top of page

William Beyer

"Szumowo w powiecie Zambrowskim, na ziemi łomżyńskiej. Wieś jak wieś, nic szczególnego. Kościół, zespół szkół, market, skromne lecz zadbane domy, warsztaty rzemieślnicze. I piękny cmentarz parafialny, z biegnącą ku górze główną aleją wysadzaną świerkami. Tutaj spoczywają szczątki bohaterów poległych na pobliskich polach Paproci i Pęchratki 4 sierpnia 1920 r. Ochotników, który wyruszyli na bój w obronie zagrożonej przez bolszewicką nawałę Ojczyzny, a w dalszej perspektywie - Europy. Ich grobami opiekują się uczniowie tutejszej szkoły.


O stutysięcznej Armii Ochotniczej i jej generalnym inspektorze, którym został gen. Józef Haller, pisał na portalu Frondy Paweł Skibiński w artykule "Tak się pozdrawiać będziemy - "Bóg z Wami". Generał Haller zapomniany obrońca Warszawy”


(…)Latem 1920 r. wobec wielkiej kontrofensywy bolszewickiej i przełamania frontu pod Kijowem nastąpił gwałtowny odwrót Polaków. Polskie oddziały były zdemoralizowane odniesioną klęską i nie były w stanie powstrzymać rozpędzonego wroga. W tej sytuacji konieczne stało się zmobilizowanie świeżych sił, zdolnych do stawienia skutecznego oporu Armii Czerwonej.


Zadania sforsowania takiego oddziału podjął się właśnie gen. Haller, wchodzący już wówczas w skład nadzwyczajnego organu powołanego przez Sejm - Rady Obrony Państwa.


"Błękitny generał" został dowódcą Armii Ochotniczej, która miała zostać skierowana na przedpola Warszawy. Rada Obrony Państwa wzywała wszystkich zdolnych do walki Polaków do walki w obronie Ojczyzny.


Haller w swym rozkazie nr 1 wzywał "najgoręcej miłujących ojczyznę" do "walki w obronie zagrożonej wolności". Porównywał ich do powstańców z 1863 r. i obrońców Lwowa z jesieni 1918 r. Kończył swój rozkaz charakterystycznym "Tak się pozdrawiać będziemy - Bóg z Wami".”


Skąpe są informacje o tym, w jakich okolicznościach zginął mój Dziadek i jego młodociani Towarzysze Broni. Wiadomo, że 4 sierpnia 1920 r. II batalion 201 Ochotniczego Pułku Piechoty, osłaniający odwrót pułku, poniósł poważne straty w boju pod Paprocią Dużą i Pęchratką. W walce z bolszewicką kawalerią i piechotą poległo ponad sześćdziesięciu żołnierzy (w większości uczniów). Część z nich pochowano w Paproci D. w zbiorowej mogile w formie kurhanu zwieńczonego dużym drewnianym krzyżem.


Napis na granitowej tablicy głosi:


"MATKO POLSKO – OTO GRÓB SYNÓW TWOICH • ŻOŁNIERZY OCHOTNIKÓW 201-GO PUŁKU PIECHOTY • BOHATERSKO OSŁANIAJĄCYCH TYŁY ARMII POLSKIEJ • PODCZAS NAWAŁY BOLSZEWICKIEJ W 1920 r. • POLEGŁYCH NA POLACH PAPROCI DUŻEJ • I PĘCHRATKI 4 SIERPNIA 1920 r. •• CZEŚĆ ICH PAMIĘCI •• W 70 – ROCZNICĘ • MIESZKAŃCY GMINY SZUMOWO".


Większość żołnierzy poległych na tych polach spoczęła na cmentarzu parafialnym w Szumowie. Na bratniej mogile poświęconej w 1925 roku staraniem miejscowego Koła Młodzieży Wiejskiej i rodzin poległych ustawiono obelisk zwieńczony krzyżem, kilkakrotnie obalanym przez „nieznanych sprawców” za czasów komuny. Na pamiątkowej tablicy napisano:


"BOHATEROM 201 GO P.P. POLEGŁYM W WALCE ZA OJCZYZNĘ • NA POLACH PAPROCI I PĘCHRATKI DN. 4 GO SIERPNIA 1920 ROKU".


Pod napisem wyryto dane znanych z nazwiska (gdyż nie wszystkich zidentyfikowano) żołnierzy, na czele z dowódcą batalionu kpt Karolem Wądołkowskim, lat 27, kawalerem Virtuti Militari - i kilkoma oficerami. Wśród nich znajduję nazwisko mego Dziadka, Ojca mego Taty:


Pchor. BEYER WILLIAM lat 40.


Jedyny „starszy pan” wśród tych młodzików.


Kim był?


Oto fragmenty listu, jaki w 2005 roku wysłałam do p. Bożeny Kossobudzkiej, Dyrektorki Zespołu Szkół w Szumowie. Jak mnie potem zapewniła, list ten wraz z załączonymi odbitkami fotografii i dokumentów został przekazany do szkolnej sali historycznej.


„Szanowna Pani,


Jestem ogromnie wzruszona i wdzięczna za tak piękną, wierną i bezinteresowną dbałość o grób człowieka, którego przecież nikt w Szumowie nie znał osobiście i który nie żyje już od blisko 85 lat. Na grobie Dziadka bywam niestety rzadko, gdyż nie mam samochodu.


Ponieważ w tym roku przypada znów okrągła rocznica bitwy pod Paprocią i Pęchratką pomyślałam, że może pani i młodzież odwiedzająca ten grób zechcieliby „poznać” nieco bliżej mego Dziadka. Może byłaby to nawet okazja do przybliżenia na przykładzie konkretnego człowieka czasu wojny polsko-bolszewickiej podczas lekcji historii czy wychowania obywatelskiego?


WILLIAM BEYER urodził się w Łodzi w 1880 roku. Jak wskazuje jego nazwisko, rodzina była pochodzenia niemieckiego, ale przodkowie osiedlili się w Polsce już dawno, prawdopodobnie w XVIII wieku. Dziadkowi nadano tradycyjne w rodzinie imię Wilhelm, ale jako gorący polski patriota sam zmienił je na wersję angielską, stąd William. Jednym z jego przodków był Karol Beyer, także gorący polski patriota, zesłaniec, pionier polskiej fotografii, numizmatyk i archeolog.


Dziadek mój studiował ekonomię w Warszawie w SGH i we Frankfurcie. Był poliglotą, władał biegle jęz. angielskim, francuskim, niemieckim, rosyjskim, włoskim, zgłębiał tajniki hebrajskiego i japońskiego. Miał także talent plastyczny, projektował reklamy do czasopism. Wyjątkowo wysportowany, został wytypowany do reprezentacji Polski na Olimpiadę jako znakomity fechtmistrz. Od wczesnej młodości był zamiłowanym podróżnikiem. Przed ukończeniem 20 lat opuścił rodzinny dom i – karmiąc na statku woły – popłynął do Kanady, gdzie pracował jako drwal przy wyrębie lasów.


William Beyer

Po ślubie z moją Babcią Stefanią nadal podróżował, również po przyjściu na świat mego Ojca, któremu także nadano imię William. Pracował intensywnie przez poł roku, zostawiał Babci pieniądze na utrzymanie rodziny, i – ruszał w świat.


Jego ostatnią zagraniczną podróżą była wyprawa do Japonii w 1918 r. Przez półtora roku mieszkał w Tokio w rodzinie japońskiej i pracował. Zachowała się z tamtych czasów jego korespondencja, a także niektóre artykuły i teksty odczytów wygłaszanych w jęz. angielskim na temat historii Polski. Przebijała z nich głęboka wiedza i umiłowanie Ojczyzny.


Po powrocie do Kraju w 1920 roku, gdy Polsce - i całej Europie - zagrażała inwazja wojsk sowieckich, Dziadek zaciągnął się do Armii Ochotniczej. Początkowo nie chciano Go przyjąć, gdyż miał wtedy już (dopiero?) 40 lat.


Zginął na polach Paproci i Pęchratki 4 sierpnia 1920 roku. Z relacji świadków Babcia dowiedziała się, że walczył bardzo dzielnie, ale w końcu otoczyli Go kozacy, strącili Mu binokle i nie mogąc Go pokonać w fechtunku uśmiercili strzałem w tył głowy.


Początkowo Dziadka pochowano w bratniej mogile, potem jednak Babcia przeniosła Go do osobnego grobu, tego właśnie, o który tak pięknie dba szumowska młodzież. Nie miał na sobie żołnierskiego munduru, tylko szary sweter, w którym wyruszył na wojnę.


W uznaniu waleczności i bohaterskiej postawy Dziadek został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Walecznych, co w owym czasie było wielkim wyróżnieniem, rzadko przyznawanym cywilom.”


Dziadek William osierocił Babcię i 10-letniego wówczas synka, mego Tatę. Warto wspomnieć, że w owych czasach, kiedy chłopiec tracił ojca, często mężczyźni z kręgu rodziny i przyjaciół tworzyli tzw. radę familijną, wspomagającą wdowę w wychowaniu i edukacji syna. Po śmierci Dziadka jednym z członków tej rady był prof. Wacław Jędrzejewicz, przedwojenny polityk i dyplomata, po wojnie wieloletni prezes Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, autor m.inn. monumentalnej „Kroniki życia Józefa Piłsudskiego”, tamże wydanej. Pan profesor przesłał memu Ojcu egzemplarz tego dzieła, który w 1978 r. zatrzymała jednak cenzura.


W naszej rodzinie Dziadek William był żywą legendą i pozostał nią do dziś w moim sercu. Zawsze ogromnie żałowałam, że nie miałam okazji go poznać, porozmawiać z nim, wypytać o szczegóły z Jego życia. I tak mi żal, że On i Jego towarzysze nie zdążyli się dowiedzieć o Zwycięskiej Bitwie Warszawskiej, zwanej zarazem Cudem nad Wisłą. Zabrakło dziesięciu dni..

Patrząc na Jego portret, raniony odłamkiem pocisku podczas Powstania Warszawskiego, w którym jako żołnierz AK walczył Jego jedyny Syn, zadaję sobie wciąż na nowo pytanie, co mogę, co powinnam czynić, żeby ofiara Jego życia, i życia setek tysięcy poległych w tej wojnie, w obu wojnach światowych, w powstaniach w obronie Polski, w Katyniu – nie poszła na marne. Bóg, Honor, Ojczyzna – to wiem. Ale jak? Z Maryją Królową Polski. Z wiarą, nadzieją i miłością. Tak mi podpowiada ten portret uchwycony niedawno w promieniach słońca."


Monika Beyer



Źródła:

- Tekst i zdjęcie pochodzi ze strony: www.solidarni2010.pl


bottom of page