Wołyń – cz. V (8) - sprawiedliwi
Ludmiła Poliszczuk:
-„UPA już od 1943r. mordowała Polaków w okolicy Ostroga. Wśród jej ofiar, o czym dowiedziałam się już wiele lat po wojnie, był też mój wuj, Konarzewski, mieszkający niedaleko Ostroga, w Chorowie. Współżycie Polaków i Ukraińców w tej miejscowości układało się wzorowo i wujek uważał, że nic im się nie stanie, bo Ukraińcom nie zrobił nic złego. Okazało się, że źle ocenił sytuację. Nie zdecydował się na ucieczkę do Ostroga nawet wtedy, gdy sąsiedzi Ukraińcy ostrzegli go, mówiąc: Pan Konarzewski, uciekaj z rodziną, bo was wymordują! Pewnej nocy upowska bojówka wdarła się do domu wuja. (…) rozebrali wuja do naga i na oczach najbliższych porąbali go na kawałki.”¹²¹
Monika Śladewska:
- „Któregoś dnia patrol złapał Ukraińca Akakcia z Białaszewan. Powołał się na Weronikę Śladewską, bo jej matka często korzystała z porad babci. Partyzanci przyprowadzili go na nasze podwórko, a babcia spytała go o matkę i powiedziała partyzantom: Puśćcie go, to bardzo porządna rodzina! Został wypuszczony. Nie wszyscy Ukraińcy byli zbrodniarzami. Nawet we wsiach, będących twierdzami nacjonalizmu, byli ludzie, którzy nie chcieli brać udział w mordach i rabunkach. Ostrzegali Polaków przed niebezpieczeństwem i często płacili za to najwyższą cenę. Ci, którzy zachowali neutralność, musieli uciekać, nie byli tolerowani. Wielu z nich schroniło się m.in. w Kupiczowie. Z danych, jakie przesłał mi po wojnie Czech Wacław Ktyl, bo Kupiczów był czeską osadą, przed nożami i siekierami ziomków ukrywało się w nim 93 Ukraińców.(…)
Gdybyśmy zostali napadnięci przez bandę, nie dalibyśmy rady się obronić. Ojciec miał wprawdzie pistolet, ale gdyby zaatakowało nas wielu napastników, nie przydałby się on na wiele. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na natychmiastowy wyjazd po ostrzeżeniu otrzymanym od Ukraińca Hylki, który oznajmił rodzicom: Panie Śladewski, budut rezat, wtikajte. Po wypowiedzeniu tych słów od razu odszedł, żeby żaden z ziomków go nie zobaczył, bo wtedy groziłaby mu okrutna śmierć. Ostrzegliśmy sąsiadów o zbliżającym się niebezpieczeństwie i bez zwłoki udaliśmy się do Zasmyk.
W Zasmykach wrzało! Wszyscy mieszkający tam Polacy szykowali się do obrony i nie zamierzali dać się wyrżnąć Ukraińcom.”¹²²
Mirosław Łoziński:
- „Nigdy nie zapomnę też oczu kobiety, opowiadającej o okropnościach działań bandy na Józefinach, gdzie w domu niejakiego Wicherka członkowie UPA wymordowali siedem osób. Jednej trzyletniej dziewczynce odcięli oni główkę i osadzili na szczeblu parkanu, po czym szydzili z patrzącego na nich zastygłymi oczami dziecka. Sama kobieta, jak wyznała, zawdzięcza swe życie młodemu członkowi bandy, któremu rzuciła się do nóg i całując je, błagała o uratowanie. Poczuła wtedy kopnięcie i usłyszała: Wtikaj!.”²²²
Jan Cichocki (nauczyciel w Żdżarach):
- „Przez 26 lat pracowałem na niwie kulturalno - oświatowej w tymże powiecie [włodzimierskim], cieszyłem się wśród miejscowej ludności najlepszym zaufaniem, będąc dla nich ojcem i nauczycielem, doktorem, sędzią, wójtem. Pomagałem na każdym kroku dobrą radą, toteż miałem prawie w każdej wsi znajomych, przyjaciół, kumów, dobrych sąsiadów, którzy wierzyli mi i zawsze zwracali się do mnie o poradę i o wszystkich wypadkach mi donosili, ja zaś starałem się przekonywać ludność, kto jest winien w tych wypadkach i jakie mogą być w przyszłości konsekwencje. Ludność zawsze mnie zapewniała, że nic złego bez ich wiedzy stać się nie może. Wszyscy jednogłośnie potępiali rabunki, morderstwa i palenie zagród. Jednak, mimo wszystko, w tragicznym dniu 11 lipca wszyscy wiedzieli o tym, co działo się wokół mnie, ale nikt z najlepszych przyjaciół – sąsiadów nie chciał mnie ostrzec. Od 4 miesięcy w domu nie nocowałem, tylko po polach w krzakach i tragicznej nocy też nie spałem w domu. Gdy 11 lipca o godz. 2 min. 30 w nocy usłyszałem w pobliskich koloniach strzały, udałem się do sąsiednich domów i
pytałem, co się dzieje, odpowiedź jednak brzmiała jednogłośnie: „nic nie wiemy”. Ale pół godziny przed napadem na mój dom, człowiek, który był złodziejem, szereg razy karany za różne przestępstwa, w ostatniej chwili przybiegł do mego domu, płacząc jak małe dziecko i o wszystkim mnie opowiadał, co było w nocy postanowione na zebraniu i co dookoła się dzieje. Prosił mnie, by o ile się uda wyjść z rodziną żywym, bym kiedyś w życiu i o nim wspomniał, mówił mi też, że był pewny, że najbliżsi sąsiedzi i przyjaciele mnie powiadomili, jednak nic do ostatniej chwili nie mówią, więc widząc zbliżającą się śmierć moją i rodziny, spieszył by mnie ostrzec. I tylko zawdzięczając jemu, uszedłem z rodziną żywcem. (…) Zostawiłem sparaliżowanego brata w domu, gdyż nie mogłem go ze sobą zabrać. Zostawiłem krowy, świnie, jałownik, indyki, kury, inwentarz martwy jak młocarnie, kieraty, sieczkarnie, pługi, brony itd., 5q pszenicy, 3q żyta, umeblowanie, pasiekę, sad, duży ogród, 25 morgów obsianego pola. Odchodząc powiedziałem: bierzcie wszystko, tylko dajcie jeść memu choremu bratu, którego ze sobą zabrać nie mogę, doglądajcie go, a za to macie wszystko – jednak po dwu tygodniach brat mój zmarł śmiercią głodową, gdyż wszystko obrabowane, a choremu nikt nie chciał nic dać jeść. Tak mi zapłacili Ukraińcy za 26 lat pracy nad podniesieniem kultury, za bezinteresowną pracę społeczną, a w końcu pytanie, które zawsze sobie stawiam, czy można im wierzyć?”²²¹
Feliks Budzisz:
- „Ukryci w tarninach dziadkowie z ciocią Marysią i Alinką ujrzeli przez konary drzew, już późnym wieczorem, promienistą łunę własnych płonących zabudowań, podpalonych przez upowców. Strzelała ukryta w strzechach w 1939r. karabinowa amunicja, której w pośpiechu i bezskutecznie poszukiwali Janek i Henio przed wymarszem do Zasmyk. Po północy w pobliżu tarniny dały się słyszeć czyjeś powolne kroki. Wszyscy, wstrzymawszy oddech, wsłuchiwali się trwożnie w trzask łamanych gałązek. Ktoś co chwilę przystawał, krążył wokół kolczastych krzewów. Wreszcie ku radości ukrytych odezwał się ściszony głos Aleksandra. Poczciwy Ukrainiec przyniósł ciepłej strawy i bochenek chleba. Powiedział, że cały dzień trwały przeszukiwania polskich obejść w ramach „akcji oczyszczającej”, przeprowadzonej głównie przez przyjezdnych członków UPA i miejscowych przewodników. Wykryci Polacy byli na miejscu mordowani. Nie umiał podać dokładnej liczby ofiar. Obiecał, że zaopiekuje się końmi i krowami, a jeżeli będzie mógł, zjawi się następną nocą.”¹²²
„Pod koniec czerwca upowcy bestialsko wymordowali jedną z rodzin Daszkiewiczów: ojca Jana, jego żonę Paulinę oraz dwie córki: Helenę z dziewięciomiesięcznym dzieckiem i Leokadię, którą zakłuli widłami w stajni pod żłobem, gdzie się schowała. Pięcioletni synek Heleny, Stefan, skrył się pod szafą i ocalał. Znaleziono go następnego dnia płaczącego przy zwłokach matki. Kilka dni po tym morderstwie syn Jana, Stefan, został schwytany przez upowców i dotkliwie poraniony, ale przy pomocy życzliwych Ukraińców zdołał się uratować. Adam Daszkiewicz (z innej rodziny – matka Ukrainka) został zakopany przez upowców po szyję w ziemi, bo nie chciał przystąpić do UPA i mordować Polaków. Cudem został uratowany.”¹²²
Aniela Dębska:
- „Ja zaprzęgłam konie do wozu i z tatusiem pojechaliśmy pod kościół. Tam już było kilku Ukraińców, przeciwników mordów. Pomogli nam przenieść mojego przyszłego męża na wóz. Przywieźliśmy go do nas do domu, a ja poszłam szukać Dębskich. Jak ich znalazłam, przyszli i zrobili synowi profesjonalny opatrunek. Na wieczór zawieźliśmy go do Ukraińca zaprzyjaźnionego z Dębskimi. Nazywał się Parfeniuk. Ukrył Sławka w swojej stodole. Tu był najbezpieczniejszy. Doglądali go tu razem ze mną ojciec i matka. Po dwóch dniach musiał zostać przewieziony do szpitala w Łokaczach. Mój ojciec dał konie, a Ukrainka Paraska Padlewska podjęła się zawiezienia go. Tu amputowano mu nogę.”²²¹
Adam Kownacki:
- „We wsi Jezioro mieszkało sporo Ukraińców, którzy nie ulegli nacjonalistycznemu amokowi – wspomina. – Owszem, na powitanie Niemców usypali kopiec, zdarzali się wśród nich także szowiniści, ale generalnie Polaków w czasie mordów nie atakowali. My nie atakowaliśmy ich. Był to jednak wyjątek. Zdecydowana większość Ukraińców odnosiła się do Polaków wrogo.”²²
Władysław Tołysz:
- „kamandir” był „swobodnyj” i kazał nas przyprowadzić. Wchodzimy i stajemy jak wryci. Za stołem siedział kolega Józia z gimnazjum, Ukrainiec z Szacka, z którym ten siedział w jednej ławce. Mówię mu: Dzień dobry, Kola!, żeby zagaić rozmowę. Ten odpowiada: Zdrastwujcie! Pytam się go więc dalej: Co to, języka polskiego
zapomniałeś? On tak patrzy na mnie i pyta: A skąd ty się tu wziąłeś? Ja zrewanżowałem mu się analogicznym pytaniem: A ty skąd się tutaj wziąłeś? On, nie odpowiadając, wstał i wyciągnął rękę na przywitanie. Ja mu nie podałem ręki, tylko zapytałem: Kola, zanim się przywitamy, powiedz, ilu Polaków zamordowałeś w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej, zanim trafiłeś do sowieckiej partyzantki? Wiedziałem bowiem, że Szack to była twierdza UPA, z której wywodzili się najgorsi mordercy. Wtedy on na stojąco zaczął opowiadać swoją historię. Okazało się, że UPA wyszukująca zdolnych Ukraińców chciała go zwerbować. Przyszli do ojca i zaproponowali mu, żebym został u nich dowódcą batalionu opowiadał. Ojciec powiedział im wtedy, że nam razem nie jest po drodze. Wysłannicy z UPA oświadczyli mu wtedy, żeby się zastanowił, bo oni jeszcze przyjdą. Po paru dniach oczywiście przyszli. Ojciec jeszcze raz powtórzył im, że nam razem nie po drodze. Wówczas zapowiedzieli, że przyjdą jeszcze raz. Przyszli, choć teraz już w nocy. Wyprzedzając słowa ojca, ja sam powiedziałem im wtedy, że nam nie po drodze. Oni wtedy wyprowadzili rodziców na podwórko i pod studnią rozstrzelali. Ja byłem w mieszkaniu i miałem parabellum. Jak zobaczyłem, że dowódca UPA wraca do domu i staje w progu, od razu wystrzeliłem, kładąc go trupem na miejscu. Wyskoczyłem następnie oknem i opłotkami uciekłem ze wsi. Później trafiłem do sowieckiej partyzantki. Z jego strony nie była to jakaś ideowa wolta. Opowiadając mi dalej, podkreślił, że jego ojciec był komunistą, a jemu samemu wyznawane przez ojca ideały były bardzo bliskie. Jego poglądy ułatwiły mu szybki awans w sowieckiej partyzantce. Podkreślił też że w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej nie był. Zanim podaliśmy sobie ręce, oświadczył jeszcze zdecydowanie: Nie wiem, czy przeżyję wojnę, ale jeżeli mi się uda, to ja znam tych wszystkich bandytów z Szacka, którzy m.in. wymordowali Ostrówki i Wolę Ostrowiecką, i poślę ich wszystkich do piekłą.”²²²
Mirosław Łoziński:
- „Bandy rozwścieczone niepowodzeniem szukały na oślep ofiar, aby na nich zemścić się za klęskę. Przypominali sobie każdego Ukraińca, który niechętnie albo z ociąganiem przyłączał się do pochodu na Przebraże. Mordowali ich bez litości. Zginął również pop z Rudnik, który nawoływał swych ziomków, by poniechali napadu na Przebraże. Nie wszyscy Ukraińcy byli przecież nacjonalistami. Obok Przebraża była np. ukraińska wieś Jezioro, której ludność zrosła się z polskim środowiskiem. Żaden z jej mieszkańców nie przyłączył się do UPA. Wielu Ukraińców współpracowało z wywiadem samoobrony i odegrało w obronie Przebraża ogromną rolę. Warto tu wymienić braci Petro i Joachima Bondarów, a także braci Oksenia i Sydora Kunców, Józefa Miszczuka i jego synów Fedora, Lewko i Aleksieja. Pamiętam Ukraińca Lewczuka, który brał udział we wszystkich akcjach bojowych samoobrony. Dobrze w historii Przebraża zapisali się Ukraińcy: Iwan Smaczny, Michał Demczuk, Andrej Wiśniewski i Iwan Uszkanow. Dzięki ich informacjom ocalały setki, jeżeli nie tysiące Polaków, a napady morderców na polskie wsie trafiały w pustkę.”²²²
Tadeusz Opała:
- „W Bielinie do naszej kompanii przystał Ukrainiec, któremu jego właśni ziomkowie zamordowali żonę i dwoje dzieci. Żona była Polką i Ukraińcy kazali mu ją zarźnąć razem z dziećmi. Odmówił, wtedy przyszli do jego domu i na jego oczach zabili mu rodzinę. On jakoś wyrwał im się i przystał do nas, bo chciał się mścić. Chciał dopaść morderców swojej rodziny. Dowódca kompanii przyjął go, ale broni mu nie dał, bo bał się, że narobi jakichś kłopotów. Pamiętam, że któregoś dnia w czasie patrolu złapaliśmy dwie Ukrainki należące do bandy UPA. Ów Ukrainiec rozpoznał je jako rezunki uczestniczące w mordach i od razu powiedział: Dajcie karabin! Jeden z kolegów miał takiego mauzera z bagnetem. Ten Ukrainiec mu go wyrwał i tym bagnetem zabił obie Ukrainki. Wszyscy stali jak zahipnotyzowani i nie wiedzieli, co mają robić. Ukrainiec ten przeżył wojnę i mieszkał później koło Włodzimierza.”²²¹
Aniela Dębska:
- „Moja rodzina ukrywała się u Ukraińca Sawy Kowtoniuka, który przechowywał nas w stodole i w zbożu. Nocami widać było łuny płonących, mordowanych przez upowców kolejnych polskich wsi. W dzień przez Kisielin bandyci pędzili stada krów zrabowane u polskich gospodarzy, które czując, że idą na rzeź, strasznie ryczały. Na trzeci dzień Sawa przyszedł do ojca i powiedział, że upowcy chcą z nim rozmawiać. On poszedł. Gdy wrócił, poinformował nas, że przekonywali go, że atak na kościół był nieporozumieniem, że to się już nie powtórzy. Sugerowali też ojcu, by z rodziną wracał do domu, bo nic jej nie grozi. Ojciec wahał się, ale Ukrainiec ostrzegł go, by nie wierzył w zapewnienia upowców. Jego zdaniem chcą wszystkich Polaków wymordować.”²²¹
Roman Witwicki:
- „Postawa Ukraińców mieszkających w pobliżu była różna. Starsi starali się Polakom pomagać, ale ich synowie i córki uczestniczyli w mordowaniu Polaków.” ²²¹
Źródła:
- „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” – Witold Szabłowski¹
- „Wołyń bez komentarza” – wywiady radiowe, wspomnienia ocalałych, dokumenty²
- „Wołyń. Mówią świadkowie ludobójstwa” – Marek A. Koprowski¹²
- „Kres. Wołyń. Historie dzieci ocalałych z pogromu” – K. Piskała, L. Popek, T. Potkaj¹¹
- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.1)¹¹¹
- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.2)¹²¹
- „Wołyń. 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej”, Marek A. Koprowski¹²²
- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt I)²²
- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt II)²²²
- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt III)²²¹
- „Pożoga” – Zofia Kossak
- „Niemcy” – Piotr Zychowicz
- www.bliskopolski.pl
- www.strykowscy.c0.pl