Jedwabne 1941 r.
Ja pilnowałem tych żydów na rynku, dopóki nie odganiali ich do stodoły Śleszyńskiego Bronisława, tam gdzie zostali spaleni. Zadaniem moim było pilnować, żeby ani jeden żyd nie wyszedł za linię, co i ja uczyniłem. Otrzymałem ja taki rozkaz od Karolaka, Sobuty i jednego Niemca. Podczas mego pilnowania, żeby kto bił żydów, tego ja nie widziałem. Obok mnie stał i pilnował Sakowski, obecnie nie żyje. Później, kiedy już mieli gnać do stodoły i spalić, to dali im pomnik Lenina i kazali nosić po rynku. Kto dał rozkaz nosić ten pomnik dla żydów, tego ja nie wiem. Później z tym pomnikiem wszystkich żydów pognali do stodoły i tam ich wszystkich spalili. (z zeznań Władysława Dąbrowskiego złożonych w Łomży 11. 01. 1949 r.).
Po niejakim czasie Karolak Marian powiedział do nas , Polaków, żeby zawezwać ob.[ywateli] polskich do Zarządu Miejskiego. P zawezwaniu ludności polskiej nakazał nam iść zaganiać żydów na rynek pod hasłem do pracy, co i ludność uczyniła. Ja w tym czasie również brałem udział w spędzaniu żydów na rynek z Kalinowskim Eugeniuszem, gdzie obecnie jest, tego ja nie wiem, tylko wiem, że w 45 r. był w bandzie, ja go sam widziałem. N arynek z ww. Kalinowskim nazganialiśmy około osiem osób narodowości żydowskiej. Kiedy my już powracaliśmy z powrotem po zagnaniu wszystkich, to już żydzi nosili pomnik Lenina po rynku ze śpiewem, śpiewali: „przez nas wojna”. Kto im nakazał śpiewać, tego ja nie wiem, a my, polacy, pilnowaliśmy, żeby żydzi nie pouciekali. Zaznaczam, że przy tym chodzili i Niemcy. Później Karolak Marian, burmistrz m. Jedwabnego, wydał nam rozkaz wszystkich żydów znajdujących się na rynku zagnać do stodoły ob. Śleszyńskiego Bronisława, co i my uczyniliśmy. (z zeznań Jerzego Laudańskiego w Łomży 16. 01. 1949 r.).
Tak, brałem udział w mordowaniu żydów w Jedwabnem w 1941 r., kiedy wkroczyły wojska okupanta niemieckiego. Odbywało się [to] w następujący sposób. Przyszedł do mnie jakiś człowiek z Jedwabnego i powiedział do mnie, że wzywa mnie burmistrz m. Jedwabne, żeby iść zaganiać żydów na rynek. Kiedy ja zaszedłem, to już było na rynku nazganianych około tysiąc pięćset osób narodowości żydowskiej zegnanych przez ludność polską. Wtedy burmistrz Karolak Marian powiedział do mnie, żebym ja pilnował, żeby żydzi nie uciekali z rynku, i ja pilnowałem, żeby żydzi nie uciekali. Żydzi nosili po rynku pomnik Lenina, później wszystkich żydów z pomnikiem pognaliśmy za miasto do stodoły Śleszyńskiego Bronisława, tam, gdzie oni zostali spaleni. (z zeznań Zygmunta Laudańskiego ze stycznia ’49 r.).
W 1941 r., kiedy wkroczyły wojska okupanta niemieckiego na teren m. Jedwabnego, ludność polska przystąpiła do mordowania ob. narodowości żydowskiej, gdzie wymordowali około półtora tysiąca osób przez spalenie w stodole i zabijanie na cmentarzu. Odbywało to się w następujący sposób. Początkowo wszystkich żydków zganiali na rynek w Jedwabnem, ja w tym czasie uciekłem i od tego czasu w Jedwabnem nie byłem. Po zegnaniu wszystkich żydków na rynek dali im nosić pomnik Lenina i kazali śpiewać piosenkę „Jeśli zawtra wojna”. Później wybrali zdrowszych mężczyzn i zaprowadzili na cmentarz, wykopali rów, i tam ich pozabijali, kto czym, kto nożem, kto bagnetem, a resztę zaprowadzili do stodoły Śleszyńskiego i spalili. (…)
Zaznaczam, że niemcy udziału w mordowaniu żydów w m. Jedwabnem nie brali, a nawet jeszcze kilku schowali, żeby polacy nie zamordowali, stali z boku i to wszystko fotografowali, jak polacy znęcali się nad żydami. (z zeznań Eliasza Grądowskiego ze stycznia 1949 r.).
W 1941 r., kiedy wkroczyły wojska okupanta niemieckiego na tereny m .Jedwabnego, pow. Łomża, to ludność miejscowa m. Jedwabnego przystąpiła do mordowania ob. narodowości żydowskiej, gdzie wymordowali około półtora tysiąca przez zabijanie i spalenie w stodole Śleszyńskiego. Odbywało to się w następujący sposób. Początkowo wszystkich zegnali na rynek, bijąc kijami. Po zegnaniu wszystkich żydków na rynek dali im nosić pomnik Lenina i kazali śpiewać piosenkę „Jeśli zawtra wojna”, póxniej wybrali zdrowszych mężczyzn i zagnali na cmentarz, i kazali im wykopać rów. Po wykopaniu rowu przez żydków wzięli ich pozabijali. Bili, kto czym, kto żelazem, kto nożem, kto kijem. Po wymordowaniu wspomnianych żydów na cmentarzu, to resztę starszych i dzieci zagnali do stodoły i spalili, zaznaczam, że niemcy udziału w mordowaniu żydów nie brali, a mordowali sami polacy. Niemcy stali z boku i fotografowali, jak polacy mordują żydów, ja w tym czasie z rynku uciekłem, kiedy oni nas mordowali brali udział w mordowaniu następujące osoby: [wymienia kilkanaście nazwisk]. (z zeznań Abrama Boruszczaka z 1949 r.).
Jerzy Laudański odwołał swoje zeznania w sądzie. Twierdził, że był bity podczas przesłuchania, które prowadził oficer Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Łomży Grzegorz Matujewicz. Podobnie było z Zygmuntem Laudańskim. On również odwołał zeznania, w których twierdził, że zbrodni dokonali Polacy. Zaprzeczył, że brał udział w spaleniu żydowskich mieszkańców miasteczka.
Eliasz Grądowski zeznał, że zbrodni dokonali Polacy, a niemiecki udział ograniczony był do fotografowania. Co więcej, Niemcy nawet chowali Żydów przed żądnymi krwi Polakami. Grądowski złożył obszerne zeznania, w których oskarżył trzydzieści osób (m.in. Laudańskich). Jak się później okazało Eliasz Grądowski w dniu zdarzenia przebywał w więzieniu za kradzież patefonu, a co za tym idzie, nie mógł być w Jedwabnem. Mimo to, prokurator nie odrzucił jego zeznań…
W podobnym tonie swoje zeznania złożył Abram Boruszczak. On również obciążył zeznaniami chrześcijańskich mieszkańców Jedwabnego. Już na pierwszy rzut oka widać, że zeznania pisała ta sama osoba. Występują te same sformułowania. Protokół sporządził Matujewicz, łomżyński ubek. Tego Żyda również nie było w dniu zbrodni w miasteczku. Ba! On nigdy nie był w Jedwabnem podczas wojny, a po jej zakończeniu był zwykłym złodziejem.
Podczas pierwszego dnia rozprawy sądowej, Józef Grądowski zeznał:
Eliasz Grądowski w czasie morderstwa w Jedwabnem nie był, bo 1940 r. wywieziony był do Rosji. Ja dawniej byłem wyznania mojżeszowego, obecnie jestem katolikiem. Abrama Boruszczaka - w ogóle takiego nazwiska nie było w Jedwabnem. Należałem do gminy żydowskiej, byłem nawet prezesem i takiego nazwiska w naszej gminie nie było. Katolikiem jestem od 1941 r. Na rynku byłem razem z żydami, a później ludzie mnie ukryli. Roman Górski podszedł do nas, gdy myśmy byli na rynku, i chciał moją rodzinę ukryć, ale córka jego zawołała, bo żona mu zachorowała. Józef Żyluk ukrył mnie i całą moją rodzinę. Więcej nikogo z oskarżonych nie widziałem, a osk. Bardoń był z karabinem w mundurze, zaganiał ludzi, żeby żydów bili, i sam żydów bił.
Eliasz Grądowski chciał pieniędzy od oskarżonych, oni nie chcieli mu dać, to on ich oskarżył, a ci ludzie są niewinni. Eliasz Grądowski z Zarzeckim chcieli z tych ludzi ściągnąć pieniądze tylko i dlatego oskarżyli niewinnych ludzi.
Wspomniany w zeznaniu Karol Bardoń był volksdeutschem, czyli Niemcem.
Józef Sobuta, o którym zeznawał podczas śledztwa Dąbrowski został uniewinniony 11. 12. 1953 r. przez Sąd Wojewódzki w Białymstoku. W akcie oskarżenia opisano m.in. jego wiodącą rolę przy rozbiciu pomnika Lenina, który od niedawna stał w Jedwabnem:
Spośród spędzonych na rynku obywateli polskich narodowości żydowskiej oskarżony Sobuta Józef wraz z innymi osobami, których nazwisk nie ustalono, biorącymi udział w tej akcji, wzięli grupę mężczyzn i odpędzili ich na miejsce, gdzie stał pomnik Lenina, wybudowany przez władze radzieckie w 1940-41 r. Pomnik ten oskarżony Sobuta polecił ww. grupie mężczyzn narodowości żydowskiej zniszczyć przez rozwalenie, a części wziąć na drewniane drągi i nieść. Gdy Żydzi nieśli pewne części pomnika Lenina, to oskarżony Sobuta wręczył duchownemu wyznania mojżeszowego kij i polecił, aby swoją czapkę niósł na kiju w górze i szedł na przedzie grupy niosącej części pomnika Lenina, oraz śpiewać pieśń „przez nas wojna, za nas wojna”. Podczas niesienia części rozbitego pomnika przez obywateli narodowości żydowskiej oskarżony Sobuta Józef znęcał się nad tymi osobami, bijąc ich kijem posiadanym przez siebie.
Szczątki pomnika Włodzimierza Lenina (Владимир Ильич Ульянов) znajdują się w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Na stronie Muzeum Historii Polski znajduje się haniebny w swej wymowie wywiad z dr Krzysztofem Persakiem z Instytutu Pamięci Narodowej. W IPN Persak pracował od roku 2000, w Biurze Edukacji Publicznej. Kiedy władzę nad instytutem objął Jarosław Szarek, podziękował Persakowi za pracę. I bardzo dobrze się stało. Gazeta, której uczciwy Polak do rąk nie bierze jeśli nie musi, pisała, że dr Persak pożegnał się ze stanowiskiem (groził przy okazji odwołaniem do sądu pracy) za to, że spłodził wraz z Pawłem Machcewiczem zbiór dokumentów pt. „Wokół Jedwabnego” oraz był konsultantem przy filmie „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego. Zarówno publikacja, której Persak jest współautorem, jak i film wzbudziły ogromne kontrowersje. Takież same uczucia budzi wywiad, który przeprowadził z Krzysztofem Persakiem Tomasz Wójcicki z Instytutu Studiów Politycznych PAN (www.muzhp.pl). Na pytanie „co wydarzyło się w Jedwabnem?” dr Persak odpowiada:
W Jedwabnem – miejscowości w powiecie łomżyńskim – 10 lipca 1941 roku doszło do straszliwej zbrodni, o której możemy powiedzieć, że miała cechy ludobójstwa. Tego dnia żydowscy mieszkańcy miasteczka zostali zgromadzeni na rynku, przez wiele godzin przetrzymywani, bici, upokarzani, a potem zapędzeni do drewnianej stodoły na obrzeżach miejscowości i tam spaleni żywcem. Bezpośrednimi sprawcami tej zbrodni byli Polacy – z Jedwabnego, ale także mieszkańcy okolicznych wsi. Jak wynika z relacji świadków, już od rana zjeżdżali oni furmankami, najwyraźniej wiedząc, co się szykuje, zapewne z nadzieją na udział w rabunku mienia ofiar.
Widzimy więc, że sprawcami są tutaj Polacy, którzy od pokoleń mieszkali wśród spalonych Żydów i inni chrześcijanie, którzy nie obawiając się represji ze strony Niemców jadą z innych, okolicznych wiosek, aby mordować i kraść. Niemców wg. Persaka było niewielu. Wyraża nawet wątpliwość, czy byli w ogóle: „nie jesteśmy pewni, czy ci Niemcy pojawili się w Jedwabnem także w dniu zbrodni”. Nie wie przy tym, czy palenie żywcem ludzi było pomysłem Niemców, czy też Polacy wpadli na taki pomysł?
W Jedwabnem główną rolę odgrywa burmistrz i jego zastępcy. – mówi w wywiadzie dr Persak - Są tam też niemieccy żandarmi, ale raczej w tle. Wprawdzie są relacje mówiące, że żandarmi zmuszali Polaków do wyganiania Żydów z domów, ale to są moim zdaniem wykręty. (…)
Grupę młodych Żydów zmuszono do zburzenia pomnika Lenina i obnoszenia jego szczątków wokół rynku w szyderczej procesji. Potem tych ludzi wyprowadzono za miasto do tej stodoły, wymordowano, a ciała wrzucono do wykopanego grobu wraz ze szczątkami pomnika Lenina. (…)
Wygląda na to, że Niemcy raczej stali na uboczu, przyglądali się, dopilnowywali, ale nie angażowali się bezpośrednio. Nie ma żadnego świadectwa, które by opisywało sytuację, że 10 lipca ktokolwiek zginął bezpośrednio z rąk Niemców. Nikt nie mówił, że ktoś użył broni palnej, strzelał albo choćby słyszał wystrzały.
Łuski niemieckiej amunicji odnaleziono w trakcie niedokończonych prac ekshumacyjnych. Persak twierdzi, że pochodzą z lat 1944-45r. Nie jest to jednak prawda. Część łusek pochodzi właśnie z okresu mordu. Polecam w tym miejscu lekturę książki pod tytułem „Jedwabne. Historia prawdziwa” T. Sommera, M. J. Chodakiewicza i E. Stankiewicz. Przeprowadzający badania w mogile prof. dr hab. Andrzej Kola w swoim raporcie napisał:
Znalezione w obrębie reliktów stodoły łuski i łódki niemieckiego karabinu typu mauser przemawiają za tym, iż przed spaleniem stodoły w jej wnętrzu strzelano. Część jednak takich łusek (ponad dwadzieścia) znaleziono także przy stodole, od strony byłego ogrodzenia cmentarza żydowskiego. Odosobnionymi przesłankami o strzelaniu do ofiar znajdujących się w stodole może być znalezienie łuski od mausera bezpośrednio pod fragmentem popiersi Lenina w mogile 2 oraz znalezienie w obrębie wypreparowanych szczątków kostnych w układzie anatomicznym w mogile 1 łuski pistoletowej z wytopionym w ogniu ołowianym rdzeniem.
Podczas prac ekshumacyjnych znaleziono wiele kosztowności, w tym srebrną i złotą biżuterię oraz pieniądze. Cennych artefaktów było na tyle dużo (ponad 600), że z całą pewnością można wykluczyć, że ofiary były wcześniej okradzione.
Dr Persak twierdzi też, że nikt w zeznaniach „nie wspomina o obecności Niemców pod stodołą”, co „pośrednio wskazuje na odpowiedzialność Polaków”. Szacuje liczbę sprawców na ponad sto, nawet do… dwustu osób.
Z wywiadu dowiadujemy się też, skąd Persak czerpie wiedzę o mordzie w Jedwabnem:
Głównym źródłem wiedzy o zbrodni jest relacja Szmula Wasersztejna, Żyda z Jedwabnego, oraz akta powojennych procesów sprawców. Wasersztejn zapewne nie wszystko widział na własne oczy, ale potem się ukrywał z grupą Żydów z Jedwabnego, i myślę, że wielokrotnie sobie tę historię opowiadali. W związku z tym miał wiedzę pochodzącą z relacji innych osób, którą starał się przekazać, także informacje o sprawcach. W swojej relacji wymienia kilkunastu sprawców.
Wystarczy nadmienić, że Szmul (Wasserstein?) jest świadkiem wielce niewiarygodnym. Z jego relacji wynika, że pomimo, że był ukryty przez Polaków, to wszystko widział i wszędzie był. Kolejne jego zeznania są ze sobą sprzeczne, a w książce, którą napisał jest tyle bredni, że ciężko się do wszystkich odnieść. W każdym razie przeżycie zawdzięcza nie Polakom, którzy go ukrywali, ale… „Niemcom i niemieckiej żandarmerii z Jedwabnego”. „Jedwabne. Historia prawdziwa”:
Co ciekawe sam Wasersztajn w jednym z fragmentów swojej opowieści pisze wprost, że chciałby wiedzieć, co się tak naprawdę w Jedwabnem zdarzyło. Jego opowieści są fikcyjną rekonstrukcją stworzoną przez jego wybujałą i niezdrową wyobraźnię. Opowieści te zostały wzięte jednak za dobrą monetę przez stalinowskie władze Polski i stały się fałszem założycielskim, który w formie procesu łomżyńskiego doprowadził do skazania niewinnych ludzi i przypisania winy lokalnej społeczności, a po wznowieniu ich pod koniec 90. XX w. przez Jana Tomasza Grossa do dalszych fałszerstw i oskarżeń oraz wielkiej dyskusji historyczno-publicystycznej, a wreszcie do śledztwa IPN-u…
Pan Persak chwali warsztat Jana T. Grossa, wyjątkowo zakłamanej postaci krążącej wokół sprawy Jedwabnego. Grossowi wytknięto już tyle kłamstw, że kto zechce, to z pewnością znajdzie stosowne publikacje. O jego książce, pt. „Sąsiedzi” mówił dr Persak tak:
Ta książka była pewnym przełomem. Terapia szokowa Grossa sprawiła, że prawda o Jedwabnem została przyjęta i łatwiej jest mówić o innych sprawach, które aż tak drastyczne nie są. Gross otworzył pewne okno. Jest coraz więcej książek mówiących o złych kartach naszej historii i ta prawda jest łatwiej przyjmowana. To jest praca ostatnich dziesięciu lat.
Pytanie, jaka prawda o Jedwabnem została przyjęta i przez kogo? Prawdy nie poznamy bez ekshumacji, a ta jest skutecznie blokowana.
Nieprawdziwe jest także stwierdzenie Persaka, że „szczątki nie mogły być poruszone, co jest związane z zasadami religii żydowskiej”. Oczywiście, że zasady religii żydowskiej dopuszczają ekshumacje i są one z powodzeniem przeprowadzane. Częściowo „poruszenie” szczątków miało przecież miejsce także w Jedwabnem, zanim prezydent Lech Kaczyński nie wstrzymał ekshumacji.
Commentaires