Tolerancja, szlachta i Rzeczpospolita
W 1385r. książę litewski, Władysław Jagiełło, poślubił królową Polski, Jadwigę Andegaweńską („Hedvigis dei gracia regina Polonie, necnon terrarum Cracovie, Sandomirie, Siradie, Lancicie, Cuiavie, Pomoranieque domina et heres”). Dzieckiem owego małżeństwa było jedno z największych i najsilniejszych państw ówczesnej Europy: Rzeczpospolita Obojga Narodów. Powstałe w wyniku unii lubelskiej państwo, zajmowało obszar bliski 800 tysięcy kilometrów. Zamieszkiwali je nie tylko Polacy i Litwini, ale także Rusini, czyli przodkowie Białorusinów i Ukraińców, oraz Niemcy, Żydzi, Łotysze, Ormianie i Tatarzy. Rzeczypospolita Obojga Narodów była mieszanką narodowości, kultur i wierzeń. Niezwykle demokratycznym i tolerancyjnym państwem jak na ówczesne czasy.
Czym była tolerancja? Akceptowaniem przekonań, poglądów i wierzeń drugiego człowieka (łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”). Przeciętny szlachcić był jak najbardziej tolerancyjny i cierpliwie znosił odmienność drugiej osoby. Potrafił rozmawiać, nawet kłócić się, jeśli była taka potrzeba, w konkretnej sprawie, ale do pewnego momentu. Granicą było tutaj narzucanie swojego światopoglądu. Szlachcic nie musiał nikogo rozumieć. Wystarczy, że go tolerował. Jeżeli jednak próbował go od czegoś odwieść, do czegoś przekonać, to trafiwszy na bardziej nerwowego, tudzież podpitego szlachetkę, musiał liczyć się z utratą zębów w najlepszym wypadku.
Dzisiaj mamy do czynienia z wciskaniem nam wszelkiego rodzaju poglądów, zboczeń i demoralizujących zachowań. I spróbuj tylko powiedzieć szaraczku, że ci się coś nie podoba. Zaraz ci się dostanie, że jesteś nietolerancyjnym homofobem, pisowcem, średniowiecznym moherem, chorym katolem i (jakżeby inaczej) faszystą. Takie jest nowe wydanie „tolerancji”. Daleko inne od dawnej, szlacheckiej. Teraz masz po prostu odrzucić wszystkie te zabobonne wierzenia, bo „to oczywiście bzdury” i wyzbyć się swej kultury, tradycji, ambicji i cholera wie, czego jeszcze. Najlepiej wyzbyć się wszystkiego, czyli swojego oszołomstwa i wtedy, już na spokojnie, będziesz się mógł, drogi człowieczku, stać legalnym Europejczykiem. Tak, bo „polskość, to nienormalność”, że zacytuję najjaśniej tolerancyjnego, byłego już premiera naszego, Tuska.
Masz być takim, jakim każe ci być jedyna w swoim rodzaju „inteligencja”. Ta od walki z „językiem nienawiści”. Ta sama, co to chce „dorżnąć watahę”, „strzelać do kaczek”, przyrządzać „kaczkę po Smoleńsku”, o hrabim „won stąd” Niesiołowskim nie wspominając. Otóż i inteligencja w pełnej krasie. Tak, właśnie dla nich i dla własnej, europejskiej (nie słowiańskiej, albo nie daj Boże, Polskiej) krwi, masz być „tolerancyjny”. I nie ma zboczenia, którego byś nie mógł znosić, a nawet popierać. Już nie w imię Ojca i Syna, ale w imię „tolerancji”, „nowoczesności” i „europejskości”. Za głupi jesteś, aby być sobą! Rób, co ci mówią, a faktycznie będziesz mieszkał na „zielonej wyspie”, albo w „drugiej Irlandii”. Jeżeli się nie dostosujesz, nie oszukujmy się, nie ma tu dla ciebie miejsca.
Jak wygląda tolerancja z drugiej strony medalu? Otóż tutaj, to co innego. W imię „tolerancji” można opluwać „wrogów tolerancji”. Dlaczego? Jak to? - przecież to ciemnogród, średniowiecze. Nie mają pojęcia jak żyć. Nienowocześni. Niepotrzebni. Ech… Chwała tolerancji i jaśnieoświeconym.
Na zakończenie tego krótkiego słowotoku cytacik. Fragment aktu konferencji warszawskiej z1573r.:
„My, Rady Koronne duchowne i świeckie, i rycerstwo wszystko, i stany insze jednej a nierozdzielnej Rzeczypospolitej z Wielkiej i Małej Polski, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Kijowa, Wołynia, Podlasia, z Ziemie Ruskiej, Pomorskiej, Żmudzkiej, Inflanckiej i miasta koronne.
Odnajmujemy wszystkim, wobec komu należy ad perpetuam rei memoriam, iż pod tym niebezpiecznym czasem, bez króla pana zwierzchniego mieszkając, staraliśmy się o to wszyscy pilnie na zjeździe warszawskim, jako byśmy przykładem przodków swych sami między sobą pokój, sprawiedliwość, porządek i obronę Rzeczypospolitej zatrzymać i zachować mogli. Przetoż statecznym, jednostajnym zezwoleniem i świętym przyrzeczeniem sobie to wszyscy spólnie, imieniem wszystkiej Rzeczypospolitej, obiecujemy i obowiązujemy się pod wiarą, poczciwością i sumieniem naszym. Naprzód żadnego rozerwania między sobą nie czynić, ani dysmembracyej żadnej dopuścić jako w jednej, nierozdzielnej Rzeczypospolitej, ani jedna część bez drugiej pana sobie obierać ani factione privata z inszym narabiać. Ale podług miejsca i czasu tu naznaczonego zjechać się do gromady koronnej i spólnie a spokojnie ten act electionis podług wolej Bożej do skutku słusznego przywieść. A inaczej na żadnego pana nie pozwalać, jedno z takową pewną a mianowitą umową: iż nam pierwej prawa wszystkie, przywileje i wolności nasze, które są i które mu podamy post electionem, poprzysiąc ma. A mianowicie to poprzysiąc: pokój pospolity między rozerwanymi i różnymi ludźmi w wierze i w nabożeństwie zachowywać i nas za granicę koronną nigdy nie ciągnąć (...) ani ruszenia pospolitego bez uchwały sejmowej czynić. (...)
A iż w Rzeczypospolitej naszej jest dissidium niemałe in causa religionis christianae, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny między ludźmi saeditio jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie pro nobis et successoribus nostris in perpetuum sub vinculo iuramenti, fide honore et conscientis nostris, iż którzy jesteśmy dissidentes de religione pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościele krwie nie przelewać ani się penować confiscatione bonorum poczciwością, carceribus et exilio i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać i owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał, ex ista causa zastawiać się o to wszyscy będziemy powinni, choćby też za pretekstem dekretu, albo za postępkiem jakim sądowym, kto to czynić chciał.”