top of page

Jedwabne cz. IV (5)

Dziennikarz śledczy, Wojciech Sumliński:


„Na temat Jedwabnego napisano tomy, podobnie jak na temat tego, jak obraz tej tragedii wypaczył Jan Tomasz Gross w „Sąsiadach”. Niestety, to nie wyniki wnikliwych badań prokuratorów z Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie z Andrzejem Witkowskim na czele, z którymi przed dziesięciu laty odbyłem wielogodzinne rozmowy na temat Jedwabnego, a właśnie kłamliwy przekaz „Sąsiadów” poszedł w szeroki świat po raz n – ty przedstawiając Polaków, jako współsprawców, a nie współofiary, utwierdzając w rzekomej zbiorowej polskiej współodpowiedzialności za całokształt martyrologii Żydów zgotowanej im przez Niemców w Polsce.

Gdy przed kilku miesiącami pojechałem na zaproszenie Polonii do Kanady, zamieszkałem u rodziny Wioletty Kardynał, polskiej dziennikarki żyjącej od kilkunastu lat w Toronto, która zrealizowała niezwykły film pt. „Upside down” („Do góry nogami”) przywracający elementarną prawdę o czasach II wojny światowej w świecie, w którym mówi się o „polskich obozach śmierci”, zaś o Polakach słyszy się bądź to jako oprawcach, bądź też jako o garstce zabawnych szaleńców walczących konno z niemieckimi czołgami. Wioletta Kardynał nakręciła „Upside down” za własne pieniądze po tym, jak jej synowie wrócili z „rewelacjami” o Polakach – oprawcach z lekcji historii w kanadyjskiej szkole. Niestety, nie był to „historyczny” przekaz serwowany w tej jednej, konkretnej, kanadyjskiej szkole, przez niedouczonego historyka. Z obrazu Wioletty Kardynał, która dla potrzeb swojego filmu objechała pół świata, można się dowiedzieć, że jest to przekaz obowiązujący w prawie wszystkich szkołach kanadyjskich i amerykańskich, a po części także w szkołach w wielu innych krajach na całym świecie. W przekazie tym

Plakat promujący "Pokłosie"

to Polacy są nieomal głównymi winnymi tragedii Żydów w okresie II wojny światowej, Niemcy zaś są abstrakcją ukrytą pod określeniem „naziści” – abstrakcją, bo przecież nikt nie słyszał o państwie „Nazizja”.


Niestety, film „Pokłosie” Pasikowskiego utrwala ten fałszywy stereotyp i tym samym służy pedagogice rzekomej polskiej winy. W kontekście tego filmu dużo czytam o odwadze reżysera, o tym, jak bardzo musiał być dzielny i zdeterminowany, by nakręcić „prawdziwy” film na niepopularny w Polsce temat. To kolejne kłamstwo. Nakręcenie antypolskiego filmu w Polsce nie wymaga dziś najmniejszej nawet odwagi, prawdziwą odwagą byłoby natomiast nakręcenie filmu prawdziwego o tamtych czasach (choćby takiego, jak totalnie zaciszony „Upside down”). Pasikowski zrobił „dzieło”, które płynie z prądem i wtapia się w nurt fatalnego, kłamliwego PR na temat Polski i Polaków.”


„Pokłosie”? - To o żydożerczych Polakach - mordercach. Nie trudno się domyślić. Poniżej program T. Lisa, który warto zobaczyć:


„Ten antysemityzm nie jest niczym podparty” mówi Stuhr (i ma rację). Nie jest niczym podparty, gdyż jest wymyślony. Istnieje wyłącznie w głowach małej, zmarginalizowanej grupy ludzi, która zaraża tym głowy innych. Ludzie tacy jak redaktor Lis, Stuhr, czy zawodowy kłamca Gross, wcale nie pomagają, a wręcz dokładają cegiełkę do tego muru antysemityzmu.

Przykłady pogróżek od młodych antysemitów (wspominana strona to: http://www.redwatch.info/sites/redwatch.htm), faktycznie są „głupim antysemityzmem”, ale trzeba pamiętać, że pochodzą ze strony narodowościowego marginesu. Tacy ludzie są w każdym kraju, i w każdym są marginesem społecznym.


Z jednej strony Maciej Stuhr twierdzi, że film jest swego rodzaju ostrzeżeniem, że tak może się kiedyś zdarzyć, ale po chwili dodaje „znowu”: „może się znowu tak zawirować”. „Znowu”- i już wiemy, że chodzi o Jedwabne. Redaktor Lis dodaje, że prócz wzniosłych chwil w naszej historii, były też chwile „hańby” w dziejach naszego narodu:


„Bo to nie jest tylko to, co mogłoby się stać, tylko tych ludzi, Żydów, nie tylko w Jedwabnym, setkami, może tysiącami, po prostu w tych stodołach palono i robili to Polacy.”


Faktycznie, były chwile hańby, ale nie tego rodzaju, a przynajmniej nic nam na ten temat nie wiadomo.

„Świetny film” – Tomasz Lis ma rację. To jest świetny film, świetnie zrealizowany, ale powstał na kanwie totalnie zakłamanej wersji antysemickich, krwiożerczych „Sąsiadów” z piekła (Polski) rodem. Opowiada historię, która się nie wydarzyła, a która ewidentnie odnosi się do kłamliwej wersji wydarzeń z Jedwabnego.

Po świecie krążą takie brednie, że czasami aż "odbiera mowę".



Najważniejsze. Oddaję głos świadkom.

  1. Krystyna Ostrowska – Kossakowska (w Polskim Radio Toronto):

„W tym drugim domu mieszkał Żyd Eli z żoną. On był właścicielem wiatraka i miał własną olejarnię. Dobrze mu się powodziło.

- A stosunki między wami?

- Z moimi rodzicami układały się bardzo dobrze. Ten Lejzor przychodził codziennie do naszej studni po wodę, a pani Lejzorowa przynosiła nam jeszcze ciepły lniany olej własnej produkcji.

- Czyli jedni i drudzy byli dobrymi sąsiadami.

- Tak.

- A kiedy się popsuły?

- Z moimi rodzicami były do końca poprawne. (…)

- Czy pani słyszała, że sąsiedzi pochodzenia żydowskiego donosili na Polaków do władz sowieckich?

- Tego nie wiem (…) to była sprawa dorosłych. Ja byłam jeszcze dziecko. Miałam 10 lat.

- A ile osób mieszkało w Jedwabnem?

- W Jedwabnem mieszkało około 3000, w tym było ponad 50 proc. Żydów.

- Czyli około 1500 – 1600 Żydów?

- Tak.

- Czy wszyscy zginęli w tej tragedii?

- No więc, może ja powiem, jak ten dzień był, gdzieś około godziny ósmej rano: krzyk, pisk taki na ulicy przed naszym domem, przywołał mnie i moją mamę do okna. Przez to okno widziałyśmy, jak rodzinę Dawida, tego biednego Żyda z czwórką dzieci, dwóch żandarmów niemieckich wypędziło z domu i na środku ulicy ich bili, kopali butami te dzieci…

- Te dzieci?

- Płakały niesamowicie, a później popędzili je na rynek. A ta druga rodzina Eli [on] nie zginął z żoną w Jedwabnem, jak mówi Pan Beker, bo ta pani Elowa już jesienią, pod osłona nocy przychodziła do mojej mamy po żywność. Widziałam, jak mama wkłada jej do torby cebule, chleb. (…)

- Widziała pani dużo mundurowych?

- Widziałam tych dwóch żandarmów, którzy rodzinę Dawida pędzili. Na rynku nie byłam. A jak pędzili ich do stodoły to widziałam, bo poszłam tam na Cmentarną z mamą do cioci i widziałam całą tę procesję… (…)

- A kto ich eskortował? Czy to była żandarmeria niemiecka, Wehrmacht czy Polacy?

- Za tym rabinem szli mężczyźni i nieśli takie popiersie Lenina z rozbitego pomnika. A potem szła grupa kobiet, dzieci, starców, a po obu stronach szli właśnie młodzi chłopcy z kijami, było ich około dwudziestu.

- I tylko ci?

- Tak, to byli Polacy, byli to tacy Polacy na usługach gestapo, tacy Polacy jak pan burmistrz Krasko (słowo nieczytelne), Karolak i jemu podobni. (…)

- Dobrze. Jak szli do tej stodoły z rynku Jedwabnego, to Pani mówi, że tam obok nich szło dwudziestu młodych chłopców, Polaków, z pałkami, drewnianymi kijami, ale czy tam szli też żołnierze niemieccy, żandarmeria niemiecka?

- Samochód wojskowy i żandarmeria, wojsko niemieckie, kilku ich widziałam blisko naszego kościoła na Cmentarnej, stamtąd fotografowali te spaliny, fotografowali czy może obserwowali przez lornetkę, bo widziałam, że przy oczach mieli czy aparat czy lornetkę, tego nie wiem. (…)

- Czy widziała Pani pożar tej stodoły, krzyki tych ludzi…

- Nie, nie widziałam. Tylko właśnie ten cuchnący dym rozchodzący się po całym Jedwabnem…, rozwiewał to wiatr, wdzierał się do mieszkań i po prostu zatruwał, zatruwał miejsca. Pamiętam, jak mama płakała, a myśmy z rodzeństwem, ja i rodzeństwo, leżeliśmy na podłodze i wymiotowali, bo taki ten dym cuchnący. (…)

- Jak większość mieszkańców Jedwabnego się zachowywała?

- Proszę Pana, to nieprawda, że obojętnie wszyscy patrzyli na to, to nieprawda, bo przecież, większość rodzin w Jedwabnem to była taka jak nasza – znaczy bez ojca, wielu Polaków, prawdziwych Polaków poszło na wojnę, wielu było w partyzantce, wielu zlikwidowało NKWD, tak, że przeważnie były matki i małe dzieci, więc co miały robić? Płakała mama, widziałam, a myśmy wymiotowały i moje siostry…

- Czy później, mówię już po roku, po dwóch latach, czy mówiło się o tej tragedii w stodole?

- Tak, mówiło się, każdego dnia, kto tylko przyszedł do nas, rozmawiali. Słyszałam, że później Niemcy kilka osób zastrzelili podczas rabunku tego mienia żydowskiego, tak że Polacy niepewni byli jutra, bo nie wiadomo, co Niemcom mogło przyjść do głowy. (…)

- A co się stało z tymi młodymi chłopakami, łobuzami, którzy…

- Wielu udało się, bo byli nastolatkowie, i może ich tam nikt nie zarejestrował (…) Był sąd, był sąd w Łomży i pamiętam, że dwudziestu czy więcej sąd uniewinnił. Bo właśnie ci, którzy mieszkali przy ulicy Nowy Rynek, to wystarczy, że wyszli z domu i już ich zobaczono, to mówiono, że oni brali udział. (…)

Jeszcze pamiętam, że jak byłam tam jeszcze uczennicą i szłam do szkoły, kiedy prowadzono środkiem ulicy tych skazanych, już z sądu, rodziny podawały im jakieś tam tłomoczki z żywnością, a jeden z nich nie miał rodziny, to był taki Bardok? On chodził w niemieckim mundurze w Jedwabnem, mówił po polsku, to był groźny, groźny typ. Nie miał rodziny, to myśmy z koleżankami kupiły, zebrałyśmy swoje oszczędności i kupiłyśmy mu chleb i jeszcze któraś mu podała, jak maszerowali właśnie z sądu. (…)

W każdym bądź razie dzisiaj słucham polskiego radia i ciągle mówią, że nikt nie potwierdzał udziału żandarmerii! Ja przysięgnę jako katoliczka, przysięgnę, jak moich sąsiadów pędziło gestapo. Popędzili na Nowy Rynek. Gestapowcy stali pod cmentarzem i przyglądali się, filmowali albo fotografowali, przyglądali się jak pędzono do stodoły”.

Pani Krystyna, jednoznacznie potwierdza obecność żandarmerii niemieckiej oraz gestapo. Wspomina też o udziale chłopców z pałkami. Zaznaczając, ze to byli ludzie pokroju niejakiego Krasko, czy Karolaka.

Karolak był reichsdeutschem, czyli jak najbardziej uważano go za Niemca. Polskie podziemie niepodległościowe wydało na niego i jego żonę wyrok śmierci. Z kolei „Bardok”, o którym wspomina Krystyna Ostrowska – Kossakowska, to Bardoń, volksdeutsch, któremu bliżej było do Niemców niż Polaków.

  1. Leokadia Błajszczak z Jedwabnego:

„Nikt w naszym domu ani u sąsiadów nie wiedział, co się szykuje. Jednak 10 lipca 1941r., gdy jak codziennie wyszłam z mamą do kościoła, zobaczyłyśmy, że pod posterunek, który był naprzeciwko, podjechały dwie ciężarówki „budy” pokryte plandeką, pełne żołnierzy. Niemcy w mundurach wyskakiwali w nich, trzymając karabiny w rękach. Była to duża grupa. Mama chwyciła mnie za rękę. „Uciekajmy – powiedziała – przyjechało gestapo, będzie łapanka”. Zdyszane wpadłyśmy do domu. „Franek! – krzyknęła matka – bierz syna (też Franka, po ojcu, wtedy 16 letniego, młodszy 13-letni Teodor został w domu) i uciekaj, bo gestapowcy was zabiorą!”. I ojciec z bratem ukryli się u rodziny mamy w sąsiedniej wsi. W tym samym czasie sporo dorosłych mężczyzn, Polaków, także ukryło się w lesie lub w innych miejscowościach. Chyba godzinę po ucieczce ojca usłyszałyśmy walenie do drzwi. Weszli Bardoń z drugim żandarmem. „Gdzie są chłopy? Przerażona matka odpowiedziała, ze pojechali w okolicę reperować maszyny przed żniwami. „A co się stało?” – ośmieliła się spytać, w końcu znała Bardonia sprzed wojny, gdy jeszcze był „normalnym” człowiekiem. „Dzisiaj – powiedział Bardoń z ironicznym uśmieszkiem na twarzy – odbędzie się pogrzeb Lenina. Żydzi będą chować wodza na kirkucie. Będzie to uroczysty pogrzeb. Żydzi muszą posprzątać ulice i rynek, a Polacy muszą przypilnować, żeby wszyscy byli zawiadomieni i żeby pracowali. Który Polak odmówi, kula w łeb!

Razem z młodszym bratem i innymi dzieciakami poszliśmy obejrzeć „pogrzeb”. Przy skwerku stali przygnani przez Niemców polscy chłopcy. Trzymali witki w rękach. Nie byli „żądnymi krwi zwyrodnialcami”, jak o nich pisze w swoim „dziele” Gross – nie starając się w ogóle dochodzić prawdy – byli bezbronnymi, przerażonymi, zmuszonymi pod niemieckimi karabinami do stania „na straży”. (…)

Następnie Niemcy utworzyli pochód. Czterech Żydów niosło na ramionach żerdzie, a na nich „szczątki” Lenina – kawałek torsu i głowy. Szli spokojnie, bo wierzyli, że wrócą do domów; nikt ich nie bił, ani nie okaleczał. Na rozkaz Niemców śpiewali: „Przez nas wojna, za nas wojna”. Było ich nie więcej jak 400 osób. Eskortę stanowili umundurowani Niemcy, na przemian z cywilami, niektórzy z cywilów mieli szpicruty w rękach.”

Pani Leokadia zaznaczyła również w wywiadzie, że Polacy nie grabili mienia po zamordowanych Żydach, jak twierdzi Gross, gdyż groziło to wyrokiem śmierci ze strony Niemców, którzy sami przecież oczekiwali na nagrodę. Nie znaczy to, że nie znaleźli się tacy, co chcieli wyprzedzić Niemców w kradzieży. Powiedziałbym, że uprzedzenie Niemców, to także walka z nimi i pozbawianie ich dochodu na prowadzenie wojny, więc w pewnym sensie obowiązek. Nie będę jednak usprawiedliwiał złodzieja. Poprzednia relacja wskazuje na to, że jakieś przypadki plądrowania były. Pomimo groźby śmierci!

  1. Zdzisław Wiktor Rudzki:

„W 1941 roku, kiedy to wydarzyła się ta tragedia, miałem siedemnaście lat… Panie, nie wiem o co tu chodzi, bo wszyscy u nas w zgodzie żyli. Żydzi skupieni byli wokół małego ryneczku. Mieli bożnicę, swoje sklepy… Nikt im nie szkodził. Nikt nigdy na Żyda ręki nie podniósł.

Wszędzie się jakieś łobuzy znajdą i po jednej i po drugiej stronie, co to skorzy są do bójki. Ale żeby Żyda zabić. To nigdy… Jeszcze Polak Polaka, jak wypili to dawaj go… Przed wojną sporo z nich wyjechało do Palestyny, to kiedy mój ojciec tam był w 1941, wspólne zdjęcie zrobili na pamiątkę tego spotkania przyjaciół i rodaków z Jedwabnego. Jak oni się obejmują… Czy witają się jak wrogowie? Żydzi z Jedwabnego przysłali kiedyś do nas list i życzyli wszystkiego najlepszego i kuzynom i znajomym. (…)

10 lipca 1941 roku jechałem na rowerze od ciotki przez Wiznę do Jedwabnego. Z daleka słychać było krzyki, pomieszane z modlitwą i przekleństwami. Słychać było rozkazy po niemiecku. Uzbrojeni w pistolety i pałki, dawaj wyganiać Żydów na Rynek, ale nie tylko bo i Polaków. Tam nigdy nie było 1600 osób.

Panie, głupstwa gadają. Jak mogło pomieścić się do jednej stodoły, jak ta stodoła była mała. Dużo nie mogło się w niej zmieścić. Mogła pomieścić 150, no może 200 ludzi. (…)

Wcześniej ostrzeżono Żydów, że będą wywożenia i jakaś niewielka grupa skorzystała z tego i uciekła.

Prawdą jest, że jak wybuchła wojna, to z więzienia wypuścili chyba czterech bandziorów, którzy wrócili do Jedwabnego. Ale oni przeważnie między sobą się bili, ja mieszkałem na ulicy Wesołej… to niedaleko mieszkało nawet trzech folksdojczów.

Nie wiem, czy oni brali w tym udział.

Jak już Niemcy zgonili wszystkich do stodoły, a tych którzy uciekali zastrzeliwali, to trzech podeszło do jednego ze stojących Polaków i pod bronią kazali oblać benzyną. Co miał robić? – Zastrzeliliby. Później zapalili…

Do dzisiaj słyszę ten przeraźliwy krzyk…”

  1. Wacław Kupiecki zeznawał przed prokuratorem Monkiewiczem:

„W okresie okupacji hitlerowskiej mieszkałem w Jedwabnem. W krótkim czasie po zajęciu miasteczka przez Niemców, został tam ulokowany posterunek żandarmerii oraz komisariat policji. Nie pamiętam dokładnie daty, ale to mogło być w lipcu 1941r., gdy do żandarmów w Jedwabnem przyszli umundurowani Niemcy. Ludzie mówili, że to funkcjonariusze gestapo. Ilu ich było, nie potrafię powiedzieć. Tego dnia pracowałem przy obsłudze maszyn w młynie. W pewnym momencie zaobserwowałem, że na ulicy przy młynie niemieccy żandarmi, jak również wymienieni przeze mnie funkcjonariusze gestapo, pędzą Żydów. Byli to mężczyźni, kobiety i dzieci, cała żydowska ludność z Jedwabnego. Mogło ich być około tysiąca, ale ich nie liczyłem, więc nie wiem, czy było ich 500 czy też 1000. Żandarmi pędzili ich do stojącej poza miastem stodoły należącej do Bronisława Śleszyńskiego. Budynek stodoły był odległy około 500 metrów od młyna, gdzie przebywałem. W pewnym momencie zauważyłem buchający dym i płomienie z tego budynku. Nadmienię, że cierpię na wadę słuchu i dlatego nie słyszałem przypuszczalnych krzyków palonych ludzi. Ale faktem jest, że Niemcy spalili w tej stodole żydowskich mieszkańców Jedwabnego. (…)

Część Żydów uratowała się wówczas, ale w niewielkiej liczbie. Dla tych [Żydów] urządzono getto na starym rynku. Co się z nimi stało nie wiem dokładnie, ale wiem, że zostali zabrani i nie wrócili więcej, nie dali również o sobie żadnego znaku życia.”

  1. Apolinary Dymitr z Rostek. Rozmowa z Waldemarem Piaseckim:

„- Pamięta Pan dzień, kiedy spalono stodołę?

- Jakże nie pamiętać?! Zboże białe już było. Dostajało na słońcu. To było czwartego albo dziesiątego lipca. Paśliśmy krowy na łąkach między Rostkami a Jedwabnem. Jakie pół kilometra od stodoły Śleszyńskiego Bronka. Ze mną był Janek Rakowski, syn chrzestnego, i Zenek Ryszkiewicz. Oba już nie żyją. Jeden w Wałbrzychu, drugi w Bytomiu zmarł. Jak ta stodoła się zapaliła, było ciepło. Buchnęło w górę. To myśmy zaraz pobiegli do Jedwabnego. Przez Rynek lecieli my. Cicho było, pozamykane wszystko, nikogo na ulicy. A stodoła się pali. To my na Cmentarną. Koło kościoła i Przystrzelską. Skręt w Cmentarną. I tak stanęli my jakieś dwieście pięćdziesiąt metrów od tej stodoły. Paliło się strasznie. Jak drzazgi trzaskało. Była z desek, kryta słomą. Wszystko nagrzane. Wybuch się zrobił i poszedł żółty dym taki. A Niemce się odsunęli od tego żaru.

- A inni?

- Jacy inni? Panie, tam nie było żadnych Polaków. Same Niemce. Żadnego Polaka myśmy tam nie widzieli. Ilu było tych żandarmów? Najechało się ich, panie, pełno. Ze dwudziestu albo trzydziestu. Ja tam ich nie liczyłem, ale dużo ich było. Najechało ich się pewnie z Łomży, i z Wizny, i z Przytuł. No i te z Jedwabnego.

- Która to była godzina?

- Czwarta po obiedzie.

- Czy widział Pan, jak Niemcy pędzili Żydów do stodoły?

- Nie. Myśmy tego nie widzieli.

- Jak długo obserwowaliście pożar?

- Dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut.

- Byli tam inni Polacy?

- Nie. Tylko my. Tam nie było więcej Polaków."

  1. Hieronima Wilczewska:

  1. Stefan Boczkowski:


Żródła:

- „Operacja Jedwabne” – Lech Z. Niekrasz

- „Żydzi. Opowieści niepoprawne politycznie.” – P. Zychowicz

- "Jedwabne w oczach świadków" - ks. E. Marciniak

- "Karuzela na placu Krasińskich" - T. Szarota

- „Sąsiedzi” – Jan T. Gross

- „Złote żniwa” – Jan T. Gross

- „Po zagładzie” – Marek J. Chodakiewicz

- „Talmud o gojach a kwestia żydowska w Polsce” – Stanisław Trzeciak

- „Do Rzeczy” (M. J. Chodakiewicz) – nr. 31/182 1-7 sierpnia 2016r.

- „100 kłamstw J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem” – Jerzy R. Nowak

- „Nasz Dziennik” – 14 III 2001r.

- „Jedwabne geszefty” – Henryk Pająk

- "Magna Polonia" nr. 4/2017r.

- www.polish-jewish-heritage.org

- www.poranny.pl

- www.wpolityce.pl

- www.dlapolski.pl

- www.niezlomni.com

- www.chidusz.pl

- www.jewish.org.pl

- www.wrealu24

- www.kresy.pl

- www.tygodnik.com.pl

- www.nwonews.pl

- www.wiadomosci.dziennik.pl

bottom of page