top of page

Czerwony Bór pod okupacją? cz. II

Czym zajmowali się żołnierze Armii Czerwonej po wkroczeniu na podbite ziemie? Czy przynieśli pokój i dobrobyt społeczeństwu polskiemu? Obawiam się, że nawet nie mieli takiego zamiaru. Stalin mordował Polaków już przed wybuchem wojny (np. tzw. „mały Katyń”, o którym jeszcze napiszemy), jak i w czasie jej trwania. Po defiladzie zwycięstwa i oficjalnym końcu wojny, też mordował. Czy nagle miałby się stać wesołym, przyjaźnie do ludzi nastawionym dziadkiem z fajeczką w zębach? Niestety, nie.


Obrońcy "zwykłych żołnierzy", co to ginęli "za nas" muszą w końcu zdać sobie sprawę, że oni za nas nie ginęli. Ginęli na rozkaz Stalina, który chciał urwać jak największy kawałek świata dla siebie. Ginęli w imię własnych interesów, albo własnej ideologii. Wszystko jedno. Z pewnością nie ginęli "za nas".


W Armii Czerwonej były wydzielone specjalne formacje, których zadaniem była konfiskata dóbr materialnych, które miały być rekompensatą za straty poniesione przez Związek Sowiecki. Tak ładnie, nazwano okradanie ze sprzętu przedsiębiorstw przemysłowych. Szacunkowe straty naszego kraju (Polska wschodnia i centralna), z tego tytułu, tylko do połowy 1946 roku wyniosły 2 miliardy dolarów (wg. cennika z ‘38r.).


Oddziały wyznaczone do grabieży, miały w swoich szeregach ekspertów w wielu dziedzinach gospodarki i sztuki. Formacje te, małe nie były; szacuje się, że tworzyło je około 100 tysięcy osób. W głąb Sowieckiej Rosji wywożono obrabiarki, tokarki, koparki, statki… Wszelki sprzęt zakładowy. Rabowano całe składy kolejowe (nawet tory kolejowe), mleczarnie, fabryki konserw, walcownie, szpitale, kościoły, młyny, elektrownie, rzeźnie, stacje telefoniczne, maszyny rolnicze, paliwo, bydło, konie, dzieła sztuki (rzeźby, obrazy, książki, archiwalia…)…


Nie wszystkie kopalnie węgla, Sowieci zdemontowali. Utrzymanie niektórych bardzo im się opłaciło. W zamian za straty, jakie ponieśli w wyniku wojny (która, pamiętajmy sami rozpętali), otrzymali rekompensatę. Konkretną – w dolarach. Straty w ludziach mocno zawyżyli, więc i reparacje musiały być wysokie… Polska miała z ogólnej masy reparacyjnej, otrzymać 15%, czyli 1,5 miliarda dolarów. Stalin nie miał zamiaru rozdawać pieniędzy na lewo i prawo. Przy okazji, marionetkowy rząd w Polsce, będący wykonawcą jego woli, zobowiązał się do dostaw węgla dla rosyjskojęzycznego człowieka na wschodzie. Cena wygórowana nie była, ot 10% ceny światowej. Interes był tak kiepski, że Polska tylko by na tym straciła, bo sprzedaż węgla i koksu po cenach światowych, byłaby bardziej dochodowa niż te 15% z kwoty reparacyjnej. Problem w tym, że towarzysza Józefa nie interesował biznes Polski. Dopiero w 1947 roku popuścił troszkę naszemu górnictwu i zmniejszył dostawy o połowę. Oczywiście o połowę uciął też należne nam odszkodowania.

Dodatkowo, węgiel słaliśmy również do Berlina. W zamian można było otrzymać produkty przemysłowe. Kto je otrzymywał, chyba nie muszę pisać?

Wraz ze sprzętem, na Wschód wywożono również górników! Oto kilkunastominutowy reportaż:


W taki oto sposób, Polska straciła około 840 milionów dolarów. Kiedy Zachód podnosił się ze zniszczeń wojennych, Polska cofała się w rozwoju, opłacając się Związkowi Sowieckiemu za to, że ją napadł i zniszczył. Tak to wygląda. Niestety.

Węgiel to oczywiście tylko wierzchołek tego zbrodniczego procederu. Z polski wywożono właściwie wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Na wagony kolejowe ładowano tony rtęci, dziesiątki tysięcy ton stali, kauczuk… Wiele by wymieniać.


Wpis pewnej pani w Internecie?:


W rzeczywistości PRL żył na garnuszku ZSRR, i gdyby nie ich pomoc (ropa, gaz, maszyny, technologie, dewizy) zdechła by z głodu. Tyle tylko że Ruscy łaski nie robili, bo to oni swoimi komunistycznymi eksperymentami doprowadzili do całkowitego upadku Polskiej gospodarki (w latach 80-tych trzecia od końca w Europie, po Albanii i Rumunii). Więc jeśli chcieli nadal trzymać PRL w swoim obozie, to musieli za to płacić. Dokładnie tak, jak Francuzi utrzymują dziś swoje kolonie. Na szczęście w końcu przestało ich być na to stać i dali nam spokój.”


Ech, „gdyby nie ich pomoc”…


Stalina bardzo interesował sprzęt przemysłowy. Ogołocił tysiące europejskich fabryk, wywożąc sprzęt na Wschód. Gorzej rzecz się miała z dziełami sztuki. Nieokrzesany tłum czerwonoarmistów, wiele z zabytków kultury po prostu zniszczył bezpowrotnie. Niektóre możemy oglądać w muzeach na terenie dzisiejszej Federacji Rosyjskiej.


Dzisiejsi włodarze Rosji, nie mają najmniejszego zamiaru oddawać zrabowanych dzieł sztuki. Wręcz przeciwnie; w 1998 roku Duma Państwowa przyjęła ustawę "o dobrach kultury przemieszczonych do ZSRR na skutek II wojny światowej i znajdujących się na terytorium Federacji Rosyjskiej". Wg. zapisu ustawy, dzieła sztuki są rekompensatą za szkody wojenne. Czyli, Stalin wraz z Hitlerem rozpętał wojnę światową, po czym w ramach rekompensaty za straty spowodowane jej wybuchem, przywłaszczono sobie zrabowane w trakcie jej trwania (i później) rzeczy. Sowiecki człowiek potrafi zrobić dobry interes. Szkoda, że kosztem życia milionów istnień ludzkich…


W okresie peerelu powstało wiele dowcipów, na okoliczność naszej owocnej współpracy z „bratnim narodem”, no:


„Mao Tse Tung pisze do Stalina z prośbą o pomoc: "Potrzeba mi, co najmniej miliard dolarów, sto milionów ton węgla i 50 milionów ton ryżu." Stalin zgadza się: "Dolary - to proste, węgiel też, ale skąd Bierut weźmie tyle ryżu?"


"Oni nas kochają zażarcie, a my ich zawzięcie" – głosił inny żart.


Są rzeczy gorsze, niż kradzież i ubóstwo. Wieloletnia wojna, przyniosła Polakom wiele cierpień i traumatycznych przeżyć. Po 1945r. Polska nie wzięła udziału w defiladzie zwycięstwa. Nie doczekała się niepodległości i suwerenności. Wpadła w strefę wpływów Sowietów, którzy wszem i wobec ogłaszali się niezwyciężonymi orędownikami pokoju i „wyzwolicielami”. To „wyzwolenie” spod okupacji Niemieckiej oznaczało kolejna traumę dla dziesiątek tysięcy kobiet, które zostały prze zwycięską Armię Czerwoną zgwałcone lub zamordowane. Skala tego procederu była ogromna, zwłaszcza, że żołdacy mieli na to przyzwolenie od swoich przełożonych. Oficjalnie Polska była sojusznikiem i trzeba było trochę trzymać emocje na wodzy, ale kiedy żołnierz sobie wypił kilka głębszych, czuł potrzebę większego zbliżenia się do sojuszników, a zwłaszcza sojuszniczek (bez względu na wiek).


Ks. Georg Klein z kościoła św. Józefa w Gdańsku wspominał:


Kościół, plebania i kwartał domów wokół kościoła były całkiem nieuszkodzone, z wyjątkiem UFA-Palast (nowe kino przy kościele Św. Elżbiety), który spłonął 23 marca. W sobotę 24 marca o 8 rano zaczęło się w kościele nabożeństwo żałobne, gdy wkrótce potem granat uderzył w dach kościoła, dokładnie nad głównym ołtarzem i tynk, kamienie i gruz spadły na ołtarz, że nabożeństwo trzeba było przerwać. To była jedyna szkoda, jakiej budynek doznał od działań wojennych. Kobiety, dzieci i starcy schronili się ze strachu na plebani i w kościele. Tam wraz z ludźmi z okolicy spędziliśmy noc w poniedziałek 26 marca. Nad ranem zrobiło się przejmująco cicho. Żadnego strzału, szczęku pojazdów, żadnych głosów. Weszliśmy ostrożnie na piwniczne schody, gdy usłyszeliśmy ciężkie kroki wchodzącego do domu. Pierwszy żołnierz sowiecki stał przed nami gotowy do strzału, potem przyszedł drugi i zabrał nasze zegarki. Pozwolono nam wyjść i zobaczyliśmy sowieckie pojazdy i wielu żołnierzy, ale widzieliśmy też, że wszystko stało nienaruszone. Żołnierze zaczęli biegać po plebani i kościele i zaraz się pojawili z łupami, robili miejsce dla innych. Byliśmy jak sparaliżowani i wycofaliśmy się do na pół spustoszonego pokoju. Jeden żołnierz szedł za nami, grożąc gestami wyrzucił nas z domu i zmusił 18-letnią dziewczynę by została. Po jakiejś chwili pojawiła się na dworze, wzburzona, potargana i milcząca. Stało się. Pojawiły się inne grupy, już pod wpływem alkoholu. Podobno znaleźli zapasy alkoholu w piwnicy pobliskiego Ratusza Staromiejskiego. Popędzili nas wrzaskiem, śmiechem i szturchaniem z powrotem na plebanię oraz do kościoła. Każdemu, kto chciał wyjść grozili pepeszami. Przyjechał samochód wyładowany bańkami. Jedną z nich wciągnęli do kościoła, drugą do plebani. Dało się zauważyć zapach benzyny i odtąd wiedzieliśmy, co nas czeka. Jakaś kobieta, która była w kościele wypadła i została natychmiast zastrzelona. Pijany żołnierz wszedł do kościoła. Widzieliśmy z plebani, jak w świątyni buchnęły płomienie i słyszeliśmy krzyki i płacz znajdujących się wewnątrz ludzi. Żołnierz wyszedł i zamknął za sobą drzwi.

Tymczasem proboszcz Fedtke dojrzał z nieobserwowanego okna z tyłu plebani jakiegoś, jak się wydawało jeszcze trzeźwego oficera i zwrócił gestami jego uwagę na to, co się działo na dziedzińcu kościoła. Gdy teraz jeden z żołnierzy chciał wejść do plebani, zapewne żeby i tu podłożyć ogień, oficer pojawił się na dziedzińcu, przepędził żołnierzy i wyrzucił nas na dwór. Ludzie w płonącym kościele już z niego nie wyszli.

Kiedyśmy po kolejne strasznej nocy znowu chcieli iść do plebani, zobaczyliśmy, że jest wypalona, podobnie jak kościół, a także ulice i uliczki, które przedtem przetrwały wszystkie nienaruszone”.


W pożarze zginęło ponad sto osób.


W Gdańsku wiele kobiet zgłosiło się do pracy w administracji. Odpowiedziały na potrzebę zatrudnienia polskojęzycznych pracowników. To je zgubiło. Były gwałcone po kilkanaście razy, w skutek czego niektóre zmarły, inne popełniły samobójstwo. Jeszcze inne musiały nauczyć się z tym żyć. Jedna z nich pisała w liście:


Chciano nas chętnie, bo my mówiliśmy po polsku. Gdy jednak już słyszałam, że wszystkie te kobiety po 15 razy gwałcono, przestraszyłam się bardzo i poszłam z powrotem.


Bywały też przypadki, że Armia Czerwona pacyfikowała całe wsie. Mordowano tam mężczyzn, a kobiety gwałcono. Zdarzenia takie miały miejsce m.in. w okolicach Łodzi (Zalesie, Huta Szklana, Feliksin…). Jeden ze starostów donosił:


Wobec braku należytej ochrony i gwałtownego pogorszenia się stosunków bezpieczeństwa, a więc masowych wypadków grabieży, rabunków i gwałcenia kobiet przez żołnierzy radzieckich, ludność osadnicza masowo opuszcza gospodarstwa wiejskie i powraca do centrum kraju. W niektórych okręgach ucieczka ta objęła do 60% osadników.”


Krasnoarmiejcy napadali tez sklepy i pociągi. Rabowali, co im wpadło w ręce, a kobiety gwałcili. Mężczyźni mieli szczęście, jeśli obyło się na pobiciu. W raporcie milicyjnym z czerwca 1945r. możemy dowiedzieć się o takim, makabrycznym zdarzeniu:


W nocy 25 VI br. o godz. 2-ej do mieszkania K. Wincentego w pow. krakowskim wtargnęło dwóch żołnierzy sowieckich, którzy dopuścili się gwałtu na 4-letniej dziewczynce, a potem zrabowali garderobę”.


W Poznaniu Sowieci poprosili kobiety o pomoc przy opatrywaniu rannych żołnierzy. Tak zwabione kobiety zostały brutalnie zgwałcone.

W styczniu 1946r. (niby już po wojnie, nie?), miało miejsce zdarzenie, które opisała pewna nauczycielka:


W dniu 8 stycznia o godz. 1-ej w czasie powrotu mego z ferii świątecznych z Radomia do Szprotawy, między Legnicą a Szprotawą do wagonu, w którym jechałam, jak również do innych wagonów wkroczyły masy bolszewików, zaczęli torturować i bić mężczyzn, rabować walizki i gwałcić kobiety, z których ani jedna nie uszła tej hańby i gwałtu. Bestialstwo ich i rozbestwienie dochodziło do niebywałych granic także po kilku, a nawet kilkunastu rzucało się jak dzikie bestie na swe ofiary-kobiety. W pewnym momencie wśród zamieszania i tumultu, wprawdzie po nasyceniu się bestii udało mi się wyrwać i wyskoczyć oknem z pociągu. Bolszewicy w tej chwili zatrzymali pociąg i urządzili na nas obławę. Tak pokaleczona, ranna, zbita, po odjeździe tego pociągu dowlekłam się do najbliższej stacji i dopiero następnego dnia przyjechałam do Szprotawy


Jeden z mieszkańców Pińczowa donosił na milicję:


Niemiecki plakat propagandowy

Donoszę, że w nocy z dnia 26 na 27 bm. 45 r. wtargnęło dwóch żołnierzy rosyjskich do mego domu przy ulicy Bednarskiej Nr 47. Po wtargnięciu żołnierze ci sterroryzowali mnie, przykładając mi broń do głowy i grożąc wywozem do Rosji, zarzucając mi nieprzychylne ustosunkowanie się do nich, dlatego, że gdy oni żądali mych córek, ja się sprzeciwiłem. Żołnierze ci twierdzili, że walczą trzeci rok o Polskę, więc mają prawo do wszystkich Polek i że przyszli tu z polecenia komendanta. Córkę zaś młodszą, która na widok terroryzowania mnie poczęła płakać, uderzyli pasem, dlatego, że się ich bała. Natomiast starszą chcieli zmusić, by im się oddała, lecz w obronie jej stanął syn sześcioletni, który krzyczał i płakał oraz żona. Wówczas poczęli terroryzować żonę, przykładając jej rewolwer do ust, kopiąc, ciągnąc za włosy i żądając przy tym kategorycznie oddania córek. Kiedy żona oświadczyła, że absolutnie nie odda córek, wtedy ciągnąc ją za włosy, wyciągnęli na podwórko z mieszkania, gdzie w bestialski sposób, rzucając ją o ziemię, zgwałcili. Przy czym nadmieniam, że żona w owym czasie była chora, gdyż przechodziła grypę, liczy 52 lata mimo tego tak postąpili


Inny donos na milicję:


Dnia 3 VI 45 r. na powracających z Niemiec do wsi Wersale ob. Jakubowskiego wraz z żoną i sąsiadami napadło 4-ch jadących żołnierzy sowieckich, w tym Komendant Wojenny w Żydkowie. Ob. Jakubowskiego zamordowali w bestialski sposób (wykłuli oczy), ob. Raczydło pokroili nożem policzki, postrzelili i następnie powiesili. Po dokonanym morderstwie żołnierze zrabowali 3 konie, 3 wozy i odjechali w kierunku Gołdapi


Takich przypadków jest bardzo dużo. To, co przeżyli ludzie, a zwłaszcza kobiety w ramach tzw. „wyzwolenia”, jest nie do opisania. Problem gwałtów, których dopuścili się Sowieci powrócił jakiś czas temu, za sprawą studenta Akademii Sztuk Pięknych Jerzego Szumczyka. Wykonał on rzeźbę, która przedstawiała sowieckiego żołnierza, gwałcącego kobietę. Postawił ją przy alei Zwycięstwa w Gdańsku, tuż obok czołgu, który upamiętnia odbicie Trójmiasta z rąk hitlerowców.

Pomnik przedstawia ostry gwałt, bez przemilczeń, bez uników. Przedstawia tragedię kobiet, która nie jest poruszana. Dużo płakałem z powodu tej rzeźby. Chciałem to z siebie wyrzucić. Też się boję tej rzeźby, nie jest tak, że się z niej cieszę.” – komentował artysta.


Wówczas, też dał się słyszeć grzmiący głos Federacji Rosyjskiej. Aleksander Aleksiejew, ambasador FR w Polsce uznał, że jest to „pseudo sztuka”, poprzez którą autor „znieważył pamięć ponad 600 tys. żołnierzy radzieckich, poległych w walce o wolność i niepodległość Polski

Nie wspomniał niestety nic o znieważonych kobietach i o tym, że zamiast „wolności” i „niepodległości”, ci żołnierze przynieśli nam zniewolenie, gwałty, mordy i rabunki, które odbijają się na nas po dziś dzień.

Pomnik został zdemontowany po kilkunastu godzinach, przez służby mundurowe.


Czy pomniki tym ludziom należą się tylko za to, że zginęli na tych terenach, jak piszą komentatorzy na stronie wyborcza.pl? (Cytaty w I części tekstu). Oczywiście, możemy przypuszczać, że nie wszyscy czerwonoarmiejcy gwałcili i kradli. Wszyscy się jednak do tego przyczynili i wszyscy przynieśli nam zniewolenie i okupację. Czy więc należą się im pomniki, jako zwykłym, niewinnym żołnierzom, którzy „musieli wykonywać rozkazy”? Czy ci wszyscy, którzy bronią obecności tzw. „pomników wdzięczności” wystawionym „zwykłym żołnierzom” za to tylko, że zginęli na tej ziemi, nie mieliby nic przeciwko wystawieniu pomników dobrym żołnierzom niemieckim? Przecież oni też ginęli na tej ziemi. Też bili się z naszym okupantem z 1939r.

Od czczenia zmarłych są cmentarze. Tam, nikt o zdrowych zmysłach nie chce usuwać pomników. Jednak dziękować nie mamy za co. No bo jak to: czcić i kata i ofiarę?


Przypominam jeden z komentarzy z Internetu. Napisał niejaki alakyr1:


Azja w Polsce, w Niemczech, Czechach, Węgrzech, Słowacji pomniki radzieckie mają się normalnie, nikomu nie przeszkadzają tylko u nas są "symbolem" zniewolenia.

O wyzwoleniu spod okupacji hitlerowskiej nikt nie mówi, o sprzedaniu Polski w Jałcie również.

No to chociaż pobawmy się w obalanie tych pomników, jakie to małostkowe, prymitywne.


Doprawdy, nikt nie pisze o sprzedaniu Polski w Jałcie?! To chyba żart, więc trudno się odnieść. Sprawę „wyzwolenia” zakopmy wreszcie w ogródku (głęboko, żeby nie wykiełkowała). Zatrzymajmy się, na prześmiesznym stwierdzeniu specjalisty (specjalistki?) od „małostkowości” i „prymitywizmu”, jakoby „w Niemczech, Czechach, Węgrzech, Słowacji pomniki radzieckie mają się normalnie, nikomu nie przeszkadzają”.


Nie wierzmy w takie kłamstwa. Niektóre kraje powoli wstają z kolan i zaczynają funkcjonować jako wolne i niepodległe narody; odkłamują historię i odcinają się od wpływów zagranicznych ciemiężycieli. Najlepszym tego przykładem są Węgry.

Czy na Węgrzech takie pomniki nikomu nie przeszkadzają? Jakiś czas temu miał miejsce kolejny incydent związany z pomnikiem wzniesionym w stolicy Węgier. Wymalowano na nim napisy: „Precz z okupantami Węgier”, „Węgry maja być wolne”. Nie był to pierwszy tego typu incydent. W przeszłości zapowiadano także wysadzenie pomnika w powietrze. Po renowacji w 2002r. pomnik powrócił na swoje miejsce, ale tylko dla tego, że stoi na terenie cmentarza wojennego! Inne pomniki, pamiątki po „wspaniałym wyzwoleniu” zostały już dawno usunięte. Postawiono je w Parku Pomników na obrzeżach stolicy Węgier.

To co, chyba na Węgrzech jednak komuś te pomniki przeszkadzają?

Nie warto w to brnąć. W każdym kraju Europy ludzie protestują przeciwko obecności tego typu pomników, choć polityka nie zawsze sprzyja ich usunięciu. Zawsze będą też zwolennicy ich obecności w przestrzeni publicznej. Tylko przypominam, że skoro są to pomniki wystawione zwykłym żołnierzom, którzy tylko wykonywali rozkazy i wyzwolili nas spod okupacji niemieckiej, to postawmy tez pomniki zwykłym żołnierzom niemieckim, którzy też wykonywali rozkazy. Też ginęli wyzwalając nas (wschodnie tereny Polski) spod okupacji Sowietów. Uratowali masę ludzi przed zimnem Syberii, łagrami… Nie uratowali niestety tych, których pomordowano w takich miejscach kaźni jak Katyń.


Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Artur Dmochowski wyraził żal, że „strona rosyjska uważa za właściwe kultywowanie tradycji okresu komunizmu, który przyniósł przecież obu naszym narodom tak wiele cierpień i ofiar".


Czy przedstawiciele Federacji Rosyjskiej wezmą to sobie do serca? Wątpliwe.

Przypominam na koniec, zapiski art. 256 Kodeksu karnego:


.§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.

§ 3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.

§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.


W świetle tego artykułu, doznajemy olśnienia. Słusznie nasze państwo zakazuje propagowania systemów totalitarnych ze szczególnym naciskiem na faszystowski i komunistyczny ustrój państwa. Nikt w historii naszego kraju nie przelał tyle Polskiej krwi, co te dwa reżimy. Tylko jak to się ma do realiów? Pamiętamy pochody Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a tam na transparentach, jak gdyby nigdy nic sierpy, młoty i w zwieńczeniu prominentni towarzysze: Marks, Engels, Lenin i Trocki. Polskie prawo jasno i wyraźnie zabrania obnoszenia się z gębami ludzi, którzy mordowali i ciemiężyli Polaków. Zabrania obnoszenia się z sierpem i młotem! To ten symbol, jak żaden inny, przyniósł śmierć milionom ludzi na Ziemi. To pod tym symbolem, kryje się utopijna i chora ideologia, która twierdzi, że wszyscy ludzie mogą być równi. Opium dla durnych mas.


Wstańmy w końcu z kolan i przestańmy być kolonią innych mocarstw. Tego sobie i Polsce życzę.

Czy w Czerwonym Borze powstanie skansen „czerwonych” pomników? Oby.



bottom of page