Wojsko Polskie II RP w Garnizonie Zambrów
„Wojsko Polskie II RP w Garnizonie Zambrów” - to kolejna, jakże wartościowa książka Jerzego Dąbrowskiego o zambrowskim garnizonie wojskowym.
Promocja książki, poprzedzona pięknym występem zespołu „Camerata”, miała miejsce 10 września 2016r. w Regionalnej Izbie Historycznej w Zambrowie, w przeddzień głównych obchodów 77 rocznicy bitwy o Zambrów. Tym razem publikacja pana Dąbrowskiego poszerzona jest o źródła Centralnego Archiwum Państwowego, ale i archiwa londyńskie.
„Żeby napisać tę książkę, przesiedziałem miesiące w Centralnym Archiwum Wojskowym i przejrzałem wszystkie rozkazy dzienne dotyczące Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty, batalionu szkolnego i Mazowieckiej Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii.” – mówił autor książki podczas spotkania, które miało też sentymentalny wydźwięk, kiedy opowiadał o losach swego ojca, kapitana Władysława Dąbrowskiego. Według najnowszej wiedzy, kapitan Dąbrowski nie poległ na zambrowskim rynku, ale ciężko ranny zmarł w szpitalu w Dmochach. Być może, właśnie tam znalazł wieczny spoczynek dowódca 1 kompanii ckm? Ponieważ znane jest, prawdopodobne miejsce pochówku kapitana Dąbrowskiego, jest szansa na ekshumację i godne upamiętnienie jego osoby.
Fragment książki Pana Jerzego Dąbrowskiego:
"18. Dywizja skierowana o dwa dni za późno do odwrotu, w sytuacji, gdy już miała odcięte drogi odejścia, walczyła i ginęła samotnie na tyłach niemieckiego frontu [96]. W Łętownicy pozostało około 3000 ciężko rannych i chorych na wozach, w domach i na punkcie opatrunkowym.
Artylerii należy zawdzięczać, że przeciwnik nie zdołał aż do nocy z 12 na 13 września porozrywać i zniszczyć całej 18. DP. Dzięki niej pododdziały lub grupy żołnierzy mogły przebić się z kotła pod Andrzejewem, ale nie wszystkie dotarły za Bug, ponieważ w wyniku walk pościgowych prowadzonych przez Niemców część z nich została rozbita. Niewielka część żołnierzy z 18. DP, która przekroczyła Bug, dołączyła do SGO „Polesie” generała Franciszka Kleeberga, który skapitulował dopiero po stoczeniu ostatniej bitwy kampanii wrześniowej pod Kockiem 6 października 1939r.
Oto fragment wspomnień z bitwy pod Zambrowem i Andrzejewem sierż. Czesława Święczkowskiego, z-cy dowódcy plutonu łączności 71 pp, spisanych 16 czerwca 1970r. „III batalion uderza [na Zambrów]. Natarcie załamuje silny ogień artylerii i broni maszynowej. Żołnierze zaczynają wycofywać się, por. Piotrowicz (prawdopodobnie autor wspomnień podał błędnie nazwisko por., ponieważ por. Piotrowicz walczył w I baonie – przyp. aut.) dowódca kompanii saperów chwycił za karabin i biegnie nawołując żołnierzy do natarcia. W tym czasie zostaje ranny. Ranny jest również mjr J. Fober, d-ca batalionu. Ściągamy z przedpola rannego porucznika i majora do rowu przydrożnego. Mjr Fober żartuje, że został niefortunnie trafiony w pośladek. Porucznik ugodzony w obojczyk ma rozerwany mundur na plecach, jest blady, uśmiecha się. Przywieziony sanitariusz opatruje rannych, zbliża się wieczór. Natarcie 71. pp na Zambrów zostało zatrzymane. Pułkownik Kossecki wyciąga z kieszeni suchary, częstuje obok znajdujących się oficerów i żołnierzy, był spokojny. Zaczął mówić: „Chłopcy są zmęczeni, ale natarcie wznowimy o świcie”. W tym czasie zostałem lekko ranny w prawą nogę. Nastąpiło wycofanie się pułku do Zakrzewa Starego. Okazało się, że straty 71. pułku w bitwie o Zambrów były duże. D-ca dywizji przemówił do zebranego pułku: „Jesteśmy w kotle, jedynym wyjściem z sytuacji to przebicie się i marsz w kierunku na Brok”. Po całodziennej bitwie otrzymaliśmy pierwszy posiłek. Został nakazany marsz w nocy. Maszerowaliśmy w rejonie dywersji kolonistów niemieckich wsi Pęchratka, Paproć Duża i Paproć Mała. W ciągu nocy byliśmy wielokrotnie ostrzeliwani. W kłębowisku ludzi, koni i sprzętu powstała panika, jednak marsz był kontynuowany. O świcie dotarliśmy do wsi Łętownica, gdzie ściągały resztki 18. DP. …Walka o opanowanie wzgórza 132,7 rozpoczęła się. Brałem czynny udział w natarciu. Silny ogień artylerii i broni maszynowej natarcie załamał. Straty w ludziach bardzo duże. Słyszę o kapitulacji. Kapitan 42 pp organizuje oddział w sile około 200 ludzi i postanawia przebić się przez linię Niemców. Przyłączam się do oddziału. Uzupełniamy amunicję i w nocy oddział wzrusza do akcji. Przedpole oświetlone rakietami przedstawia niesamowity widok. Leżą zabici i ranni, na szlaku dziennego natarcia. Posuwamy się naprzód wyczekując przerwy po wystrzeleniu rakiety. Niemcy strzelają. Część oddziału wycofuje się do Łętownicy. Kapitan widzi, że położenie staje się coraz trudniejsze i wydaje rozkaz przedzierania się na własną rękę. Mam przy sobie dwóch żołnierzy 42. pp, których nie znam. Postanawiamy trzymać się razem. Czołgamy się. Ziemia jest mokra. Straciliśmy zupełnie orientację. Strzałów nie słychać. O wczesnym świcie zbliżamy się do wsi Ruskołęka…” [97].
Poruszony w powyższej relacji problem dywersji ze strony kolonistów niemieckich był poważnym zagadnieniem, ponieważ dotyczył on szczególnie niszczenia rozwijanych linii łączności oraz informacji przeciwnika o ruchach naszych jednostek. W rejonie stacji kolejowej Śniadowo dywersanci zaatakowali ochronę magazynów i wysadzili skład amunicji artyleryjskiej. Problem ten występował na całym terenie działania 18. DP.
W rejonie zgrupowania dywizji nie pozostał ani jeden oddział zdolny do walki.
„W tym położeniu ze strony dowództwa i szczątków wojsk 18. DP zostało zrobione wszystko, co nakazywał obowiązek i honor żołnierski. …O godz. 5.00 (13 września) dowódca 18. pal ppłk Witold Sztark, jako najstarszy z pozostałych oficerów, uważając że wszystkie środki walki zostały wyczerpane, wysłał parlamentariuszy. O godz. 7.00 nastąpiła kapitulacji resztek 18. DP” [98].
Ppłk Witold Sztark, dowódca 18. Pułku Artylerii Lekkiej, w godzinach wieczornych 10 września, ciężko kontuzjowany w głowę w czasie zbombardowania m.p. dowództwa 18. pal w lesie Kamieniewo, pozostał w oddziale i pełnił swoje obowiązki również w Łętownicy i Andrzejewie. „Na punkcie opatrunkowym Łętownicy, na polach okolicznych było bardzo dużo rannych. Będąc najstarszym stopniem uważałem za swój obowiązek, wystąpienie do Niemców o pomoc dla rannych. …Wysłałem o świcie 13 września dwóch podoficerów znających język niemiecki, którzy zawiadomili Niemców, że na polu walki zostali tylko ranni i proszę o udzielenie im pomocy.
Wkrótce przybył oficer niemiecki (ppłk) i zapytał mnie o Dowódcę Dywizji. Powiedziałem, że jest ciężko ranny w brzuch serią ckm, odpowiedział mi „To mężny oficer, widzieliśmy go ciągle w waszych przednich oddziałach”. Udaliśmy się z niemieckim oficerem do pobliskiej chałupy, gdzie na noszach sanitarnych leżał na podłodze płk dypl. Kossecki. Niemiec zameldował mu swój stopień i nazwisko, dodając, że natychmiast odeśle pułkownika do niemieckiego szpitala polowego w m. Dmochy celem wykonania operacji. Zakomunikowałem wysłannikowi niemieckiemu, że oddziałów walczących nie ma, a tylko są ranni i chorzy, ponowiłem prośbę o pomoc dla nich. …Tak przedstawia się prawda o rzekomej kapitulacji 18. DP. O świcie 13 września 1939r. nie istniała już 18. DP. Kapitulacji nie było, nikt jej nie zgłaszał i nie podpisywał, gdyż byłoby to złamaniem rozkazu dowódcy dywizji i obrazą pamięci tysiąca poległych naszej dywizji. Nikt z dowódców pułków (poza mną ciężko kontuzjowanym) nie dostał się do niewoli, ani szef sztabu dywizji płk dypl. K. Pluta – Czachowski, ani tez żaden zdolny do walki zwarty oddział” [99]
Ciężko ranny płk dypl. Stefan Kossecki został przewieziony do niemieckiego szpitala polowego w Dmochach na operację, a następnie, a następnie kolejno do szpitali w Zambrowie i Białymstoku, gdzie Niemcy oddając miasto przekazali rannego pułkownika władzom sowieckim, a NKWD dopilnowało, aby po wyjściu ze szpitala zaginął bez wieści.
Należy podkreślić, że rację mają ci, którzy twierdzą, że:
„18. Dywizja Piechoty nie skapitulowała, ona przestała istnieć w wyniku walk z przeważającym nieprzyjacielem”
[96] - K. Pluta - Czachowski, W. Wujcik, "Walki odwrotowe 18 DP..."
[97] - IPMS, Londyn, sygn. BI.14e/2
[98] - "PSZ w II wojnie światowej" Tom 1
[99] - IPMS, Londyn, sygn. BI.14f/2