top of page

80-lecie rzezi wołyńskiej



80 lat temu, 10 lipca 1943 roku szowiniści ukraińscy podjęli działania zmierzające do fizycznej likwidacji Polaków zamieszkujących ówczesne województwo wołyńskie. Dzień ten do historii przeszedł pod nazwą Krwawej Niedzieli, a w Polsce upamiętniony jest, jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa Dokonanego Przez Ukraińskich Nacjonalistów Na Obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Święto ustanowione zostało 22. lipca 2016 r. poprzez uchwałę Sejmu. Napisano w niej m.in.:


Ofiary zbrodni popełnionych w latach 40. przez ukraińskich nacjonalistów do tej pory nie zostały w sposób należyty upamiętnione, a masowe mordy nie zostały nazwane - zgodnie z prawdą historyczną - mianem ludobójstwa.


Dzisiaj nazywanie rzeczy po imieniu jest jeszcze trudniejsze niż w roku 2016 – w okresie, kiedy rząd RP, w imieniu nas wszystkich ciąży ku wojnie z Federacją Rosyjską. Brniemy w konflikt, który może pogrążyć nasz byt państwowy i zniszczyć nas gospodarczo (militarnie już nie istniejemy). Tak, zwycięstwo Ukrainy byłoby gospodarczą katastrofą dla Polski, co już widać na poziomie rolnictwa. Polityka jawnie stoi przeciwko prawdzie historycznej i elementarnemu prawu do godności, którego domagają się ofiary. Czy i w tym roku prezydent Duda będzie upraszał o „ważenie słów”, kiedy upomnimy się o prawdę i chrześcijański pochówek dla ofiar ludobójstwa? Czy ks. Isakowicz-Zaleski ponownie zostanie skarcony za domaganie się prawdy i szacunku?

Bezczelne wypowiedzi przedstawicieli strony Ukraińskiej nie pozostawiają złudzeń - żadnych ustępstw nie będzie. Ukraina uzależnia wydanie zgody na ekshumację pomordowanych Polaków dopiero, kiedy Polska zadba o pomniki itp. zbrodniarzy ukraińskich na terytorium RP!!! Tak wygląda dobra wola narodu, któremu tak ofiarnie Polacy pomagają podczas konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.


Wołyń, 1943,
Miejsce pamięci w Warszawie

Uchwała sejmowa wzywała do ustalenia miejsc zbrodni oraz zapewnienia godnego pochówku ofiarom. Minęło kilka lat i nie zrobiono nic. Doły, w których zagrzebano naszych rodaków oznaczane są krzyżami przez osoby prywatne – niezłomnych Polaków, którzy osobiście zaangażowali się w to przedsięwzięcie. Krzyże są regularnie niszczone, a miejsca kaźni dewastowane. Pomimo, że RP nie obwinia narodu ukraińskiego, a jedynie skrajnych szowinistów z OUN-UPA, czemu daje wyraz w uchwale, strona Ukraińska odrzuca wyciągniętą na zgodę rękę:


Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża szacunek i wdzięczność Ukraińcom, którzy ratując własne życie ratowali Polaków oraz apeluje do prezydenta o uhonorowanie tych osób odznaczeniami państwowymi. Sejm przypomina również postawę znacznej części ludności ukraińskiej, która odmawiała udziału w napadach na Polaków.


Co więcej, kult morderców ukraińskich urasta niemalże do rangi religii narodowej. Na Ukrainie czczeni są zbrodniarze, a ulic, skwerków i pomników im poświęconych ciągle przybywa.


To nie naród ukraiński dopuszczał się zbrodni, ale kilkadziesiąt tysięcy konkretnych osób działających w OUN, UPA i SS Galizien. – mówił wtedy minister M. Dworczyk.


Krwawa Niedziele jest dniem symbolicznym. Jednakże ludobójstwo nie dokonało się tego jednego dnia. W latach 1943-1947 na Wołyniu i terenie Małopolski Wschodniej Ukraińcy w bestialski sposób wymordowali około 100 tysięcy Polaków. Mordowali też Ormian, Żydów, Słowaków… Eksterminacji poddani byli również Ukraińcy, którzy pomagali Polakom, albo nie chcieli wyrzec się (zamordować) członka rodziny, który był pochodzenia polskiego. Często dotyczyło to małżeństw mieszanych. Dzisiaj środowiska ukraińskie zaliczają tych ludzi do, jakoby ofiar Polaków, chcąc obarczyć tych biednych ludzi winą za swoje zbrodnie.



10. lipca stanowi datę symboliczną. Tego dnia Ukraińcy z UPA (Ukraińskiej Armii Powstańczej) rozerwali końmi Zygmunta Rumla - przedstawiciela Polski, który przybył na pokojowe rozmowy. Po zamordowaniu Rumla upowcy przystąpili do mordowania. Wspierani przez okolicznych chłopów zaatakowali ponad 4 tysiące miejscowości, które zamieszkiwał żywioł polski. Ludzi w bestialski, niegodny człowieka sposób zabijali, a wsie grabili i palili.


Te tragiczne wydarzenia przez lata były zapomniane. Dopiero dziesięć lat temu zaczęto głośniej mówić o pomordowanych i dopominać się o pamięć i prawdę. Wtedy stanął w Warszawie pomnik poświęcony ofiarom Rzezi. Trzy lata później na ekrany kin trafił film Wojciecha Smarzowskiego pt. „Wołyń”. Od tamtej pory miejsc pamięci w Polsce przybyło, a wiedza o akcie barbarzyństwa sprzed 80. lat jest powszechniejsza. Ciągle jednak nie znamy pełnej skali bestialstwa. Nie znamy wszystkich ofiar, nie mamy miejsc pamięci na Ukrainie. Prezydent Duda składał kilka lat temu kwiaty w polu, przy drodze. Czy trzeba więcej wyjaśniać na temat skuteczności polskiej dyplomacji? Czy trzeba więcej słów, aby zobrazować „życzliwość” Ukrainy wobec Polski?


Cytat z jednego z architektów ludobójstwa, Romana Szuchewycza:


Konieczne jest przyspieszenie likwidowania Polaków. Muszą zostać zgładzeni całkowicie, ich wioski spalone do gruntu samego (…) Ludność polską należy absolutnie zniszczyć. Śmierć każdego Lacha to metr wolnej Ukrainy. Albo będzie lechicka krew po kolana, albo Ukrainy nie będzie. Musimy zatem Polaków w pień wyciąć.



Na dzień rozpoczęcia akcji eksterminacyjnej wyznaczono niedzielę. Polacy byli wówczas w kościołach, modlili się. Tam właśnie postanowiono ich zaskoczyć i wymordować.


Nocą 10/11 lipca 1943 roku formacje ukraińskie zaatakowały bezbronnych mieszkańców wsi i miasteczek. W Dominopolu zabili nawet polskich partyzantów, z którymi współpracowali w wielu akcjach zbrojnego podziemia. Łącznie zamordowali tam ponad 200. Polaków. Był to dopiero początek jednego z najtragiczniejszych dni wojny.


Stanisław Żurek w: „Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939-1948”:


Nocą z 9 na 10 lipca we wsi Stadarnia pow. Krzemieniec: ks. Tadeusz Chrobak zapisuje: „W Stadarni pod Kołodnem zamęczono siekierami 9/10 VII 1943: 1. Sienkiewicza Wawrzyńca (dwóch synów uciekło), 2. Sienkiewicza Wawrzyńca żonę, 3. Sienkiewiczówna Maria (24 lata), 4. N. (20 lat), 5. N. (16 lat), 6. Kazia (14 lat), 7. Atwinowskiego N. (żona i córka uciekły)” (…)


10 lipca w kol. Ozerce pow. Łuck w zasadzce na Polaków jadących po żywność ginie 12 osób. Ranni byli dobijani przez sąsiadów Ukraińców z Iwańczyc Starych, którzy następnie zrabowali 10 wozów i 8 par koni należących do ofiar. We wsi Błozew Górna pow. Dobromil banderowcy zamordowali 14 Polaków z 3 rodzin. Ofiary miały po kilka – kilkanaście ran kłutych. 4-letnia Krystyna Grabowska miała złamaną szczękę i rozpruty brzuszek. (…)


W nocy z 10 na 11 lipca we wsi Zawidów pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi Ukraińcy zamordowali 29-letnią żonę nauczyciela, 3-letniego syna oraz 36-letnią siostrę żony. Nauczyciel ukryty pod podłogą ocalał. Polacy sądzili, że Ukraińcy nie będą mordować kobiet i dzieci. Wcześniej z tymi Ukraińcami nauczyciel miał dobre kontakty. (…)


Pomnik we Wrocławiu

11 lipca 1943 roku wypadł w niedzielę, dla prawosławnych było to święto Piotra i Pawła. Na dzień 11 i 12 lipca przywódcy OUN-UPA zaplanowali tzw. „Akcję na św. Piotra i Pawła”, prowadząc działania propagandowe oraz koncentrując oddziały OUN-UPA-SKW do masowej rzezi ludności polskiej. Udokumentowane są napady na 99 miejscowości mające miejsce w dniu 11 lipca oraz istnieje pewność, że w około takiej samej ilości wiosek miały miejsce mordy, chociaż nie ma z nich relacji ocalałych świadków. Polacy mordowani byli w kościołach w Zabłoćcach, w Chrynowie, w Porycku, w Kisielinie i w Krymnie. Szczęsliwym zbiegiem okoliczności nie doszło do napadów na kościoły w Stężarzycach i w Sielcu. Praktycznie całkowicie zostali w tym dniu wyrżnięci Polacy w sąsiadujących ze sobą 6 gminach powiatu włodzimierskiego i horochowskiego. Dochodziło do nieprawdopodobnych aktów bestialstwa, w tym wobec dzieci i kobiet. Przed zamordowaniem kobiety były okaleczane i zbiorowo gwałcone, a dzieci torturowane.


Strona Ukraińska nie tylko nie odcina się od zbrodniarzy, ale czci pamięć o nich. Na to naszej zgody nie ma i być nie może. Fałszowane są dokumenty oddziałów ukraińskich, gdzie pomija się niewygodne fragmenty. Historycy w służbie propagandy zakłamują rzeczywistość i próbują zmienić działania ludobójcze na zwykłe akcje wojenne. Ot, wojna polsko-ukraińska, w której Ukraińcy walczą o niepodległość. Wołodymyr Mychajłowycz Wjatrowycz, były prezes Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej w książce pt. „Druga wojna polsko-ukraińska (1942-1947)” stwierdził, że żadnej skoordynowanej akcji banderowców i upowców 11. lipca nie było. Ponadto oskarża Polaków o wyniszczenie ukraińskiej inteligencji na Chełmszczyźnie, za co „Wołyń” miał być odwetem. Świadkowie polscy są dla Wjatrowycza niewiarygodni, za to ci stojący po drugiej stronie narracji krytyce nie podlegają. Tymczasem krytycznie trzeba podejść do każdego świadka, aby stwierdzić, czy przedstawia fakty, czy też nie. Podobnie jest z cytowanymi dokumentami. Autor wybiera sobie to, co mu odpowiada, natomiast rzeczy niewygodne pomija. Nie ma w tym ani rzetelności, ani uczciwości.


Na kłamstwa Wjatrowycza odpowiedział m.in. Grzegorz Motyka („W krainie uproszczeń”):


Autor „Drugiej wojny polsko-ukraińskiej” za rzecz niesłychanie ważną uznaje ustalenie ponad wszelką wątpliwość, ile polskich wiosek zostało zmasakrowanych 11 lipca 1943 roku. Zgadzam się z nim w ocenie wagi tej kwestii, dlatego chętnie podpowiem mu, w jaki sposób może on udowodnić polskim historykom, jak bardzo są oni (w tym także i ja) nierzetelni i megalomańscy, upierając się przy podawanych przez siebie liczbach. W swoich książkach podaję nazwy co najmniej kilkudziesięciu miejscowości wymordowanych tego dnia (w pracy Siemaszków Wiatrowycz zapewne znajdzie przy odrobinie wysiłku pełen wykaz dziewięćdziesięciu dziewięciu napadniętych tego dnia osiedli). Wystarczy tylko udowodnić, że tych konkretnych wiosek nikt nigdy nie wymordował. (…)


Przepraszam, ale brak w dokumentach OUN i UPA szerokiej i pełnej informacji o napadach tego dnia nie jest dla mnie wystarczającym dowodem na to, że dziesiątki świadków cudem ocalałych z rzezi uległo zbiorowemu złudzeniu. Szczególnie, gdy biorę do ręki Litopys UPA i w sprawozdaniu „Z bojów zahonu Siczi” czytam: „11 VII 43 r. na Byskupczyn (Biskupcze) z bojówki nr 6 wyjechało 30 ludzi, żeby prowadzić likwidację seksotów [tajnych współpracowników – przyp. G.M.] rekrutowanych spośród ludności polskiej. Zniszczono około 2000 osób. Po naszej stronie ofiar nie było”.


Dzisiaj Ukraina, zbudowana m.in. na niewinnej krwi Polaków broni się przed agresją Rosji. Polacy okazali swoją życzliwość i gościnność, czym zadziwili świat. Jaka będzie wdzięczność Ukrainy? Pisałem już wielokrotnie. Nie spodziewam się żadnej. Co więcej, pod dyktando amerykańskich decydentów rozbroiliśmy swój potencjał militarny, a kraj pogrąża się w chaosie gospodarczym i tonie w długach. Zwycięstwo Ukrainy niewątpliwie będzie gwoździem do trumny polskiego rolnictwa. Przegrana, jeśli Ukraina nadal będzie parła w stronę Zachodu również. Dla Polski dobrego wyjścia już nie ma. Pozostaje nam zrobić wszystko, aby nie iść na tę wojnę. Jeśli dziś wolisz siedzieć cicho na kanapie przed telewizorem, jutro będziesz siedział w okopie…



Tagi:

bottom of page