Boże Narodzenie
BOŻE NARODZENIE
Boże Narodzenie, jak każdy wie, to święto upamiętniające narodziny Jezusa Chrystusa. W tradycji chrześcijańskiej ta uroczystość liturgiczna przypada na 25 grudnia. Po raz pierwszy święto Bożego Narodzenia obchodzono w Polsce w IV wieku n.e.. Jednak obrzędy związane z radosnymi narodzinami Pana na przestrzeni lat ulegały zmianom.
Po zakończeniu jesiennych prac w polu następował okres zadumy, wyciszenia. Gwarne życie domowe stawało się poważne i bardziej pobożne. Sprzyjała temu aura pogodowa. W czasie długich, zimowych wieczorów kobiety zbierały się by wspólnie pracować: przędziono, tkano, darto pierze. W czasie wykonywania tych czynności śpiewano pobożne pieśni i opowiadano baśnie i bajki, bajano. W dworach szlacheckich porządku na zebraniach pilnowała pani domu, która sama kierowała śpiewem i pracą.
Gdy kończył się Adwent zmieniał się także nastrój panujący w domach wiejskich, jak i szlacheckich. Chętnie przyjmowano gości. Zewsząd odczuwalna była świąteczna radość. W Wigilię Bożego Narodzenia od samego rana czyniono przygotowania do obiadu. O świcie mężczyźni, a z dworów słudzy wychodzili łowić ryby. Z niecierpliwością oczekiwano ich powrotu, by zdążyć z przygotowaniem wszystkich potraw. Podawano najróżniejsze postne jadła m.in. zupę migdałową z rodzynkami, barszcz z uszkami, karpia, kutię. Tę ostatnią serwowano jedynie na pograniczach Korony, gdyż w innych częściach Polski była ona nieznana. Wygląd uczty wigilijnej różnił się nie tylko w zależności od zamieszkałego regionu, ale także od stanu majętnego. W domach szlacheckich podawano wyłącznie ryby, które były przyrządzane na różne wymyślne sposoby.
Na stół wigilijny kładziono siano lub słomę. Jędrzej Kitowicz wspomina, iż „pomiędzy siano kładziono chleb, lalki i pieniądze. W zależności od tego, co kto wyciągnął taką miał wróżbę na przyszłość.” Z tego zwyczaju pozostało nam oczywiście sianko, a w niektórych domach praktykowany jest zwyczaj kładzenia też pieniędzy, które podrzuca aniołek bądź inna postać. Dopiero po takim przybraniu stołu kładziono obrus i stawiano na nim wigilijne potrawy. Innym zwyczajem było stawianie w kątach pomieszczenia snopów żytnich. Czasami rozściełano także słomę na podłodze. W ten sposób nawiązywano do żłóbka, w którym przyszedł na świat Jezus.
W uroczystym obrzędzie wigilijnym brała udział cała rodzina i goście. W dworach, w których gospodarze byli tradycjonalistami do stołu zapraszano także służbę. Po ujrzeniu pierwszej gwiazdy na niebie wszyscy łamali się opłatkiem. W tym przypadku podział klasowy także się zacierał. W Wigilię pamiętano także o nieobecnych. Zostawiano dla nich wolne miejsce przy stole. Kiedy na ucztę wigilijną przychodził niezapowiedziany gość, zanim usiadł na krześle przy stole, musiał na nie dmuchnąć, gdyż mogła już na nim siedzieć dusza. W niektórych domostwach jedzenie pozostawiano do następnego dnia, by mogły się posilić dusze zmarłych.
W dniu przyjścia na świat Zbawiciela pamiętano o wszystkich, nawet o zwierzętach i roślinach. Po skończonej wieczerzy wigilijnej wynoszono pozostałości jedzenia zwierzętom. Część rozsypywano przed domostwem. Pożywienie to było zaproszeniem dla wilka. Miał on przyjść w czasie świąt, by już nie odwiedzać danego gospodarstwa w czasie roku. Wierzono, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem, rozmawiają ze sobą. Drzewa owocowe, aby dobrze rodziły okręcano siankiem ze stołu. Te, które przestały owocować w Boże Narodzenie straszono siekierką. Uważano, że mogą one mieć owoce, tylko nie chcą. Kiedy Chrystus się rodzi, przyroda budzi się do życia. Straszenie miało przynieść oczekiwane skutki.
Wieczór wigilijny traktowano jako idealny do wróżenia. W „Dawnych obyczajach i zwyczajach szlachty i ludu wiejskiego w Polsce i ościennych prowincyach” znajduję się wzmianka dotycząca wyścigów do dzwonnicy. Ścigali się wszyscy kawalerowie a ten, który pierwszy zadzwonił także pierwszy miał się ożenić. W okolicach Chełmna wykonywano figury chłopaka i dziewczyny. Podpalano je i obserwowano płomienie. Jeśli schodziły się, wróżba była pomyślna. Jeżeli nie chciały się zejść, wróżba była zła. Kolejną wróżbą, która miała przynieść szczęście na cały rok było przywłaszczenie sobie czegoś od sąsiada. Sąsiadom zawsze lepiej się powodzi ☺ Najczęściej kradziono odrobinę zboża, co bardziej traktowano jako żart niż jako kradzież. Na pewno wszyscy pamiętają powiedzenie „Jaka Wigilia, taki rok”. W Wigilię pierwszą osobą przekraczającą próg domu powinien być młody mężczyzna, z którym wchodziły szczęście i pomyślność – gdyby pierwsza weszła kobieta wniosłaby nieszczęście i troski. Tego dnia niczego się nie pożyczało, aby dobrobyt nie wyszedł z domu, a jeśli ktoś zwracał garnek, nie mógł on wrócić pusty. Panny na wydaniu, aby zapewnić sobie bogate zamążpójście myły się rano w wodzie, do której wrzucano jakiś złoty przedmiot, a potem zjadały kawałek surowej rzepy, by być silne i zdrowe jak ona. Po kolacji wyciągały spod obrusa źdźbła siana: zielone oznaczało zamążpójście, a żółte staropanieństwo. W niektórych częściach Polski przetrwała tradycja umieszczania jednego grosika w uszku w barszczu. Temu, kto na niego trafi, szczęście będzie dopisywało przez cały rok. Oczywiście w tak radosnym dniu nie należało się kłócić i sprzeczać, gdyż wierzono, że taka zła atmosfera będzie trwała do następnej Wigilii. W okresie od Bożego Narodzenia do Nowego Roku kobiety nie mogły prząść kądzieli, żeby wilki bydląt nie pozjadały.
Oczywiście w wigilijny wieczór przychodził Mikołaj. Skąd wzięła się postać człowieka obdarowującego innych prezentami każdy dobrze wie, ale czy wiemy skąd się wzięła rózga? Otóż w dawnych czasach z rózgą wędrowali kolędnicy. Rozdawali pięknie zdobione rózgi wszystkim dzieciom. Dzisiaj rózgę otrzymuje tylko niegrzeczne dziecko.
W wigilijnym dniu na nabożeństwo – pasterkę przybywano tłumnie. W kościele śpiewano kolędy. Ksiądz z ambony przemawiał wzniośle, ale bawił przy tym i wzruszał. Przed XVIII wiekiem w czasie głoszenia kazania na pasterce księża rozdawali słowną kolędę. Wierni byli obdarowywani m.in. pieluszkami, żłóbkiem. Nie brakowało przy tym śmiechu.
Wiele z wymienionych bożonarodzeniowych obrzędów nie jest już praktykowana. Nie wierzymy we wszystkie przesądy i zabobony. Jednak to, co jest niezmienne to przede wszystkim radość, która towarzyszy nam w czasie narodzin Jezusa. Miejmy nadzieję, że i w tym roku nie zabraknie jej w żadnym domu.