top of page

Czarownice - kontekst historyczny

CZAROWNICE – KONTEKST HISTORYCZNY


W zachodniej Europie przyjął się pogląd, że szatan jest w stanie opanować kobietę i dając jej moc czarowania szkodzi w ten sposób ludziom, zwierzętom i plonom. Przesąd ten przedostał się do Polski ok. XV wieku, gdzie znalazł bardzo dobre podłoże dalszego rozwoju. Na ziemiach polskich postać czarownicy ukształtowała się z różnych wzorów. Ogromny wpływ miały lokalne wierzenia dotyczące postaci demonicznych zwanych babami jagami, wiedźmami i znachorkami. Postacie te różniły się od siebie umiejętnościami, a także działalnością.


Babą Jagą nazywano starą, chudą i potwornie brzydką kobietę, która wedle wierzeń porywała błąkające się po lesie dzieci. Karmiła je, a gdy osiągnęły odpowiednią wagę mordowała i zjadała. Z kolei wiedźma, jak sama nazwa wskazuje, była osobą posiadającą wiedzę. Mądrość jej była związana z ziołolecznictwem, medycyną i przyrodą. Z pewnością zajmowała się czarami i wróżeniem. Nie cieszyła się popularnością wśród mieszkańców, lecz w razie potrzeby zwracano się do niej po rady. Trzecia postać – znachorka ‘ta, która zna’, trudniła się leczeniem ludzi. Z jednej strony była ona oskarżana o sprowadzenie choroby, a z drugiej – w razie dolegliwości szukano ratunku właśnie u niej. Kobiety te, wyróżniające się spośród tłumu swoją wiedzą i umiejętnościami, posądzano niekiedy o kontakty z siłami nieczystymi. Już w XVI w. różnice pomiędzy tymi postaciami zaczęły się zacierać. W XVII w. kiedy co raz częściej płonęły stosy z domniemanymi wspólniczkami szatana, społeczeństwo ogarniała atmosfera lęku, a dominującym typem czarownicy stał się wzór z zachodu. Według Bohdana Baranowskiego ”w wierzeniach ludowych działalność czarownic szła w kilku kierunkach.

Pierwszym były czary mające na celu szkodzenie zwierzętom gospodarskim – ściąganie na nich chorób, napuszczanie wilków, które by je pożarły (…); drugim kierunkiem działalności czarownic były czary mające na celu ściągnięcie nieurodzaju, a więc spowodowanie niekorzystnych warunków atmosferycznych, lub plagi robactwa czy myszy; trzecim – „szkodzenie na zdrowiu” czyli powodowanie chorób, a nawet doprowadzanie ofiar do śmierci; czwartym – czary miłosne czyli skierowanie uczuć danej osoby w odpowiednim kierunku, odebranie powodzenia w miłości, spowodowanie bezpłodności i impotencji; piątym – tzw. „odebranie szczęścia””.[1] Teorie te nieświadomie popierał Kościół, który w dobie kontrreformacji ze zdwojoną siłą zaczął walczyć z szatanem, a także ze sprawczyniami zła - czarownicami. W piśmiennictwie powoli zaczęła rozwijać się nauka o czarach i czarownicach, które pozostają w związku ze złymi mocami,[2] dostarczając przy tym wielu instrukcji jak rozpoznać domniemaną czarownicę.

O czary posądzano przeważnie kobiety, które swoim wyglądem wzbudzały strach i obrzydzenie. Powodowało to pewną izolację, co z kolei wpływało na ich swoisty sposób życia. Opinia wiejska chętnie oskarżała o czary kobiety nielubiane przez społeczność, złośliwe, zawistne lub wyjątkowo nietowarzyskie. Ofiarami tego zabobonu padały także kobiety biedne, będące najsłabszymi jednostkami we wspólnocie.

Znane też były sposoby wykrycia sprawczyni szkód, która swymi czarami zaszkodziła domowi czy też gospodarstwu. W tym celu palono zioła, wymawiano zaklęcia. Wierzono, że w ten sposób sprowadzi się czarownicę. Jeżeli w tym czasie zjawiła się jakaś kobieta, z góry uważano ją za winowajczynię.

Na takiej podstawie powstała inkwizycja, której główna zasada procesowa polegała na domniemaniu winy oskarżonego. Sposób prowadzenia przesłuchań, używanie tortur dla wymuszenia zeznań, pełna izolacja w więzieniu oraz bardzo długi czas prowadzenia procesu, znacznie utrudniały udowodnienie niewinności. Wystarczy wspomnieć proces Joanny d’Arc, aby przypomnieć sobie procedury postępowania sądowego. W Polsce wobec oskarżonej najczęściej stosowano próbę wody. Polegała ona na tym, że związaną kobietę pławiono w wodzie, w rzece lub stawie. Niewiasta niesłusznie obwiniona - tonęła, jeżeli była czarownicą woda nie chciała jej przyjąć. Paradoks sytuacji polegał na tym, iż kobiety pławiono w obszernych sukniach. Zanim materiał nasiąknął wodą oskarżone przez pewien czas utrzymywały się na powierzchni. To wystarczyło by uznać je za wspólniczki szatana.[3] Jeżeli oskarżona dobrowolnie nie przyznawała się do winy, oddawano ją w ręce kata, który stosował tortury. Wyczerpane kobiety, chcąc uniknąć dalszych męczarni odpowiadały twierdząco na zadawane pytania. Opowiadały o uwiedzeniu je przez diabła, o zawarciu z nim ślubu, o sabatach odbywających się na Łysej Górze, a także o czarach rzucanych przez nie na ludzi i zwierzęta. Po upewnieniu się, że kobieta nie zmieni swoich zeznań pytano o wspólniczki. Często padały nazwiska sąsiadek, znajomych czy przypadkowych osób.


W XVI w. tylko 4% oskarżonych o czary rzeczywiście spalono. W wieku XVII liczba ta wzrosła do 46%. Dopiero w roku 1774 podjęto ustawę zabraniającą sądom miejskim rozpatrywania procesów o czary. „Wiara w czarownice również utrzymywała się jeszcze przez cały XIX wiek, a nawet i w naszym stuleciu dochodziło nieraz na wsiach do samosądów, tropienia i prześladowania rzekomych czarownic. Przekonanie to wyrastało m.in. na tle ciemnoty i złych warunków zdrowotnych. Prace historyczno-etnograficzne wykazują, że „pożegnanie z diabłem i czarownicą” nastąpiło dopiero w ostatnich latach, że jeszcze do niedawna żywe były relikty zabobonów, które dominowały w obyczajowości polskiej w XVII-XVIII wieku.”[4] Pozostałości zabobonów związanych z wiarą w istnienie czarownic zauważyli pisarze pozytywistyczni. Chociaż opisane przez nich postacie bardzo się od siebie różnią, to jednak zostały stworzone w tym samym celu - by uświadomić ludziom, jak wiele nieszczęścia towarzyszy funkcjonowaniu tych guseł.


Ewa


[1] Bohdan Baranowski; op. cit.; s.223.

[2] Pierwsze wzmianki dotyczące demonologii i czarownic w literaturze ludowej znajdują się w „Peregrynacji dziadowskiej” z 1614 roku. Do dzieł o tej tematyce należy zaliczyć takie utwory jak: anonimowego autora „Czarownica powołana”, Poklateckiego „Pogrom czarnoksiężki”, Roszyńskiego „O nowinie cudownej” oraz najważniejszy utwór – „Młot na czarownice” w tłumaczeniu Ząbkowskiego. Utwory te dostarczały istotnych informacji na temat wspólniczek szatana, niekiedy traktując je bardzo poważnie, innym razem jako zabobon.

[3] Ryszard Berwiński w „Studiach o literaturze ludowej”, przytaczając Milewskiego wymienia osiem prób, które miały dowieść niewinności oskarżonej:

„1) Pojedynki sądowe, w których zwyciężony zawsze był za winnego uznany; 2) Próby ognia. Obwiniony powinien był chodzić po rozpalonem żelazie, po żarzących się węglach, lub trzymać w ręku rozgrzane do czerwoności żelazo. Każde zaś oparzenie dowodziło niewinności; 3) Próba wody gorącej. Zanurzano nogi lub ręce w wrzącej wodzie, a kto je bez uszkodzenia wyciągnął, za winnego bywał uznany; 4) Próba zimnej wody, czyli pławienie; 5) Wytrzymałość. Obwiniony musiał stać przez czas oznaczony z rękami w górę rozciągniętemi; jeżeli zaś ręce opuścił, już się tem samem przyznawał do winy; 6) Próba wagi. Ważono obwinioną, a gdy ta przypadkiem lekką się okazała, tem samem zaś sposobną do unoszenia się w powietrzu, musiała przeto być winną; 7) Wyciąganie kartek losem. Oskarzony kartki dla niego przygotowane z pod zasłony wyciągał; a jeżeli z nich krzyżykiem oznaczoną wyciągnął, tem samem już z zarzutu oczyszczony został; 8) Poświadczenie umarłych. Ciało zabitego kładziono na mary, pomówiony o morderstwo musiał zwykle dotykać się go, a niekiedy do samej rany rękę przyłożyć. Jeżeli z niej przypadkiem krew płynęła, lub się usta zmarłego zapieniły, wtedy obwiniony pospolicie uznany był mordercą.” (Ryszard Berwiński; op. cit.; s. 101-102.)

[4] Zbigniew Kuchowicz; Obyczaje staropolskie XVII-XVIII wieku; Wydawnictwo Łódzkie; Łódź 1975; s. 142-143.


bottom of page