Na Węgrzech
Na nic pieniądze G. Sorosa i innych postępowych „filantropów” lewackich. Na nic propaganda zlewaczałych ugrupowań z Parlamentu Europejskiego i nagonka medialna. Na nic nieprzychylne słowa prezydenta Ukrainy. Wiktor Orban ponownie zwyciężył w wyborach parlamentarnych na Węgrzech. Sukces Fideszu (w koalicji z KDNP) był przytłaczający. Do parlamentu węgierskiego dostało się także prawicowe stronnictwo Mi Hazánk Mozgalom Laszlo Toroczkaja. W Polsce nie tylko Lewica pluje na politykę Orbana, ale również partia wiodąca, która uzurpuje sobie miejsce na Prawicy. Tyle, że Węgrzy nie muszą kombinować jak i kiedy usunąć z przestrzeni publicznej posowieckie pomniki. Oni już to zrobili dawno temu. Nie muszą się martwić o swoich reprezentantów w gremiach europejskich. Oni nie wysyłają tam dzieci i wnuków działaczy komunistycznych, którzy zapewniają ciągłość władzy i pieniądze czerwonym dynastiom. Na Węgrzech nie ma na piedestałach „ludzi honoru” jak Jaruzelski. Węgrzy to dumny naród, który zna swoje miejsce w historii.
W obiegowej opinii Węgrzy ponoć nie znoszą Wiktora Orbana. Jednak ponownie postawili na jego politykę, zaufali mu. To oznacza, że wspierają także sposób podejścia Orbana do wojny na Ukrainie. Podczas demonstracji pod Ambasadą Węgier w Warszawie, czerwoną farbą oblana została tablica informująca o pomocy, jakiej Węgrzy udzielili Ukraińcom. W swojej akcji humanitarnej przyjęli ponad 500 000 uchodźców, ale to się niektórym wydaje za mało. Trzeba wszakże przyjmować wszystkich „jak leci” – jak Polacy. Nic z tego. Węgrzy zachowują tutaj zdrowy rozsądek i myślą przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie, a dopiero później o „zbawianiu całego świata”. Może po prostu lepiej znają nauczanie św. Tomasza, Jana Pawła II, czy Prymasa Wyszyńskiego? Tego rozsądku brakuje w Polsce i niewątpliwie doczekamy niebawem tego negatywnych konsekwencji. Węgrzy mają prawo do decydowania o sobie i swojej polityce i nie nam to osądzać. Czy naprawdę nawet z Węgrami chcemy się skłócić?
Wybory na Węgrzech przebiegły w dość pokojowej atmosferze, ale nie zawsze tak było. Gazety sprzed ponad stu lat donosiły, że podczas obrad „spodziewają się zaburzeń”. Nie był to co prawda środek lata, ale i tak było gorąco. „Ilustrowany Kuryer Codzienny” donosił:
Wojsko stało przez całą noc w pogotowiu. Stronnictwa opozycyjne obradowały w późną noc. Następnie odbyły się bankiety opozycyi. Niektórzy posłowie opozycyjni skłaniali się w przemówieniach ku ustępstwom. W końcu postanowiła opozycya walczyć stanowczo przeciw partyi rządowej i rządowi Lukacsa. Na posiedzeniu sejmu oczekiwane są wielkie awantury.
17 września 1912 roku w Budapeszcie miał się zebrać Sejm w sesji jesiennej. Miano wybrać członków delegacji, ale takich wyborów nie zamierzała dokonać opozycja w stosunku do rządu Królestwa Węgier pod przewodnictwem Premiera László Lukácsa. Premier do ostatniej chwili nawoływał opozycję do opamiętania i zgody. Na niewiele się to zdało.
W „Kurierze codziennym” z 19 września 1912 r. opisywano zaistniałą sytuację w taki oto sposób:
Wczorajsze wypadki sejmowe przybrały taki charakter, jakiego nie miały nawet krwawe wydarzenia czerwcowe. To co się wczoraj działo, to już zupełna anarchia. Posłowie opozycyjni, na wiadomość, że do Sali sejmowej ma wejść policya, ustawili barykady we drzwiach wchodowych Izby. Barykady ustawiono ze stołów, poniszczonych palpitów, krzeseł i papierosów.
Cała opozycya, do której przyłączył się również hr. Andreassy, zajęła następnie środek sali. – 120 policyantów z inspektorem Pawlikiem na czele, rozerwało łatwo barykady i weszło do Sali. Na widok policyi krzyczeli posłowie opozycyjni: - Nie poddamy się! Chyba jako trupów usuniecie nas z sali. Pawlik zbliżył się do wodzów opozycyi i konferował z hr. Andrassym, Apponyim i Karolyim. Przywódcy oświadczyli, iż opozycya dobrowolnie nie ustąpi, i że tylko gwałty zdołają zmusić opozycyę do opuszczenia sali.
Perswazja słowna inspektora Pawlika niewiele zdziałała. Udał się więc do hr. Tiszy, który pełnił funkcję Marszałka (Prezydenta) po instrukcje działania. Hrabia Tisza polecił spacyfikować niepokornych posłów. Doszło do bójki między posłami a policjantami, gdzie posłowie „Barabasz, Smreczanyi, Apponyi, Karolly i Lovasi – bili policyantów pięściami”. Jeden z policjantów nazwiskiem Polyak odmówił przemocy wobec posłów i został aresztowany. Na poczet jego dalszej egzystencji posłowie opozycji zebrali dość pokaźną kwotę pieniężną, a hrabia Karolyi zapewnił, że zaopiekuje się nim, kiedy opuści areszt. Szczególnie agresywny był poseł Apponyi, którego także aresztowano. Podobnie jak kilku innych. Sytuacja została opanowana. „Kurier” niecodzienne wydarzenia opisywał tak:
Kilkunastu posłów opozycyjnych, między innymi hr. Karolyi uległ omdleniu. – Policyanci bili posłów – jakiemiś tępemi narzędziami. (…)
Po opuszczeniu gmachu sejmowego – zebrali się posłowie opozycyjni w hotelu „Panonnia” – Uchwalono prowadzić dalej walkę w sejmie węgierskim.
Na wypadek, gdyby posłów oddano pod sąd komisyi sejmowej, posłowie opozycyjni chwycą się najostrzejszych środków.
Rankiem, kiedy posłowie szli w kierunku gmachu sejmowego, zostali powstrzymani przez wojsko i policję. Ponownie zaczęły się wrzaski i przepychanki.
Żeby nie było nudy, to po gębie dostał minister handlu Beöthy oraz szef budapesztańskiej policji. Prasa donosiła, że dostało się także hrabiemu S. Tiszy.
-„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr. 214 z września 1912 r:
Węgierski minister handlu Władysław Beöthy – został wypoliczkowany. – Minister wdał się w karczemną bójkę z posłami opozycyjnymi, bójkę tę sprowokował i otrzymał zasłużoną karę. Na czele posłów opozycyjnych, którzy policzkowali ministra, stał weteran walk politycznych na Węgrzech, jeden z wodzów opozycyi, poseł Mikołaj Zboray. Wiadomość o wypoliczkowaniu krwawego prezydenta sejmu, gwałciciela konstytucyi i kata opozycyi, Stefana hr. Tiszy nie sprawdziła się. Hr. Tisza przez cały czas wczorajszych zaburzeń w sejmie, nie schodził z prezydialnego krzesła i nie odważył się wejść na salę między posłów. Hr. Tisza domyślał się widocznie, iż czekał go los ministra handlu… (…)
Okazało się, iż winowajcami wszystkich smutnych i haniebnych wydarzeń sejmowych są hr. Tisza i dr. Lukacs. Nie opozycya, ale oni powinni odpowiadać przed trybunałem ludu i zhańbione swe nazwiska unieść z politycznego życia.
Jak widać narracja redakcji „Kuriera” zmieniła się i finalnie redakcja opowiedziała się za opozycją rządową. Warto to odnotować, bo to właśnie sugeruje obiektywizm, którego tak bardzo brakuje we współczesnej prasie. Bezpośrednim impulsem do takiego zwrotu były zapewne demonstracje, które miały miejsce w wyniku parlamentarnego mordobicia w Sejmie. Węgrzy tłumnie wylegli na ulice Budapesztu i wyrazili swoją niechęć w stosunku do rządu. Przedstawiciele władzy twierdzili, że demonstracje mają charakter socjalistyczny i, jak by stwierdziła nasza dzielna policja, która wiele razy splamiła swój mundur podobnymi akcjami, są nielegalne. Akcja pacyfikacyjna nabrała tempa do tego stopnia, że padły strzały z broni palnej. Niczym podczas tzw. „strajku” tzw. „kobiet” w Polsce niszczono tramwaje, witryny sklepowe, latarnie… Rannych zostało kilkadziesiąt osób. Demonstranci domagali się rozwiązania Sejmu i dymisji najważniejszych urzędników.
Dalszy rozwój wypadków nie napawał optymizmem. O ile kolejne posiedzenie posłowie opozycji opuścili dobrowolnie, aby nie kompromitować ponownie urzędu, to tym razem siłą przedarli się przez siły policyjne i wtargnęli do Sali obrad. Na słowa: „nikczemny gałganie” minister Beöthy oburzony rzucił się z pięściami w kierunku posłów opozycji. Ludowcy zerwali się ze swych ław i nie pozostając dłużni, zaatakowali ministra handlu. Beöthy padł, ale w sukurs ruszyli mu posłowie z rządu. Rozpoczęła się regularna walka. Do akcji wkroczył inspektor Pawlik ze swoimi podkomendnymi. Kiedy policja weszła do Sali obrad, opozycja ją opuściła. Taktowne zachowanie przypisuje się ingerencji hr. Andrassego.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny”:
Tymczasem sejm, w którym pozostali sami posłowie rządowi, uchwalił na podstawie sprawozdania komisyi dla nietykalności poselskiej wykluczyć 50 posłów z 30 następnych posiedzeń, 10 zaś z 15 posiedzeń. Następnie dokonano wyboru do delegacyi.
Wszyscy wybrani delegaci z wyjątkiem Chorwatów należą do narodowej partyi pracy.
Na wniosek prezydenta uchwalono podczas obrad delegacyi nie odbywać posiedzeń sejmu. Na tem posiedzenie sejmu zamknięto.
Tego dnia do demonstracji socjalistów dołączyła część studentów. Znowu padły strzały, ale na szczęście nikt nie zginął. Było za to kilku rannych, gdyż konna policja rozpędziła tłum przy użyciu szabel. Zniszczono latarnie uliczne i tramwaje, przez co ruch tramwajowy na niektórych odcinkach został wstrzymany. Rozróby zakończyły się około godziny 22.
Rząd László Lukácsa funkcjonował (od kwietnia 1912) jeszcze do 10 czerwca 1913 r. Polska w tym czasie przygotowywała się do próby odzyskania niepodległości. W sierpniu powołany został Polski Skarb Wojskowy, który miał gromadzić pieniądze na cele militarne. Na jego czele stanął Bolesław Limanowski. W listopadzie tegoż roku, powołano we Wiedniu Komisję Tymczasową Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, która skupiała w sobie główny wysiłek działalności niepodległościowej. Komendantem Komisji został Józef K. Piłsudski, a szefem sztabu Kazimierz Sosnkowski. W tym samym czasie, na trochę innym poletku narodowowyzwoleńczym działali inni polscy patrioci. Między innymi Roman Dmowski, który kandydował wówczas na posła Warszawy.
Roman Dmowski:
Nie możemy trwonić swych sił na nic, co by nam nie przynosiło narodowych korzyści i od strat narodowych nas nie chroniło. Naród nasz tak jest dziś odarty z tego, co niegdyś posiadał, iż nie może sobie więcej pozwalać na wielkopańskie rozrzucanie swego dobra na wsze strony. Musimy tedy zorganizować politykę, kierowaną wyłącznie przywiązaniem do narodowego dobra, rozwinąć w niej wielką energię, a zarazem poddać ją pod ścisłą kontrolę rozumu, dyktującego dające się osiągnąć cele i wskazującego praktyczne, prowadzące do tych celów, środki. Ażeby taką politykę zorganizować, trzeba wzmacniać jednocześnie zdrowie wewnętrzne narodu, jego spójność, bo tylko wtedy będzie on siłą, tylko wtedy może walczyć skutecznie o swoje dobro.
Dmowski, podobnie jak dzisiaj Orban był przeciwny masowej emigracji. Wtedy Dmowski walczył z nadmiernym napływem Żydów, tzw. Litwaków, którzy w żaden sposób nie utożsamiali się z państwem polskim, ani polskością i jak się później okazało miał zupełną rację. Teraz Orban nie zamierza na siłę przyjmować uchodźców z Ukrainy. We wszystkim wskazany jest i pożądany wręcz zdrowy rozsądek.
Węgrom gratuluję i życzę powodzenia. Dzisiaj Polacy wiele mogą się nauczyć od narodu węgierskiego. A już na pewno nie powinniśmy się kłócić, a zabiegać o jak najlepsze stosunki i współpracę między naszymi narodami.
04.04.2022r.
Źródła:
- „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr. 213 z września 1912 r.
- „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr. 214 z września 1912 r.
- „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr. 215 z września 1912 r.
- www.salon24.pl
Commentaires