciela wsi Bagińskie,

między 1664 a 1672 rokiem. W 1673 roku pan Jan zapłacił pogłówne od siebie, żony,  kilku osób z dworu i czterech „dymów”. W następnym roku „dymów” było już jedenaście. Jest możliwe, że mająteczek kupił ojciec Jana Adam dla syna po jego ożenku. Pan Jan nie płacił jeszcze pogłównego od dzieci, bo albo ich jeszcze nie miał, albo nie miały jeszcze dziesięciu lat. Majątek pozostał w rękach Karola, syna Jana, choć przeglądając akta metrykalne parafii Lachowo można przypuszczać, że podupadł. Być może to było przyczyną, dla której syn Karola Jan przeniósł się dalej - do Orlikowa w parafii Jedwabne.

Z drugiej znów strony Adam Ramotowski w roku 1669 był elektorem ziemi łomżyńskiej, a jego wnuk Karol podpisał w roku 1697 elekcję z ziemią łomżyńską i wiską. Świadczy to o dobrej pozycji społecznej, a co za tym idzie i materialnej Ramotowskich z Kumelska.

 

Być może Jan został po prostu „wywianowany” przez ojca, dostając ziemie w Orlikowie. Jan miał dwóch synów – Pawła i Macieja Jego syn Paweł miał dwóch synów: Pawła i Macieja (mojego pra-pra ...dziadka).

Drugi z synów Karola Paweł Syn Pawła Bernard przeniósł się do Grądów Szlacheckich i tam przyszedł na świat Bernard a jego syn Józef Ramotowski  był ojciec ojcem Józefa Konstantego.

Kolejne przesiedlenia do nowych wsi nie na długo poprawiały los rodzin, zaścianki zaludniały się szybko i same tylko Grądy Szlacheckie mogły pochwalić się taką ilością dworów szlacheckich, że i Wielkopolska by się nie powstydziła.

Na szczęście ubóstwo nie szło jeszcze w parze z analfabetyzmem. Pan Józef posiadłszy niezbędne wykształcenie  mógł opuścić Grądy i znaleźć zajęcie jako rządca w majątku w Bożejewie. Tam poznał Józefę Husarzewską.  Ich małżeństwo było swego rodzaju skandalem. Panna młoda była nieletnia.

Świeżo poślubieni małżonkowie musieli opuścić Bożejewo i zamieszkali w Tykocinie. Czas pokazał, że była to szczęśliwa decyzja, znacznie poprawili tam swój status majątkowy. Znalazły się pieniądze na naukę dla synów i wysłanie ich do Szkoły Wojewódzkiej w Łomży.

Daremnym zajęciem jest szukać Józefa Konstantego na liście wyróżniających się uczniów tej szkoły. Jest na niej natomiast jego brat Aleksander, ale to właśnie Józef Konstanty, a nie jego pilniej uczący się brat został wysłany na studia do Warszawy.

 

        Konstanty (tak go nazywajmy, bo pod tym imieniem przeszedł do historii) zjawił się w Warszawie na jesieni 1830 roku. Nie zdążył zagrzać miejsca w ławie uniwersyteckiej, a już wybuchło powstanie. Zamiast zdobywać wiedzę prawniczą, farmaceutyczną czy też z dziedziny biologii (różne źródła różnie mówią o kierunku studiów świeżo upieczonego studenta) wziął udział w zdobywaniu Arsenału, wstąpił do Legii Akademickiej, a następnie jako ochotnik znalazł się w 2 Pułku Piechoty Liniowej.

Wykazał się w bitwie pod Wawrem, został odznaczony Medalem Srebrnym Krzyża Virtuti Militari i awansowany na stopień podoficerski.

 

        (Pamięć tamtej bitwy towarzyszyła mu ciągle. Już we Francji, kiedy to po ożenku, z właściwą sobie skromnością pisał się de Ramotowski, zawsze umieszczał informację, że jest kawalerem "Polskiego Krzyża Zasługi". W czasie Powstania Styczniowego używał pseudonimu „Wawer”. Dowództwo 2-go Legionu Gwardii Narodowej Zmobilizowanej z Mayenne obejmował jako Wawer Ramotowski.)

Razem z 2-gim pułkiem przeszedł cały szlak bojowy, w bitwie pod rodzinnym Tykocinem został ranny, na szczęście lekko - dostał powierzchowne pchnięcie bagnetem przez pierś i został uderzony kolbą w głowę. W końcu wraz z całym korpusem Rybickiego znalazł się w Prusach

         Wszystko, w co mogła Polska wyposażyć swoich żołnierzy na dalszą drogę, to awans na wyższy stopień wojskowy. Konstanty stał się podporucznikem Wojska Polskiego. Podobnie jak inni ruszył w stronę "ziemi obiecanej", jaką miała być Francja. W Poznaniu starał się o dokumenty na dalszą poróż i stąd pochodzi jego jedyne, szczęśliwie zachowane zdjęcie. 

Typową trasą przez Drezno i Weinberg dostał się do Strasburga. Zjawił się tam 17 lipca 1832 roku w towarzystwie trzech innych powstańców: Mireckiego, Januszkiewicza i Salińskiego, wszystkich trzech Stanisławów – w trzy dni po przyjeździe do tego miasta Adama Mickiewicza i Ignacego Domeyki. Panowie Mickiewicz i Domeyko odmówili przyjęcia pomocy finansowej ze strony władz francuskich, mając nadzieję na zachowanie swobody ruchów i udanie się do Paryża. Konstanty i jego koledzy i owszem, pomoc przyjęli. Czy  cała szóstka spotkała się razem w Strasburgu ? Tego nie wiemy.

Bardzo szybko ślepy los, czy też raczej Prefekt Dolnego Renu  zdecydował o dalszych krokach emigrantów. Konstanty i jego trzej koledzy zostali wysłani do Chateauroux, a Mickiewicz i Domeyko do Chalon sur Marne, mimo ich chęci zachowania samodzielności.

Zaopatrzeni w dokumenty i pieniądze wystarczające na opłacenie dyliżansu, pokonali dystans 600 kilometrów w pięć dni i 27 lipca stawili się w miejscu wskazanym przez władze francuskie.

Bardzo szybko ślepy los, czy też raczej Prefekt Dolnego Renu  zdecydował o dalszych krokach emigrantów. Konstanty i jego trzej koledzy zostali wysłani do Chateauroux, a Mickiewicz i Domeyko do Chalon sur Marne, mimo ich chęci zachowania samodzielności.

Zaopatrzeni w dokumenty i pieniądze wystarczające na opłacenie dyliżansu, pokonali dystans 600 kilometrów w pięć dni i 27 lipca stawili się w miejscu wskazanym przez władze francuskie.

Listę, na której figurował Konstanty, podpisał pułkownik August Szulc – późniejszy dowódca egipskich wojsk inżynieryjnych, występujący w Egipcie jako Jussuf-aga.

Pozbawieni ojczyzny, niepewni swojego losu młodzi chłopcy podbudowywali swój wizerunek często, mówiąc delikatnie, naginając prawdę do swoich potrzeb.

Już Adam Mickiewicz  w Strasburgu zaprezentował się jako polski posiadacz ziemski.

Konstanty też poszedł śladami wieszcza i ogłosił się posiadaczem ziemskim z okolic Szczuczyna. Kto i jak miałby sprawdzać takie informacje? A gdyby nawet, to w tym okresie  majątek Niećków w pobliżu Szczuczyna był rzeczywiście w rękach Ramotowskich, choć nie tych od Konstantego.

 

(Widać, że Konstanty podobnie jak ja był absolutnie przekonany o tym, że Ramotowscy to jedna  rodzina, choć nie wiem, czy skłonna do tak braterskich podziałów majątków)

 

Nikt chyba nie miał pomysłu, jak wprowadzić tych ludzi w środowisko francuskie.

Głównym zajęciem władz było liczenie uchodźców, przesyłanie ich do kolejnych ośrodków i ponowne liczenie. Liczby te nie zgadzały się nigdy. Część powstańców zupełnie lekceważyła zakaz opuszczania miejsca pobytu bez specjalnej przepustki i włóczyła się po okolicznych miasteczkach, odwiedzając tam swoich kolegów. Byli też tacy, którzy dosyć mieli opieki władz francuskich i przepadali gdzieś w naturze.

Młodzi ludzie, pozbawieni rozsądnego zajęcia, spijali tanie i cienkie francuskie winka i - o zgrozo - dopuszczali się wykroczeń, a nawet przestępstw.

 

(Będąc w Chateauroux spróbowałem, jak może smakować najtańszy burgund z tych okolic. Był straszny, ale następna butelka tego trunku wypita już w Polsce w towarzystwie mojego przyjaciela od lat dziecinnych miała dużo lepszy smak. Może więc i Konstantemu te burgundy smakowały dobrze, jako że spijał je w towarzystwie przyjaciół, a wyboru i tak  nie miał.)

 

Nie będę opisywał odnotowanych przez  władze francuskie rzeczywistych przestępstw, obraz Wielkiej Emigracji nie powinien tracić swego kryształowego piękna, ograniczę się do znalezionego przeze mnie w  Chateauroux dokumentu, mówiącego o tym, że trzech nieustalonych żołnierzy polskich ukradło z pola pięć melonów. Sprawców kradzieży melonów nie ustalono, ale dla odmiany  nasz Konstanty został odnotowany jako sprawca bójki z jakimś innym, nie wymienionym z nazwiska uchodźcą.

Zachowała się też petycja wysłana przez Konstantego i kolegów do Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie niewystarczających i wypłacanych z opóźnieniem zasiłków. Desperację uchodźców powodowała zbliżająca się zima, którą mogli spędzić bez płaszczy, nie z powodu słynnego polskiego hartu ciała, a przez prozaiczny brak pieniędzy.

Wydaje się, że system zasiłków i pozostawianie uchodźców poza nawiasem życia społecznego Francji był celową polityką. Francja rozpoczynała ekspansję kolonialną i duża ilość zaprawionych w boju żołnierzy była olbrzymią wartością . Wielu z niedawnych powstańców znalazło się w Legii Cudzoziemskiej i zdobywało Algierię dla Francji. Ubóstwo, w jakim znaleźli się uchodźcy, było dodatkowym  bodźcem do wstępowania do Legii. Tam czekały na nich i mundury i płaszcze, wystarczyło przyjąć, że lepiej będzie dla Algierczyków, jeśli zostaną Francuzami.

Trzeba też Francję usprawiedliwić. W biedzie żyła spora część społeczeństwa i trudno by było znaleźć wytłumaczenie, dlaczego uchodźcy z dalekiej Polski mieliby żyć lepiej.

 

(Mój miejscowy kolega, Remy Stutz,  pomagający mi rozszyfrowywać dziewiętnastowieczne teksty, oburzał się na rozrzutność Francji płacącej uchodźcom 50 centimów za każdą przebytą milę.)

 

Konstanty, jak wskazują jego dalsze losy, nie dał się wciągnąć w niewolenie innych narodów:

 

(Francja odczekała, ale i tak swoje dostała. Jego syn Léopold Thadée  jako oficer armii francuskiej tłumił powstania w Algierii i Senegalu)

 

Przesyłano go i sprawdzano jego obecność w kolejnych ośrodkach: w Saint Lo, Bourges, Mortain, Rouen, Rennes i Laval.

Podzieliłby los olbrzymiej części emigrantów, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności. Mianowicie 23-letni Konstanty poznał „świeżo upieczoną wdówkę”, 32-letnią panią Constance Aline Guesdon de Beauchesne – wdowę po panu Henri de Labroise, i jak pokazują następne wydarzenia, zakochał się z wzajemnością. Jak się poznali, tego historia nie odnotowała, być może  miał w tym swój udział ojciec pani Aline - Hyppolyte Guesdon de Beauchesne – urzędnik królewski w Mortain. Być może  pan Hyppolyte zajmował się uchodźcami i stąd ta znajomość. Tak czy inaczej, 7 stycznia 1836 roku w Désertines został zawarty ślub między Aline i Konstantym. Konstanty nie tylko zmieniał stan cywilny – zmieniał swoją pozycję społeczną. Uchodźca, który żył z 30 czy może nawet 45 franków miesięcznie, po ślubie zaczął zarządzać majątkiem młodego Ernesta Marie de Labroise – syna Constance z poprzedniego małżeństwa. Dożywocie miała tam zapisane jego matka – nowo poślubiona żona byłego powstańca. Wchodził też w środowisko miejscowej szlachty. Skończyły się koszary, przybysz z Polski zamieszkał jako prawny opiekun żony i pasierba we dworze Grande Haie w Désertines.

Zdawać by się mogło, że to Konstanty powinien przystosować się do miejscowych zwyczajów i być wdzięcznym rodzinom de Beauchesne i de Labroise za zmianę losu.

Możliwe, że było inaczej, i że z Konstantego wyszedł szlachetka, co to „równy wojewodzie”.

Akt ślubu podpisali wszyscy jego koledzy uchodźcy i wygląda on tak, jak sławetne listy obecności, przy pomocy których Francuzi z uporem godnym lepszej sprawy liczyli polskich powstańców. Bardzo szybko Madame Constance Aline de Ramotowski zaczęła używać polskiej pisowni nazwiska i podpisywała się jako Ramotowska.

(Do dzisiaj jest to dla mieszkańców tego kraju niepojęte, dlaczego mąż nazywa się inaczej niż żona, a razem jako małżeństwo jeszcze inaczej)

Początek małżeństwa nie był szczęśliwy. Pani Constance urodziła synów bliźniaków,  którzy zmarli tuż po urodzeniu.

Poród i zgon miał miejsce w Rennes, a nie w Désertines. Następne dziecko Constance i Konstantego, córka Marie Léocadie urodzona w 1837 roku, przyszła na świat poza Désertines. Jest możliwe, że ponowny ożenek pani Constance skomplikował sprawy majątkowe rodziny de Labroise i  nowy małżonek nie był chętnie widziany w Désertines.

Ostatecznie jednak przybysz z dalekiego Tykocina osiadł w majętności  rodziny de  Labroise i znowu pokazał swój polski charakter. Co prawda ojcem chrzestnym urodzonego w 1840 roku w Désertines Artura Józefa Anny Ramotowskiego został miejscowy ziemianin François Larisiere, (co nie było bez znaczenia w „zapuszczaniu korzeni”), ale już następny syn Leopold Tadeusz dostał za rodziców chrzestnych Leokadię z Tyminieckich i jej męża pułkownika Józefa Broniewskiego. Może w ten sposób, jeśli wierzyć że dzieci przejmują cechy charakteru rodziców chrzestnych, Konstanty skierował Leopolda na drogę kariery wojskowej już od pierwszych miesięcy życia.

Miejscowe środowisko zaaceptowało i wchłonęło Konstantego, mimo, a może z powodu jego polskości – w końcu „był” posiadaczem ziemskim spod Szczuczyna, gdzieś w guberni augustowskiej w dalekiej Rosji, był też dzielnym powstańcem - to wszystko było niezwykłe i fascynujące.  Z drugiej strony Konstanty był im potrzebny i wygodny. Poseł do parlamentu z Mayenne, pan L.Courneuve, założył Komitetet Rolniczy i został jego przewodniczącym. Wiceprzewodniczącym, i to wybieranym na kolejne kadencje, został Konstanty. Cóż za niezwykły dowód zaufania, a może uhonorowanie „wiedzy rolniczej” Konstantego.

Wydaje się, że Komitet Rolniczy najbardziej był potrzebny panu posłowi, jako dowód na „związek z terenem”. Miejscowi ziemianie, żyjący z dzierżaw swoich gruntów, nie potrzebowali komitetu, aby się spotkać przy winie lub znakomitym bimberku z jabłek. Należało jednak znaleźć kogoś, kto inicjatywę pana posła reprezentowałby w terenie. Padło na młodego Polaka. Fakt, że do tego czasu ziemię raczej deptał, maszerując z karabinem, niż uprawiał, nikomu nie przeszkadzało, bo i poważnych zajęć nie było. Nie należy przypuszczać, że Konstantemu te nowe obowiązki sprawiły przykrość, wręcz przeciwnie, była to świetna okazja do ugruntowania swojej pozycji w środowisku.

Wytrwałe wchodzenie w środowisko zaowocowało opinią wystawioną Konstantemu w momencie wystąpienia o obywatelstwo francuskie.

 

(Należy zaznaczyć, że w tych czasach była to procedura trudna do przebrnięcia i długotrwała. Między innymi należało np. udowodnić. że „posiada się środki, żeby żyć godnie”. Do tego ustroje polityczne we Francji w tym okresie zmieniały się jak pogoda w marcu, i należało uważać w swoich kolejnych wystąpieniach , czy jest się szlachcicem, czy też obywatelem)

 

Dotychczas nie cytowałem odnalezionych, dotyczących Konstantego dokumentów, jednak wystąpienie miejscowych notabli z marca 1848 roku w sprawie obywatelstawa Konstantego warte jest upowszechnienia. Oto ten tekst w moim, jak mi się wydaje oddającym ducha dokumentu tłumaczeniu.

Panie Ministrze

Mieszkańcy gminy Désertines, kantonu Landivy, okręgu Mayenne, departamentu Mayenne mają zaszczyt usilnie prosić Pana o interwencję u Jego Wysokości Ludwika Filipa I, Króla Francuzów, aby był uprzejmy umieścić wśród swoich wielu spraw, sprawę Jegomościa Józefa Konstantego Ramotowskiego, uchodźcy polskiego, który mieszka wśród nas od około 6 lat.

Jegomość Józef Konstanty Ramotowski urodził się 12/04/1812 w Tykocinie w departamencie Augustów. Do Francji przybył 9/07/1832 roku. 6/01/1836 roku ożenił się z Panią Aline Guesdon de Beauchesne, wdową po Henri de Labroise. Poprzez to małżeństwo związał się z  jedną z najbardziej dystyngowanych rodzin tego regionu i stanął na czele liczącego się majątku. Jest prawnym współopiekunem swojego pasierba i ojcem trojga dzieci.

W momencie, kiedy nowina o tym związku rozeszła się po okolicy, opanowały nas dwie refleksje.

Ponieważ Pan Ramotowski nie był nam jeszcze znany, uważaliśmy, że to on powinien jako pierwszy okazać nam sympatię. Był przecież Polakiem i zdobył serce Pani de Labroise, której wpaniałe zalety ciągle podziwialiśmy, uważaliśmy więc, że to on powinien starać się o nasz szacunek.

Rzeczywistość przekroczyła nasze oczekiwania. Pan Ramotowski przez skromność i szlachetne serce zdobył naszą przyjaźń. Posiada moralność mogącą służyć za wzór, biedni znajdą u niego grosz dobroczynnego wsparcia, jest rolnikiem wspierającym innych radą i otuchą, podkreśliliśmy ten fakt mianując go wiceprzewodniczącym Komitetu Rolnego założonego przez naszego otoczonego szacunkiem posła.

Jego skromność, uporządkowany i pokojowy charakter były zachętą dla nas do poszukiwania w nas samych cech szlachetnych i pouczających.

Wszystkie te szlachetne cechy charakteru uczyniły go naszym przyjacielem, bratem i współobywatelem. Jest nam przykro, że Opatrzność nie pozwoliła mu być urodzonym na ziemi francuskiej, i że nasze ustawy odmawiają mu prawa do posiadania tytułu obywatela. Po zapoznaniu się z obowiązującym prawem jesteśmy przekonani, że prawo do  posiadania obywatelstwa francuskiego nie jest dla nikogo bardziej trudne, niż dla uchodźców i w przyszłości zostanie ono uznane za niegodne. Prawo daje do zrozumienia, że Szefowi Rządu pozwala się na wydanie dokumentu naturalizacji tylko w przypadku przedstawienia niezbędnych gwarancji,  że tytuł obywatela francuskiego będzie nosiło się z należytym honorem.

Dumni, jak jest to tylko możliwe z naszego obywatelstwa i chwały naszej wspaniałej ojczyzny, jesteśmy przekonani, że nasz polski uchodźca zasługuje ze wszech miar na ten tytuł, o który prosimy Jego Wysokość.

Reasumując, jego pozycja socjalna, jaką sobie stworzył między nami, jego związek z kobietą z wysokich sfer, jego zachowanie szlachetne i skromne wydają się być gwarancjami nie podlegającymi zastrzeżeniom.

Jako ojciec trojga dzieci i współopiekun swojego pasierba dźwiga on już obciążenia państwowe, wydaje się nam sprawiedliwym i zasadnym, że może on również cieszyć się prawami obywatelskimi.

Oto dlaczego, Panie Ministrze, przekonani o pańskim poparciu dla prawa i pańskiej gorliwości w czynieniu dobra, mamy nadzieję, że spojrzy Pan z troską na naszego szlachetnego uchodźcę. Mamy do Pana zaufanie i wiemy, że uczyni Pan z niego naszego prawnego brata, którym jest już dla nas w tej chwili, i że da mu Pan w ten sposób ojczyznę, a Francji godnego obywatela.

Dokument podpisali merowie pobliskich powiatów jak Fourgerolles, Dorée i Mayenne, pan poseł na sejm i wielu z miejscowej szlachty.

Jak można było przewidzieć, z takim poparciem starania Konstantego o obywatelstwo francuskie zakończyło się powodzeniem i w kwietniu 1848 roku Konstanty został obywatelem francuskim i... znowu pokazał swój charakter.

Przyznanie obywatelstwa łączyło się z wniesieniem opłaty w wysokości 172 franków. Była to spora suma, z której były polski powstaniec utrzymywał się przez cztery miesiące, zanim zdarzenia losu pozwoliły mu zmienić status majątkowy. Przylegającą do dworu Grande Haie fermę - Petite Haie oddano w dzierżawę za 300 franków rocznie.

Konstanty, z całym wyniesionym z Ziemi Wiskiej zacięciem postanowił walczyć.

Kolejne pisma, które wysyłał do władz udowadniały, że jest biedny, mało tego, resztki swoich oszczędności trzyma na podróż do Polski, jeśli ta będzie potrzebowała jego krwi – jak się wyraził. Mimo iż zostawi wtedy w wielkiej biedzie swoją żonę i dzieci, honorowo nie będzie żądał od Francji pomocy finansowej, poradzi sobie sam z tą podróżą.

Czy kłamał? Udał się do Polski  przed wybuchem Powstania Sytyczniowego, no a ta bieda? No cóż, byli we Francji ludzie dużo bogatsi od niego. Niestety władze nie bardzo uwierzyły w trudną sytuację finansową nowo upieczonego Francuza, prefekt zarządził dochodzenie, które ustaliło, że Konstanty dysponuje sumą około 5000 franków rocznego dochodu, i nakazał płacić. Konstanty prawdopodobnie walczył do końca, bo zachowany dowód wpłaty opiewa na sumę 122, a nie 172 franków.

Nowe obywatelstwo nałożyło na Konstantego nowe obowiązki. Został mianowany kapitanem, dowódcą 9 batalionu Gwardii Narodowej z Mayenne. Pewnie znowu trochę się „wysłużono” Konstantym, Francja w tym okresie prowadziła intensywną politykę kolonialną i każdy, kto miał do tego chęci, mógł znaleźć swoje miejsce w armii. Ci, którzy zostali, nie mieli pewnie wielkiej chęci bawić się w wojsko i to z udziałem miejscowych uzbrojonych w kije chłopów. Na dodatek Gwardia Narodowa podlegała nie Ministrowi Wojny, tylko Ministrowi Spraw Wewnętrznych, co osłabiało prestiż tej formacji.

Tak czy inaczej, tym razem wybór był słuszny, Konstanty miał za sobą kampanię 1830 – 1831 roku, i jak wykazały późniejsze wydarzenia, potrafił uporządkować, a później walczyć na czele organizowanych ad hoc jednostek. On sam był pewnie zadowolony z tej nominacji. Kończyło to definitywnie dywagacje o tym, czy był polskim podoficerem, jak twierdzili przedstawiciele administracji francuskiej,  czy też oficerem na mocy nominacji generała Rybickiego. Poza tym wrósł, a może nawet trochę wyrósł ponad miejscowe środowisko. Zarządzał sporym majątkiem, był dobrym sąsiadem i zawołanym rolnikiem, no i oficerem francuskim.

Nie znaczyło to jednak, że „sfrancuział” do końca. Był członkiem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, synowie zaś byli uczniami Szkoły Polskiej w Paryżu – słynnej szkoły Batignolles.

 

 (Co prawda do Tawarzystwa Demokratycznego to wstępował, to znowu się wypisywał i znowu wstąpował, ale takie widocznie były skłonności genetyczne, wytworzone w czasie ciągłych sporów o miedze na Ziemi Wiskiej)

 

Warto też napisać kilka słów o tej szkole Batignolles. Stworzona przez uchodźców popowstaniowych uczyła dzieci emigrantów tego samego, co szkoły francuskie, ale miała również w programie takie zajęcia jak topografię, musztrę i inne. Uczyła też języka polskiego i geografii polskiej. W założeniu miała przygotowywać kadry dla przyszłego powstania w Polsce. Rzeczywiście, wielu uczniów tej szkoły doszło do wysokich stopni wojskowych, ale we Francji. Polska nie miała okazji skorzystać z ich wiedzy, po prostu pierwsze roczniki opuszczały francuskie szkoły wojskowe tuż przed wybuchem, czy też w okresie trwania Powstania Styczniowego.

 

Okres stabilizacji i spokoju zmąciła śmierć syna Artura Józefa Anny, który zmarł w Paryżu w 1850 roku. Nie wiadomo, czy była to choroba, czy wypadek. Ten dziesięcioletni chłopak został pochowany na cmentarzu razem z innymi uczniami szkoły polskiej. Czytamy więc na nagrobku, że leży tam Artur Drogomir Ramotowski. Ojciec nie zapomniał umieścić również herbu przy nazwisku. W tym samym roku pasierb Konstantego, Ernest Marie de La Broise, ożenił się i do dworu Grande Haie wprowadziła się Eugénie de Brébisson. Czy skomplikowało to sytuację finansową Konstantego? Trudno powiedzieć. Młody de La Broise był już pełnoletni od 1845 roku i prawdopodobnie zarządzał przypadającą mu częścią majątku. Starczyło chyba dla wszystkich, skoro po tym ożenku państwo Ramotowscy pozostali w Désertines i jakoś nie myśleli o wyprowadzce.

W 1856 roku Konstanty podpisał list emigrantów odrzucających amnestię carską. Nie można odmówić Konstantemu patriotyzmu, udowodnił to swoim dotychczasowym życiem, ale też jest pewne, że łatwiej było podpisać ten dokument w salonie w Désertines, niż na ciasnym poddaszu paryskiej kamienicy. Myśl o powrocie do Tykocina, czy jeszcze gorzej - do Grądów Wielkich, i porzucenie Désertines, była pewnie dla Konstantego równie straszna jak spodziewane szykany ze strony władz carskich. Los jeszcze raz pozwolił mu połączyć niezłomność ducha z odrobiną materializmu. Pozostał więc w Désertines.

Wydał za mąż córkę – oczywiście jak charakter Konstantego kazał - za Polaka – pana Sulimę Garbolewskiego.

 

(Dziwne i zawiłe są losy polskich nazwisk na emigracji. Który z najbardziej wytrawnych genealogów domyśliłby się, że panie Aline, Jeanne i Marie Solima to panny Garbolewskie urodzone w tym związku? A jednak to prawda. Trudno się Francuzom pisało Sulima Garbolewski, pozostała więc tylko forma Sulima, która już łatwo przekształciła się w lepiej wpadające w ucho nazwisko Solima.)

 

Désertines zaczęło się znowu wyludniać. W 1859 roku zmarł pasierb Konstantego, Ernest Marie de La Broise. Nie wiem, czy wdowa po nim – Eugénie - pozostała we dworze, ale nawet jeśli tak, to mieszkały tam znowu tylko trzy osoby (Léopold Thaddée  był już podchorążym w prestiżowej wojskowej uczelni francuskiej - l’École Impériale Spéciale Militaire de Saint-Cyr).

W roku 1862 Konstanty, tak jak to zapowiadał władzom francuskim, odpowiedział na wezwanie ojczyzny, która domagała się od niego ofiary krwi. (W tym samym roku jego syn Leopold ukończył szkołę Sait-Syr i w stopniu podporucznika został skierowany do 8-smego Pułku Strzelców Konnych). Konstanty przedostał się na Litwę i w okolicach Rosień, jak twierdzą niektórzy historycy, w majątku jednego z braci przygotowywał się do powstania.

 

(Nie bardzo wierzyłem w ten majątek brata na Litwie. A jednak, w 1844 roku jego brat Franciszek wziął ślub w Wilnie i zamieszkał w majątku Rokiszki. I to pewnie u niego „Wawer” przygotowywał się do powstania.  Leopold został księdzem i w tym czasie przebywał w Sejnach. Najstarszy Aleksander po ślubie był dziedzicem Andrychów, niedaleko „kolebki rodu” – wsi Bagińskie. Nikodem Józef pojął za żonę pannę z dworu w Klewiankach koło Goniądza. Zdarzało się. że człowiek bez majątku żenił się z bogatą kobietą  – „Wawer” jest tu doskonałym przykładem - ale żeby powtórzyło się to aż cztery razy… Czyżby funkcja pisarza magazynów solnych dawała aż tak dobre podstawy finansowe?.

 

„Wawer” mógł pokonać trasę z Litwy pod Siemiatycze korzystając tylko z pomocy rodziny, nie rzucając się w oczy władzom carskim. Prawdopodobna jest podróż przez Rokiszki (brat Franciszek) – Sejny (brat Leopold) – Andrychy (brat Aleksander) – Orlikowo lub Grądy Szlacheckie (bliska rodzina) – Klewianki (brat Nikodem Józef) –Tykocin.

Józef Konstanty Ramotowski „Wawer” rozpoczął swój udział w powstaniu jako oficer w oddziale Władysława Cichorskiego „Zameczka”, działającego w obszarze między Tykocinem, Siemiatyczami i Ostrowią Mazowiecką. Nieliczny początkowo oddział (około 50 osób) rozrósł się po zajęciu Siemiatycz do około 3000 osób i objął swoim działaniem południowo-wschodnią część łomżyńskiego i przyległą część guberni grodzieńskiej. „Zameczek” został przez Rząd Narodowy awansowany do stopnia pułkownika.

Józef Konstanty Ramotowski „Wawer” został odnotowany w oddziale „Zameczka”, jako major. Dosyć niezwykły to awans.

W Powstaniu Listopadowym został awansowany na stopień podoficerski. Po przejściu do Prus został podporucznikiem, którego to stopnia Francja nie uznała, odnotowując go jako podoficera. Później, na podstawie wyborów, został kapitanem francuskiej Gwardii Narodowej. W Polsce miał stopień majora. Nie wydaje mi się, aby w początkowym okresie Powstania głównym zajęciem Rządu Narodowego były nominacje na wyższe stopnie oficerskie. Bardziej prawdopodobne jest, że Józef Konstanty sam się awansował, tak samo jak po przyjeździe do Francji ogłosił się posiadaczem ziemskim z okolic Szczuczyna. Zresztą możliwości weryfikacji francuskiego stopnia wojskowego były zerowe.

Rozrost i sukcesy oddziału „Zameczka” spowodowały reakcję Rosjan. Oddział stoczył kilkanaście krwawych bitew i ostatecznie został otoczony i rozbity 7 lutego pod Siemiatyczami. „Zameczek” wyprowadził z okrążenia około 700 osób i przemieścił się do guberni płockiej (trójkąt Pułtusk – Wyszków – Brok – Różan). Rząd Narodowy podporządkował oddział naczelnikowi wojsk województwa płockiego Zygmuntowi Padlewskiemu. W oddziale „Zameczka” pozostał major Józef Konstanty Ramotowski „Wawer”. Wziął udział w stoczonej 12 marca bitwie pod Drążdżewem i następnej stoczonej 21 marca pod Radzynowem. Zgrupowanie poniosło klęskę i wycofywało się na północny zachód. Niestety oddział poszedł w rozsypkę po ucieczce kilku oficerów, z „Zameczkiem” na czele. Zygmunt Padlewski zdecydował się rozwiązać i tak już nieistniejący oddział.

Cała kawaleria i ochotnicy z pułtuskiego pod dowództwem Roszkowskiego przeszli za Narew i później połączyli się z Józefem Konstantym Ramotowskim. On sam założył sobie kwaterę w Komorowie koło Ostrowi Mazowieckiej.

„Wawrowi” udało sie skupić wokół siebie kilkuset żołnierzy z oddziału „Zameczka” i jak odnotowali historycy, 25 marca rozpoczął marsz w kierunku Puszczy Kurpiowskiej poprzez lasy Czerwonego Boru i miejscowość Borowe w gminie Rzekuń koło Ostrołęki,  do Nowogrodu leżącego w miejscu, gdzie rzeka Pisa wpada do Narwi. Znalazł się tam 26 marca o świcie...

Wydaje mi się, że pokonanie około 80 kilometrów między Ostrowią Mazowiecką a Nowogrodem w tak krótkim czasie nie jest możliwe, szczególnie dla dużego, kilkusetosobowego oddziału, zmęczonego już przemarszami i klęską pod Radzynowem. Zapewne „Wawer” przynajmniej o dzień wcześniej wyruszył z Komorowa.

Po dotarciu do Nowogrodu oddział „Wawra” zniszczył mosty na Narwi i Pisie. Podążający za „Wawrem” Rosjanie nie mogli sforsować Narwi i Pisy, pozostał im ostrzał artyleryjski oddziału powstańczego, co zresztą nie przyniosło strat i nie przeszkodziło dalszemu marszowi.

 

W Muzeum Wojska Polskiego zachował się rysunek francuskiego korespondenta przedstawiający potyczkę „Wawra” z Rosjanami 26 marca 1863 pod Nowogrodem.

Nie wiem, z jakiego miejsca autor rysunku obserwował bitwę, ale pomyliło mu się wszystko. Polskie tłumaczenie tekstu mówi, że jest to „Potyczka z kozakami oddziału Konstantego Ramotowskiego „Wawra”. Jeżeli przyjąć, że kozacy walczyli konno, to lewa strona rysunku przedstawia Rosjan, zaś prawa Polaków. Wtedy musimy przyjąć, że Konstanty ze swoją piechotą w carskich mundurach i armatą  jest atakowany przez konnicę i trochę piechoty uzbrojonej w kosy. Z emocji wszystko się biednemu dziennikarzowi pomyliło - kto swój, a kto obcy. Prawdziwie czy nieprawdziwie, ale Francja miała potwierdzenie, że jej nowy obywatel bije się gdzieś tam w dalekiej Rosji.

Potyczka pod Nowogrodem nie zatrzymała „Wawra”. Kontynuował on swój marsz na północny zachód i dotarł do odległej o kilkanaście kilometrów od Nowogrodu miejscowości Gawrychy.

Tutaj nastąpiła niespodziewana zmiana kierunku. Oddział „Wawra” skierował się na wschód. Co było przyczyną takiej decyzji? Jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie w Gawrychach dotarła do niego decyzja Rządu Narodowego, polecająca mu tworzyć oddział powstańczy w łomżyńskim i augustowskim, oraz awans na pułkownika. Trudno ustalić, czy Rząd Narodowy wskazał „Wawrowi” miejce na założenie bazy mającej być podstawą dalszych działań, czy też była to jego samodzielna decyzja. Wiadomo, że oddział miał dotrzeć do Puszczy Augustowskiej. Była to słuszna decyzja. Łomżyńskie z dużą ilością miejscowości i bez większych kompleksów leśnych było terenem trudnym dla działań dużego oddziału powstańczego. Puszcza Augustowska spełniała wszystkie niezbędne warunki.

„Wawer” zmienił więc kierunek marszu, i gdzieś w okolicach ujścia rzeczki Skrody do Pisy przeprawił się przez Pisę i ruszył w kierunku miejscowości Korzeniste. Zostało odnotowane, że dotarł tam w nocy z 29 na 30 marca 1863 roku.

Korzeniste był to majątek rodziny Kisielnickich. Jego właścicielem był wówczas Witold Kisielnicki, osoba najczynniej wspierająca powstanie w kolneńskim. „Wawer” został zaopatrzony w żywność, buty i broń i 30 marca o świcie ruszył w kierunku Osowca.

Istnieje przekaz, że „Wawer” zatrzymał się w Korzenistem dłużej. Czekał tam na dostawę broni zamówionej przez Witolda Kisielnickiego w Prusach Wschodnich. Wycofał się z Korzenistego naciskany przez Rosjan. Jeśli tak, to musiał dotrzeć do Korzenistego wcześniej,  pewnie 28 marca. Istnieje opowieść o suto zakrapianym przyjęciu, wydanym z okazji przybycia „Wawra”. Trudno powiedzieć, ile w tym fantazji, a ile prawdy, jednak trzeba dodać, że jest to już drugi sygnał o tego typu przyjęciach z udziałem „Wawra”. Pierwsza taka wiadomość pochodzi z pamiętników jednego z żołnierzy z oddziału „Zameczka”, który opisuje trzydniowe przyjęcie dla oficerów z ukazji urodzin córki właściciela majątku w okolicach Ostrowi Mazowieckiej. Wymienia w tym opisie również „Wawra”.

Po opuszczeniu Korzenistego Konstanty kontynuował marsz w kierunku Osowca i dalej do Puszczy Augustowskiej.

Z bliżej nieznanych powodów nie poruszał się najbliższą drogą przez Stawiski na Przytuły, lecz skręcił na południowy zachód i do Przytuł dotarł bocznymi drogami przez Orlikowo. Najprostszym wytłumaczeniem może być obecność Rosjan w Stawiskach. W końcu tam krzyżowały się drogi ze wschodu na zachód i z północy na południe. Puszczając wodze fantazji mogę sobie wyobrazić, że do Orlikowa ciągnęło go to, że mieszkali tam jego krewni (z mojej linii Ramotowskich). Ale to trzeba by udowodnić. Pozostańmy przy pierwszej teorii.

 

Poprzez Mieczki i Przytuły i poprzez Kubrę, Konopki, Brodowo, Racibory, Karwowo, Mścichy i Klimaszewicę, „Wawer” kontynuował marsz w kierunku rzeki Biebrzy. 31 marca 1863 roku oddział dotarł do majątku Białaszewo, będącego własnością Kaliksta Świderskiego. Konstanty zarządził odpoczynek. Był to już szósty dzień forsownego marszu od wyjścia z Komorowa. Niestety, już w godzinę po przybyciu oddziału „Wawra” pod Białaszewem zjawiła się jazda kozacka. Celem Ramotowskiego było dotarcie do Puszczy Augustowskiej. Bitwa z udziałem całych jego sił mogła zniweczyć ten plan. Zarządził odwrót w kierunku Osowca.

W folwarku Białaszewo pozostał osłaniający odwrót mały oddział dowodzony przez Józefa Karpowicza. Byli to głównie bardzo młodzi (kilkunastoletni) ochotnicy nazywani Kurpikami.

Uzbrojeni w starą broń myśliwską, z której strzelali jednak bardzo celnie, wzięli na siebie ciężar uderzenia Rosjan. Po podpaleniu przez Rosjan zabudowań gospodarskich folwarku wycofali się do lasu. Niektórzy z nich, z Józefem Karpowiczem na czele, ponownie dołączyli do oddziału „Wawra” dopiero w Puszczy Augustowskiej. Z militarnego punktu widzenia Ramotowski zrealizował swój cel. Nie dał się rozbić Rosjanom, mógł kontynuować swój marsz w kierunku Puszczy Augustowskiej. Straty w ludziach były niewielkie – dwóch zabitych i ośmiu rannych. Niestety wysoką cenę za tę potyczkę zapłaciła rodzina Świderskich. Po wdarciu się Rosjan do dworu zastrzelona została córka Kaliksta Aspazja, ranny został jego zięć Gustaw Świętosławski. Zabito kilka osób ze służby folwarcznej. Kalikst Świderski i jego żona Wiktoria zostali dotkliwie pobici. Dwór został splądrowany, a folwark po ograbieniu spalony. „Wawer” przeprawił się przez Biebrzę w okolicach Osowca i już nie niepokojony przez Rosjan dotarł do Puszczy Augustowskiej. Niedaleko od Lipska na uroczysku Kozi Rynek założył obóz.

"Wawer" rozpoczął porządkowanie oddziału i budowę organizacji wspierającej go. Żadna jednostka partyzancka nie może długo istnieć, jeśli nie ma wsparcia w terenie. Podobnie było z oddziałem Ramotowskiego. Udało się ustalić nazwiska 16 oficerów oddziału „Wawra”. Stworzono kompanię strzelców, trzy kompanie kosynierów i oddział jazdy, wydzielona została również jednostka ochotników. Szef sztabu był jednocześnie instruktorem wyszkolenia. Stworzono funkcję komendanta arsenału, zajmującego się uzbrojeniem. Oddział miał dwóch kapelanów i dwóch lekarzy.

We wsiach pozostających w zasięgu działania oddziału Ramotowskiego utworzono posterunki żandarmerii. Udało się ustalić nazwiska około 50 osób dostarczających żywność dla oddziału, zbierających informacje i zajmujących się ochotnikami zgłaszającymi się do formacji. Zorganizowano zaplecze w postaci kowali i ślusarzy, a nawet stolarza . „Wawer” miał również specjalnego łącznika, utrzymującego kontakt z Rządem Narodowym.

Na liście współpracowników znalazł się również dostawca trunków. Łącząc tę postać z wcześniejszymi opowieściami na temat zakrapianych przyjęć, piosenką śpiewaną przez żołnierzy oddziału Ramotowskiego ("Wawer ciągle wino pije i Moskala tęgo bije, A jak Wawer wino wypił, to Moskali tysiąc wybił"), i dodając powtarzający się przekaz o tym, że Konstanty kazał za sobą wozić skrzynki francuskiego szampana, widzimy obraz człowieka, który nawet w czasie tak trudnym jak powstanie, nie wyzbył się swoich przyzwyczajeń, nabytych w dworze w Désertines, gdzie podobnie jak w całej Francji posiłek bez wina nie był posiłkiem.

Jakim dowódcą był „Wawer”? Lubili go żołnierze, pisano o nim, jako o dobrym dowódcy i żołnierzu, doceniali go, jako przeciwnika Rosjanie, wyznaczając nagrodę za jego głowę i podsyłając ludzi, którzy mieli go zabić.

Miał jednak swój charakter, odziedziczony po przodkach, a ugruntowany latami pobytu we Francji. Warto znowu wspomnieć sławetne skrzynki z francuskim szampanem, bo do takiego trunku przywykł. Dobierając kadrę oficerską, poza przygotowaniem wojskowym zwracał baczną uwagę na to, czy przyszły oficer potrafi też godnie dotrzymać towarzystwa przy stole i kielichu. Byli jednak powstańcy, którzy źle oceniali „Wawra”. Najbardziej krytyczne uwagi zawarł Zbigniew Chądzyński w swoich „Wspomnieniach Powstańca”, zarzucając Ramotowskiemu niedołęstwo i tchórzostwo w bitwach pod Drążewem, Zambrowem i Różanem, jeszcze z okresu jego służby u „Zameczka”.

„Wawer” dbał o swój wizerunek w czasie powstania. Tak bardzo, że Wydział Wojny Rządu Narodowego na podstawie oceny Komisarza Rządu Narodowego Józefa Piotrowskiego w maju 1863 roku zwrócił mu uwagę, że nie powinien tytułować się Naczelnikiem Wojskowym Województwa, a jedynie dowódcą oddziału.

 

Spokój trwał około trzech tygodni.

Muzeum Wojska Polskiego ma w swoich zbiorach jeszcze dwie ryciny stworzone przez rysowników francuskich. Pokazują one powstańców z augustowskiego i łomżyńskiego w okresie względnego spokoju. Jedna z nich przedstawia obozowisko w lesie, druga poczet sztandarowy w czasie przemarszu przez wieś. Można je przypisać do oddziału „Wawra”. Realia historyczne przedstawione na tych rycinach to już zupełnie inna sprawa. Można nad nimi dyskutować.

Obecność oddziału w augustowskim i prowadzone prace organizacyjne nie uszły uwadze Rosjan. Skierowały one na teren, w którym działał „Wawer”, ich znaczne siły.

Do pierwszego starcia powstańców z Rosjanami doszło 19 kwietnia pod Jastrzębną. Ramotowski, dowiedziawszy się, że przeciwko niemu wysłano z Grodna 3 roty piechoty i pół-szwadron ułanów, wydał nieprzyjacielowi bój spotkaniowy. Rosjanie nie zdołali użyć jazdy, zaś piechota nie mogła oskrzydlić powstańców. Tylko dwie godziny trwał pojedynek ogniowy prowadzony przez strzelców. Polacy odparli atak, mając pięciu rannych i trzech zabitych, w tym dowódcę strzelców i dowódcę kosynierów.

23 kwietnia pod Czarnym Brodem połączone siły „Wawra” i Andruszkiewicza zaatakowały wysłany z Suwałk oddział złożony z czterech kompanii piechoty, wsparty Kozakami. Rosjanie oskrzydlili Polaków z trzech stron. Przez godzinę 20 strzelców powstrzymywało napór nieprzyjaciela, ale w trudnym terenie nie

można było rozwinąć kosynierów, dlatego też oddział Andruszkiewicza rozsypał się, tracąc część bagaży.

Straty były nieznaczne. Zginął dowódca kosynierów z partii Andruszkiewicza, a ranny dowódca strzelców dostał się do niewoli. Nad rozproszonymi powstańcami, którzy ściągnęli na Kozi Rynek, dowództwo objął „Wawer”. W związku z napływem ochotników Konstanty wydzielił oddział, nad którym sprawował komendę Wiktor Hłasko, zaś grupę po Andruszkiewiczu przydzielił kapitanowi Władysławowi Brandtowi. Andruszkiewicz po tej potyczce ruszył na objazd województwa, zaś „Wawer” operował między Sejnami a Augustowem.

Rosjanie, mając za sobą dwa nieudane starcia, w czasie których nie udało się im pokonać Konstantego, postanowili przegrupować i wzmocnić siły. Był to znowu okres względnego spokoju. W drugiej połowie maja zorganizowali kolejną ekspedycję, angażując jednocześnie siły z Augustowa, Suwałk, Sejn i Białegostoku. 20 maja siedem kompanii piechoty, wspartych Kozakami i objezdczykami, zajęło Krasne, Jasionowo, Jastrzębną i Mikaszówkę, zaś dwie kompanie piechoty, wraz z plutonem huzarów wysłane z Grodna, zajęły pozycje pod Sopoćkiniami. Na wieść o ruchach nieprzyjaciela połączyły się oddziały Hłaski i Brandta. Nie chcąc dopuścić do zajęcia przez Rosjan mostów na Kanale Augustowskim i Czarnej Hańczy, podeszły pod Kadysz. Ponieważ w nocy 21 maja oddział Kułakowa zajął Kadysz, Brandt i Hłasko zdecydowali się zaatakować Rosjan w Kadyszu, zajmując pozycje przy drodze z Kopciowa do Sopoćkiń. Pierwszym celem było sprawowanie kontroli nad drogą, osiągnięto to rozciągając strzelców na lewym i prawym skrzydle, zaś w środku zostali skoncentrowani kosynierzy. W pierwszym starciu Polacy stracili 14 ludzi, w tym dowódcę strzelców Józefa Hłaskę. Z pomocą walczącym pospieszył powiadomiony o sytuacji „Wawer.” Po forsownym osiemnastogodzinnym marszu zatrzymał się na krótki odpoczynek koło wsi Rygol. Zaatakowany około godziny siódmej rano przez rosyjskie kompanie piechoty, odrzucił je ku Kadyszowi, sam ruszając ku Kodziom. Nad rzeką Igorka doszło do ponownego starcia z Rosjanami i półtoragodzinnej walki ogniowej najpierw na 500, a potem na 200 kroków, którą Polacy zwieńczyli udanym atakiem kosynierów. Rosjanie rzucili się do bezładnej ucieczki, wpadając na własne linie i pod własny ogień. Powstańcy zdobyli tabor i 300 karabinów. Straty Rosjan szacowano na 120 zabitych, których następnego dnia pogrzebano w lesie. Po tym sukcesie „Wawer”, chcąc uniknąć spotkania z większymi siłami, wycofał się do puszczy.

22 czerwca książę Emil de Sayn Wittgenstein skierował do walki cztery kolumny wojska, składające się z jedenastu rot, oraz piątą kolumnę z Grodna, licząc na okrążenie „Wawra”. Ramotowski próbował wycofać się na północ, lecz gdy jego straż przednia 25 czerwca została pobita pod Berżnikami, zawrócił i forsownym marszem ruszył na południe. 27 czerwca zatrzymał się na noc w lesie koło wsi Gruszki. Tej nocy w Mikaszówce stanęła kolumna rosyjska złożona z dwóch kompanii piechoty i 60 Kozaków; cztery kompanie rozlokowały się w odległych o dwie mile Kodziach. Po otrzymaniu wiadomości o zbliżaniu się nieprzyjaciela, Polacy zajęli pozycje obronne nad błotnistą rzeczką. 28 czerwca 1863 roku o godzinie drugiej w nocy Rosjanie uderzyli w środek powstańczych pozycji, lecz ostrzelani gęstym ogniem zaczęli się cofać, spychani na pole w kierunku wsi Gruszki, w której obsadzili zabudowania i opłotki. W bitwie stracili około 100 osób (zabitych i rannych), podczas gdy powstańcy mieli 7 zabitych i 18 rannych. Wittgenstein, oceniając przebieg bitwy stwierdził, że „kosztowała nas wielu ludzi”, zaś usprawiedliwiając niepowodzenie, powiększał siły „Wawra” do 2700 dobrze uzbrojonych żołnierzy. Ramotowski wyruszył na północ w okolice Sejn. Tam dołączyły do niego rozbite w bitwie pod Stragiszkami i potyczce pod Berżnikami resztki oddziałów Wiktora Hłaski i Ludwika Liczbińskiego.

Chcąc uniknąć okrążenia „Wawer” skierował swoje oddziały na południe. Przekroczył Czarną Hańczę i Kanał Augustowski pod Stragiszkami.

27 czerwca dotarł do miejscowości Gruszki. Tam dogonił go pułkownik armii carskiej Makarowski. Miał dwie roty piechoty i sześćdziesięcioosobowy oddział Kozaków. Nad ranem 28 czerwca rozpoczęła się bitwa. Rosjanie stracili około stu poległych i rannych. Straty polskie to osiemnastu poległych i dwudziestu pięciu rannych.

 „Wawer” nie pozostał w Gruszkach, zarządził odskok. Po całodziennym forsownym marszu zatrzymał się na Kozim Rynku na odpoczynek. Już następnego dnia ścigających go sześć kompanii piechoty wspartych Kozakami znalazło się w okolicy powstańczego obozowiska. 29 czerwca o godzinie trzeciej nad ranem Rosjanie ostrzelali pikiety, zaś w pół godziny później ruszyli do ataku. Miejsce znakomicie nadające się na obóz nie pozwalało na rozwinięcie szyku i prowadzenie obrony. Pod osłoną strzelców powstańcy w niezwykle trudnym, podmokłym terenie zaczęli wycofywać się, idąc w rozsypkę. Następnego dnia przy „Wawrze” ponownie zebrało się około 400 osób. W odwrocie oddział stracił 14 zabitych, a 17 rannych dostało się w ręce wroga. Bez strat wydostała się tylko jazda licząca 48 koni. Rosjanie zdobyli sztandar z czerwonego jedwabiu z wyhaftowanym srebrnym orłem i napisami „Jeszcze Polska nie zginęła” i „Województwo augustowskie” z jednej strony, zaś z drugiej – wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. W ręce nieprzyjaciela wpadła polowa kapliczka z przyborami do mszy, apteczka, kuźnia polowa, papiery „Wawra”, zapasy prochu, kul i żywności.

Po tej bitwie Konstanty ruszył ponownie na północ w stronę Głębokiego Brodu i Tobołowa.  Następnie zmienił kierunek na południe i 2 lipca stanął w lasach koło Sztabina. Po krótkim odpoczynku ruszył w łomżyńskie. Nie wydaje się, aby jego marsz w łomżyńskie miał jakiś cel strategiczny, typu zaktywizowanie łomżyńskiego, czy też budowę nowej bazy do działania, podobnie jak w Puszczy Augustowskiej. Moim zdaniem była to konieczność opuszczenia terenu, na którym mógł się spodziewać kolejnych ataków sił rosyjskich. Maszerował wzdłuż Biebrzy wyższym i suchszym brzegiem, po „łomżyńskiej” stronie rzeki, omijając bagna biebrzańskie. 4 lipca koło Woźnej Wsi powstańcy zauważyli posuwających się za nimi Rosjan, 5 lipca 1863 roku na rynku w Radziłowie doszło do starcia tylnej straży oddziału „Wawra” z siłami rosyjskimi. Powstańcy kontynuowali odwrót na południe. 6 lipca w okolicach miejcowości Chyliny kozacy ponownie nawiązali kontakt wzrokowy z oddziałem Ramotowskiego. Do starcia doszło 6 lipca pod Siebruczynem. „Wawer” postanowił przeprawić się na drugą stronę Biebrzy. Przeprawę oddziałów Konstantego osłaniał oddział majora Ludwika Liczebnickiego, nieźle wyposażony w broń palną. Ludwik Liczebnicki poległ, a dowództwo objął jego zastępca Michał Czempiński. Obrona jednak załamywała się. „Wawer” rzucił do walki pododdział kosynierów, którzy powstrzymali natarcie na czas umożliwiający przeprawę. Straty były jednak duże. Poległo dwudziestu siedmiu powstańców, a osiemnastu odniosło rany.

Jak wynika z dalszych wydarzeń, Ramotowski miał określony cel marszu – Grądy Woniecko, leżące na drugim brzegu Narwi. Aby tam dotrzeć, musiał się przez nią przeprawić, omijając jednak miasto Wiznę.  Mógł to zrobić docierając do rzeki po łomżyńskiej stronie Biebrzy. Było pewne, że tuż za nim podążają Rosjanie i jeszcze przed przeprawą mógłby być zmuszony do walki w dosyć mocno zaludnionym terenie, bez dużych kompleksów leśnych. Przeprawa pod Sieburczynem na drugą stronę Biebrzy, nawet z posuwającymi się za nim Rosjanami dawała większe szanse. Po pierwsze, „strącał” sobie Rosjan z pleców. Miał też duże możliwości manewru. Mógł próbować „zapaść” na bagnach biebrzańskich, choćby na uroczysku Kobielne, wykorzystywanym jeszcze w okresie II wojny światowej i po jej zakończeniu, jako baza partyzancka. Mógł wracać stamtąd do Puszczy Augustowskiej. Mógł skierować się w stronę rodzinnego Tykocina, czy też przeprawić się przez Narew i zapaść na bagnach narwiańskich, na środku których tkwiły Grądy Woniecko. Taktycznie, decyzja przeprawy pod Sieburczynem nawet w walce, była bardzo słuszna.

„Wawer” zdecydował się na kontynuowanie marszu na Grądy Woniecko. Dotarł tam prawdopodobnie 6 lub 7 lipca. Wieś ta położona jest na środku bagien nadnarwiańskich. Przez Grądy Woniecko przechodziła jedna prowadzona nasypem wąska droga od Rutek Kossaków do Wizny. Była łatwa do obrony, a bagna umożliwiały oddziałowi partyzanckiemu ukrycie się przez przeciwnikiem. Miejscem postoju oddziału było uroczysko Kościółek koło Grądów Woniecko (Nic też dziwnego, że teren stał się również zapleczem partyznckim w czasie II wojny światowej. Tam właśnie w 1944 roku koncentrował swoje siły kapitan Stanisław Cieślewski „Lipiec”, dowódca Obwodu Łomżyńskiego AK przed akcją „Burza”).

Oddział odpoczął i ruszył starą, znaną już trasą w kierunku Nowogrodu. 14 lipca 1863 roku odzyskiwał siły w Rząśniku koło Ostrowi Mazowieckiej. Około 28 lipca doszło do drugiej bitwy pod Nowogrodem. Tym razem oddział „Wawra” został rozbity i wycofał się po raz drugi w kierunku Puszczy Augustowskiej. 30 lipca odnotowano pobyt sztabu i samego Ramotowskiego w Borzymach koło Ełku.

Z resztkami swojego oddziału „Wawer” wrócił w augustowskie. Dołączył do niego pułkownik Lenkiewicz z resztkami oddziału z Litwy i porucznik Laudański ze swoim oddziałem. Pod komendą Konstantego znalazło się około 400 ludzi. Niestety, oddział nie przedstawiał już dużej siły bojowej. 3 września doszło do bitwy pod Strzelcowizną zakończonej klęską. „Wawer” po bitwie pod Strzelcowizną rozwiązał oddział i przedostał się do Prus Wschodnich.

Resztki powstańców zebrał pod swoim dowództwem młody 22 letni oficer sztabu „Wawra”, Wiktor Augustowski. Udało mu się zgromadzić około 160 ludzi. Niestety 25 września oddział został rozbity pod Skiblewem, a sam Augustowski dostał się do niewoli i został stracony.

Wyjazd Konstantego do Prus został potraktowny przez Rząd Narodowy jako dezercja i „Wawer” został skazany na karę śmierci. Szybko jednak wyrok ten anulowano, a Ramotowskiemu polecono organizowanie pomocy dla powstania z terenu Prus. Nie udało mi się ustalić, jak długo Józef Konstanty Ramotowski „Wawer” pozostał w Prusach. Powstanie upadało. W nocy z 10 na 11 kwietnia został aresztowany dowódca powstania generał Romuald Traugutt. Nie należy przypuszczać, aby Konstanty pozostał dłużej w Prusach. Był w dużo lepszej sytuacji niż bardzo wielu powstańców. Miał gdzie i do kogo wracać. Wrócił do Francji, do Aline Constance i do dzieci.

Uporządkowałem aktywność Józefa Konstantego Ramotowskiego „Wawra” w Powstaniu Styczniowym.

 

7 lutego bitwa pod Siemiatyczami

12 marca bitwa pod Drążdżewem

21 marca bitwa pod Radzynowem

22 – 24 marca pobyt w Komorowie koło Ostrowi Mazoweckiej.

Borowe w gminie Rzekuń

26 marca bitwa pod Nowogrodem

Gawrychy

29 – 30 marca Korzeniste

Orlikowo, Mieczki, Przytuły, Kubra, Konopki, Brodowo, Racibory, Karwowo, Mścichy Klimaszewica

31 marca bitwa pod Białaszewem

Kozi Rynek

19 kwietnia bitwa pod Jastrzębną.

23 kwietnia bitwa pod Czarnym Brodem

21 maja bitwa pod Kadyszem

25 maja bitwa pod Berżnikami

28 maja bitwa pod Gruszkami

Głęboki Bród i Tobołowo

2 lipca Sztabin

4 lipca Woźna Wieś

5 lipca potyczka w Radziłowie.

6 lipca bitwa pod Siebruczynem

7 lipca. Wieś Grądy Woniecko

14 lipca 1863 roku Rząśnik koło Ostrowi Mazowieckiej.

28 lipca Bitwa pod Nowogrodem

30 lipca Borzymy

3 września bitwa pod Strzelcowizną

25 września bitwa pod Skiblewem (już bez udziału „Wawra”)

Jego aktywność w Polsce została odnotowana przez Francję, i to w jaki sposób: w zbiorze depesz dyplomatycznych 1860 – 1863 znajduje sie następujący tekst:

 

...... w okolicach Ostrowia (Ostrów Mazowiecka) operuje w tym momencie siedem band dowodzonych przez szefów: Andruszkiewicza, Ramotowskiego, Jezierskiego, Kamińskiego, Brandta, Szajewskiego i Mystkowskiego...

 

(Dobrze się stało, że „Wawer” treści tej depeszy nie znał. Awantura i w czasie powstania, i po powrocie do domu, wisiała w powietrzu, tym bardziej, że François Rochebrune, osiadły w Polsce podoficer armii francuskiej z Wojny Krymskiej, uczestnik Powstania Styczniowego, twórca oddziału "Żuawów Śmierci" awansowany przez Rząd Narodowy na stopień generała, po powrocie do Francji został pułkownikiem Gwardii Narodowej i odznaczony Legią Honorową).

 

Spokojny żywot Konstantego przerwała sprowokowana przez Francję wojna francusko-pruska 1870 roku. Bardzo szybko okazało się, że nastawiona na podbój kolonii armia francuska nie jest w stanie zaatakować państw niemieckich, a nawet stawić skutecznego oporu nowoczesnej armii pruskiej i towarzyszących jej armii innych państw niemieckich. Klęska i kapitulacja Armii Chalon i Armii Renu, dostanie się do niewoli cesarza Napoleona III wraz z naczelnym dowództwem, pozbawiły Francję olbrzymiej części regularnych sił zbrojnych. Olbrzymią część ciężaru obrony musiała przejąć Gwardia Narodowa.

 

(W ramach Armii Chalon walczył porucznik 8 pułku strzelców konnych Léopold Thadée Ramotowski – syn Konstantego. Dostał się do niewoli wraz z całą armią pod Sedanem, ale już następnego dnia uciekł, przedarł się do Normandii i został awansowany do stopnia kapitana, kontynuował walkę w ramach 6 pułku strzelców konnych)

 

Francja „otrzepywała z kurzu” jednostki Gwardii Narodowej i formowała pospiesznie nowe.

Wtedy też przypomniała sobie o 58–letnim Konstantym. Został on mianowany podpułkownikiem Gwardii Narodowej i polecono mu formowanie 2-go Legionu Gwardii Narodowej w Mayenne.

 

(Po raz drugi Francja zlekceważyła polski stopień wojskowy Konstantego, awansując jego – polskiego pułkownika - do stopnia podpułkownika francuskiej Gwardii Narodowej)

 

Konstanty znowu pokazał swój zadziorny charakter. Musieli istnieć w regionie ludzie, z którymi świeżo mianowany podpułkownik „miał na pieńku”. Nie zważając na obowiązujące normy zachowania, już w pierwszym liście, w którym potwierdza otrzymanie nominacji i dziękuje prefektowi, zapowiada rozprawę z nimi i prosi prefekta o to, by ten trzymał się z boku w czasie tej rozgrywki. Długo widać zbierała się złość w panu pułkowniku i mając wreszcie okazję, nie mógł już dłużej wytrzymać. Nie wiem, jak skończyły się te porachunki, ale nie to było głównym zajęciem Wawra Ramotowskiego – bo tak się teraz pisał Józef Konstanty Ramotowski.

Zachowały się strzępy korespondencji z tamtego okresu. Wawer organizuje bataliony, wykłóca się o sprzęt i broń.

Nie wiadomo, jaki stopień organizacji osiągnął jego II Legion. Opracowania, do których dotarłem, mówią o udziale batalionów Gwardii Narodowej z Mayenne w bitwie pod Le Mans. Czy uczestniczył w niej Wawer ? Tego nie wiem, ale myślę że nie – w końcu miał zakończyć organizację swojej jednostki.

Bitwa pod Le Mans była kolejnym przegranym przez Francuzów starciem i wojna zapukała już do drzwi domu Konstantego. Odległość miedzy kolejną linią obronną na rzece Mayenne a Désertines wynosiła raptem kilkadziesiąt kilometrów. Armia Loary wycofywała się na linię rzeki Mayenne, a jej odwrót osłaniały jednostki Gwardii Narodowej. Ramotowski, jak podają niektórzy, miał bronić miasteczka Beaumont sur Sarthe, a nawet miał być przedstawiony do odznaczenia Legią Honorową. Próbowałem sprawdzić te informacje. Niestety nie udało mi się dotrzeć do potwierdzających to wydarzenie dokumentów, choć jak się wydaje, jest to prawdopodobne.

Znalazłem dwa opisy bitwy o Beaumont sur Sarthe – niemiecki i francuski. Niemcy nie odnotowali nazwiska broniącego miasta oficera. Ograniczyli się do opisu własnych działań i z dumą podkreślali element zaskoczenia, które prawie się udało. Na przedmościu Beaumont zdołali ogarnąć 200 ludzi i 300 krów z wycofujących się wojsk francuskich, ale zdobycie mostu już się nie powiodło z uwagi na silny ogień francuski. Podciągnięto artylerię i po walkach wyparto przeciwnika z miasta. Francuzi piszą o tej obronie jeszcze krócej. Jednostki Gwardii Narodowej osłaniały odwrót wojsk regularnych i zatrzymały Prusaków na linii rzeki Sarthe w miasteczku Beaumont. Po walkach i wycofaniu się jednostek regularnych same wycofały się na miejsce zgrupowania pod miejscowością Pré-en-Pail. Jednostka ta, w uznaniu zacięcia i odwagi w obronie, otrzymała przydomek „Biednych Diabłów” (Czy „Biedne Diabły” nie wzięło się przypadkiem z braków w umundurowaniu i sprzęcie?) Nie odnotowano tylko, jakie to były jednostki i kto nimi dowodził. Ordre de Bataille Armii Loary odnotowuje, że pod Beaumont były dwa bataliony Gwardii Narodowej z Mayenne. Chyba więc jednak Wawer pojawił się tam, szczególnie że sam o tym pisał. Wspominał też, że Legii Honorowej nie dostał z uwagi na „wydarzenia w Paryżu”.

 

Faktem jest, że po Komunie Paryskiej i udziale w tych wydarzeniach Gwardii Narodowej nie mogło być mowy o odznaczaniu gwardzistów, a wręcz przeciwnie, ci co się w Paryżu znaleźli, kończyli „pod murem” lub też na zesłaniu na Nowej Kaledonii lub Gujanie.

 

Przyjmując, że Wawer bronił miasta i znalazł się w Pré-en-Pail, jego ostania pozycja znajdowała się zaledwie 25 kilometrów od domu. Było więc o co walczyć.

Wawer nie był jedynym polskim dowódcą w Pré-en-Pail, znalazły się tam zasłużone w walkach jednostki ochotników pułkownika Lipowskiego.

 

Aby przybliżyć epokę, zamieszczam rysunki przedstawiające żołnierza Gwardii Zmobilizowanej z tamtego regionu i rysunek przedstawiający pułkownika Ernesta Lipowskiego.

        Ostatecznie podpisanie zawieszenia broni uratowało Konstantego przed obroną „własnego progu”, do czego, jak mi się wydaje, byłby zdolny.

Pani Aline Constance doczekała się powrotu z wojny i męża, i syna. Fakt uczciła wystawiając przy wjeździe do Grande Haie kapliczkę, w podziękowaniu Matce Boskiej za uratowanie życia wszystkim członkom jej rodziny. Kapliczka przetrwała panią Aline i Wawra, przetrwała i Léopolda. Zaginęła pamięć o pobycie Ramotowskich w Désertines, została kapliczka zwana przez miejscowych „Kapliczką Ramotowskiej”, choć nikt już nie wiedział dlaczego. Wreszcie huraganowe wiatry w 1999 roku przetrzebiły Wielką Aleję prowadzącą do dworu, a upadające drzewa zniszczyły ten ostatni ślad po Ramotowskich w Désertines.

Po wydarzenich Komuny Paryskiej Wawer musiał „siedzić cicho”, zresztą w 1876 roku zmarła jego żona i opuścił Grande Haie, do którego nie miał żadnych praw.

Znalazł się „na paryskim bruku”. Był aktywny w polskich środowiskach emigracyjnych, zbierał datki na pomoc dla swoich kolegów powstańców, w końcu i sam dostawał z tych źródeł zasiłki.

Los uśmiechnął się do niego po raz ostatni w 1886 roku. Z Afryki po walkach w Algierii Maroku i Senegalu wrócił jego syn Léopold. Awansowany do stopnia majora, odznaczony Legią Honorową, otrzymał dowództwo szwadronu i funkcję szefa instruktorów w prestiżowej szkole kawalerii w Saumur. Wawer przeniósł się do niego. Ostatnie dwa lata życia spędził, jak się wydaje, tak jak marzył. On, emerytowany oficer polski i francuski, u boku robiącego karierę wojskową syna oficera w najlepszej we Francji szkole kawalerii. W porównaniu do pozycji rodzinnej w Grądach Wielkich w Ziemi Wiskiej, z których wyszedł jego ojciec, była to bez wątpienia wielka zmiana sytuacji.

Józef Konstanty „Wawer” Ramotowski zmarł 20 lipca 1888 roku.Śmierć Konstantego nie zakończyła jego wędrówek po tym świecie. Léopold nie zamierzał zastać w Saumur, nie chciał też pochować tam swojego ojca. Nie czuł się chyba też związany z Désertines, gdzie była pochowana jego matka. Ciało Konstantego zostało przewiezione do Mortain i tam pogrzebane.

Pułkownik Léopold Ramotowski

        Léopold kontynuował karierę wojskową. Awansowany do stopnia pułkownika dowodził pułkami kawalerii, w końcu w stopniu generała brygady był dowódcą 3-ciej brygady kirasjerów.

Kaprys losu spłatał mu jeszcze jednego psikusa. Léopold, wychowanek szkoły Batignolles przygotowującej kadry do przyszłego powstania w Polsce, syn zasłużonego dwukrotnego powstańca był prezentowany carowi Mikołajowi II. Stało się to przy okazji „Wielkich manewrów wschodnich” w roku 1901. Manewry te obserwował car Mikołaj II, przebywający w tym czasie we Francji z okazji podpisania przymierza wojskowego między Francją a Rosją.

Korpus generalski był prezentowany carowi Mikołajowi II, a jednym z nich był Léopold  Ramotowski. Warto jeszcze dodać, że w manewrach uczestniczył też pułkownik Ledochowski (Ledóchowski) dowódca 9-tego pułku kirasjerów.

Dalsza kariera Léopolda Ramotowskiego została zablokowana w czasie  tzw. „afery teczek”.  W roku 1900 Minister Wojny generał dywizji Louis André zarządził równoległe, niezależne od oficjalnych kanałów wojskowych zbieranie informacji o sympatiach politycznych i religijnych kadry dowódczej armii francuskiej. Zadanie to zostało zlecone loży masońskiej „Wielki Wschód Francji”. W fiszkach osobowych stawiano miedzy innymi skrót „VLM” – „Va à la messe „ – chodzi na msze, lub co jeszcze gorzej „VLM AL” pour „Va à la messe avec un livre” – chodzi na msze z książeczką do nabożeństwa. Akcję zakończono w 1904 roku w grudniu 1905 roku wydano dekret o rozdziale kościoła i państwa.

Znalazło się więc również coś na generała Léopolda Ramotowskiego.

Zakończył służbę liniową i znalazł się w Paryżu jako członek „Komisji Technicznej Kawalerii”. Wtedy też kupił na paryskim cmentaru Montparnasse mogiłę, zarządził ekshumację prochów matki i ojca i 17 listopada 1904 roku złożył ich szczątki na Montparnasse. Zadbał o pochowanie tam w marcu 1912 roku swojej siostry Marie Leocadie.

Generał Léopold Thadée Ramotowski nie założył rodziny i zmarł samotnie w grudniu 1921 roku, a odpowiedzialny za pochówek pan Beugold – prawdopodobnie notariusz - nie zadał sobie nawet trudu, aby wyryć jego nazwisko na grobie rodzinnym, w którym został pochowany.

(Tę tajemnicę udało mi się poznać po niezbyt zresztą legalnym wglądzie w metrykę grobu)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Józef Konstanty Ramotowski przeszedł do historii, jako „Wawer” i z uwagi na swoje zasługi w czasie Powstania Styczniowego został w niej odnotowany. Nie była to postać pierwszoplanowa, przynajmniej w ogólnopolskim spojrzeniu na powstanie, tym nie mniej opracowywano jego biografie. Robili to zawodowi historycy, robili i amatorzy, w związku z czym, postać ta obrosła legendami, nie zawsze prawdziwymi. Warto więc wyprostować te pomyłki.

 

1.Pisząc o „Wawrze” podaje się często tylko jego drugie imię. Naprawdę nazywał się Józef Konstanty.

2. Nie pochodził ze szlachty litewskiej. Kolebką rodziny Ramotowskich była Ziemia Kolneńska i Wiska i stamtąd pochodzą przodkowie „Wawra”.

3. Nie jest oczywiste, że zapisał się na studia na Wydziale Prawa i Administracji. Sam podaje inny wydział.

4. Po przyjeździe do Francji nie zajmował się rolnictwem. Jego źródłem utrzymania, aż do   czasu ożenku z Aline Constance de Beauchesne, były zasiłki wypłacane przez państwo  francuskie.

5. Nie wstąpił do Legii Cudzoziemskiej i nie brał udziału w podboju Algierii. (W walkach w Algierii w latach 70-tych dziewiętnastego wieku brał udział, jako oficer armii francuskiej, jego syn Léopold Thadée.

6. Nie posiadał majątku w Algierii.

7. Nie zaakceptował amnestii carskiej i nie wrócił do Polski w roku 1857.

8. Po powrocie do Francji zamieszkał ponownie w Désertines, a nie w Sait Germain en Layne.

9. Sprostowania wymaga też używana przez polskich historyków nazwa „Gwardia Narodowa Ruchoma”. Jednostkom tym, formowanym z mieszkańców danego regionu i przeznaczonym do jego obrony, można przypisać wiele cech, ale nie ruchliwość. Pomyłka bierze się z dosłownego tłumaczenia francuskiej nazwy „Garde Nationale Mobile”. Francuzi uprościli sobie pełną nazwę formacji „Garde Nationale Mobilisé”, a Znaczy „Gwardia Narodowa Zmobilizowana”.

10. Nie jest prawdziwą powtarzana w okolicach Mayenne legenda, że Ernest Marie de Labroise – pasierb „Wawra” - wystawił na wojnę francusko-pruską pułk jazdy. Pomijając fakt, że koszta z tym związane przewyższały możliwości właścicieli Grande Haie, Ernest de Labroise zmarł w roku 1859.

11. Nie jest prawdziwą podawana przez genealogów francuskich informacja, że Konstanty Ramotowski był generałem, podobnie jak jego syn Léopold Thadée. „Wawer” zmarł, jako pułkownik Wojska Polskiego i podpułkownik francuskiej Gwardii Narodowej.

 

Z uwagi na pozycję Józefa Konstantego „Wawra” Ramotowskiego wielu z nas, należących do licznego rodu Ramotowskich, zadaje sobie pytanie, jakie związki krwi łączą nas z Józefem Konstantym. Jego syn Leopold zmarł bezpotomnie, nie ma więc Ramotowskich w prostej linii po „Wawrze”.

Olbrzymią pracę w poszukiwaniu krewnych Józefa Konstantego wykonał pan Marek Śleszyński z Wołomina. Dzięki jego poszukiwaniom wiemy dużo więcej o jego ewentualnych krewnych.

Niestety najstarszy brat Józefa Konstantego, Aleksander miał tylko jednego syna, który zmarł jako dziecko. Nie udało się (mam nadzieję, że tylko dotychczas) dotrzeć do dokumentów metrykalnych Franciszka Ludwika i Nikodema Józefa. Pozostają więc dalsi krewni. W pierwszej linii mamy tu Ramotowskich z Grądów Wielkich – kiedyś Szlacheckich. W nastepnej kolejności mamy linie z Orlikowa i Danowa oraz z Plut. Opracowanie niniejsze nie jest wywodem genealogicznym i nie pozwala na tworzenie wielostronicowego drzewa genealogicznego. Pewnym jest, że krewni „Wawra” żyją wśród nas i że ja sam, podobnie jak wielu innych, do nich należę.

 

Szlak bojowy Józefa Konstantego Ramotowskiego oparłem w dużej części na artykule pana Zygmunta Stefana Zalewskigo zamieszczonym w „Echach Przeszłości”.

 

 

Echa Przeszłości 2012

Zygmunt Stefan Zalewski

Jeszcze o bitwie pod Siebruczynem

Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie

 

 

                                                          Opracował Janusz Przemysław Ramotowski

 

Tekst ukazał się wcześniej w "Verbum Nobile" 19/2015. 

Zdjęcie bramy koszarowej 6 pułku kirasjerów, podczas przeglądu warty w Sainte Menehould. Zdjęcie zostało zrobione po 1890 roku (kirasjerzy są uzbrojeni w karabinki Berthier model 1890) Z dużym prawdopodobieństwem pochodzi więc z okresu, kiedy 3 brygadą kirasjerów dowodził gen. Leopold Ramotowski i często kwaterował w Sainte Menehould

bottom of page