Droga do kapłaństwa
110 lat temu, w kwietniu 1910 roku rodzina Wyszyńskim przeprowadziła się z Zuzeli do Andrzejewa. Stanisław Wyszyński, ojciec przyszłego Prymasa Tysiąclecia dostał propozycję zatrudnienia w andrzejewskiej parafii, gdzie podjął się pracy jako organista w miejscowym kościele. Nowych parafian przywitał ówczesny proboszcz
parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny ks. prob. Józef Dmochowski. Rodzina Wyszyńskich zamieszkała tuż przy kościele, w budynku, który już dzisiaj nie istnieje. (Od roku 1913 mieszkali prawdopodobnie w domu Józefa Czyżewskiego). Trzypokojowe, przestronne mieszkanie i większa pensja były bezpośrednimi impulsami do przeprowadzki w nowe miejsce.
Młody Stefan musiał pożegnać się z kolegami i ruszyć wraz z rodzicami w niedalekie, ale nieznane bliżej miejsce. Andrzejewo jak to niewielkie miasteczko: kościół, cmentarz, szkoła, kilkanaście sklepików i rynek, na którym później stanęła drewniana remiza strażacka.
Dla Stefana, jego rodziców i rodzeństwa – nowy świat. Nowe miejsce na ziemi i nowi znajomi.
W Andrzejewie dzieci państwa Wyszyńskich miały wszystko „pod ręką”; kościół, sklep, szkołę… W czteroklasowej szkole gminnej obowiązywał carski system nauczania. W okupowanej Polsce tylko niektóre lekcje odbywały się w języku polskim, większość prowadzona była po rosyjsku. W szkole Stefan poznał jednego z najlepszych kolegów – Janka. Okazało się, że los związał ich na całe życie i zostali przyjaciółmi na dobre i na złe.
W Andrzejewie dzieci często bawiły się „w księdza”. Stefan udawał księdza, a inne dzieci jego parafian. Młody „kapłan” zasiadał w konfesjonale, a dzieciaki podchodziły kolejno i spowiadały się Wyszyńskiemu. Często też naśladowali procesje, podczas których Stefan również odgrywał rolę księdza. Miał do tego najlepsze predyspozycje: syn organisty i ministrant, który bywał praktycznie na wszystkich mszach i nabożeństwach, a wiele tekstów liturgicznych znał na pamięć.
1 września 1910r. Stefan rozpoczął naukę w trzeciej klasie. Nauczycielem był wówczas Jan Arasimowicz, nauczyciel nielubiany przez uczniów, który często uciekał się do kar cielesnych. Arasimowicz objął funkcję po Władysławie Topolskim i uczył w Andrzejewie do roku 1914. Szkolny kolega Stefana, Jan Tyszka wspominał te czasy tak:
„Nauka wtedy nie była łatwa. Nauczyciel pan Arasimowicz uczył nas całymi dniami. Przychodziło się rano i wracało wieczorem. Zależne to było od pory roku. Uczyliśmy się przez cały dzień. Ale ta nauka jakoś nam nie szła. W dodatku prawie wszystkie przedmioty w języku rosyjskim”.
Obaj koledzy wychowywani byli w duchu wiary katolickiej i wielkiego patriotyzmu. Pierwsza książka, która stała się własnością Stefana Wyszyńskiego, zatytułowana była „Dzieje Polski w dwudziestu czterech obrazkach”. Książka Władysława Anczyca została wydana pod pseudonimem Kazimierza Góralczyka w roku 1863 – roku powstania styczniowego, którego wspomnienie było jak najbardziej żywe i niezbyt odległe w tamtych latach. Młody czytelnik dowiadywał się z lektury o historii Piastów, Krzyżakach, królowej Jadwidze, Janie III Sobieskim…
„W tej książeczce, co ją w ręku macie, - tłumaczył autor - jest 24 pięknych obrazków, do każdego zaś dołączona jest historya tłumacząca, co ten obrazek znaczy. Są to historye z dawnych czasów, opowiadanie o tem, jak to za dawnych czasów na naszej ziemii bywało. Miło człowiekowi posłuchać, kiedy ojciec albo dziadek opowiada o tem, co zapamięta: jakżeby mu nie było przyjemnie posłuchać o tem, co się tu na tej ziemi działo przed stu, dwustu i pięciuset laty, na tej ziemi, gdzie się porodzili i pomarli nasi dziadowie i pradziadowie, gdzie my sami żyjemy i którą nas po śmierci przysypią”.
Prymas wspominał tę książeczkę podczas homilii w kościele Św. Krzyża w Warszawie, takimi słowami:
„Długa jest droga do tych wrót w przeszłość… Przemawia ona do wyobraźni człowieka, wychowanego w dziecięcych latach na 24 obrazkach dziejów Polski. Człowieka, który jest świadom niełatwej drogi Narodu i do którego wołają z tych ścian wspaniałe nazwiska: Chopin, Prus, Sikorski – dziejowy dorobek ducha Narodu. To są wielkie „kamienie”, po których Naród – poprzez morze krwi – szedł ku przyszłości”.
Dodać należy, że była to wówczas książka zakazana i za jej posiadanie groziły surowe kary. Jak widać, rodzina Wyszyńskich była jak najbardziej patriotyczna i w takim właśnie duchu wychowywały się w niej dzieci.
Koniec września naznaczył się tragedią dla Wyszyńskich. Julianna, matka Stefana, będąc w stanie błogosławionym, czuła się coraz gorzej. Na początku października na świat przyszła mała Zosia. Stan Julianny stale się pogarszał, aż w końcu pod koniec października umarła. Piątego listopada umarła również mała Zosia.
Chwile przed tragedią były niezwykle stresujące dla całej rodziny. Wszyscy spodziewali się rychłej śmierci Julianny. Stefanowi, bardzo związanemu z matką nerwy nie pozwoliły na pokorne wykonywanie poleceń rusyfikującego go nauczyciela. Ze wspomnień Stanisławy Wyszyńskiej wiemy co nieco o atmosferze tamtych dni:
„Któregoś dnia Stefan został po lekcjach w szkole. Musiał klęczeć w kącie „za karę”. Zaniepokojony ojciec posłał po Stefana jego siostrę Stanisławę, by uprosiła nauczyciela o wypuszczenie brata na obiad. Stefan, zobaczywszy w progu klasy swoją siostrę, pomyślał, że matka już nie żyje. Zerwał się z klęczek i byłby uciekł, gdyby nie porywczy nauczyciel, który doskoczył do przerażonego chłopca i jak sęp chwycił go za ubranie. Krzyknął na głos:
- A ja ci mówię, że zostaniesz bez obiadu!…
Chłopiec zaś bez namysły i stanowczym głosem odrzekł:
- Mam dość nauki u pana profesora!
- Coś ty powiedział? – nie dowierzał własnym uszom Arasimowicz.
- Mam dość nauki pana profesora!
- Więcej do szkoły nie przychodź – odrzekł Arasimowicz.
- Więcej nie przyjdę! – burknął uczeń”.
Jak powiedział, tak też się stało. Po pogrzebie matki, Stefan nie wrócił już do szkoły. Ojciec nie zamierzał jednak zaniedbać edukacji syna i sam uczył Stefana. Później, przez jakiś czas rolę guwernera pełnił kleryk Bolesław Pękala.
Stanisław Wyszyński zapewne był świadomy negatywnego wpływu nauczyciela na jego syna i innych uczniów i nie podzielał jego metod wychowawczych. Razem z księdzem Stanisławem Bobińskim zreorganizował szkółkę parafialną, tzw. ochronkę, która w pewnym stopniu była niezależna od władz Cesarstwa Rosyjskiego. Przy pomocy organisty powstał także teatr ludowy w Andrzejewie, który przetrwał przez wiele długich lat.
W roku 1911 Stefan opanował materiał przewidziany dla III, a w rok później IV klasy szkoły powszechnej. Był na tyle wykształconym uczniem, że ojciec postanowił skierować go do jednego z warszawskich gimnazjów. W stolicy było wówczas siedem gimnazjów państwowych i trzy prywatne. Stefan pomyślnie zdał egzamin do ośmioklasowego, państwowego liceum im. Mikołaja Reja, ale nie został przyjęty ponieważ jego ojciec pracował dla Kościoła. Carskiej administracji państwowej, której zadaniem było wynarodowienie Polaków taki fakt bardzo przeszkadzał. Wiadomym było, że w czasach zaborów to właśnie Kościół był ostoją patriotyzmu i ością w gardle okupantów. „Zbytnia katolickość i niewystarczająco wysokie położenie społeczne rodziny” spowodowało, że Wyszyński musiał szukać placówki edukacyjnej gdzie indziej.
Ostatecznie Stefan został przyjęty do Prywatnego Gimnazjum Męskiego wybitnego pedagoga Wojciecha Górskiego. Budynek szkolny został zniszczony po upadku powstania warszawskiego w roku 1944. Popiersie Górskiego stoi dzisiaj w Warszawie przy zbiegu ulic Tuwima i Górskiego. Sam Górski był osobą wierzącą i prowadził szkołę z tradycjami patriotycznymi. Około połowę kadry pedagogicznej stanowili Polacy. Uczniowie zaś, byli często „wygnańcami” z innych szkół, karanymi za manifestowanie polskości. Można ich było rozpoznać po pelerynach, czapkach szytych na wzór francuski (kepi) i… wysoko podniesionym czole.
Podczas nauki u Górskiego Stefan Wyszyński zamieszkał u swojego wuja Dybowskiego na Mariensztacie.
„Dzień zajęć uczniowskich rozpoczynała Msza św. celebrowana przez ks. Stanisława Wesołowskiego o godz. 9, lekcje zaś rozpoczynały się o 10. Dziennie uczniowie słuchali pięciu wykładów. Jedli potem obiad w bursie i rozpoczynali naukę własną”.
Już na samym początku edukacji Wyszyński wstąpił do tajnej organizacji skautowskiej. Nie zaniedbał jednak nauki szkolnej i uczył się dobrze. Rodzinny dom w Andrzejewie odwiedzał przy okazji większych świąt.
Prymas Wyszyński wspominał pobyt w gimnazjum m.in. w roku 1977:
„Do szkoły byłem przyjęty przez Marię Górską na jesieni 1912 roku. Odcięty przez wschodni front wojny 1915 roku, nie zdołałem już wrócić do szkoły. W tym okresie zmiany frontu miałem zaszczyt ucierpieć za kepi szkolne, które Niemcy uznali za francuską prowokację i mocno mnie poturbowali. (…)
W moich wspomnieniach szkoła Górskiego posiadała tak wielki autorytet społeczny i narodowy, że budziła swoisty patriotyzm szkolny. Zwłaszcza w mieście, które posiadało silne szkolnictwo państwowe. Mijanie na ulicy ucznia w czapce szkoły państwowej zawsze mobilizowało ducha wyższości i satysfakcji”.
Pilnie uczył się także Jan Tyszka, kolega Stefana, pochodzący z Pieńków Żaków. W lipcu 1914 roku wybuchała I wojna światowa. Rok później Niemcy wkroczyli do Andrzejewa. Wycofujący się Rosjanie spalili wiele wsi, w tym Andrzejewo. Spłonęły także Pieńki Żaki, a pożar doszczętnie strawił zabudowania Tyszków. Pozbawiona dachu nad głową i środków do życia rodzina znalazła schronienie u kuzynostwa w Załuskach Lipniewie. Tu Jan Tyszka pod kierunkiem wiejskiej nauczycielki kontynuował naukę.
Wielu ludzi w tamtym okresie ratowało się ucieczką. Zamieszkiwanie na linii frontu nie było najbezpieczniejsze. Rodzina Wyszyńskich również postanowiła opuścić Andrzejewo.
Stanisław Wyszyński wspominał po latach:
„Naładowałem na wóz trochę dobytku i ruszyłem, pomodliwszy się jak nigdy dotąd w kościele.
I wtedy Pan Bóg się wmieszał. Miesiąc temu kupiłem konia, który był zupełnie normalny. Teraz jednak nie chciał ciągnąć. Połamał orczyk, a gdy założyłem drugi, przejechał ze trzydzieści metrów i stanął. Cóż było robić? Zrzuciłem do kościoła graty i tak biedowaliśmy miesiąc w kościele w piwnicach i strychach, bo wszystko było zajęte przez wojsko. Potem poszło, ale pozostały po nich spalone domy, stratowane pola, łąki, i ogrody, no nic, czym można wyżywić inwentarz. Tego konia, co nas wybawił, też ktoś wziął z dalszych stron”.
W sierpniu 1915r. do Andrzejewa przyjechał przyjaciel rodziny, Leonard Załuska. Jako absolwent szkoły łomżyńskiej, nakłaniał Wyszyńskiego, aby posłał Stefana do gimnazjum w Łomży. Leonard był wówczas wdowcem, który wstąpił do seminarium, a w roku 1915 otrzymał święcenia kapłańskie.
Pod koniec sierpnia Stefan trafił do prywatnego gimnazjum handlowego. Łomża znajdowała się wówczas pod okupacją niemiecką. Czasy były bardzo ciężkie; brakowało podstawowych produktów żywnościowych, a chleb był dostępny tylko razowy, mieszany z trocinami (o ile w ogóle był). Szkoły często musiały zawieszać nauczanie z powodu zagrożenia wojennego.
Stefan zamieszkał w internacie przy ul Krzywe Koło, na stancji u pochodzącego z Andrzejewa profesora Kazimierza Kęsickiego. Była to stała oaza dla uczniów z Andrzejewa. U Kęsickiego mieszkał także Jan Tyszka, który uczył się w łomżyńskiej szkole handlowej. Kazimierz Kęsicki w latach 1903-1906 był nauczycielem w Andrzejewie. Po nim funkcję nauczycielską przejęła Fotynia Dobicka.
Stancja nosiła miano „domu Szeniaka” i przylegała do ogrodu klasztornego ojców kapucynów. Tam przyszły Prymas chadzał na Msze św. i nabożeństwa. Chociaż zapewne częściej bywał w pobliskiej katedrze.
Stefan otrzymał wtedy dużo wsparcia od kolegi ze szkoły andrzejewskiej. Chłopcy dzielili się jedzeniem i dobrą radą. Razem się uczyli. Obaj zostali później kapłanami.
Ks. Jan Tyszka wspominał ten okres tak:
„Uczyliśmy się dobrze. Mieszkaliśmy w dwóch pokojach. Było nas wtedy sześciu. Pomagaliśmy sobie wzajemnie. Najwięcej pomagał Stefan. Był w starszej klasie. Nieraz nawet pisał nam wypracowania, wprawdzie tej samej treści ale w innej formie… Zawsze się to udawało (…) Stefan był zawsze koleżeński”.
Szkołę Handlową w Łomży prowadził Jan Helman. „Została założona w 1906r., niedługo po wybuchu strajku szkolnego. Szkoła jedynie z nazwy realizowała program handlowej szkoły zawodowej, a jej wykładowcy tylko w razie inspekcji „popierali handel”. Dzięki tym zabiegom szkoła nie podlegała Kuratorium Okręgowemu w Warszawie, lecz Ministerstwu Handlu i Przemysłu w Petersburgu. Ministerstwo nie dysponowało własnym aparatem nadzoru, ale broniło się zdecydowanie przed ingerencją innych władz w sprawach handlowych. W rzeczywistości wykładowcy przerabiali program szkoły średniej, nauczając młodzież literatury i historii ojczystej. (…)
Polskiemu charakterowi gimnazjum sprzyjała również życzliwa i pełna zrozumienia dla spraw patriotycznych atmosfera panująca w gronie nauczycielskim. Większość wykładowców stanowili Polacy. (…)
Nauczyciele wykładali po polsku. Nawet dziennik lekcyjny był prowadzony w języku polskim.”
W czasopiśmie młodzieży szkół średnich ziemi łomżyńskiej ujęto kierunek Szkoły Handlowej w taki sposób:
„Niezwłocznie zorganizowane zostały komplety, któremi kierował ś. P. Aleksander Chrystowski, mające na celu kontynuowanie przerwanej chwilowo nauki. Komplety przetrwały do czerwca 1906 roku.
Jednocześnie grono obywateli, składające później Radę Opiekuńczą, prowadziło starania o uzyskanie pozwolenia na otwarcie prywatnej polskiej szkoły. Zezwolenia udzielił wreszcie minister przemysłu i handlu, reskryptem z dnia 26 czerwca 1906 r., na imię Stanisława Lutosławskiego.
Nowopowstały zakład naukowy nazwano „Szkołą Handlową” dlatego, aby uwolnić się od zwierzchnictwa Ministerjum oświaty, szkoły handlowe bowiem podlegały Ministerjum przemysłu i handlu (…)
Według ustawy, szkoła miała dawać wykształcenie ogólne w zakresie pięciu klas niższych i handlowe – w dwu wyższych.
Przedmiotami wykładów były: religja, język polski, rosyjski, francuski, niemiecki, arytmetyka, algebra, geometrja, trygonometrja, fizyka, kosmografja, nauki przyrodnicze (botanika, zoologia, chemja, biologja, minerologja i geologja), geografja powszechna i Polski, historja powszechna, Polski i Rosji, prawoznawstwo, ekonomja, arytmetyka handlowa, kaligrafja, rysunki, slojd i gimnastyka”.
Oczywiście "andrzejewiacy" zaangażowani byli w tajny ruch skautowski w Łomży. Kardynał Wyszyński wspominał po latach, że był „skromnym harcerzem, biorącym baty od Niemców w 1917r. za organizację podchodów harcerskich pod Drozdowem, razem z POW”.
Za udział w harcerstwie groziła wtedy kara chłosty. Nie uniknął jej niejeden z młodych patriotów i nie uniknął przyszły Prymas Polski. Baty od zaborcy wspominał po latach, jako swoje „pierwsze cierpienie dla Ojczyzny”.
Jednym z kapelanów łomżyńskich harcerzy był ks. Kazimierz Lutosławski z Drozdowa. Późniejszy doktor teologii i medycyny, prałat papieski, poseł na Sejm Ustawodawczy i współtwórca Konstytucji marcowej z 1921r. Człowiek wielce zasłużony dla Kościoła i Ojczyzny. Roman Dmowski (zmarł w Drozdowie w dworze Lutosławskich), przyjaciel księdza Lutosławskiego na akademii żałobnej po śmierci ks. Kazimierza stwierdził, że „nie ma chyba człowieka w kraju, który by o nim nie wiedział”. Ks. Lutosławski opiekował się dziećmi chorymi na szkarlatynę. Zaraził się i wkrótce zmarł (w 1924r.).
Wakacje roku 1917 Stefan Wyszyński spędzał w Andrzejewie, z rodziną. Uczestniczył w codziennej Mszy św., czytał książki, uczył się. Często gościł u ks. Bolesława Pękali w Olszewie, który również spędzał wakacje w rodzinnych stronach. To jemu, zdaje się jako pierwszemu zwierzył się, że chce zostać księdzem.
Pod koniec wakacji, o swoich kapłańskich planach poinformował rodziców, a później ks. kanonika Pawła Rozpędowskiego, proboszcza andrzejewskiego.
Stanisław Wyszyński zapamiętał tę chwilę tak:
„Idą cztery lata, znowu wakacje. Od małego pobożny, Stefan swym trybem ministrantuje, wczasuje skąpo, krąży zadumany. Pewnego dnia staje przed ojcem.
- Trzeba mnie, tatusiu, szykować do seminarium duchownego.
- Do seminarium? Czyś ty się, chłopaczku zastanowił? Czy wiesz, co to jest seminarium?
- Tatusiu, wiem. Moje postanowienie jest nieodwołalne”
Parafia andrzejewska przynależała do diecezji płockiej, więc najprościej było, żeby Stefan wstąpił do seminarium diecezjalnego. Wybrał Włocławek.
28 sierpnia, po pożegnaniu z rodziną Stefan Wyszyński wyruszył w podróż swojego życia, wkroczył na drogę kapłaństwa. W drodze tej towarzyszył mu ks. Leonard Załuska, który najpierw był wikariuszem w Kruszynie, a później został proboszczem w Wistce koło Włocławka.
18 czerwca 1921 roku gimnazjum ukończył Jan Tyszka. Po wakacjach, 20 września wstąpił do Seminarium Duchownego w Łomży. Ukończył je 6 sierpnia 1926 roku i przyjął sakrament kapłaństwa. W dwa dni później odprawił w Andrzejewie mszę prymicyjną, na której kazanie wygłosił jego najbliższy przyjaciel, wówczas już ksiądz Stefan Wyszyński.
Ojciec Stefana powiedział kiedyś, że Zuzela „pospołu z wsiami bliskiego sąsiedztwa, Rosochatem i Andrzejewem, słusznie nazywa się ojczyzną księży. Te bowiem wsie dały do seminarium czterech braci Pękalów i Leonarda Załuskę. Stąd wywędrowali na żmudną orkę kapłańską wśród ludu pogodny Jan Tyszka i Stefcio, dzisiejszy Prymas. Nie było mu wtedy wiosen jak siedemnaście, pod osiemnastą”.
Trzeba dodać, że na „żmudną orkę kapłańską” wyruszyli stąd również Załuscy. Starszy brat Leonarda Paweł (prob. w Kruszynie) także był kapłanem. Podobnie Jan Załuska z Godlewa – Cechnów, który najpierw uczył się we Włocławku, a później przeniósł się do Łomży. Jeszcze wcześniej do Seminarium Duchownego w Płocku wstąpił Walenty Załuska, autor książki o Andrzejewie i parafii andrzejewskiej, pt. „Andrzejewo i kościół andrzejewski. Szkic historyczny”. Dwa lata po ks. Tyszce, z terenu parafii święcenia przyjął też ks. Czesław Dmochowski. Dzisiaj lista kapłanów wywodzących się z ziemi andrzejewskiej jest o wiele dłuższa.
Źródła:
- „Życie, twórczość i posługa Prymasa Tysiąclecia”, Marian P. Romaniuk
- „Kardynał Stefan Wyszyński. Prymas Polski”, Milena Kindziuk
- „Szkolnictwo w Guberni Łomżyńskiej”, Witold Jemielity
- "U progu", nr. 2/ luty 1926r.