Ppor. Antoni Kocjan
Antoni Kocjan urodził się w sierpniu 1902r. we wsi Skalskie (obecnie dzielnica Olkusza), jako syn Michała i Franciszki z Żurowskich. Po ukończeniu szkoły powszechnej, pobierał nauki w Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu. Zaczęło się od harcerstwa, a później przez służbę ochotniczą w 11 pp, podczas wojny z bolszewikami, aż do kolejnego konfliktu i służby w Państwie Podziemnym.
Po zdaniu matury w 1923r. podjął studia na Politechnice Warszawskiej (Wydział Elektryczny), z których zrezygnował. Rok później studiował już na Wydziale Leśnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
W 1925r. los skierował go ponownie do Politechniki Warszawskiej. Tym razem do Sekcji Lotniczej. Tam, pod jego kierownictwem zbudowany został samolot,
zaprojektowany przez Jerzego Drzewnickiego. Drzewnicki należał do Akademickiego Aeroklubu Warszawskiego. Przeszedł szkolenie lotnicze i pasjonował się konstrukcjami lotniczymi. Pilotował pierwszy ze słynnych samolotów serii RWD, którego był współkonstruktorem. (RWD to skrót od pierwszych liter nazwisk konstruktorów: Rogalski, Wigura, Drzewiecki). W ślad za nim, szedł Kocjan. W 1929r. zdobył uprawnienia pilota samolotowego i poślubił Elżbietę Zanussi. Znalazł też stałe zatrudnienie w warsztatach doświadczalnych lotnictwa. W tym samym roku, wraz z Franciszkiem Żwirko ustanowił rekord wysokości – 4004 m w klasie samolotów o masie własnej do 280 kg. Dwa lata później wraz z J. Drzewieckim pobił ten rekord, wznosząc się na wysokość 6023 m.
Również w 1931r. A. Kocjan zaprojektował swój pierwszy szybowiec. Nazwał go „Czajka”. Później była też „Wrona”, „Sroka” i inne. „Jego osiągnięcia były znane w Europie; szczególnie motoszybowiec „Bąk” jego konstrukcji. Ta doskonała maszyna ustanawiała rekordy długości i wysokości lotu."
Wspaniały rozwój polskiej myśli lotniczej zahamowała agresja III Rzeszy Niemieckiej, Słowacji i ZSRR na Polskę we wrześniu 1939r. Warsztaty Szybowcowe, ewakuowano z mokotowskiego lotniska do Lublina. Na szczęście, bo Lotnisko na dzisiejszym Polu Mokotowskim zostało zbombardowane, a zakłady doszczętnie spalone. Niestety, niewiele lepiej było w Lublinie. Antoni Kocjan został nawet ranny, podczas jednego z nalotów bombowych. W październiku 1939r. wrócił do Warszawy, gdzie wstąpił w szeregi tajnej organizacji „Muszkieterowie”. Trafił do siatki wywiadowczej, zajmującej się wywiadem lotniczym. „Na szczęście dla Kocjana, jego sława nie dotarła do gestapo. Trafił w ręce hitlerowców tylko dlatego, że miał pecha – wraz z innymi Polakami wyciągnięto go z domu” i przewieziono do owianego złą sławą, więzienia na Pawiaku. Potem trafił do Auschwitz (Tym samym transportem wieziono m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego). Pracował w obozowej ślusarni, aż do chwili, kiedy został zwolniony. Było to możliwe, dzięki niemieckiej firmie „Techno – Service’, w której pracował w chwili aresztowania. Firma „Techno – Service” znowu wciągnęła go na listę zatrudnionych. Pełnił rolę zaopatrzeniowca.
Ponownie trafił w szeregi konspiracji. Związek Walki Zbrojnej, „wiedząc, że gestapo nie ma nic na niego, przyjął go z otwartymi ramionami jako wybitnego inżyniera. ZWZ zorganizował siatkę wywiadowczą na terenie całych hitlerowskich Niemiec w okresie, gdy zachodni alianci nie mieli żadnego sposobu, by dowiedzieć się, co się dzieje w imperium Adolfa Hitlera. Wywiadowcy ZWZ trafiali do Trzeciej Rzeszy głównie jako robotnicy przymusowi pracujący w przemyśle niemieckim. Polska prasa podziemna potępiała chętnych do pracy w Niemczech, ponieważ przyczyniali się oni do zwiększania produkcji wojskowej. Tacy ochotnicy byli określani mianem zdrajców. ZWZ mógł jednak dzięki temu instalować wywiadowców w kluczowych fabrykach, ponieważ ci, którzy jechali do Niemiec dobrowolnie, mieli zazwyczaj prawo wyboru miejsca pracy. (…) Wielu agentów wysyłanych do Rzeszy przez polskie podziemie miało wykształcenie techniczne, więc mogli oni dostarczać do Warszawy, za pośrednictwem kurierów, wartościowe informacje wywiadowcze. W tajnych raportach zamieszczali dane o nowych samolotach Luftwaffe. Podawali takie szczegóły techniczne, jak szybkość i zasięg bombowców i myśliwców oraz wydajność produkcji.
W tych pospiesznie spisywanych raportach znajdowały się, z konieczności, tylko fakty – niepoparte analizą ani danymi z innych źródeł. Taki typ informacji nazywany jest „surowym materiałem wywiadowczym”. Wymagał on zaangażowania specjalistów, toteż w połowie 1941 roku założono Biuro Studiów Ekonomicznych, przybudówkę wywiadu ZWZ. Biuro nosiło kryptonim „Arka”. Kierował nim inżynier agronom Jerzy Chmielewski (pseudonim Jacek).
Chmielewski zaangażował do prac konspiracyjnych wielu naukowców, których znał jeszcze sprzed wojny. Antoni Kocjan, świeżo zwolniony z Oświęcimia, ze względu na wykształcenie politechniczne został mianowany szefem wydziału zajmującego się Luftwaffe i niemieckim przemysłem lotniczym. Inżynierowi nadano pseudonim Korona.”
Pracował przy produkcji granatów ręcznych i rusznikarstwie. Na terenie warsztatu funkcjonowała największa drukarnia konspiracyjna w okupowanej Polsce.
Na biurko Antoniego Kocjana, trafiały informacje o nowoczesnej broni niemieckiej. Na wyspie Uznam, w okolicach Szczecina (w Peenemünde) Niemcy prowadzili doświadczenia z rakietami V-1, które niebawem miały spadać na Londyn.
„Tymczasem Wielka Brytania była nieomal osamotniona wobec przerażającej potęgi niemieckiej machiny wojennej. Co więcej, brytyjski wywiad desperacko starał się uzyskać informacje z Rzeszy, ponieważ jego siatka szpiegowska w Niemczech została zniszczona przez gestapo w ciągu miesiąca od rozpoczęcia wojny. Poproszono o pomoc Związek Walki Zbrojnej. W rezultacie, co miesiąc do kwatery brytyjskiego wywiadu w Londynie zaczęły napływać drogą radiową zwięzłe meldunki nadawane przez wywiad ZWZ. Brytyjczykom szczególnie zależało na uzyskaniu raportów naocznych świadków o skutkach nalotów dokonywanych przez RAF. Londynowi nie spodobało się to, co usłyszał.
Problemy wywołane nocną nawigacją, atakami niemieckich myśliwców i ogniem przeciwlotniczym z ziemi sprawiały, że większość bomb RAF-u nie trafiała do celu. W jednym wypadku zbombardowano niewłaściwe miasto. Informacje uzyskane dzięki polskiemu wywiadowi pozwoliły brytyjskim inżynierom opracować nowe procedury techniczne naprowadzania bomb na cel i procent trafień znacząco wzrósł.
14 stycznia 1942 roku ZWZ został przemianowany na Armię Krajową, a jego sieć wywiadowcza w Niemczech jeszcze bardziej się rozrosła. Dwóch polskich wywiadowców znalazło się w obozie dla cudzoziemskich robotników w południowej części wyspy Uznam na Bałtyku. (…)
Spojrzeli na niebo, w kierunku północnym, i zobaczyli coś, co dało im do myślenia. Wyglądało to jak mały samolot z krótkimi skrzydłami i ogniem buchającym z ogona, który szybował w stronę morza. Informacja o tym okrężną drogą dotarła do Warszawy.
Zakodowany raport dotarł drogą radiową do Londynu. W Londynie informacja trafiła na biurko podpułkownika Michała Protasiewicza, szefa VI Biura polskiego Sztabu Generalnego. Zadaniem Biura było utrzymywanie tajnych kontaktów z Polską okupowaną przez hitlerowców. Zgodnie z procedurą, Protasiewicz natychmiast przesłał niepokojący raport brytyjskiemu wywiadowi, który przekazał jego kopie przywódcom wojskowym i cywilnym. Powstał ogromny niepokój. Był to bowiem pobieżny szkic tego, co wkrótce zaczęło być znane pod nazwą V-1.”
Peenemünde, dzięki informacjom polskiego wywiadu, zostało zbombardowane przez 597 bombowców brytyjskich. Niewątpliwie, dzięki temu losy wojny przechyliły się na szalę aliantów, a Wielka Brytania została uratowana. Antoni Kocjan, za wykrycie i rozpracowanie ośrodka w Peenemünde, został awansowany do stopnia podporucznika.
Kolejne raporty od Kocjana i jego współpracowników, traktowały o nowocześniejszej wersji V-1, czyli V-2, której produkcję Niemcy uruchomili w podziemnych korytarzach, w okolicy Nordhausen. Wkrótce Brytyjczycy dostali nie tylko plany V-2, ale też zdobytą przez Polaków, kompletną rakietę.
„Jacek”, podobnie jak Kocjan został aresztowany i trafił do więzienia na Pawiaku, a potem do obozu w Auschwitz. Podobnie jak Kocjana, udało się go wydostać. Za odpowiednią sumkę pieniędzy.
Niestety, po uwolnieniu Chmielewskiego, gestapo zapukało do drzwi Kocjana. Podejrzewany o drukowanie prasy podziemnej, byłby się wymigał od oskarżeń, gdyby nie młoda kurierka Armii Krajowej. Torturowana dziewczyna, w desperacji, jako swego współpracownika podała Antoniego Kocjana, którego zobaczyła w jednej z cel.
„Kocjan nie wyszedł na wolność, zaczęto go brutalnie przesłuchiwać, przypalano go rozgrzanym żelazem, połamano mu palce i bito tak mocno, że do celi musiano nieść go na noszach. Mimo wszystko nie powiedział nic o swojej pracy w podziemiu. Zwolniono go. Gdy wyszedł, był strzępem człowieka, podjął jednak swoje obowiązki. Później gestapo złapało go z obciążającymi go dowodami. Inżynier Kocjan został rozstrzelany.”
Miejsce pochówku podporucznika Antoniego Kocjana, nie jest znane. Gen. Tadeusz „Bór” Komorowski, odznaczył inżyniera Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.
Źródła:
- „Szalone misje II wojny światowej” – William Breuer
- www.cyra.wblogu.pl