top of page

Bądź wierny Idź

W setną rocznicę urodzin Z. Herberta.


    Zbigniew Herbert to jeden z najwybitniejszych polskich poetów minionego wieku. Jego „Pan Cogito” jest cytowany bardzo często nawet teraz, w czasach nam współczesnych. Właśnie w tym roku przypada setna rocznica jego urodzin. O swoim rodowodzie, co odnotował Andrzej Franaszek w obszernej biografii Herberta, poeta pisał:


    Moi męscy przodkowie wywodzili się z Anglii i byli emigrantami religijnymi, którzy w swoich licznych ojczyznach z wyboru żenili się z Niemkami, Austriaczkami, Czeszkami i Ormiankami. Podkreślam ten fakt, ponieważ czując się pisarzem polskim — a nawet niemodnym patriotą — nie potrafię uzasadnić tego żadną genealogią.


    Urodził się (29. X 1924 r.) we Lwowie i to polskie miasto kochał chyba najbardziej ze wszystkich. Spędził tam dzieciństwo i lata młodzieńcze. Później dopiero wyjechał na studia do Krakowa. Kochał też swoją babcię, Ormiankę, która miała na niego ogromny wpływ.


    Studiował na Akademii Handlowej w Krakowie i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Prawdopodobnie był członkiem Armii Krajowej. Pierwsze publikacje Herberta ukazały się w roku 1948, a poezja w roku 1951. Pierwszy tomik poetycki („Struna światła”) wyszedł w 1956 r. W swej twórczości poruszał często tematykę cywilizacyjną, egzystencjalną i kulturową, w odniesieniu do religii chrześcijańskiej. Nie napisał może zbyt wiele, a większość czasu na pisanie wyszarpał podczas walki z depresją, ale to co napisał trafiło do serc ludzi na całym świecie. Jego twórczość przetłumaczona została na kilkadziesiąt języków obcych, a po śmierci, jago „ambasador polskości” uhonorowany został Orderem Orła Białego. Pisał wiersze, eseje, sztuki teatralne, słuchowiska radiowe… Zapamiętany został dzięki swemu największemu osiągnięciu – poetyckiemu alter ego w postaci Pana Cogito.



   W „Przesłaniu Pana Cogito” zachęcał, aby „być wiernym” zasadom i podążać za tym, co właściwe. Szczególnie ważne były to słowa w obliczu stanu wojennego ogłoszonego przez gen. W. Jaruzelskiego i jego „Wronę” (WRON – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego). Herbert obawiał się publikacji swoich słów i uważał, że mogą stworzyć sytuację niebezpieczną dla ogółu społeczeństwa. Pisał:

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu

po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

 

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach

wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

 

ocalałeś nie po to aby żyć

masz mało czasu trzeba dać świadectwo

 

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny

w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

 

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze

ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

 

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają

pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę

a kornik napisze twój uładzony życiorys

 

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy

przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

 

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej

oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz

powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych

 

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne

ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy

światło na murze splendor nieba

one nie potrzebują twego ciepłego oddechu

są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

 

czuwaj – kiedy światło na górach daje znak – wstań i idź

dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

 

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy

bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz

powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem

jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

 

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką

chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

 

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek

do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda

obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

 

Bądź wierny Idź



    „Przesłanie Pana Cogito” jest apelem o bezinteresowną walkę o wartości i tradycję narodową. Nakłania, aby dołączyć do dumnego grona przodków, którzy swoimi czynami zapisali się w naszej historii, naszych myślach. Być może dla wielu to przesada i typowa dla Polaków melancholia i romantyzm, ale Herbert głęboko w to wierzył i do tego inspiruje, chociaż z dozą ostrożności.


Imię Pana Cogito pochodzi z sentencji Kartezjusza, który „myślał, więc był” („Cogito ergo sum” – „Myślę więc jestem”), dlatego już sam tytuł był (i jest!) zachętą do myślenia, zastanowienia i zadumy. „Bądź wierny” zasadom i „Idź” wbrew tym „co na kolanach” przed innymi klęczą. W tamtym czasie tymi klęczącymi byli sługusi Sowieckiej Rosji, a ich siostrą była „Pogarda”.


    W latach 70-tych Herbert podpisał tzw. „List 15”, który był elementem walki o Polaków w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS). Sprzeciwiał się też wprowadzeniu zmian do Konstytucji, co uderzało bezpośrednio w komunistów i socjalizm. Był przeciwny „nierozerwalnej przyjaźni polsko – radzieckiej”. Oczywiście był za swą działalność inwigilowany i bacznie obserwowany przez cenzorów. W połowie lat 70-tych wyjechał z kraju, ale pamięć o nim została w granicach okupowanego kraju. Muzykę do jego wierszy tworzył i wykonywał Przemysław Gintrowski, który współpracował też z Jackiem Kaczmarskim. Summa summarum komuniści mieli wiele powodów, aby Herberta nie darzyć sympatią. Również po tym, kiedy Joanna Szczepkowska ogłosiła „koniec komunizmu w Polsce”, Herbert nadal walczył o sprawiedliwość. Upominał się o wyjaśnienie śmierci zamordowanego przez komunistów Stanisława Pyjasa i odtajnienie akt morderców z Urzędu Bezpieczeństwa (UB). Trzeźwo patrzył też na obrady „okrągłego stołu” i działalność Lecha Wałęsy, który był tajnym współpracownikiem czerwonych, ukrywającym się pod pseudonimem „Bolek”.



    W jednym z numerów tygodnika „Wprost” można przeczytać, że sam Herbert był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa (SB) i donosił na emigrantów z Polski, związanych z „Radiem Wolna Europa”, czy paryską „Kulturą”. W tygodniku padły takie oto słowa oskarżenia (ze strony Jakuba Urbańskiego):


    Z dokumentów IPN jednoznacznie wynika, że miał świadomość, iż przekazane przez niego informacje posłużą do rozpracowania środowisk polskiej emigracji. Dla SB był niezwykle cennym źródłem, bo przed Herbertem otwierały się drzwi każdego polskiego domu we Francji czy Niemczech. Znał wszystkie ważne osoby, które pozostawały poza krajem. Spotykał się z nimi i dużo rozmawiał, a potem swoją wiedzą dzielił się z funkcjonariuszami peerelowskich tajnych służb. Zawsze odmawiał przyjęcia pieniędzy. Robił to dlatego, żeby mieć paszport i możliwość poruszania się po Europie.


    Małgorzata Ptasińska-Wójcik z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) sensacje Urbańskiego nazwała kłamstwem:


    Nie wiem, na jakiej podstawie dziennikarz wysnuł takie wnioski. Herbert nie donosił, nie był tajnym współpracownikiem - to jest nadinterpretacja i manipulacja dokumentami.


Dokument z zasobów IPN

     Oczywiście próbowano zwerbować Herberta i „zapraszano” go na rozmowy, ale był na tyle inteligentny, aby mówić rzeczy pozbawione większego znaczenia, albo powszechnie znane. Kto wierzy we wszystko co drukują na kartkach „Wprost” sam sobie szkodzi. Jak zaznaczyła Małgorzata Ptasińska-Wójcik, w dokumentach peerelowskich służb jest adnotacja o propozycji współpracy złożonej pisarzowi, ale ten odmówił. Miał więcej honoru niż kapuś Wałęsa i okrzyknięty przez Adama Michnika „człowiekiem honoru” sowiecki generał Wojciech Jaruzelski. Próba oczernienia Herberta ma źródło tam, gdzie Michnik mówi dobranoc… - w „Gazecie Wyborczej” (uczciwy człowiek nie czyta, chyba, że musi). Kolega M. Ptasińskiej-Wójcik Grzegorz Majchrzak dla Polskiej Agencji Prasowej (wywiad dla Interii):


    To się zaczęło wiele lat temu w "Gazecie Wyborczej", gdy nagle pojawiło się pytanie do jednego z naszych działaczy opozycji na emigracji, jak traktować kogoś, kto rozmawia z bezpieką. I to pytanie dotyczyło właśnie Zbigniewa Herberta. A kolejną odsłoną tej sprawy był nierzetelny i nieuczciwy artykuł we "Wprost", w którym Herberta przedstawiono jako współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Tymczasem akta SB nie dają najmniejszej podstawy do takiej interpretacji. To, co można powiedzieć w tej sprawie, to jedynie potwierdzić fakt, że od pewnego momentu Herbert prowadził niebezpieczną grę z aparatem bezpieczeństwa PRL, z której wyszedł zwycięsko, choć na pewno nie bez szwanku. Nawet trudno mówić, że prowadził tę grę, bo został w nią przez Służbę Bezpieczeństwa po prostu wciągnięty. To był pojedynek profesjonalistów z amatorem. (…)



    Pierwsze rozmowy SB z Herbertem były prowadzone pod tzw. przykryciem, czyli pisarz nie wiedział, że rozmawia z esbekami. Były to spotkania związane z chęcią Herberta odbycia podróży na Zachód i koniecznością uzyskania paszportu, bo trzeba przypomnieć, zwłaszcza młodszym osobom, że w PRL nikt paszportu nie miał ot tak po prostu w domu. Ten paszport trzeba było dostać, potem przedłużyć, co umożliwiało bezpiece prowadzenie na ten temat długich rozmów i uzyskiwanie informacji.


    Po tym, jak Herbert w końcu dowiedział się, z kim ma do czynienia, że to jednak nie urzędnicy MSZ z nim rozmawiają, ale esbecy, natychmiast o tym informował swoje otoczenie. Pisał o próbie werbunku m.in. do Czesława Miłosza, mówił o tym także swoim znajomym, co już z góry przekreślało go jako tajnego współpracownika. W 1970 roku SB ostatecznie rezygnuje z werbunku pisarza, a w kolejnych latach próbuje go, jako literata popierającego opozycję, kompromitować. Zbigniew Herbert był niewygodny dla władzy. Był patriotą i człowiekiem niezłomnym w swych przekonaniach, w swojej działalności antykomunistycznej. Bardzo intensywnie działał dla opozycji demokratycznej.


    Michnikowi dostało się też od samego poety. Kiedy na łamach redagowanego przez siebie szmatławca (takie mam zdanie na temat „Gazety Wyborczej” zwanej też „Gazetą Wybiórczą”) zaczął pouczać pisarza. Herbert powiedział, że „Michnik jest manipulatorem” i, rzecz jasna miał rację. Michnik jest manipulatorem nie tylko jeśli chodzi o twórczość Herberta.


    Oczywiście wokół Herberta jest trochę więcej kontrowersji. Jako polski patriota jest czasami utożsamiany z nacjonalizmem. Kręgi liberalno – lewicowe sprzeciwiają się przypinania mu takiej łatki. Podobnie było z żoną pisarza. Zapewne wynika to z błędnego odczytywania tego, co kryje się pod tym terminem. Polski nacjonalizm różni się bowiem od innych, nie będących tworami naszego kręgu kulturowego. Zachęcał do niego zarówno Prymas Stefan Wyszyński, jak i inni, znani i szanowani Polacy, np. Henryk Sienkiewicz. Czy Herbert kochał Polaków? Jeśli tak, to z pewnością był nacjonalistą, czyli mówiąc bardziej językiem Romana Dmowskiego narodowcem.



    Zbigniew Herbert ostro zaprotestował, kiedy Czesław Miłosz kpił z przedwojennych, polskich mundurów ułańskich. Zauważył, że ginęli w nich ludzie walczący o naszą niepodległość. Obecnie wielu jest też takich (np. Jakub Wojewódzki), którzy kpią z polskiej flagi narodowej. Pod tymi barwami setki lat lała się krew bohaterów, którzy za nas walczyli. Czy Herbert stanął by w obronie biało – czerwonej opluwanej przez Wojewódzkich tego świata? Myślę, że tak.


Obu pisarzy poróżniła też ocena Powstania Warszawskiego. Herbert zdystansował się od osoby Miłosza, który pisał po polsku bo, jak sam stwierdził „tak się złożyło”, a z narodem „łajdaków i antysemitów” identyfikować się nie chciał. Miłosz gardził Armią Krajową i negował jej działania, a także przypisywał jej wyimaginowany antysemityzm. Dla polskich patriotów było to plucie w twarz pokoleniu pięknych i zdolnych, jak chociażby Krzysztof Kamil Baczyński, który poległ na barykadzie Warszawy.


    Niechęć (delikatnie mówiąc) Miłosza do Herberta widoczna jest również w listach, które pisał do znajomych. Nazywał go tam kłamcą „ze skłonnością do mitomanii” i „starym, endeckim pierdzielem”. Pośrednio gardząc polskimi narodowcami (endekami – ND = Narodowa Demokracja), twierdził, że Herbert to „anima naturaliter endeciana” (dusza z natury endecka). Herbert miał więcej ogłady i w tym samym czasie, choć zdystansowany, to posyłał Miłoszowi życzliwe w treści kartki z podróży.


    Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954” pisał o Herbercie, że „to jeden z najlepszych” mu współczesnych:


    Moim zdaniem – poeta numer jeden swego pokolenia, a może i całej naszej połaci dziejów powojennej Polski. (…)

    Oczywiście, cierpi nędzę. Zarabia kilkaset złotych miesięcznie jako kalkulator-chronometrażysta w spółdzielni produkującej papierowe torby, zabawki czy pudełka. Pogoda, z jaką Herbert znosi tę mordęgę po ukończeniu trzech fakultetów, jest wprost z wczesnochrześcijańskiej hagiografii.


Pałac Krasińskich

    Przy okazji setnej rocznicy urodzin Zbigniewa Herberta, warto zajrzeć do Pałacu Krasińskich (Pałac Rzeczpospolitej) w Warszawie, gdzie jeszcze przez jakiś czas można obejrzeć wystawę czasową poświęconą Herbertowi. Ciekawostka – wcześniej można było tam zobaczyć archiwum Czesława Miłosza…


    Wystawa dotycząca Herberta ma tytuł „Pan Herbert – podróżnik”. Na stronie Biblioteki Narodowej czytamy:


    Zbigniew Herbert mówił: „Od 1939 roku jestem w wiecznym ruchu”. Kolejne lata, a nawet dziesięciolecia, pobiegły szybko. Kolejne nazwy miast i krajów będą pojawiać się i znikać, jakby widziane przez okno jadącego pociągu. Rzeczywistość PRL z jednej strony podsycała potrzebę bycia poza, za granicą, z drugiej strony realizację tej potrzeby bardzo utrudniała. Odejścia i powroty wyznaczane nazwami miast teraźniejszych, jak Paryż, Berlin, Wiedeń, Warszawa, i minionych – zmienionych, choć istniejących – jak Ateny, Rzym, Lwów.


    Herbert z podróży uczynił sztukę uczenia się świata. Herbert z podróży uczynił sztukę podróżowania bez pieniędzy. I fraza towarzysząca podróżowaniu: „udało mi się jeszcze zdążyć” oraz „[jestem] delegatem czy posłem”. By powtórzyć i przekazać innym. By zachwycić się i pojąć za tych, którzy już nie żyją, którym nie udało się zdążyć. Po nim podróżuje się już inaczej. Wielu podróżuje jego śladami, z jego książkami.


    Rękopisy prezentowane na wystawie układają się w opowieść: od Lwowa do Warszawy, od walizek człowieka-bez-domu – po „pakowanie się” przed ostatnią podróżą-śmiercią, od zachłyśnięcia się wolnością w podróżach – po gorycz powrotów na łono ojczyzny, od zachwytu obcymi miastami – po tęsknotę za „nieistniejącym miastem”, od radości tu i teraz – po melancholię przeszłości, od euforycznej wdzięczności – po rezygnację końca. To opowieść o Herbercie, ale też uniwersalna opowieść o życiu, przemijaniu i śmierci.


    Zdjęciami z wystawy ubogaciłem ten tekst.




Comments


Czytelnia
IMG_20180916_102220.jpg
Wybierz kluczowe słowo:
bottom of page