top of page

Nie tylko polskie Termopile

„Kazimiera Puchowicz, Wacław Puchowicz


Pani pamięta początek wojny? Czy to prawda, że to w tym domu gdzie jesteśmy, u Pani, przebywał kapitan Raginis?


Jak wojna wybuchła, ja miałam 17 lat, mieszkaliśmy tu co i teraz, w Górze Strękowej.


To już jak wybuchł ten most, no to kapitan był w pokoju, akurat był, i jak most wybuchł wyszedł z pokoju i dopiero mama moja mówi, że giniemy, bo tego, bo już Niemiec, bo pamiętała kiedyśniejsze tamte Niemcy, a on mówi „Już Niemiec w Jedwabnem, wy to odjedziecie stąd, ale ja to zginę, ja stąd nie wyjdę” powiedział, a już Niemiec w Jedwabnem był, jak most wybuchł. No i wziął… słomy od nas zabrali, bo jeszcze te bunkry byli nie wykończone, to nabrali słomy, wojsko, już tu wojsko było, nabrali słomy do tego bunkru tam nanosili, żeby mieli tam na czym przespać się, leżeć. A on wyszedł, tam co miał swoje te dokumenta zabrał i mleka i wody nabrał w menażkę. Ja krowę wydoiłam, bo to tak myślę, już wieczór było, jak ten most wybuchł, słońce zachodziło. To nabrał menażkę wody i mleka i odszedł, powiedział „do widzenia” i się skończyło… Do bunkru wtedy nie chodziłam, bo ja się

bałam nieboszczyków, właśnie, nie chodziłam tylko tato mój tam chodził zaraz.


No właśnie, Pani tato poszedł już, jak było po wszystkim… jak już tam…


Tak, tato mój był całym „dowódcą”, jak tylko wróciliśmy, to zara poszedł zobaczyć, co z tym kapitanem się stało, przyszedł zapłakany i powiedział, że leży na podłodze i piersi ma wyrwane, a ten porucznik na tech pryczach leżał, miał głowę zabandażowaną, widocznie był ranny, ale już trup.


Porucznik to wyszedł sobie pewno na górę i dostał w głowę i bandażowaną miał głowę. No i później Niemcy przyjeżdżali tutaj do tego bunkru i tu bali się jego, tu ze wsi pochować a myśmy mieli pole i zaraz… siostra tam ma obok tego, bo to było rodzinne moje. I myśmy kopali ziemniaki i przyjechał samochód, taksówka, taka czarna, ciemna taka, pięciu tych Niemców wysiadło z tego samochodu i poszli tam do tego bunkru, jeszcze oni byli niepochowane. Poszli do tego bunkru i tam pobyli z dłuższy czas, nareszcie wyszli stamtąd, a strasznie się śmieli, tam po tym swojemu świergotali, a tak się śmieli tylko do tego wsiedli odjechali a tu pah! pah! coś strzela! Naboje, bo tam były naboje, a oni podpalili Raginisa. Tak, myśmy uciekli wszyscy, tato mówi „uciekajcie dzieci, bo jeszcze którego trafi”!. Trawa taka wysoka, pole takie wysokie było i my za tą miedzę się pokładliśmy, ale tam długo nie strzelało, bo nie było powietrza, długo się nie paliło. Po jakimś czasie, już później, na sam wieczór mieliśmy zjeżdżać na pole, tato mówi „pójdę zobaczę, co oni tam zapalili” tak, jeszcze myśmy byli na polu. Wyszedł, poszedł tam, wychodzi i ten się wyraził dobrze „skurczybyki”, mówi „kapitanowi włosy podpalili”. Tak się pomścili Niemcy, naprawdę tak było, i po jakimś czasie to już tam „czuć było” i tego, tych Niemców każdy się bojał. Nareszcie a my te pole mieli, tam te ziemniaki kopali, i tato mówi, jeszcze z jednym kolegą, sam nie wyszedł, jak te Niemcy przyjechali, to wyszedł do nich i jakoś tam się dogadał z tymi Niemcami, tam na migach czy jak, nie wiem jak. Pokazywał, że to po prostu.. ich straszył, że to może tyfus być, może tu choroba, a oni tam przyjeżdżają, czy można ich pochować? I oni pozwolili, ale tato zażądał, żeby dali na kartce, bo jedni właśnie każą, a drugie, a gdzie to? a może ze wsi? a może jaka rodzina? a może co? Właśnie, tato był naprawdę przebiegły taki, bo kiedyś w ruskiem wojsku służył i sołtysem został na wsi, było dwanaście lat, to właśnie wiedział jak to zrobić, żeby nie było później…, bo jeszcze całą wieś nas tu spalą…”



Fragment wspomnień pochodzi z książki wydanej przez Stowarzyszenie „Wizna 1939”, pt. „Nie tylko polskie Termopile… Wizna w latach 1939-1945”


bottom of page