Aniołowie na wojnie cz.II (3) - Mons
„329 Święty Augustyn mówi na ich temat: "<<Anioł>> oznacza funkcję, nie naturę. Pytasz, jak nazywa się ta natura? - Duch. pytasz o funkcję? - Anioł. Przez to, czym jest, jest duchem, a przez to, co wypełnia, jest aniołem". W całym swoim bycie aniołowie są sługami i wysłannikami Boga. Ponieważ zawsze kontemplują "oblicze Ojca... który jest w niebie" (Mt 18, 10), są wykonawcami Jego rozkazów, "by słuchać głosu Jego słowa" (Ps 103, 20).
330 Jako stworzenia czysto duchowe aniołowie posiadają rozum i wolę: są stworzeniami osobowymi i nieśmiertelnymi. Przewyższają doskonałością wszystkie stworzenia widzialne. Świadczy o tym blask ich chwały”. - KKK
Przed wielkimi konfliktami światowymi, w dziejach ludzkości możemy zaobserwować cały szereg zjawisk, które w jakiś sposób je zapowiadają. Są to proroctwa wizjonerów, prorocze sny, dziwne zjawiska przyrody, objawienia, itp. Przed wybuchem Wielkiej Wojny w 1914r. tez tak było. Ludzie twierdzili na przykład, że widzieli krew na słońcu i księżycu, albo inne zjawiska przyrody, które w jakiś sposób odbiegały od normy. Artystka S. Ruth Canton widziała np. niesamowite zjawisko na niebie:
„Pojechałam do Falmouth trzy dni po wypowiedzeniu wojny. Pewnego wieczoru, wracając ze spaceru, ujrzałam cudowny zachód słońca. Niebo miało barwę zielonkawobłękitną, a tuż nad wzgórzami pojawiły się wielkie zwały okrągłych chmur. Ku północy wszystko było szare i bezkształtne. Z tej szarości wychodziły w niebo mniej lub bardziej prosto smugi szarej chmury; jedna z tych smug miała kształt wielkiego, prostego ostrza miecza, jego ostry czubek był skąpany w słońcu, a z tego czubka miecza spadały krople krwi. Boki „ostrza” były proste i ciągłe, jakby przez kogoś nakreślone. Widok był niesamowity i natychmiast odniosłam wrażenie, że zapowiada wojnę znacznie większą, niż nam się wówczas zdawało. Ten potężny miecz rozciągał się na całe niebo.”
Przewidzenie, czy fantazja? Może fakt? Tak, czy inaczej wojna wybuchła. Kraje europejskie zobowiązane traktatami i umowami, powoli pogrążał uporządkowany, ale chaos wojenny. 22 sierpnia 1914r. żołnierze Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego (BKE) dotarli w okolice Mons w Belgii. Miasteczko wyrosło wieki wcześniej, wokół klasztornego wzgórza („mons” – łac. „góra”). To tutaj, wg. legendy św. Jerzy zabił smoka. Tutaj Brytyjczycy mieli się zmierzyć z armią niemiecką już 23 sierpnia.
Niemiecką ofensywę rozpoczął ostrzał artyleryjski. Później do szturmu na mosty, śluzy i inne ważne strategicznie miejsca, ruszyła piechota.
Kpr. John Lucy z 2 Królewskiego Pułku Irlandzkiego:
„Prowadziliśmy uporządkowany i szybki ostrzał karabinowy na niewielka odległość. Postacie w mundurach feldgrau pojawiały się, po czym padały na ziemię, zastępowane przez kolejne fale niemieckiej piechoty, które dzieliły ich los.”
Pomimo niezbyt fajnej taktyki, Niemcy odnieśli pewne sukcesy i udało im się opanować część punktów strategicznych. Straty po obu stronach szły w setki poległych i rannych. Całkowity bilans strat po bitwie, to 1600 poległych po stronie BKE i 5 – 10 tysięcy po stronie niemieckiej (Niemcy nie ujawnili liczby poległych). Niemcy dostali nauczkę od mniej licznych Brytyjczyków. Kapitan Walter Bloom, dowódca 12 Pułku Grenadierów Brandenburskich stwierdził:
„Nasza pierwsza bitwa jest ciężką, niewypowiedzianie ciężką klęską, zadaną nam przez Brytyjczyków, z których się wyśmiewaliśmy.”
Klęska klęską, ale były też sukcesy w tej całej rzezi. Niemcom do wieczora udało się oskrzydlić stanowiska przeciwnika i niedobitki BKE zagrożone były całkowitym okrążeniem. W tej właśnie chwili, zaczyna się historia związana z siłami nadprzyrodzonymi. Szeregowy J. East z pułku Lincolnshire:
„Niecałe 200 metrów przed nami (…) szereg białych postaci, ciągnący się od domu do domu. Wykonywały one tajemnicze ruch rękami. „Na Boga! – zawołał jeden z żołnierzy – co to jest?” Nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy jednak czuli w głębi serca, że białą barykadę zesłała jakaś niewidzialna siła, aby ochronić ten mały oddział angielski. Wycofaliśmy się. Milczeliśmy, dopóki nie znaleźliśmy się daleko od Mons. Powiedziałem, że były to anioły, i nikt nie zaprzeczył.”
Inny żołnierz wspominał, że widział bardzo jasne światło nad ranem, ale żadnych aniołów nie widział. Widziano też św. Jerzego i łuczników, których utożsamiano z duchami rycerzami, którzy polegli tu w bitwie kilkaset lat wcześniej. Z kolei korespondent wojenny, opisujący zjawisko w „Daily Express” na podstawie rozmów z żołnierzami, pisał:
„Widzieli postać kobiety w dziwacznym czepku z daszkiem i jasnobłękitnej spódnicy. Kobieta ta wielokrotnie stawała na linii ognia. „Zrazu myśleliśmy, że to jakaś belgijska wieśniaczka – mówili – ale mimo nieustannego gradu kul, których część musiała ją trafić, nadal się tam kręciła, zrozumieliśmy, że nie może to być istota ludzka. Sierżant, który usłyszał, jak o niej rozmawiamy, wykrzyknął: „A więc wy też ją widzieliście. To moja matka, która zmarła 12 lat temu, jak miała 82 lata. Zdaje się, że przyszła po mnie”. I miał rację, bo gdy tylko skończył mówić, niemal nad naszymi głowami wybuchł szrapnel i dosłownie rozerwał go na kawałki. Przez kilka godzin leżeliśmy tam ranni, ale staruszka już się nie pojawiła.”
Szer. John Ewings z Pułku Królewskich Fizylierów z Inniskilling wspominał:
„Niemcy otoczyli nas, a nam zostało tylko po jednym naboju. Klęknąłem i szykowałem się, żeby strzelić sobie w skroń. Jeszcze dziś na samą myśl o tym cały drżę. Padłem więc na kolana i spojrzałem w niebo (…) i wtedy, jak nam się zdawało rozległ się grzmot. Spojrzałem do góry, chmury rozstąpiły się i ten człowiek wyszedł z nich z płonącym mieczem.”
Ponoć Niemcy też musieli widzieć ową zjawę. Niektórzy z krzykiem uciekli, a inny wykrzyknął, że „to koniec świata”. Koledzy szer. Ewingsa nie widzieli zjawy, a on sam przyznał, że po raz pierwszy podczas wojny się bał.
Odwrót Brytyjczyków ściganych przez Niemców, był bardzo męczący. Wysoka temperatura i wielogodzinne marsze dały im w kość. Na przemęczenie właśnie, zrzuca się późniejsze zjawy, które ukazywały się oczom steranych żołnierzy. Niektórzy biorą też pod uwagę grę świateł wydobywającą się z reflektorów.
Widzenia swoich kolegów opisał m.in. szer. Frank Richards z 2 Batalionu Pułku Królewskich Fizylierów Walijskich:
„Wycofywali się przez całą noc z bagnetami na karabinach, wielu spało w trakcie marszu. Jeśli w czasie odwrotu widziano jakieś anioły, jak o tym piszą w gazetach, to tylko tej nocy. Maszerowaliśmy godzina za godziną, bez zatrzymywania się: był to nasz piąty dzień ciągłego maszerowania, w czasie którego praktycznie nie zmrużyliśmy oka.”
Spotkania z aniołem, doświadczyli również żołnierze oddalonego o 15 km dalej 1 Korpusu gen. Haiga. „Co to za głupek tłucze się tam z jakąś lampą?” - wykrzyknął jeden z żołnierzy, którzy okopywali się pod lasem.
„Wyglądała dokładnie tak jak anioły, które widzieli w pułkowej kaplicy: wysoka, wiotka i ubrana w powłóczystą białą szatę. Wokół włosów miała złota opaskę, na nogach wschodnie sandały, a na szczupłych plecach – parę złożonych białych skrzydeł.”
Zjawa wyprowadziła ich bezpieczną drogą w wąwozie, a potem zniknęła.
Po bitwie pod Le Cateau, Brytyjczycy znowu musieli się wycofać. Tym razem za rzekę Marnę, gdzie również przegrupowywali się Francuzi. Jeden z oficerów wspominał to tak:
„Wycofywaliśmy się w uporządkowanym szyku i maszerowaliśmy przez całą noc z 26 na 27 i dzień 27, odpoczywając tylko dwie godziny (…) Wieczorem 27 padaliśmy ze zmęczenia – zarówno fizycznego, jak psychicznego. Do pewnego stopnia odczuwaliśmy też skutki szoku; ale odwrót wciąż przebiegał w sposób uporządkowany i uważam, że nasze zmysły były wciąż zdrowe i sprawne. Wieczorem 27 jechałem konno w kolumnie z dwoma innymi oficerami. Rozmawialiśmy i za wszelką cenę staraliśmy się nie zasnąć. Podczas tej jazdy uświadomiłem sobie, że na polach po obu stronach drogi widzę bardzo liczny oddział jeźdźców. Jeźdźcy ci wyglądali jak szwadron kawalerii, jadący przez pola w tym samym kierunku co my i z tą samą prędkością. Noc nie była bardzo ciemna i całkiem wyraźnie widziałem cały szwadron tych dziwnych kawalerzystów. Zrazu nic o nich nie mówiłem, lecz przez około 20 minut tylko się im przyglądałem. Dwaj moi towarzysze przestali rozmawiać. W końcu jeden zapytał mnie, czy widzę coś na polach. Wówczas powiedziałem, co zobaczyłem. Trzeci oficer wyznał wtedy, że on również przez ostatnie 20 minut obserwował tych jeźdźców. (…) To samo zjawisko widziało wielu żołnierzy w naszej kolumnie. Oczywiście byliśmy skonani, ale ciekawe, że to samo widziało tylu różnych ludzi. Osobiście jestem całkowicie przekonany, że widziałem tych jeźdźców; i jestem pewien, że nie byli oni wytworem mojej wyobraźni. Nie próbuję wytłumaczyć tej zagadki – po prostu stwierdzam fakt.”
Zbiorowa halucynacja? Nie będziemy rozstrzygać autentyczności tych wydarzeń. Z pewnością, część z nich jest zmyslonych już później, pod wpływem utwierdzającej się w ludzkiej świadomości legendy. W każdym razie, legenda o aniołach z Mons, do dzisiaj przetrwała w opowieściach społeczności angielskiej. W końcu dzięki nim udało się uspokoić, na jakiś czas wojnotwórcze zapędy Niemców.
Nie jest to jeszcze koniec tej opowieści. W trzeciej części, przeniesiemy się na front wschodni, do Polski.
Źródła:
- „Biblia Tysiąclecia” – Pallotinum
- „Aniołowie….” – David Jaremiah
- „Anioł z Mons” – David Clarke
- „Dzienniczek” – s. Maria Faustyna Kowalska
- „Oczami Jezusa” - Carver Alan Ames
- „Aniołowie w życiu świętych” – Anna Matusiak
- “Ojciec Pio z Pietrelciny” – Alberto D’Apolito OFM Cap.
- „Katechizm Kościoła Katolickiego” – Pallotinum 1994r.
- "Któż jak Bóg" - nr.1 (145) / 2017r.
- „Orędzie miłosierdzia” – kwartalnik
- "Aniołowie w wizjach wielkich mistyczek" - M. Stanzione, M. Castelli
- www.nonpossumus.pl
- www.biblijni.pl