Komunizm - taki system
Komunizm, to taki system polityczny, który rozpowszechnili panowie Marks i Engels. Wydali oni w 1848r. „Manifest komunistyczny”, w którym sformułowali główne założenia swojej ideologii. Jednym z podstawowych, o ile nie najważniejszych, postulatów ogłoszonych przez Marksa i Engelsa, była „walka klas”. Mówiąc w skrócie, chodziło o to, żeby wprowadzić w życie system, w którym wszyscy ludzie są sobie równi. Piękne założenie. Piękne... Żeby zrealizować cel, trzeba przekonać klasę posiadaczy (burżui), aby oddała swój majątek zwykłym szarym ludkom (proletariuszom). Wiadomo, nie zechcą. No bo niby z jakiej okazji mają się dzielić swoją ciężką pracą z typem spod budki z piwem? Twórcy nowego systemu przewidzieli taki rozwój wypadków. Burżuj, to wróg i trzeba go zabić. Nie tylko pojedynczego burżuja zabić; zabić całe narody, które staną na drodze nowego ładu. Ot rozwiązanie.
W pięknym i sielankowym państwie proletariackim, cała produkcja dóbr naturalnych i przemysłowych miałaby być własnością ogółu, nad którym czuwałby wódz z przedstawicielami partii proletariackiej. Bez własności prywatnej. To państwo zadba o wszystko, czego obywatelowi potrzeba. Dobrobyt do tego stopnia, że nawet w sklepach będzie można brać wszystko, czego dusza zapragnie, wedle potrzeb.
I tak, ideę podchwycił typek zwany Leninem (właśc. Władimir Iljicz Uljanow). Ponieważ kapitalista nie miał zamiaru oddawać władzy w aparacie państwowym, ani rozdawać swojego majątku wszystkim dookoła, trzeba go było doprowadzić do porządku siłą. Tak to wybuchła w Rosji rewolucja. Rok 1917: rok rewolucji bolszewickiej. Bolszewicy obalili władzę caratu i przejęli władzę w kraju. Tego jednak było za mało. Postanowili swoja światłą, sielankową ideę państwa bezklasowego, wprowadzić na całym świecie. „Naprzód na Zachód – przez trupa Polski do serca Europy!” – wydał rozkaz towarzysz Lenin. I tak ruszyła wielka Armia Konna Budionnego na Polskę. Dotarła nawet pod Warszawę, ale niebawem jeszcze szybciej wracała z powrotem do swojego raju, niesiona na szablach naszych ułanów. Był rok 1920. W dwa lata później powstało pierwsze komunistyczne państwo: Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich (albo Radzieckich, jak kto woli). Oczywiście, komunistyczne było ono tylko w teorii, bo komunizmu, tak naprawdę nie da się wprowadzić. Tylko ktoś pozbawiony wyobraźni, może wierzyć w podobne banialuki.
Na pogromie bolszewików w Bitwie Warszawskiej, całkiem korzystnie wyszedł pewien typ, jak się później okazało, spod ciemnej gwiazdy. Nazywał się Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, a przybrał sobie nazwisko Stalin. Typ, który po trupach szedł do celu. Dosłownie. Gdy ten cel już osiągnął i stanął na czele państwa dobrobytu, stał się bezwzględnym dyktatorem. I piewcą komunizmu, rzecz jasna. Sztandary proletariackie nadal miały przeć na przód, „na Zachód” i łopotać w każdej stolicy świata. Stalin wiedział już, że jak to nie raz już bywało, twardym murem będzie krnąbrna Polska. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na kolejną klęskę pod Warszawą. Jaka rada? Prosta – zbroić się. I zbroił się towarzysz Stalin. Sprzedawał zboże za granicę, a produkował czołgi, samoloty, samochody, działa, radiostacje, pociski, bomby… Słowem, całe żelastwo potrzebne do zdecydowanego uderzenia, któremu nie oprze się świat. I naprodukował towarzysz Stalin, naprodukował tyle, że wszystkie armie świata tyle na oczy nie widziały. Koszt był dosyć duży, bo żeby wyprodukować tyle trybów machiny wojennej, trzeba było zagłodzić na śmierć kilka milionów ludzi. Dla Stalina nie stanowiło to problemu. W sumie przez lata sprawowania niepodzielnej, absolutnej władzy, wymordował dziesiątki milionów istnień ludzkich. Kolejne kilkanaście milionów wymordował Hitler, którego Stalin posadził, jako woźnicę w pierwszym konwoju machiny wojennej. To była wojna, jakiej świat jeszcze nie widział.
W świecie ludzi równych, wszyscy pracują po równo i po równo mają wypłacane wypłaty. Nikt nie może się wyróżniać. Ale, jak to? Przecież sam wódz już się wyróżnia. Chociażby willę ma piękniejszą od chatki przeciętnego wieśniaka. Jedzenia ma w bród, a inni głodują. Gdzie tu równość? Ludzie odpowiedzi nie znali, więc postanowili się z państwa „dobrobytu”, wynieść w cholerę. Ale, gdzie tam, nie wolno. Kula w łeb, jak się nie podoba. Profilaktyczna kula w łeb nie zaszkodzi nigdy (może odbiorcy...). Z czasem uciekających z kraju będzie coraz więcej. Granice trzeba będzie uszczelniać kordonami wojska. Chyba, że… granic nie będzie. Czerwony sztandar rewolucji załopocze na całej kuli ziemskiej i nie będzie już ucieczki. Póki co, uciekających trzeba pilnować. Ktoś musi dowozić jedzenie i dzielić między poszczególne punkty, czy jednostki. Ktoś musi werbować żołnierzy, kucharzy, szewców, górników… Tak się rodzi biurokracja.
Czy wodzowi, stojącemu na czele tak pięknej idei zależy na tym, żeby wszyscy mieli wszystkiego po równo? Żeby wszystkim żyło się lepiej? Nie za bardzo. On, prawdopodobnie doskonale wie, że to bzdura. Poza tym, po co miałby zamieszkać w chatce wieśniaka i zrównywać swój los z jego? Nie lepiej w kremlowskim, albo innym pałacu? Ze służbą i ochroniarzami? Latem gdzieś na Krymie, Odessie? Dla wszystkich przecież miejsca w Odessie nie ma. I nie będzie. Piękne miejsca muszą być rezerwowane dla elity. Koniec z równością. Koniec idei komunizmu. Początek zbrodni, albo strasznej głupoty.
Aż przykro patrzeć jak w Polsce łopoczą sztandary z gębami twórców tego zbrodniczego reżymu. Jak maszerują ludzie z symbolem sierpa i młota. Symbolem, pod którym wymordowano dziesiątki milionów istnień ludzkich, w tym setki tysięcy Polaków. Symbolem, który zakazany jest konstytucyjnie!