top of page

Zambrów. Wzgórze 135.


„Pewnej nocy w lesie koło Zambrowa, gdy ogniska powstańcze dogasały, a znużone warty ostatnim wysiłkiem woli spędzały sen z powiek, tuż pod sam obóz zakradł się oddział piechoty. Grzmot karabinów, błysk ognistych języków i dzikie: Ura!!! W jednej chwili postawiły cały obóz powstańczy na nogi. Wywiązała się bitwa. Zaskoczeni bronili się rozpacznie, ale niedługo: przewaga była po stronie wroga.


Jeden z powstańców, prawie jeszcze pacholę, którego, gdy na bój wyruszał, żegnały łzy matczyne, a medalik Częstochowskiej zawiesiły mu na szyi ręce dziewczęce, odbił się od swego oddziału. Z lasu wybiegł na otwarte pole i, co tchu w piersi, biegnie w stronę, gdzie widać światełko. Strudzone nogi odmawiają mu posłuszeństwa, jednakże bliskość światełka dodaje mu skrzydeł. Już niedaleko…


Wbiegł na wzgórze. Jeszcze kilkaset kroków. Ale dostrzegły go tu bystre oczy kozackie.


- Buntowszczyk! Ryknął brodaty doniec, knutem wskazując na sylwetkę powstańca. Za chwilę rozległ się tętent kilkunastu kopyt końskich i, zanim uciekający zdołał się spostrzec, został ze wszystkich stron otoczony.

- Nie poddam się! Krzyknął im z mocą i celnym strzałem ze strzelby myśliwskiej położył trupem najbliższego kozaka. Obrona była krótka: pod ciosami szabel padł żołnierz na ziemię, a młodego ducha wyzionął pod razami nahajek…


Odarto go z odzienia i tylko w czarnej skorupie krwi porzucono w pustym polu. Tam, gdzie padł.


O zmroku z zaścianka chyłkiem zakradły się dwie postacie i w twardym ugorze wykopały mogiłę dla żołnierzyka. Krzyż z nieciosanych gałęzi przetrwał tylko jedną noc: nazajutrz rankiem wróg go wyrwał, a kopczyk ze świeżej ziemi rozsypał, z ugorem zrównał.


I nic nie wskazywało, że w tem miejscu leży rycerzyk.


Przechodnie, trwożnie szepcąc, nieznacznym ruchem głowy wskazywali to miejsce, pastuszkowie ze czcią je omijali, a jedynie niesforne stada wróbli, wypłoszone z łanów pszenicy, tutaj zwykle siadały.


Następnej wiosny na mogile powstańca wyrosła maleńka grusza. Dziwnem zaiste zrządzeniem Losów młodego pędu ani nie ściął batem żaden pastuszek, ani nie zdeptały kopyta pasących się stad.


Mijały lata. Z niepokaźnego pędu wyrosło spore drzewko. Na rozległym ugorze wyrosło samo tak, jak sam jeden padł tu młody żołnierz.


Samotna grusza.


I nagle zaczęto sobie o niej opowiadać niezwykłe rzeczy. W chatach okolicznych wiosek i zaścianków w długie wieczory zimowe szeptano, że pod samotną gruszą „coś straszy”. Nocami słychać tam tętent kopyt końskich, szczęk broni, jakieś jęki rozpaczliwe. W noce księżycowe jacyś żołnierze pełnią tu wartę, przechodniów legitymują, pytając, czy nie widzieli skradającej się piechoty.


Tajemnicza sława gruszy rosła z roku na rok. Nikt koło niej nocą nie przeszedł, nikt nie przejechał, bowiem na wóz siadał ktoś, a od ciężaru tego konie stawały w strumieniach potu i z miejsca ruszyć nie mogły. Psy ze skowytem panom swym do nóg się tuliły. (…)


Mijały lata. I znów na polskiej ziemi rozległ się grzmot strzałów bitewnych. Wokół, jak okiem sięgnąć, rozbłysły łuny pożarów… Nieustające jęki biły o stropy niebieskie.


Pewnego dnia w Zambrowie ukazali się żołnierze z Białym Orłem na maciejówkach. Spadkobiercy tych, co tu przed wielu laty się bili.


Wkrótce na ugorze, na którym wyrosła samotna grusza, rozległy się słowa polskiej komendy. Ugór stał się placem ćwiczeń.


I od tej pory prawie codziennie zastępy żołnierzy uczyły się tu sztuki wojennej.


I dziwnym zrządzeniem Losów samotna grusza stała się punktem centralnym placu ćwiczeń. Od niej rozpoczynano marsze bojowe, na nią kierowano wszystkie ataki, ona była podstawą wyjściową do szturmu, pod nią odbywały się wszystkie zbiórki. Krócej – koło niej wszystkie ćwiczenia się obracały, jak księżyc koło ziemi.


Żołnierz w trudzie i znoju mógł o wszystkim zapomnieć, ale nigdy o samotnej gruszy. Dla wszystkich była ona symbolem tego trudu i znoju.


Przed dwoma laty jakieś złe moce podkusiły kilku pionierów ze szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty do zuchwałego czynu. Postanowili ją ściąć. W tajemnicy zabrali się do dzieła zniszczenia. Ale kiedy stalowa piła ruszyła zębem drzewo, jakiś powiew musnął po twarzach zuchwalców, zaszumiały nagle liście, a ich samych przejął dziwny strach. Ręce im drżały, stalowe zęby piły kruszyć się zaczęły…Skądś doszedł tętent kopyt końskich.


- Pułkownik jedzie! – rzucił jeden z pionierów. Nikt nie jechał, ale wszyscy w pośpiechu rzucili się do ucieczki.


Samotna grusza ostała i stoi. A od czasu, jak ukazali się pod nią żołnierze z Białym Orłem na czapkach, nie dzieją się już nocne dziwy”. – Z publikacji Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty (1932r)

Jednodniówka SPRP

Tak rodziła się legenda o samotnej gruszy na Uroczysku koło wsi Wądołki. „Wczasy pod gruszą” dzisiaj kojarzą nam się z zupełnie innym okresem funkcjonowania naszego państwa, ale skoro mowa o gruszy… Zambrowska grusza była jednym z najsłynniejszych drzew II RP. Żołnierzom zmierzającym w szyku marszowym w kierunku Wądołków nie w głowie były wczasy. Plac ćwiczeń, na którym rosła dzika grusza kojarzył się wyłącznie z ogromnym wysiłkiem i potem. Pod gruszą trzymano karne warty, w kierunku gruszy prowadzono natarcia. Pod gruszą był też czas na chwilę odpoczynku podczas ćwiczeń. Była też grusza natchnieniem poetów, którzy pisali o niej z nutą romantyzmu i nostalgii. Tak, chociażby niejaki Wu-pe (pseudonim) w latach 30-tych:


„Jak sen się wszystko plecie. Razem jesteśmy w cudownym kraju, gdzie słońca pełno i miłości, wiosny i grusz kwitnących wonie… Ty – na ogromnem wzgórzu, wśród lasów… z wplątanemi w gąszcz czarnych włosów gałązkami białej gruszy…”


Wiersz W. Łysakiewicza. Utwór opisuje podejście do ćwiczeń żołnierzy rezerwy, którzy w ogromnej większości zapewne mieli już do czynienia z codziennością dni wojny i z ironią podchodzili do nauki. Zwłaszcza, gdy ułanowi, który miał za sobą kilkanaście szarż na realnego wroga wmawiano, że „kawaleria to bujanie, piechota – to królowa broni!”. Podejście rezerwistów do ćwiczeń nie zmieniło się nigdy. Żołnierz rezerwy zawsze z wyższością patrzył na młode, „nieopierzone” roczniki. Poza tym, zdawał sobie sprawę, że jest w wieku, który kwalifikuje go co najmniej do służby wojennej na tyłach. Grusza z Uroczyska na Wzgórzu 135 może nie jest tu wątkiem przewodnim, ale jeśli mowa o ćwiczeniach, to… jest i „samotna grusza”.


Ćwiczenia pod samotną gruszą

Samotna grusza rzuca cień ponury

Na twarze dziadów z rezerwy, a chmury

Smagają twarze biczami ulewy –

Lecz mimo wszystko wszędzie krzyk i śpiewy

To czwarta ćwiczy: naciera i broni,

Macza siedzenia i, jak żółwie, goni,

Przez huk wystrzałów do uszu dociera

Krzyk porucznika: „To jasna cholera!!!”

No bo to przecie robota pieprzona:

Do d,*) natarcie do d. d.*) obrona!

Tam jakiś „wachmistrz” sam jeden naciera

Na tyły pluton – „To jasna cholera!!!”

Tam drużynowy, zamiast mieć baczenie

Na swą drużynę i na położenie,

Zwrócił na nepla rozmokłe siedzenie

Mówi, że z pułku rozkazy odbiera!

To drużynowy? To jasna cholera!!!

A obserwator naszego plutonu,

Zamiast omiatać wzrokiem pół wygonu –

Gdy nieprzyjaciel z brawurą naciera,

Myje łopatkę „To jasna cholera!!!”

No i tak dalej, Jak widzicie sami,

To kiepsko idzie z temi ćwiczeniami.

Nic do waszego mózgu nie dociera.

Jesteście dziady, jak jasna cholera!

Samotna grusza zadumana stoi

I o młodzikach, którzy przyjdą roi;

I szmerem liści modli się o zmroku:

„Oszczędź mi, Panie, takiego widoku”.

W. Łysakiewicz.

*) Skróty używane tylko w Zambrowskiej podchorążówce:

do d. – znaczy „do djabła”, do d. d. -do dwóch diabłów.

Jednodniówka SPRP

A kiedy żołnierz powrócił już do rezerwy i zatopił się w codzienności życia cywila, niejednokrotnie zatęsknił za samotną gruszą na placu ćwiczeń pod Wądołkami. Autor, ukrywający się pod pseudonimem "es-te" pisał w wierszu zatytułowanym „Za kupę lat” (fragment):


„Pobudka - capstrzyk, capstrzyk i pobudka

I przeszło wszystko – koniec, koniec szkoły:

Dziewięc miesięcy – to nie chwila krótka!

I nadszedł wreszcie dzień dziwnie wesoły,

Żeś i pułk rzucił wreszcie z małym bólem –

W cywiluś królem!

Lat kupa przeszła, na karku ci siedzi,

By rzep lub dokuczliwy kleszcz niewiasta.

W chałupie dzieci, tak, jak w beczce śledzi.

Brzuszek z miesiącem każdym ci podrasta –

Więc nic dziwnego, że znów całą duszą

Chcesz być pod gruszą.”

bottom of page