Mur Berliński
W czasie nieustających problemów w Polsce w latach osiemdziesiątych znalazłam się przypadkowo w Berlinie Wschodnim. Podczas tego pobytu postanowiłam dotrzeć do muru.
Właśnie na tyłach tego rozległego parku, po raz pierwszy go ujrzałam.
Kolczaste akacje gnące się w nieskończonej pustce alei, potrząsały bezsilnie swymi liśćmi w lekkiej bryzie żółtego południa.
Park podzielony był jak gdyby na dwie części, każda o innej specyfice. Po jednej stronie był przestronny i wznosił do nieba swą delikatną i aksamitną zieleń, po drugiej, idąc w głąb, zamieniał się stopniowo w mroczny i ponury cień.
Tam nie było już ogrodu, tylko paroksyzm szaleństwa, obłąkany wybuch furii.
Tam znajdował się mur.
Pokryty czernią, wzdęty strachem, był haniebnym symbolem tyranii.
Któż mógłby stworzyć tak nikczemną ideę?
Człowieku!
Przekraczając progi
twej nieskończonej doskonałości
złudzenia rozproszyły się
czar znikł
a ja znalazłam się wśród
zdewastowanej
i niezmiernej
pustki.
Maska szarości malowała moje oblicze.
Snułam się, obserwując wszystko dookoła.
Grupka smutnych dzieci okupowała odrapaną i rozwalającą się ławkę.
Twarze przechodniów odzwierciedlały niezadowolenie, rozczarowanie i frustrację. Zjednoczeni w cichym pragnieniu przekroczenia muru, patrzyliśmy wszyscy na tę „strefę śmierci”, która dzieliła cały świat.
Skrwawione serca
zniszczone istnienia
rozdarte dusze
zabite myśli.
Ocean zła zalewa ziemię
zbrodnie władają ludzkością.
Zbyt wiele krzywd się wyrządziło
Basta wrogości!
Co ukrywało się za tą niepojętą konstrukcją, tak bardzo wysoką i ciągnącą się bez końca?
Zaczęłam marzyć.
Wyobrażałam sobie po tamtej stronie zaczarowany raj.
Chciałabym zrealizować tam swoje najśmielsze pragnienia.
Chciałabym znaleźć się w obfitych ogrodach świata by kosztować owoce wszystkich drzew.
Chciałabym stąpać po kwiecistych ścieżkach fascynującego świata kolorów.
Chciałabym ulecieć niby ten liść...
Niby ten liść
krążę bez wytchnienia
za nieosiągalnym goniąc
...wciąż... jeszcze... nadal
nieustannie.
Szybuję nad nieskończonością
wszelkich granic pozbawiona.
Bezmiar mnie zachwyca.
Przestrzeń mnie olśniewa.
Zatracona w bezkresach
mojej samotności
zachowuję z dumą
niezależność.
Uskrzydlona Wszystkim
kreślę w przestworzach
niekończący się szlak wolności.
D. Karewicz