top of page

U źródeł powołania

„U źródeł powołania Kardynała Stefana Wyszyńskiego” to broszura opracowana przez Damiana Jasko i wydana przez parafię rzymsko-katolicką pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Andrzejewie. Przygotowana została w ramach projektu dofinansowanego przez Narodowe Centrum Kultury w związku z realizacją programu „Kultura – Interwencje 2020”.

We wstępie opracowania czytamy:

Kardynał Stefan Wyszyński

„Niewielkich rozmiarów opracowanie zostało podzielone na trzy części. Pierwsza, obejmuje lata 1910-1918 – czyli okres, gdy Wyszyńscy mieszkali w Andrzejewie. W drugiej przypomniano najważniejsze wizyty Prymasa w rodzinnej parafii. Trzecia przedstawia różnego rodzaju formy upamiętnienia tego Wybitnego Polaka w naszej miejscowości”.


Poniżej fragment tekstu:


„Stefan rozpoczął służbę przy ołtarzu, jako młody ministrant poznawał naczynia i sprzęt liturgiczny, przyglądał się starszym kolegom. A początki, jak wspominał nie były łatwe: Walczyłem o prawo by być ministrantem. Moi starsi koledzy uważali, że jestem za mały i że nie jestem godzien tego zaszczytu. Dłuższy czas nie chcieli mnie dopuścić do swego towarzystwa, uważając, że się do tego nie nadaję. Nawet stanowisko mojego ojca nie miało tutaj żadnego znaczenia, tym bardziej, że ojciec nie interweniował w spory chłopców. Musiałem więc dobijać się do godności ministranta przez długie miesiące, zanim zostałem uznany. Ale też sobie to zawsze ceniłem.


W wakacje Stefan uczęszczał do ochronki. Tu, jak wspominał ksiądz Tyszka, bawił się najczęściej w księdza: Dziewczynki go nieraz pytały „Stefanku, w co będziemy się bawić?” A on: „W księdza”. „A kto będzie księdzem?” – „Ja” – odpowiadał. Brały wtedy chustkę z głowy i po dziecięcemu rozwieszały ją na patykach. W ten sposób powstawał baldachim. Nosiły go, a Stefanek szedł w środku i był księdzem. I tak odbywała się procesja. W księdza bawił się nawet w kościele. Jako syn organisty wszędzie tam miał wzięcie. Był ministrantem, ale bawił się w księdza. Siadał często w konfesjonale. Dzieci podchodziły do niego, a on coś do nich szeptał, mówił, potem pukał i dzieci odchodziły”.

bottom of page