top of page

Rewolucja płk. Zaliwskiego (1831)


 

    Pułkownik Józef Zaliwski (1798-1855) urodził się w Jurborku jako syn Adama i Wiktorii (z domu Stefanowicz). Zaraz po ukończeniu Kolegium Jezuitów w Połocku wstąpił w szeregi 1 Pułku Piechoty Liniowej Królestwa Polskiego. Związał swoje życiowe losy ze służbą żołnierską, ale niestety również z masonerią, która miała swój ogromny wpływ na losy jego i będącej pod zaborami Rzeczypospolitej. W 1830 roku przyłączył się do spiskowców, którzy zamierzali wywołać insurekcję. Zaliwski brał udział w zdobyciu Arsenału warszawskiego, który zaopatrzył powstańców w broń i amunicję. Jako jeden z dowódców działał początkowo w Śródmieściu, a następnie na terenie augustowskiego i płockiego. Później wyruszył na Litwę, aby dołączyć do wojsk gen. Antoniego Giełguda. Do rosyjskiej niewoli dostał się w okolicach Kielc, ale Rosjanie nie dopatrzyli się w nim oficera i jako cywil, pod przybranym nazwiskiem (Jan Schmidt) przedostał się do Francji. Powrócił, aby kontynuować walkę o niepodległość, ale dość szybko trafił do więzienia we Lwowie. Sąd austriacki skazał go na karę śmierci, ale wyrok został zamieniony na 20 lat twierdzy. Dzięki amnestii, w 1848 r. został zwolniony z twierdzy Kufstein i ponownie udał się do Francji. Zmarł w kwietniu 1855 r. w Zakładzie św. Kazimierza i pochowany został na cmentarzu Montparnasse, a później na Montmartre.


Płk. Józef Zaliwski

    O chwili wybuchy rewolucji płk. Zaliwski pisał tak:


    Dnia 29 listopada 1830 roku, godzina 6ta wieczorna wybiła, wszystko było pod bronią, wszystkich oczy zwróciły się na Solec, i chwila zemsty i tryumfu zbliżała się; rozdano ładunki, kazano nabić broń, żołnierzom objawiono o co idzie i spytano się ich czy to podzielają, jednomyślnie odpowiedzieli: śmierć tyranom, zemsta za naszą Ojczyznę i swobody! Naszemi  piersiami zasłonimy francuzów i z nimi się połączemy żeby mieć Polskę całą i wolność! Oficerom zaś z rozczuleniem dziękowali że ich chcą tą a nie inną drogą prowadzić. – Z niecierpliwością tylko czekano na sygnał, lecz go nie nie było widać – godzina jedna upłynęła w coraz powiększającej się niespokojności osobliwie trwożliwszych, a gdy jeszcze nie było widać sygnału pułki powysyłały do mnie po jednym oficerze donosząc mi o tem i zapytując co mają w takim razie robić, że już Rossyanie dorozumiewają się i stoją pod bronią w Koszarach gwardy i innych, że nasi oficerowie są potrwożeni i chcą kompanije rozpuszczać rozumiejąc że są zdradzeni. (…)


    Dałem tedy rozkaz ażeby całe wojsko jak najśpieszniej zebrało się pod arsenał na mój sygnał, prócz tych co mieli zająć Pragę. W tej chwili kazałem zapalić dom drewniany w bliskości stojący – co uskutecznione zostało w kilku minut a mając przy sobie tylko kompanie grenadierskie 5go Pułku postawiłem je, jedną na jednej, drugą na drugiej ulicy prowadzących do arsenału, i kazałem zatrzymywać oficerów rossyjskich niepuszczając ich do Koszar – wpadło mi w ręce kilkunastu i trzech generałów, z tych dwóch Dowódców Pułków pieszych gwardyi rossyjskiej, Engelman i Essakoff – W tem pułk gwardyi moskiewskiey obudwoma ulicami ruszył na mnie na bagnety – kazałem dać ognia trzy razy i tem wstrzymałem ich zapęd, ubiwszy im kilkudziesiąt; oni ze swojej strony rozpoczęli ogień i zabili mi trzech żołnierzy – gdy w tej chwili wpadł na nich z boku batalion pułku 4go liniowego i uderzywszy na bagnety zmusił do cofnienia się – w tej samej chwili został zabity generał Blumer który wpadł w nasze ręce, a cudownym prawie sposobem uszedł śmierci gubernator Miasta Lewicki, kozak tylko za nim jadący zabity został, a on wśród gradu kul i bagnetów uszedł.


    Jako żołnierz powstańczy był Zaliwski niezwykle aktywny. Na czele podchorążych i ochotników prowadził liczne działania partyzanckie, które miały na celu ciągłe „szarpanie”  nieprzyjaciela, aby związać go walką i odciążyć główne oddziały. Do armii generała Giełguda oddział partyzancki Zaliwskiego dołączył w maju 1831 r. w Grajewie. Dość dużymi siłami wyruszył w kierunku Litwy, aby tam wesprzeć działania powstańcze. Wcześniej jednak znalazł się w Łomży, do której właśnie podążali Moskale. Tak sytuację opisuje sam Zaliwski:


Wilno, widok na miasto
Wilno, widok na miasto

    Miałem podówczas procz Czarneckiego, Wyżykowskiego i 6ciu podoficerów 27 ludzi z trzema tylko strzelbami, reszta zaś miała piki; nabrawszy więc ładunków ile można było, resztę odesłałem do Warszawy, nie mając ich gdzie podziać, udałem się z tymi ludźmi pod nieprzyjaciela, a spotkawszy kilkunastu Kozaków pierwszy strzał dałem ze strony wojska Polskiego ubiwszy im dwóch i ośmieliłem tym sposobem moich ochotników – Zaczęliśmy zbierać broń jaką tylko gdzie znaleźć mogliśmy, kryjąc się po lasach napadaliśmy na małe oddziały wojska wysyłane za furażem lub innemi potrzebami, a wzrastając coraz bardziej w liczbie, stawaliśmy się smielszemi, i przychodziliśmy do lepszey broni i pieniędzy; zachęcali się przez to niezmiernie wieśniacy i do nas przystawali wykonawszy przysięgę, tak dalece że w przeciągu tygodnia miałem już 150 przeszło dobrze uzbrojonych i ośmielonych ludzi. Zaczęliśmy przeto na większe oddziały napadać, i znaczne zawsze nad nieprzyjacielem odnosiliśmy korzyści, a mając umówione sygnały nieznane i coraz nowe, oraz umówione knieje, gdzie się znowu zebrać możemy, nie baliśmy się przeto wyśledzenia nas, bośmy nigdzie 12 godzin nie bawili.


    Gen. Giełgud i sposób jego dowodzenia nie podobał się kapitanowi Zaliwskiemu. Dostrzegał wiele błędów, a później oskarżał go również o zdradę. Wyprawa na Litwę zakończyła się bitwą o Wilno 19. czerwca 1831 r. Generał zamiast jak najszybciej uderzyć na miasto, nim dotrą tam rosyjskie posiłki, wybrał się do… rodzinnych Giełgudyszek. Później jeszcze znalazł czas na świętowanie swoich imienin. Kiedy już zakończył biesiadę zebrał się do ataku na silnie obsadzone przez zaborcę Wilno.


Wilno

    Bolesław Limanowski:


    Wilno, jako stolica Litwy, było pod względem militarnym punktem najważniejszym. Opanowanie tego miasta  dawało powstaniu litewskiemu silną podstawę i przewagę. Wskazywano Giełgudowi lecz ten, powodowany próżnością, zboczył na Giełgudyszki i tam wkroczył na Litwę. Zmarnował cały tydzień i dał czas do nadejścia posiłków zagrożonym w Wilnie Moskalom. Chłapowski pisze, że „gdyby był przed tygodniem Giełgud, zamiast iść do Giełgudyszek i Kiejdan, przeszedł Niemen w prawo gdziekolwiek i maszerował wprost na Wilno, bylibyśmy weszli tam bez żadnego oporu, ponieważ Chrapowicki miał tam tylko 3.000 piechoty”.

 

    Wściekły i stanowczo sprzeciwiający się atakowi na miasto był gen. Dezydery Chłapowski, o czym napisał w swoim pamiętniku. Z kolei gen. Chłapowski, podobnie jak gen. Giełgud niezbyt dobrze opisani zostali przez płk. Zaliwskiego. Nie powiadomili go o wycofaniu się i oddział po ciężkiej walce ledwie ocalał paląc za sobą most na rzece.


    Pułkownik Zaliwski:


    Ręczną bronią i bagnetem walczyłem z nieprzyjacielem będącym w okopach i lubo podwakroć byłem odparty za trzecim attakiem zdobyłem je – Lecz jakież nasze było zdziwienie i rozpacz, gdy postrzegliśmy w ten moment, że Giełgud z Chłapowskim zrejterowali nieuwiadomiwszy nawet o tem.


    Nie jest to informacja pewna, gdyż wg. innych relacji posłano dwóch ludzi do Zaliwskiego, ale nie dotarli. Żołnierze pułkownika bili się bardzo dobrze, podobnie jak podkomendni gen. Chłapowskiego, którzy osłaniali odwrót. Generał osobiście, wraz z jednym tylko kapitanem rzucił się na jeźdźców, którzy chcieli porwać jeńca i uwolnił go.


Zamek w Trokach

    Płk. (wówczas kapitan) Zaliwski bardzo cenił gen. Chłapowskiego i zaproponował mu odłączenie się od nieudolnego gen. Giełguda. Ten jednak odrzucił propozycję. Większość żołnierzy została internowana po przekroczeniu granicy z Prusami. Niezadowolenie z gen. Giełguda było powszechne i niebawem został zastrzelony przez jednego z oficerów.


    Pułkownik Zaliwski ze swoimi żołnierzami nie mógł iść za generałem, gdyż ten spalił za sobą most. W takiej sytuacji powrócił do działań partyzanckich i rozpoczął odwrót z Trok, w których przebywał, w głąb okupowanego kraju – ku Warszawie. W bitwie o Wilno oddział stracił 300. ludzi. Pozostało jeszcze niespełna 1200.


    W czerwcu (wg. polskiego kalendarza w lipcu) oddział Zaliwskiego znalazł się w rejonie Białegostoku. Na spoczynek zalegli żołnierze w Sokołdzie. Z tego okresu zachowały się dokumenty spisane przez miejscowego kapłana:


    Na dniu dzisiejszym w czasie Uroczystości obchodzącey się rocznie w Szudziałowskim Kościele, gdy lud zebrał się z różnych stron, trafił się wypadek niepraktykowany; przy zaczynaniu się procesyi z Najśw. Sakramentem otoczony zostałem woiennemi ludźmi uzbroionemi. Przestrach i zdziwienie moie ukończyły się, iż słysząc komenderówkę w tym języku, w jakim to piszę, domyślać się wypadało, iż chcą asystować Wszechmocnemu w Sakramencie ukrytemu. Po zakończeniu processyi i odeyściu moim z Ołtarza do Zakrystyi, powitali mię Katolickim sposobem, a zarazem oświadczyli, iż w innem zamiarze przybyli: nayprzód, aby dopełnili cześć należną Bogu, po wtóre Naczelnik tych żołnierzy oświadczył, iż przybył z Warszawy walczyć za Wiarę, Oyczyznę y wolność, abym im broń, którą przy sobie mieli obrzędem swoim pobłogosławił.


    Ksiądz Andruszkiewicz pisał tak, aby nie padło żadne nazwisko, ani konkret dotyczący polskiego oddziału. Podlizuje się też okupantowi i stwierdza, że miał do czynienia z „buntownikami”, którym odmówił błogosławieństwa i obiadu. Napisał to, co musiał, a dzięki temu mamy odrobinę informacji o żołnierzach płk. (wówczas w randze kapitana) Zaliwskiego.


Warszawska Cytadela

    Oddaję głos płk. Zaliwskiemu:


    Chwyciliśmy się desperacko kroku, postanowiliśmy miejscami niedostąpnemi i lasami przedrzeć się ku Warszawie, unosząc z sobą mocno rannego Czarneckiego, najwaleczniejszego i najzdolniejszego w naszym oddziale oficera. Wiedziałem bowiem z pewnością że po takiej zdradzie korpus Giełguda albo zupełnie będzie zniszczony, albo zmuszony zostanie wejść do Pruss; co się też w krótce stało. Mnie już niechodziło o zwycięstwo bo te były niepodobne, lecz żeby przynajmniej zapobiedz zdradom Naczelnego wodza i tylu Generałów co sprzedawali ojczyznę. Spieszyłem więc jak mogłem wśród nieprzyjaciół ze wszech stron ściskany i napierany; a robiąc poruszenia wprawo i w lewo łudziłem nieprzyjaciela i maskowałem moje zamiary nie mając spełna 1200 ludzi, 300 przeszło bowiem straciłem w bitwie pod Wilnem; na domiar zaś nieszczęścia cholera w oddziale mocno grassowała i na dzień po kilku i kilkunastu zabierała. Pomimo tego wszystkiego jednak uszedłem na przód mil 40, odniósłszy nawet kilka korzyści nad nieprzyjacielem, mianowicie pod Czortkiem niedaleko grodna; ale przyparty ze wszystkich stron nad Sokołdą, w czasie przeprawy przez tę błotnistą rzekę, i gwałtownie przez czterykroć liczniejszego nieprzyjaciela napadnięty, rozbity zostałem. – Lecz nie to było moje nieszczęście, bo tego co moment spodziewałem się, ale w czasie tej walki i pośród zamieszania straciłem przez nieostrożność oficera a może i moją, expedycyą Naczelnego wodza do Orłowa i inne ważne papiery, jako dowody zdrad i nikczemności. (…)


    Lecz nie było ratunku, trzeba było iść do Warszawy wśród tysiąca niebezpieczeństw i największych trudów, ażeby tam choć bez dowodów powstać na zdradę Naczelnego wodza i Generałów, i zrzuciwszy ich ukarać srogo, albo swoją głowę dać pod topór, skoroby mi nieuwierzono, czego najłatwiej można było się spodziewać, gdyż nadto, wielu bardzo było takich co zguby mojej chcieli lękając się żebym czasem przed światem nie krył ich dawnych błędów, o których ja jeden tylko wiedziałem, i żebym nie zdarł z nich maski liberalistów którą się zręcznie okrywali będąc ludźmi różnych kolorów. W największej rozpaczy tedy musiałem oddział podzielić na drobne cząstki i wskazawszy którędy mają się przedzierać do Warszawy, gdzie się mamy wszyscy zejść w przeciągu dwóch tygodni, rozpuściłem oddział najczulej się z żołnierzami i towarzyszami nieszczęścia żegnając – razem bowiem niepodobieństwem było prowadzić, raz dla ścigającego ze wszystkich stron nieprzyjaciela, drugi raz tego że już wcale nie było ammunicyi; małemi zaś oddziałami żołnierz mój umiał doskonale ukrywać się po lasach, nocami z jednego na drugie miejsce przechodzić niepostrzeżony, będąc w tym wyćwiczony przez miesięcy kilka.


Pochówek poległych w Sokołdzie

    W każdym razie 6. lipca, a wg. kalendarza juliańskiego 24. Czerwca wieczorem Zaliwski i jego podkomendni zatrzymali się w Sokołdzie. Co się wydarzyło podczas odpoczynku dowiadujemy się z księgi parafialnej prowadzonej przez proboszcza parafii w Szudziałowie, ks. Andruszkiewicza:


    Roku Pańskiego tysiącznego osiemsetnego trzydziestego pierwszego miesiąca czerwca dwudziestego piątego dnia rano we wsi Sokołdzie wojsko polskie w przechodzie na spoczynku rozlokowane, napadnięte przez wojsko rossyjskie, w części pobite, w części potopione w rzece Sokołdzie. Wojsko polskie pobite, grzebanem było bez żadnej zwłoki zaraz w różnych miejscach wsi Sokołdy przez sołdatów wojska rosyjskiego. Jednemu tylko żołnierzowi polskiemu ciężko ranionemu uprosiłem pozwolenia dać ostatnią absolucyją i namaszczenie Oleju Świętego jako przypadkowie iadący do chorego i tamże w Sokołdzie zachwycony. Potopieni żołnierze w liczbie pięćdziesiąt sześciu pochowani zostali w innej mogile na tej stronie rzeki przed groblą do rzeki, idąc po prawej stronie pod górą. Niech odpoczywają w pokoju. Ksiądz Andruszkiewicz.


Cmentarz wojenny

    Rosjanie uderzyli niespodziewanie od strony Białegostoku. Powstało zamieszanie, w wyniku którego część żołnierzy utonęła w rzecznych rozlewiskach i bagnach. Część stratowana została przez własną kawalerię, która stacjonowało nieopodal. Augustyn Brzeżański opisał zdarzenie w ten sposób:


    Moskale żytami tak się podsunęli, że huzary rosyjskie naprzód zrobili szarżę do wsi, na piechotę polską, stojącą przed wsią, ci zostali rozbici; piechota rossyjska zaczyna awansować na wieś i armaty które zaprowadzili, tyle zrządziły nieładu, że kawalerya,  rzuciła się w tę rzeczkę i tak konie powięzły, że most z nich prawie został zrobiony. Piechoty wiele natonęło i tylko kompania, która się była wpierw przeprawiła, ta cokolwiek wstrzymywała ogniem ręcznym nieprzyjaciela.


    Ci, którzy przeżyli jatkę przebijali się w kierunku Warszawy. Poległych było około 200. Miejsce ich spoczynku było nieznane do roku 2009, kiedy po kilku latach poszukiwań udało się odszukać ich szczątki. Wydobyto wówczas szczątki 46 poległych, a kilka miesięcy później (13. XII 2010 r.) odbyła się uroczystość pogrzebowa w Supraślu. 15. września 2013 roku miała miejsce kolejna uroczystość pogrzebowa. Wówczas szczątki żołnierzy poległych pod Sokołdą zostały przeniesione z cmentarnej kaplicy na teren nowo wybudowanego cmentarza wojennego na Kopnej Górze.


Kopna Góra

 

    Źródła:

- „Rewolucya polska 29 listopada 1830”, płk. Zaliwski

- „Pamiętniki”, D. Chłapowski

- „Józef Zaliwski: bohater z powstania w 1830-31 r.”, B. Limanowski

- „Bitwa pod Sokołdą”, Krzysztof Łaziuk w „Acta Collegia Suprasiensis”.

- www.sjerzy.parafia.info.pl (foto pochówku).

- Tablica informacyjna na cm. wojennym

Comments


Czytelnia
IMG_20180916_102220.jpg
Wybierz kluczowe słowo:
bottom of page