top of page

Wołyń, cz III (8) – „smert Lacham”

Irena Zubrzycka:


- „Podczas pierwszych pogromów do naszego domu przyszła żydowska dziewczynka i prosiła, żeby ją ukryć. Mama początkowo się przeraziła, bo wiedziała, czym to grozi. Powiedziała jej: Jak cię ukryję i cię u nas znajdą, to wymordują całą rodzinę… Udzieliła jednak tej dziewczynie pomocy. Kiedy w Połonnem utworzono getto, dziewczynka postanowiła się do niego przenieść, bo liczyła, że spotka tam krewnych. Ukraińscy policjanci zamordowali ją w lesie wraz z innymi Żydami…

Gdy getto zniknęło z Połonnego, ukraińscy policjanci zaczęli rozrzucać po miasteczku ulotki, które głosiły: Skończyliśmy z Żydami, zabierzemy się teraz za Polaków! Mama znów bardzo się wystraszyła, bo pomyślała, że teraz ukraińscy policjanci będą mordować Polaków! Powiedziała ojcu, żeby zajął się dziećmi, bo ją z pewnością zabiją. Liczyła, że jego, jako Ukraińca oszczędzą. Wtedy mój starszy brat powiedział mamie, że on jej nie zostawi i jeżeli ukraińscy policjanci ją zabiorą, to pójdzie razem z nią.”¹²¹


Bronisława Kaczorowska:


- „Gdy minęło zagrożenie ze strony Niemców, pojawiło się nowe: banderowcy! Oni też zapuszczali się na te tereny i mobilizowali miejscowych Ukraińców do swoich oddziałów. Od początku mówili, że będą rżnąć Polaków! Obok nas mieszkał taki Roman Kondraciuk, zapiekły Ukrainiec, który okazał się także członkiem UPA, szykującym się do zabijania Lachów. Przyszedł do ojca i zaproponował mu wstąpienie do sotni UPA. Powiedział mu, że okoliczni Ukraińcy narychtowali się do „riezania Lachiw”. Batiuszka poswietił nam nożi, zachęcał ojca, wziął go bowiem za Ukraińca. Zresztą ojciec, chcąc nas chronić przed Sowietami, którzy tępili Polaków, powtarzał wszystkim właśnie to, że jesteśmy Ukraińcami. Nam też zabronił przy sąsiadach przyznawać się do polskości.(…)

Sąsiad nie krył, że brał udział w mordach na ludności polskiej. Sama słyszałam, jak chwalił się ojcu: Seło my wyriezali!.”¹²¹

Kadr z filmu "Wołyń"

Irena Gajowczyk:


- „Banderowcy uderzali na oślep siekierami i nożami kogo dopadli. (…) Kilku podbiegło do mojej mamy i jeden z nich uderzył ją w głowę siekierą. Mama upadła i wypuściła z rąk brata Tadzia, a ja z przerażeniem krzyczałam. Na całym polu ogromny wrzask i lament, ludzie błagali oprawców o darowanie życia, no bo przecież ich znali. Mama czołgając się przygarnęła do siebie płaczącego Tadzia i zakrwawionemu dała pierś. Po niedługiej chwili banderowcy ponownie dobiegli do mojej mamy i podcięli jej gardło. Jeszcze żyła, kiedy zdarli z niej szaty i poodcinali piersi. Ja leżałam przytulona do ziemi, chyba ze strachu nawet nie oddychałam. Mama i Tadzio strasznie się męczyli.”¹¹


Danyła Szumuk (członek UPA):


- „Dominopol otoczyliśmy około dwunastej. Wtedy ja z dowódcą oddziału i całą świtą podeszliśmy do budynku polskiego sztabu i zastukaliśmy do drzwi. Porucznik spojrzał w okno i szybko się zorientował w sytuacji, lecz nie miał wyjścia i otworzył drzwi. Zastrzeliłem go na progu. Kapitana zastrzeliłem w łóżku, a maszynistka wyskoczyła przez okno i tam ją zastrzelili nasi chłopcy. W międzyczasie dowódca oddziału wystrzelił z rakietnicy, dając w ten sposób sygnał, że sztab zlikwidowano i trzeba zaczynać. Wówczas nasi chłopcy z SB zaczęli hulać po całej wiosce. Do rana żaden Lach nie pozostał żywy.”²²¹


Ks. Józef Kuczyński (Opracowanie Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu na Kraj – jesień 1943r):


- „Morderstwa cechuje wszędzie nieopisany sadyzm. Małe dzieci z ustami przeciętymi od ucha do ucha. Kobiety wbijane na pal, mężczyźni rozrywani końmi. Odcinanie po kolei wszystkich członków przed zadaniem śmierci.”¹¹


Aleksander Praduna:


- „A na Woli to oni mieli czas, bo oni tylko tam weszli, Wola była prawie że otoczona takim lasem, krzakami i tam właśnie popędzili te dzieci i kobiety do szkoły i rzucili granaty, a potem oblali benzyną i żywcem spalili. To jeszcze taki Kłos Henryk, który ze mną w wojsku służył, to on wyskoczył przez okno i potem opowiadał mi wszystko. Mówił, że wyskoczył gdzieś, nie zauważył niczego i upadł. Tam ziele było za tym oknem i trochę się podczołgał, ale niedaleko. Jak się to wszystko paliło, to mu nogi przypaliło. On mówił, że ledwo ukręcił szmaty i że ledwo doszedł do Ostrówek. No bo to okropny ból przecież. Tak po prostu paliło się i jemu paliły się nogi. I mówi mi: „Doszedłem”. Tam go od razu do szpitala zabrali, do Chełma.”¹²


Stanisław Baczewicz:


- „W jednym z pomieszczeń przedstawił się okropny widok, którego nie zapomnę do końca życia. Na podłodze leżało dwadzieścia, a może więcej ciał w różnych pozycjach. Cała podłoga była zaścielona trupami (…). Cała podłoga we krwi. Niektórzy w zastygłych dłoniach trzymali różaniec. Mężczyźni rozebrani bez butów, bez koszul, bez spodni, jedynie w kalesonach. Głowy rozrąbane na pół siekierą lub jakimś innym ostrym narzędziem.”¹¹


- „Któregoś wieczoru znajomi Ukraińcy zaprosili ojca na uroczystość. Nie pierwszy raz, bo był we wsi lubiany. Włożył kożuch i obiecał, że szybko wróci, ale dzieci nigdy go już nie zobaczyły. Rodzeństwo zostało pod opieką Staszka, który dostał od Niemców pracę przy stacji. Dyżurował w małej budce i zmieniał przekładnie, gdy nadjeżdżał pociąg.

To Niemcy znaleźli Staszka w budce dyżurnego ruchu. Na ciele miał ślady kul, ale oprawcy, aby mieć pewność, że chłopak nie przeżyje, przybili go gwoździami. Suderowie mówili potem między sobą, że Ukraińcy Staszka ukrzyżowali. Jak dowiedzieli się po latach, morderstwa dokonali jego koledzy ze szkoły. Rodzeństwo z pomocą Niemców pochowało go pod lasem, a sami trafili do Brodów.”¹¹

Z filmu "Wołyń"

Józef Wawronia:


- „Ukraińcy zaczęli się organizować w grupy bojowe, do których przyłączyła się policja ukraińska, wysługująca się do tej pory Niemcami. Zaczęli systematycznie mordować wszystkich Polaków. „Smert Lacham” było ich dewizą, choć przez tyle lat żyliśmy obok siebie spokojnie. Docierały do nas opowieści o straszliwym znęcaniu się nad pojmanymi Polakami. Rzadko który ginął od kuli, większość umierała w okrutnych męczarniach, rżnięto ich piłami, wywlekano wnętrzności, a dzieci trzymano za nogi i roztrzaskiwano je o mury lub rozdzierano na strzępy. Z moich krewnych, Turewiczów, zginął ojciec z synem, w oddalonej o 4 km wiosce, Stanisławowie, gdzie były w większości rodziny ukraińskie. Nas na razie oszczędzono, bo byliśmy odizolowani od innych polskich wsi i otoczeni wioskami ukraińskimi, tak więc nikt nie podejrzewał, że mogliśmy utworzyć jakąś grupę i uciec. Pomimo tego śledzono każdy nasz ruch i gdy tylko dostrzegano jakąś krzątaninę, natychmiast przyjeżdżało kilku bandziorów, grożąc, że jeżeli gdziekolwiek się ruszymy, to wszystkich nas wybiją.”²


Helena Zacharczuk:


- „Do mamusi strzelił, znaczy, jak nas okrążyli, to mamusia zdążyła powiedzieć „Przeżegnajcie się” i od razu jej w głowę strzelił. A brat mały, miał cztery lata, siostra miała, ode mnie była młodsza o dwa lata, bo ona byłą z 1933 roku. No i siostra była też ranna. Dopóki pamiętam, jak leżałam na tym śniegu, bo dostałam wtedy tylko w nogę.”²


Hipolit Ciak:


- „Do naszego domu w Porodzie przybyła rodzina Cichockich. W Janówce pozostał natomiast mąż Cichockiej, który musiał spakować gospodarstwo. Gdy Cichocki nie pokazywał się przez kilka dni, pojechał do Janówki jego syn i znalazł go zamordowanego. Miał poobcinane uszy i nos. Jego ciało przynieśliśmy do Porody i pochowaliśmy.”²


Lucjan Metrzelski:


- „W ostatnim miesiącu, tuż przed samym ogólnym mordem w Głęboczycy, władze ukraińskie wyznaczają z naszej wsi pięć podwód konnych do przewożenia przedstawicieli władzy ukraińskiej i UPA. Byli to Grela Adam, lat 50, Sobieraj Stanisław, lat 52, Wieniarski Michał, lat 43, Lipert i Iwański Adam, lat 22. Gospodarze ci już do swoich domów nie powrócili. Odnajdywano ich w leśnych okolicach, pomordowanych i zakopanych bez śladu. W tym czasie aresztowano w nocy sąsiada, Władysława Iwańskiego, 19 – letniego żywiciela rodziny. W parę dni po aresztowaniu znaleziono go w lesie. Odkopany został na zezwolenie władzy gminnej i urządzono mu pogrzeb. Na swoim ciele nie miał ani jednej całej kości, wycięto mu język, był bez oczu i uszu.”²

Z filmu "Wołyń"

Lew Jaśkewycz (z protokołu przesłuchania):


- „Przypominam sobie, że tylko we wsi Zabara rejonu szumskiego wymordowaliśmy 10 lub 15 polskich rodzin. Ile rodzin zostało zgładzonych w innych wsiach, nie pamiętam.

Można powiedzieć tak, że wszyscy ludzie, którzy nie zdążyli wyjechać ze wsi, zostali wymordowani. Przy likwidowaniu ludności nie zwracano uwagi ani na dzieci, ani na starców, zabijano wszystkich co do jednego – od małego do starego.

To samo działo się w Starej Hucie i Majdanie. Ale ja osobiście nie brałem tam udziału.”²


Ks. Józef Kuczyński:


- „Na podstawie metryk zrobiłem zestawienie, z którego wynikało, że w ciągu roku 1943 zostało zamordowanych przeszło 200 Polaków, w tym 50 dzieci do lat 14 i około 50 staruszków mających ponad 60 lat. Wydaje mi się , że w tym zestawieniu nie była ujęta liczba ofiar z osiedla Dębina, na granicy szumskiej parafii. W tym osiedlu stało wśród dąbrowy kilkanaście domów Polaków, którzy zostali wszyscy zabici, a osiedle spalone. Tak więc wyglądała tragiczna statystyka parafii szumbarskiej i dederkalskiej, gdzie w sumie mieszkało 1200 wiernych”²


Bronisława Kaczorowska:


- „Pamiętam, że naszą okolicę przyjechał jakiś młody człowiek, którego władze sowieckie mianowały przewodniczącym kołchozu i kazały mu go odtworzyć. Ten nowy przewodniczący po kilku dniach zniknął i dopiero po trzech dniach odnaleziono jego ciało, strasznie zmasakrowane. Upowcy wyłupili mu oczy, wyrwali język, obcięli uszy. Zadali kilkadziesiąt ran, które posypywali solą. Później ginęli inni przysyłani przez władze. A to młoda nauczycielka, a to jakiś urzędnik itp. Tę nauczycielkę oprawcy z UPA, o ile dobrze pamiętam, obdzierali ze skóry. Jej ciało odnaleziono chyba po tygodniu.”¹²¹


Wacław Gąsiorowski:


- „W 1943r., gdy zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza, który ją leczył, w Budach Ossowskich. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o około 25 km. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko. Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przerzynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła: Wacek, uciekaj! Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem biec. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców, którzy przerzynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki. Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich, Iwan Rybczuk, żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przerzynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze piętnaście lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki.”¹²²

Z filmu "Wołyń"

Emilia Głuszczyk:


- „Rąbali siekierami, bo żal było amunicji. Dzieci większe i mniejsze brali za nogi i zabijali o ścianę lub łóżko do opornych strzelali z kul rozrywnych. U Horoszkiewiczów była szkoła tajnego nauczania tam zarąbali około 30 dzieci, tam też zginął wspomniany z Majdanu Józef Jankiewicz. Rodzina Horoszkiewiczów była rąbana według kolejności: Heniek, najmłodszy syn, Matka, Ojciec. Córka Wanda grała na gitarze i tańczyła, bo obiecali życie jej i matce. Po zamordowaniu matki upadła na nią i tak leżała na gromadzie tych najbliższych z gitarą w ręku.”²


Feliks Budzisz:


- „Na początku lutego wstrząsnęła nami wiadomość, przywieziona przez kolejarzy, o masowym mordzie ponad 170 osób polskiego pochodzenia, dokonanym 9 lutego przez UPA we wsi Parośla w powiecie serneńskim. Szczegóły tej zbrodni poznałem kilkadziesiąt lat później z literatury. Oprawcy pastwili się nad ofiarami, zadając im najokrutniejsze tortury. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn zostało obdartych ze skóry, niektórym powyrywano żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu ofiarom poobcinano uszy, nosy, wargi, głowy, wykłuto oczy. Mord wywołał głęboki wstrząs wśród ludności polskiej, a wieść o nim rozniosła się po Wołyniu, przekazywana ze zgrozą z ust do ust.”¹²²


Dr Stanisław Walkiewicz:


- „Hitler nawet takich tortur nie stosował, Stalin też nie. Mojego najmłodszego brata, czteroletniego Witka, wzięli za nogi, o drzewo rąbnęli, a ojca piłowali. Widłami siostry zakłuli i matkę. Babcię zabili, a ich matka była u siostry, tej Zagórskiej. Ona powie: „Nie, ja niczu nie znaju, nie słone znaju, nie złone znaju”. A okazuje się, że jej synowie to mordercy. O, każdy pop nawet palinki rozdawał, żeby Polaków mordować. Jak przyszli, to nas skrępowali i poprowadzili do Śródmieścia, bo Mielnica to było małe miasteczko. Wielu mieszkało tam Żydów, sporo Ukraińców, mniej Polaków. Żydów w 1942 roku wymordowali u nas nie Niemcy, ale Ukraińcy. Między ubojnią, bo ojciec był rzeźnikiem, a polskim cmentarzem katolickim były wykopy piasku i tam ich posypali, tak że jeszcze z tymi małymi Ukraińcami chodziłem, bo oni ząbków szukali lub paluszków. Pamiętam, że szukałem, a na wierzchu były jeszcze walące się części ciała.”²


Z reportażu Anny Kaczkowskiej:


- „I później już się utworzyła polska partyzantka – z tych, co pouciekali. I oni napadali z kolei na Ukraińców. I proszę panią, ona miała ostrzeżenie, że mogą napaść tu, na tę wieś. Ale wie pani, jej było szkoda. I to bierze, i to bierze, i to chowa, i to chowa, a ja z jej męża brata córką kolegowałam się i ona też była na ten czas u tej Ukrainki, no i postanowiłyśmy uciec. Luty był. Bo takie były roztopy, a później jeszcze zimno było. Napadła ta Polska partyzantka na koniach i zastrzelili tę Ukrainkę. Ale dalekośmy nie mogły uciec, bo taki był niż na łące i wylała woda. Trzeba było omijać tę wodę. I w tym czasie padł strzał. I trafił ją Polak, tu, w biodro, i ona się przewróciła, zaczęła strasznie krzyczeć. No i strzela do mnie i ja stanęłam. I tak stoimy. On ode mnie może pięćdziesiąt metrów. I strzela do mnie, a ja stoję i nie trafia mnie. Raz, drugi raz, nie trafia. Za trzecim… a ja nie uciekam. Więc za trzecim razem wystrzela i trafia mnie w nogę. Upadłam na twarz. Więc On przyszedł, kopnął ją, a mnie nie ruszał ten Polak. I leżymy, dech żeśmy zataili, leżymy. Nie wiem ile. Podnoszę głowę, on już zaszedł za te budynki, a ja mówię: „Luba, wstawaj i uciekamy do lasu, będziemy żyć.”²


Monika Śladewska:


- „Stanisław Czemerys z Adamówki, któremu udało się uciec z rąk zbrodniarzy, przekazał nam szczegóły mordu. Upowcy spędzili ludzi do stodół, które następnie podpalali. Tych, którzy próbowali uciekać, łapali i wrzucali do ognia. W Adamówce spalono żywcem 71 osób. W Aleksandrówce ukraińscy bandyci zgonili Polaków w pobliże figury Matki Bożej i zabijali ich czym popadnie: widłami, kołkami, siekierami. Dzieci wrzucali do studni. W Aleksandrówce zamordowano w sumie 92 osoby. Pamiętam, że wtedy tato zaczął zakopywać co cenniejsze rzeczy. Zbijał skrzynki, wyścielał je słomą, a następnie po wypełnieniu zakopywał w ogródku przed domem.”¹²²

Wołyń

Ludmiła Poliszczuk:


- „Wuj nie był oczywiście jedyną ofiarą terroru UPA. Ze wspomnień ojca Remigiusza Kranca wynika, że tylko na przestrzeni trzech miesięcy 1943r. pochował on na cmentarzu rzymskokatolickim w Ostrogu ofiary ukraińskich napadów w stu pięćdziesięciu dziewięciu skrzyniach, zawierających po trzy lub cztery zwłoki, to jest około pięćset sześćdziesiąt osób porąbanych na kawałki, pochodzących z gminy Chorów, Nowomalin i Sijańce. Jeszcze po przejściu pierwszych oddziałów sowieckich przez Ostróg oddział UPA wpadł do miasta, mordując dwadzieścia pięć osób. Spalił też szkołę, aptekę i dziesięć innych budynków. Wkrótce jednak Sowieci opanowali sytuację. Wiosną 1944r. powiesili na rynku jednego z przywódców UPA. Został skazany za to, że zarąbał żonę Polkę i wspólne dzieci.”¹²¹


Wacław Gąsiorowski:


- „Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. Jan Witwicki „Nagiel”. Przeważnie byłem pozostawiany z plutonem na osłonę Zasmyk, choć uczestniczyłem też w pochodach oddziału. „Jastrząb” nie stał zbyt długo w jednym rejonie, ale krążył po terenie, próbując uprzedzić ruchy Ukraińców. Co rusz pokazywał się w nowym miejscu, starając się stworzyć wrażenie, że w okolicy działa nie jeden, ale kilka dużych polskich oddziałów. Boje z Ukraińcami w obronie mordowanej ludności polskiej musieliśmy toczyć na okrągło. Zdarzało się, że przybywaliśmy za późno, tuż po dokonanej zbrodni. Nie pamiętam, jaka to była więś, chyba Moczułki, wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak „Jastrząb” płacze. A to był twardy żołnierz, który rzadko pokazywał emocje. Maleńkie dzieci powbijane na kołki w płocie. Kobiety leżały na podwórku z rozprutymi brzuchami. Jedna z nich była w ciąży. Wyrwany z jej brzucha płód leżał obok niej. Mężczyźni mieli odrąbane siekierami głowy. Wszyscy zastanawiali się, jak można się posunąć do takiego zwyrodnialstwa i mocniej ściskali w rękach karabiny.”¹²²


- „Początkowo mieszkańcy Worochty nie wiedzieli, że UPA wydało w marcu rozkaz wypędzenia Polaków z Małopolski Wschodniej. Ale pojawiły się odezwy. Kartki zawieszane na drzewach i drzwiach domów. Na górze: „Polacy” i niżej: „(…) wspułpraca Wasza z bandami bolszewickimi oraz dzikie mordy Ukraińskiej ludności przez polskich partyzantów, jak to miało miejsce na Chełmszczyźnie, hrubieszowszczyźnie i w innych okolicach zmusza nas dzisiaj do rewanżu (…). Jesteście słowiańskim bratnim narodem i nie chcemy za dużo przelewać Waszej krwi. Dlatego apelujemy do was wszystkich Polaków, ażeby do dnia 6 IV 1944 roku opuścili terytorie Zachodniej Ukrainy i przesiedlili się na terytorje nieukraińskie. Kto nie podporządkuje się dzisiejszemu rozkazowi i nie wyprowadzi się do oznaczonego powyżej terminu, będzie zniszczony i spalony podobnie jak było na Wołyniu i niedawno w powiecie Kamioneckim. Zauważa się, że nie zechcecie być spalonemi żywcem z waszemi dziećmi i ginąc bez żadnego majątku od kul (…)”¹¹


- „Tekla Ostrówka z małym Bolkiem trafiła do chałupy kilkaset metrów od domu. Była też babcia, znajomi, krewni. Siedzieli zamknięci i czekali prawie cały dzień. Kasia zastanawiała się później, co mogli robić? Modlili się? Może wierzyli, że to tylko jakieś zebranie. Może usłyszą, żeby się wynosili, grzecznie wsiądą na wóz i odjadą. Jednak w tym czasie za dworem miejscowi Ukraińcy kopali już dół. Nie z własnej woli, ale z rozkazu tych, którzy przyszli rano do wsi. To były oddziały podlegające Mirosławowi Onyszkiewiczowi z Uhnowa, które dotarły tu z Wołynia. To on wydał rozkaz: „Nikogo nie oszczędzać, nawet w przypadku małżeństw mieszanych wyciągać z domów Lachów, ale Ukraińców i dzieci w tych domach nie likwidować”. Dół miał być szeroki i na tyle długi, aby przerzucić przez niego deskę. Tak, by mogło stanąć na niej kilka osób.

Zaczynało szarzeć, gdy pod dom podstawiono wozy z końmi. Zapewne zabierano ich z domu kolejno, bo przecież mogliby próbować uciec. Za dworem bandyci pod bronią stawiali każdego na desce i strzelali. Ciała spadały do tyłu. Jedno za drugim. Banderowcy wiedzieli już, jak sprawnie zabijać. Tak, aby się nie męczyć. Nie przerzucać ciężkich ciał. Dzieci mordowali nie używając broni palnej. Małego Bolka zatłukli szpadlem. Rannych dobijali bagnetami. Potem kazali zasypać ciała. Następnego dnia rano przyszli tam ukraińscy sąsiedzi. Ci, którzy się nie bali. Ziemia jeszcze oddychała. Ruszała się. Ludzie uciekali przerażeni. Katarzyna Ostrówka słuchała tej opowieści, stojąc na ulicy z ojcem i bratem. Uratowała się jej druga babcia. Ta, która mieszkała bliżej dworu. Miała gospodarstwo i ładny dom. Obok niej żyło małżeństwo starszych Ukraińców. Tamtego dnia sąsiadka przybiegła i mówi:

- Kryj się, nie wychodź, bo Polaków zbierają. Zabijać będą!”¹¹


Tomasz Gawłocki:


„Cała wieś była spalona, za wyjątkiem jednej chałupy (…) Zgliszcza jeszcze dymiły. W tej chacie, która ocalała, mieszkał Ukrainiec. Zaciekawiło mnie, dlaczego chodzi po wodę do rzeki, kiedy bliżej ma trzy przydrożne studnie. Z ciekawości zajrzałem do pierwszej z brzegu i zrobiło mi się niedobrze: była cała wypełniona porąbanymi szczątkami ludzkimi. Do dwóch pozostałych studni już nie zaglądałem. Nie miałem siły. Ukrainiec, który akurat przechodził z wiadrami, widząc moje przerażenie, rzucił tylko: To byli źli ludzie… i poszedł dalej…”¹¹¹




Źródła:

- „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” – Witold Szabłowski¹

- „Wołyń bez komentarza” – wywiady radiowe, wspomnienia ocalałych, dokumenty²

- „Wołyń. Mówią świadkowie ludobójstwa” – Marek A. Koprowski¹²

- „Kres. Wołyń. Historie dzieci ocalałych z pogromu” – K. Piskała, L. Popek, T. Potkaj¹¹

- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.1)¹¹¹

- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.2)¹²¹

- „Wołyń. 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej”, Marek A. Koprowski¹²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt I)²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt II)²²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt III)²²¹

- „Pożoga” – Zofia Kossak

- „Niemcy” – Piotr Zychowicz

- www.bliskopolski.pl

- www.strykowscy.c0.pl

- Obrazy z filmu W. Smarzowskiego „Wołyń”

bottom of page