Pamiętnik podlaskiego szlachcica

Na Święty Jan Borowscy wyprowadzili się do Karczewa i zabrali ze sobą Kazie. Po paru tygodniach Adaś przyjechał po mnie, a kiedy nie chciałem jechać, starał się usilnie przełamać mój upór, tłomacząc, że przez pare miesięcy odbędę praktykę w dużym gospodarstwie, co mi się bardzo może przydać w życiu, a kiedy i to nie pomagało, uderzył w czułą stronę, że Andzia z Kazią bardzo tęsknią i wysłały go po mnie. W końcu zdecydowałem się ulegając prośbom przez wzgląd na siostry. Posłałem po Kamieńskiego, którego zawiadomiłem o mym wyjeździe, dałem mu swój adres, żeby wiedział gdzie mnie szukać i zakomunikował komu należy, o zmianie mego miejsca pobytu. Do Warszawy z Korczewa przymuszony byłem sam pojechać. Z Wierzbowizny do Warszawy koleją było bardzo zręcznie jeździć, z Korczewa zaś było znacznie trudniej, bo trzeba było dojeżdżać końmi do stacyi w Czyżewie co najmniej mil sześć, no ale Borowski przyrzekł dawać mi dobre konie i wygodną bryczkę, więc wyjechałem z nim do Karczewa. Dobra a raczej klucz Karczewski składał się z 7 folwarków. Sam Korczew nadzwyczaj galanteryjnie urządzony, tu mieszkała wdowa po Aleksandrze Kuczyńskim z domu Wolfers z trzema córkami, Ludwiką, Cesią i Józią. Andzia z Kazią ogromnie ucieszyły się z mego do nich przybycia. Na mieszkanie Borowskim był przeznaczony pałacyk,

nazwany Syberyją, dla tego zapewne, że niegdyś było to więzienie Ziemi Drohiczyńskiej. Obecnie przebudowany na mieszkanie dla rządcy, na kancelaryję i kasę. Z okna mego pokoju roztaczał się prześliczny widok na rzekę Bug i na miasto Drohiczyn za rzeką. (…)

Gospodarstwo Karczewskie było urządzone tak, że miało wszystko swoje, a więc warsztaty rymarskie, siedlarskie, fabrykę powozów, wyrób narzędzi rolniczych, kołodziejstwo, wypalanie węgli, wytapianie smoły i terpentyny. Warsztaty ciesielskie, stolarskie i cegielnie, gorzelnie i browar. Ale najwięcej zajmowało mnie leczenie inwentarza. Nauczyłem się puszczania krwi, dawania zawłok i fontaneli, robienia obrotów przy złem położeniu, w czasie nieprawidłowego cielenia się krów i klaczy. Nabrałem znajomości koni, ich wad i zalet. W stajni cugowej stało 18 ogierów rozmaitej krwi i rasy, był nawet jako dożywotnik stary ogier księcia Pankiewicza. Kuczyński nieboszczyk był bowiem w wielkiej przyjaźni z księciem. Obsługa przy stajni składała się z kilkunastu stajennych i dwóch brajterów czyli ujeżdżaczy, a nad niemi naczelnik stajni w osobie Justyna Czapskiego. (…)

Ludność w okolicy Karczewa składała się z 1/3 części unitów a 2/3 katolików. Między sobą rozmawiali po małorusku, zaś do administracyi i w ogóle inteligencyi, jak również w urzędzie gminnym i kościele, po polsku, wyrażając się czysto i poprawnie. Naród to pracowity i moralny. Rzadko bardzo było o wypadek dzieci przedślubnych i taka dziewucha była do tego stopnia pogardzaną, że za mąż nie wychodziła. Po mimo to w obejściu, dziewuchi były bardzo swawolne i niewstydliwe. Przytoczę pewne zdarzenie, które najlepiej odmaluje ich naturę:

Po prawej stronie od Korczewa do Szczeglacina na paśni dworskiej, stożono żyto. Gatunek ziemi, czarny lekki, piasek który okurzał pracujących jak sądzę. Teraz paśnia ta została zirygowana i cała przestrzeń zamieniona na łąki, gdyż położenie było nizkie i równe, więc nadawało się z korzyścią na taką melioracyją. Zabawiwszy z godzinę, po wydaniu dyspozycji dozorującym i ekonomowi, Borowski kazał nawrócić i wieść się do folwarków Czaple i Bartków.

Wieczorem kiedy ludzie zchodzili już z roboty, wracaliśmy tą samą drogą, gdyż Adaś chciał zobaczyć czy Żyto zostało zestożone. Przejeżdżając przez most po Szczeglacinem natknęliśmy się na kąpiące się dziewuchi w rzece przy moście, było ich ze 20 Dziewuchi spostrzegłszy nas wyskoczyły z wody na drogę nago, zatrzymywały konie i domagały się wódki, gdyż wrazie odmowy groziły, że wyprowadzą nas z bryczką do rzeki.

Na widok tylu gołych kobiet, zeskoczyłem z bryczki, przyglądałem się niezwykłemu dla mnie widokowi, gdyż tyle gołych kobiet o różnych kształtach, w życiu nigdy nie spodziewałem się zobaczyć. Naraz spostrzegłem między niemi jedną o tak klasycznych kształtach i budowie, że gdyby rzeźbiarz, lub malarz ją skopiowali, spewnością arcydzieło ich uwięczone by zostało pierwszą konkursową nagrodą. Kiwnołem na nią, podbiegła bez żadnej żenady, więc spytałem jak się nazywa i z kąt jest? Odpowiedziało śmiało. Alboż panicz mnie niezna, jestem Marysia postatnica, w tym Adaś napisawszy kwit na 2 garnce wódki, zawołał „Julek siadaj jedziemy”. Dziewuszki podziękowały, a my wróciliśmy do domu. (…)

Wrzesień był prześliczny ciepły, moje pole zazieleniło się prześlicznie. Edward kazał wynieść się z krzesłem i podziwiał wegietacyję zasiewów. Ojciec ręce zacierał z radości i zadowolenia, taki bowiem miał zwyczaj.

W październiku pojechałem do Bielska na jarmark i kupiłem 2 klacze po lat 4 siwe. Odstawiłem 4 woły i te klacze, żeby popaść na jarmark do Zambrowa.

Woły sprzedałem Żydom w domu, a klacze w Zambrowie i zaraz z utargowanymi pieniędzmi pojechałem do Warszawy i kupiłem młocarnie. Przybrawszy zdatnego cieśle, kierując robotą, ustawiłem młocarnie i przy niej sieczkarnie.

    0