top of page

 

Stanisław Zamęcki

 

    Niedawno nasz oddział był postrachem dla UB, a teraz jest odwrotnie, tylko uciekamy i kryjemy się jak szczury, a jeszcze ten WiN. Na drugi dzień przyszedł do mnie „Czarny”, że jego 4 partyzantów przyłączy się do mnie, a on z dwoma partyzantami pójdzie do wsi Gołębie po należność za konia, którego zostawił z powodu choroby. Mówię, że mam złe wiadomości, nie wolno nikomu z nas iść do wsi Pieńki pojedynczo, a szczególnie do domu Szafrańskich, bo są pod obserwacją UB z Wysokiego Mazowieckiego. „Czarny” machnął ręką i wyszedł, powiedział tylko do widzenia i do zobaczenia za dwa dni w środę. W środę jego podkomendny przyniósł straszną wiadomość: „Czarnego” i jego dziewczynę aresztowało UB z Wysokiego Mazowieckiego, a więc nie posłuchał mnie. UB słynęło z okrucieństwa, jeśli ktoś się tam dostał. Nawet jeśli nic nie udowodnili, to i tak katowali do utraty przytomności. Postanowiłem porozmawiać z „Groźnym”, przecież od nas odeszło trzech, a w czasie aresztowania był sam. To jakaś epidemia i brak wyobraźni u naszych ludzi. „Groźny” powiedział mi, że jak wracali z Gołębi, to „Czarny” powiedział, że nie może iść bo ma chore nogi po tej przeprawie z WiN-em. Kazał iść do wsi Dmochy, a sam poszedł do Szafrańskich i został na noc. Aresztowania dokonała grupa KBW, która kwaterowała w Czyżewie, przyjechali ochraniać wybory w styczniu. Musiał być donos, że „Czarny” tam jest.

 

     Sam pomyślałem, że w Czyżewie jest komórka wywiadowcza, trzeba się udać tam i na miejscu sprawę wyjaśnić, co można zrobić, i muszę sam iść na zwiad do Czyżewa. Dowództwo nad oddziałem powierzyłem „Krukowi”, a „Kmicic” poszedł ze mną. Wyszliśmy o godzinie 15-tej i o zmroku byliśmy już na miejscu. Komendantem placówki był Szymański, miał do pomocy Pietrzaka, i braci Falkowskich, ale żadnego z nich nie zastałem. Była żona Szymańskiego i powiedziała, że aresztowanych wywieźli do Czyżewa. Nie udało się ustalić nic więcej. (…)

 

    A dwa dni później przyjechał mój cioteczny brat Kazimierz Brzostek, który mieszkał w Ostrowi Mazowieckiej i powiedział mi, że „Orlicz” i „Lew” zostali osądzeni, skazani na karę śmierci i natychmiast przewiezieni do budynku UB. Zostali rozstrzelani na podwórku, nawet nie odczekali 7 dni do uprawomocnienia wyroku.

 

    Na pewno ze strachu zbrodniarze stali się mściwi. Stało się to co najgorsze. Ale na tym nie koniec, kilka dni później w nocy cios w samo serce, otrzymałem wiadomość, że mój brat „Czarny” z NZW i niejaki Gosk z WiN-u zostali skazani na karę śmierci w Czyżewie, a dziewczyna „Czarnego” na 15 lat więzienia. (…)

 

 

    Odbyłem rozmowę z bratem Antonim, starszym wachmistrzem „Rysiem” z oddziału kawalerii „Burego”, oddziału, który już przestał istnieć, partyzanci włóczyli się w terenie, a dowódcy opuścili ich i wyjechali w nieznane; tak zakończyła walki 3 brygada wileńska. Tak przedstawił mi mój brat „Ryś” ogólną sytuację w NZW. Niewątpliwie orientował się doskonale i bardzo mi doradzał, żebym się wycofał, jeśli nadarzy się możliwość. Zaczęto mówić o amnestii, że sejm uchwali już niedługo. I rzeczywiście już 22 lutego została ogłoszona amnestia, dla nas też, którzy walczą z bronią w ręku przeciw komunizmowi. Zaczęła się dyskusja wśród partyzantów. Niektórzy mówili, że UB nie dotrzyma danego słowa i będą nas zamykać pod byle pretekstem, a szczególnie tych z NZW. 26 lutego 1947 r. podporucznik „Noc” przysłał do mnie łącznika, celem omówienia sytuacji, co robić dalej w związku z amnestią. „Noc” przybył z „Dymkiem”, ze mną był też „Kmicic”. „Noc” chciał wysondować co myslę, bo nie byłem pewien co powiedzą chłopcy, którzy są jeszcze ze mną, przecież ich tak zostawić nie mogę. Po powrocie przedstawiłem swoim partyzantom relację ze spotkania z „Nocą”, że on też ma chęć się ujawnić i nie wypłacił nam żołdu, zaczęli wówczas kląć jak szewcy. Partyzant otrzymywał 500 zł żołdu, dowódca oddziału 3000 zł, a drużynowi 1000 zł. Żołd wypłacał komendant powiatu. Funkcję tę pełnił podporucznik „Noc”.

 

     W tej sytuacji przetrwaliśmy do3 marca 1947 r. W tym dniu rozwiązałem oddział i powiedziałem im: od tej chwili każdy z was odpowiada za siebie. 8 marca pojechałem do Ostrowi Mazowieckiej do UB ujawnić się.

 

    Autor powyższych wspomnień, Stanisław Zamęcki urodził się w Ugniewie 18. II 1918 r. Miał pięciu braci i cztery siostry. Jeden z braci, Tadeusz został zamordowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w Białymstoku. W latach 1933-35 r. mieszkał w Andrzejewie, a później, aż do roku 1939 w Załuskach. Od 1941 roku w szeregach andrzejewskiej Narodowej Organizacji Wojskowej. Po ukończeniu kursu podoficerskiego był dowódcą oddziału w Pogotowiu Akcji Specjalnych. Początkowo przydzielony do Obwodu „Bug” Komendy Powiatowej Łomża (kryptonim „Zaporoże”). Uwierzył obietnicom funkcjonariuszy UB i zdekonspirował się w roku 1947. Komuniści zostawili go we względnym spokoju, a dwa lata później wyjechał do Warszawy. Pracował jako kierowca autobusu. Był współzałożycielem Koła nr 3 Stowarzyszenia Polskich Kombatantów na warszawskiej Woli. Oczywiście pozostawienie w spokoju przez komunistycznych aparatczyków było mocno podejrzane. UB nie wybaczało, a obietnice zawarte w „amnestii” były stekiem kłamstw. Żołnierze, którzy się ujawnili albo szli na współpracę, albo byli mordowani. Ci, którzy mieli więcej szczęścia trafiali do więzienia, albo byli nękani przez służby skomunizowanej Polski w inny sposób. Zamęcki został donosicielem i przekazał UBP ponad dwieście nazwisk osób powiązanych z podziemiem niepodległościowym. W zamian oczekiwał obiecanego mieszkania w Warszawie (którego nie dostał). W dokumentach bezpieki znajduje się notatka na jego temat:

 

    Przez okres swej pracy wykazał się jako jeden z lepszych informatorów. Materiały od niego zostały potwierdzone i przeprowadzono na podstawie ich kilka realizacji oraz wykorzystywany również do szeregu kombinacji operacyjnych.

 

    Zastrzeżenia do jego pracy w podziemiu niepodległościowym okazały się słuszne. Jego metody walki były krytykowane nawet przez jego rodzonego brata. Podkomendni „Zagłoby” uważani byli za niezdyscyplinowanych i słabo wyszkolonych. Sam Stanisław Zamęcki w roku 1946 został pozbawiony dowództwa oddziałem PAS i otrzymał funkcję dowódcy batalionu podległego Komendzie Powiatowej w Ostrowi Mazowieckiej („Olkusz”). Co nie umniejsza jego zasług w walce z okupantem. Zamęcki i jego ludzie przeprowadzili szereg akcji bojowych, podczas których wykazali się odwagą. Nigdy nie ponieśli większych strat osobowych. Najczarniejszą jednak kartą w biografii Zamęckiego pozostaje współpraca z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego.

bottom of page