W obliczu propagandy
Z negatywnym znaczeniem słowa „propaganda” mamy do czynienia od czasów ostatniej wojny światowej, a nawet okresu wcześniejszego. Pierwotnych konotacji należałoby szukać w „propagowaniu”, „rozpowszechnianiu” czegoś, jakiejś informacji. Później, po wojnie w celach propagandowych na szeroką skalę zaczęto stosować prasę, radio i telewizję. Niestety, wówczas słowo „propaganda” było już tylko frazesem swojej podstawy słowotwórczej. System totalitarny, a ściślej rzecz ujmując komunistyczny do perfekcji doprowadził sterowanie ludzką świadomością. Dzisiaj pod słowem „propaganda” ukryta jest „celowa i systematyczna próba kształtowania percepcji” oraz „manipulowanie wiedzą i bezpośrednimi zachowaniami, aby wywołać reakcję, która będzie zgodna z interesami propagandzisty”. Przy tym sukcesem propagandysty jest takie zmanipulowanie ludzkiej świadomości, aby poszczególne jednostki były przekonane o tym, że dany przekaz jest tożsamy z ich własnym zdaniem na dany temat. Nie jest to trudne do osiągnięcia w obliczu faktu, że przekaz medialny jest jednostronny i wszędobylski. Przykłady możemy mnożyć każdego dnia, obserwując wiadomości dotyczące konfliktu na terenie Ukrainy.
Wiemy co do powiedzenia mają Ukraińcy, Amerykanie, Brytyjczycy…, ale nie znamy przekazów Federacji Rosyjskiej. Oprócz tych, które propaganda chce pokazać, a które jej służą. Miernej jakości propagandą jest np. ostatnio zrealizowany film, mający pogrążyć Donalda Tuska. Były premier nie jest co prawda osobą, która zasługuje na jakiś większy szacunek z racji swoich osiągnięć politycznych, ale film, który powstał, aby go pogrążyć jest tworem naprawdę niskich lotów. Oczywiście opozycja zrobi wszystko, aby skompromitować swoich oponentów, natomiast jeśli chodzi o własne niedomagania (miejscami takież same jak obiekt, który podlega dyskredytacji), to już takiego animuszu nie ma. Dlatego cichutko przeszliśmy do porządku dziennego nad faktem, że pomoc wysyłana Ukraińcom była rozkradana przez tamtejsze układy mafijne, a konkretni politycy i rzezimieszki z półświatka przestępczego dorobili się na niej niemałych pieniędzy. Cichutko jest o tym, że obecny premier był (a może nadal jest?) agentem STASI, czyli wschodnioniemieckiej służby bezpieczeństwa (!). Nie wiemy, czy jego proniemieckie ruchy polityczno-gospodarcze nie są podyktowane np. szantażem. Niemieckie teczki są objęte klauzulą tajności, a w kraju nad Wisłą cisza. A przecież to bardzo poważna kwestia!. O kochankach z czasów, kiedy był jeszcze bankierem i nieślubnym dziecku tym bardziej opinia publiczna ma nie wiedzieć. Jako i romansie samego prezydenta. Cisza panuje także w kwestii posłów PiS, którzy zostali nagrani z prostytutkami w trakcie uciech cielesnych w podkarpackich domach uciech. Wiadomo, że nagrania są, wiadomo, że mogą mieć je Ukraińcy, a co za tym idzie wiadomo, że mogą być wykorzystywane do szantażu. Jednostronny przekaz, nad którym panuje rząd jest w oczywisty sposób zmanipulowany, czyli zakłamany. To właśnie domena propagandy, we współczesnym znaczeniu tego słowa. Propagandy, za którą kroczy cenzura. Kłamstwo jest też bezpośrednią przyczyną upadku cywilizacji łacińskiej. Zaraz za nim wchodzi w przestrzeń naszej codzienności brzydota i zło. To wszystko w otoczce pseudo chrześcijaństwa i pseudo patriotyzmu.
Tuż za propagandą kroczą jej konsekwencje. Otóż niedawno do domu jednego z polskich przedsiębiorców zapukała policja. Skonfiskowano człowiekowi telefon i ukarano finansowo za to, że w mediach społecznościowych potępiał kult nazistowski („znieważył Ukraińców”), który coraz bardziej jest powszechny na Ukrainie. Jak grzyby po deszczu wyrastają tam pomniki ludobójców frakcji banderowskiej (Ukraińska Armia Powstańcza „B” – „B” = Bandera Stepan), a „bohaterowie”, którzy mordowali Polaków, Czechów, czy Żydów na Wołyniu, Galicji i w innych miejscach, są chowani z honorami, w asyście ludzi ubranych w nazistowskie mundury.
Podobnie jak w czasach peerelu wyrzucani są nauczyciele akademiccy (np. dr Sykulski), a strony internetowe są blokowane, albo ogranicza się im zasięgi. Nie robią tego (chociaż też) prywatne firmy, właściciele tych miejsc w Internecie, ale służby państwowe! Mam nadzieję, że szybko to nagranie nie zniknie z sieci:
Wolność słowa, uczciwość, przyzwoitość – to tylko puste słowa wrzucone w tryby propagandy, która narzuca konkretną narrację, do której społeczeństwo ma się ustosunkować pozytywnie, albo zostanie do tego zmuszone. Tak się rodzi zamordyzm. Prezydent Andrzej Duda na hasło „Wołyń pamiętamy!” sugeruje ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu, aby „ważył słowa”. Czy to oznacza, że o naszych rodakach pomordowanych przez szowinistów ukraińskich mamy zapomnieć? Nie, nie zapomnimy. Nigdy nie zapomnimy. Czekamy na przeprosiny i zgodę na ekshumację i godny pochówek. Wbrew obecnej narracji, na przekór propagandzie.
Jeszcze kilkanaście lat temu mógłbym pisać takie rzeczy bez przeszkód. Teraz muszę liczyć się z wizytą funkcjonariuszy policji, którzy już dawno przestali sprawować w społeczeństwie funkcję, do której zostali powołani. Dzisiaj policja to narzędzie w rękach polityków. Urząd administracyjny skompromitowany od góry do dołu w swej hierarchii. Przekrój nadużyć na tym poletku jest duży. Od szeregowych, zaślepionych funkcjonariuszy, którzy prześladowali obywateli w okresie tzw. pandemii, przez rozpędzanie legalnych zgromadzeń (pod płaszczykiem demokracji), po strzał granatnikiem na terenie komendy. Ale, co tam granatnik. Zginęło dwóch Polaków, którzy na terenie Polski oberwali…rakietą. Rząd Polski zachował ciszę i zataił ten fakt przed Polakami. Dowiedzieliśmy się o tym z przekazów obcojęzycznych. Ukraińcy jasno stwierdzili, że to nie oni, a USA, że to Ukraińcy. Pytanie: kto kłamie? Na kogo by nie wskazać, to kłamie… nasz sojusznik. No i rząd, który wie tylko, że to nie Ukraińcy. Skąd wie, tego nie wie, ale wie bo śledztwo trwa. Przeprosin znikąd nie widać.
Tak, głoszenie prawdy na przekór propagandzie jest dzisiaj czynem odważnym. Zwłaszcza, że mało kto decyduje się z odwagą stanąć po stronie prawdy. Kiedy ta jest kwestionowana, najwygodniej jest kucnąć z boku, albo stanąć z tyłu, nie rzucać się w oczy. Łatwo jest milczeć i nie wychylać się. Z niebywałą łatwością przychodzi wyzbycie się przyzwoitości dla spokoju. Jednak dalekosiężne efekty tego „nie wychylania się” dotkną także tych stojących z boku i z tyłu. W jednej ze swoich słynnych mów, Winston Churchill powiedział: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę też będą mieli”. Analogia jest oczywista.
Propaganda w najmniejszym stopniu uderza w tzw. inteligencję. Szczególnie podatne na jej wpływy są warstwy najniższe, czyli zwykli szarzy ludzie, którzy zajęci pracą i rodziną nie maja czasu, ani niestety ochoty zajmować się dociekaniem prawdy. Ta warstwa jest praktycznie skazana na manipulację. Wystarczy rzucić na stół jakąś daninę, tzw. „socjal” (od socjalizmu!), a już dana warstwa społeczna, czy też konkretny człowiek jest przekonany do słuszności wizji świata, którą oferuje mu darczyńca. Konsekwencje dalekosiężne, które są wpisane w ten proceder są dla niego nieosiągalne i pewnie nie będą nigdy. Człowiek, który otrzymał tysiąc złotych więcej z racji świadczenia emerytalnego nie przejmuje się tym, że przez to wydaje tysiąc dwieście więcej na jedzenie, leki, czy opłaty. Widzi tylko ten tysiąc i cieszy się, że go ma bo… ceny wzrosły. Propaganda tłoczy do głów hasło, że inflacja jest dobra dla nas wszystkich, ale jeśli posłuchamy rozsądnych, cenionych w świecie ekonomistów, to dowiemy się, że oczywiście jest dobra, ale dla tych, którzy mają pieniądze i władzę. James Cook mówił, że „inflacja sprawia, że najbogatsi są jeszcze bogatsi, a masy jeszcze biedniejsze”. To właśnie jest to powszechnie oferowane dobro – bieda.
Zbliżają się wybory, a więc usłużni propagandyści już zapewne zacierają ręce. Warto przy tej okazji zacytować również Ronalda Reagan’a: „Rząd nie jest rozwiązaniem problemu, rząd jest problemem”. Jak zagłosują Polacy? Czy dadzą się przekupić swoimi własnymi pieniędzmi? Czas pokaże.
Największy bój jest o klasę średnią – średnią inteligencję. Do tej warstwy społecznej zaliczają się przede wszystkim drobni przedsiębiorcy, którzy wypracowują bardzo duży zysk dla państwa w postaci podatków i innych danin państwowych. Pomimo to są systematycznie gnębieni i niszczeni. Między innymi dlatego, że pomimo licznych obowiązków znajdują czas, żeby upominać się o swoje prawa. To z pieniędzy wypracowanych przez tych ludzi finansuje się warstwy społeczeństwa, które są najbardziej podatne na manipulacje. To właśnie drobni przedsiębiorcy są ukazywani jako przedstawiciele ohydnego „kapitalizmu”. Słowo „kapitalizm” trzeba wziąć w duży cudzysłów, gdyż żadnego kapitalizmu nikt tu od dawna nie widział. To, co próbuje się przedstawiać jako krwiożerczy, żerujący na pracowniku kapitalizm (a „prywaciarz” to kapitalista-wyzyskiwacz) jest niczym innym jak korporacjonizmem. To rząd podporządkowany wielkim korporacjom kreuje takie negatywne wizje. Wielkie koncerny farmaceutyczne kreują wielkie pandemie, a rządy posłusznie wypełniają ich polecenia i w imię zakłamanej wizji świata niszczą drobne firmy, które są przejmowane przez ogromne korporacje. W okresie tzw. pandemii znikło z Polski setki tysięcy firm. Kolejne są niszczone wysokimi opłatami za energię i podatkami, których nie są w stanie udźwignąć. Przeciętny Kowalski się tym nie przejmuje, przecież jak znikną prywatne stacje paliw, to zawsze będzie Orlen. A, że koncern zawyżał ceny paliw? O tym nie ma co głośno mówić… „Jest dobrze, a ceny są bardzo dobre” – tak wypowiadają się pożyteczni idioci w mediach. Najwyższa Izba Kontroli poinformowała niedawno, że PKN Orlen nie dopuścił do kontroli, a tym samym złamał prawo. O sprawie powiadomiona została prokuratura. Usłużni propagandyści wyjaśnią, że kontrola to tylko kłoda rzucona z nienawiścią pod nogi prężnie rozwijającego się koncernu. Oczywiście dodadzą przy okazji, że mamy "najtańsze paliwo w Europie". Mniej rozumni uwierzą.
Jaki jest problem, że polskie sklepiki znikają, skoro mamy sklepy niemieckie, czy francuskie? Stajemy się wyrobnikami, a w konsekwencji niewolnikami we własnym kraju. Tempo tego procederu jest zatrważające. Oczywiście ciągłe drukowanie pieniędzy i zapożyczanie się doprowadzi do ogromnego kryzysu. To, co się obecnie dzieje jest tylko odwlekaniem nieuchronnego. Socjalizm nigdy i nigdzie się nie przyjął i nie przyjmie. Odejście od parytetu złota względem wypracowanych dóbr nieuchronnie prowadzi do biedy. Katastrofa nadchodzi z USA, które są zadłużone do takiego stopnia, że już nie są w stanie tych długów spłacić. Nasza gospodarka idzie tym samym tropem. Dużo stabilniejsze gospodarczo Niemcy pewnie sobie dadzą radę, ale co będzie z Polską i Polakami? Kolejny rozbiór? Póki co, okręt tonie, a muzyka gra do końca – jak na Titanic’u. Propaganda sukcesu niesie się w świat. Na domiar złego, na polecenie Waszyngtonu rozbrajamy się wspomagając walczącą Ukrainę. Nikt nie pyta Polaków o zdanie i nikt nie wnika, że łamane są podstawowe prawa konstytucyjne. Propaganda wyjaśni komu trzeba, że Putin to ten zły, a Rosja jest imperialna (w odróżnieniu od np. USA, które imperialne oczywiście nie są). Putin nie dobry bo to były agent z KGB, ale już agent na urzędzie prezydenta Czech, to zupełnie inny kaliber agenta – to nasz (w sensie Amerykański). To, że ma komunistyczne korzenie też nie ma znaczenia. Propaganda wyjaśni w razie potrzeby, że są też dobrzy komuniści.
Wojciech Śleszyński w "Okupacja sowiecka na Białostocczyźnie":
Widz zdany został jedynie na pozycje oficjalnie zaakceptowane, zgodnie z ogólnie przyjętymi założeniami prezentowania otaczającej rzeczywistości. Uczestnicząc w seansach filmowych, często nie do końca zdawał sobie sprawę, iż podlega odgórnej (wyreżyserowanej) indoktrynacji, a to co wydawało się niewinnym filmem komediowym było faktycznie po mistrzowsku przygotowaną gloryfikacją sowieckiego modelu życia.
Do dzisiaj pokutuje zniekształcony przez propagandę wizerunek żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, czy też ogólniej: żołnierzy podziemia antykomunistycznego, wyklętych przez komunistów. Oczywiście prawdziwy obraz nie jest kryształowo czysty, ale to nie ważne, gdyby był idealny, byłby niewiarygodny. Nie ma idealnych grup społecznych. Nie ma rolników, lekarzy, nauczycieli, żołnierzy (itd.) idealnych. Nie ma i nie będzie, ale wielu jest bliskich ideału, wraz z bagażem błędów, które popełniają w dobrej wierze. Propaganda jednak nie liczy się z dobrem, czy prawdą. Dla propagandy najważniejsze jest osiągnięcie zamierzonego celu.
Propaganda świetnie rozwija się także na poletku kinematografii. Jeśli chcemy obejrzeć dobry, oparty na faktach film, to niestety musimy liczyć na ofiarność i zaangażowanie osób prywatnych – warstwy średniej. Minister Gliński chętnie rozdaje pieniądze na realizacje wychwalające inne nacje (np. „Grodno”), ale jeśli chodzi o, np. dobry film o Witoldzie Pileckim, to już jest z tym problem. Propaganda filmowa również rządzi się konkretnymi prawami. Zresztą już w czasie PRL-u ówczesne władze (1960 r.) podjęły pracę nad uchwałą Sekretariatu Komitetu Centralnego PZPR, która przedstawiała potrzebę skierowania filmów na potrzebę ukierunkowania ogółu. Oczywiście z uwzględnieniem „potrzeb budowy socjalizmu”. Już wtedy rozumiano, że filmy mają być skierowane do niższych i średnich warstw społecznych. Uchwała została zaakceptowana, a jej założenia wcielono w życie. Na potrzeby propagandy wytworzono setki filmów i seriali, które niejednokrotnie zrealizowane były na bardzo dobrym poziomie. Wiele z nich jest lepiej zrealizowanych niż te współczesne, które także służą do ogłupiania widza, ale już na innym poziomie percepcji. Dobrym odbiorem nadal cieszy się serial „Czterej pancerni i pies”, czy „Stawka większa niż życie”. Przy czym przeciętny odbiorca nie odróżnia zawartej w tych obrazach fikcji od rzeczywistości - propagandy od prawdy.
Jeśli chodzi o przeciwników reżymu komunistycznego, to do końca lat 40-tych ubiegłego wieku, opozycja została albo zmarginalizowana, uwięziona, albo fizycznie unicestwiona, wymordowana. Propaganda mogła przedstawiać swoją narracje i ją przedstawiała. Skupmy się przy okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” na formie przekazu dotyczącego żołnierzy podziemia antykomunistycznego, który serwowała widzowi ówczesna wierchuszka partyjna.
„Rok pierwszy” – zapomniany film Witolda Lesiewicza z roku 1960 przedstawiał komunistów jako tych dobrych, oraz żołnierzy podziemia, jako złych, stojących w opozycji do „legalnej i demokratycznej” władzy i Wojska Polskiego (Ludowego – LWP). Filmowy obraz żołnierzy AK i NSZ to oczywiście bohomaz przedstawiający polskich żołnierzy jak kradną i mordują okolicznych mieszkańców wsi. Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) są wpisani w jeden szereg z nazistowskim pomiotem Hitlera. Zakłamana propaganda, która ma swoje konsekwencje do dnia dzisiejszego. W Polsce wpisanie kogokolwiek w krąg nazistów jest piętnem, czymś ohydnym. Inaczej jest na Ukrainie, gdzie kult zbrodniarzy nazistowskich rośnie w siłę i urasta do rangi religii narodowej. To, że Ukraińcy nie mieli większego wyboru i stanęli w jednym szeregu z hitlerowcami można zrozumieć, ale duma z ludzi, którzy mają krew na rękach i wynoszenie ich na piedestał, to już zupełnie inna historia.
Druga połowa lat 60-tych, to czas filmów gloryfikujących partyzantkę komunistyczną w postaci Gwardii Ludowej (GL), czy Armii Ludowej (AL) w kontrze do podziemia antykomunistycznego. Powstały wówczas ekranizacje takich filmów jak „Barwy walki” (1965 r.) w reżyserii Jerzego Passendorfera, albo „Dzień oczyszczenia” (1970 r.) tegoż reżysera.
Do dzisiaj niektórzy publicyści, czy też historycy lewicowi przedstawiają zniekształcony obraz Batalionów Chłopskich (BCh), których liczebność i zasługi są wyolbrzymione do granic możliwości. Podobnie jest z innymi formacjami, które sympatyzowały z organizacjami komunistycznymi. W przypadku BCh ta sympatia nastąpiła w późniejszym okresie okupacji i nie dotyczyło wszystkich struktur ludowców. Oczywiście NSZ pokazane są w filmie jako element „dobrej gestapowskiej szkoły”, czyli na równi z hitlerowcami.
W filmie Passendorfera oczerniono również żołnierzy Armii Krajowej. W rozmowie z przedstawicielem AK, komunista mówi: „dostałem trzy wyroki śmierci, jeden od Niemców, dwa od pana. Przypadek, czy współpraca?”. Ukazano też motyw chęci „narodowego pojednania” i wspólnego budowania socjalistycznej ojczyzny. Jak się takie pojednanie kończyło wiemy doskonale. W rzeczywistości komuniści swoich oponentów torturowali i mordowali. Ich grobów szukamy po dzień dzisiejszy. Oprawcy i winni tego są, co warto wspomnieć grzebani z honorami, a żyją sobie spokojnie na godziwej emeryturze. To również pośredni efekt propagandy. To obraz współczesnej Polski.
„Barwy walki” powstały na podstawie książki Mieczysława Moczara – komunistycznego partyzanta. W kuluarach ówczesnej władzy żartowano z autora, zastanawiając się, czy aby przeczytał własną książkę? Prawdopodobnie napisał ją Wojciech Żukrowski, a towarzysz Moczar jedynie podpisał się jako jej autor. Tak więc historii tej, od początku towarzyszyło kłamstwo.
Drugi z wymienionych filmów Passendorfera musiał długo czekać na swoją premierę. Przede wszystkim dlatego, że w tym obrazie znalazło się miejsce dla partyzantki sowieckiej. Ta, co oczywiste górowała nad polską pod każdym względem, a przede wszystkim intelektualnie. To film, w którym żołnierze AK nawet są chętni bratać się z sowietami, ale kadra dowódcza jest zacietrzewiona i mściwa. Oczywiście jest też motyw szczególnie znienawidzonych przez komunistów żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, którzy „współpracują z Niemcami”. Film miał oczernić nie tylko gen. Bora-Komorowskiego, ale również zdyskredytować zachodnich aliantów i rząd RP na uchodźstwie. Symboliczne znaczenie ma osamotniona walka dowódcy polskiego oddziału, który porzucony przez swoich żołnierzy sam walczy i ginie w ruinach zamku. Niczym dawna Rzeczpospolita Szlachecka – "Pańska Polska" obrócona w ruinę wraz z poglądami głupiego szlachetki. Żołnierze, którzy zdecydowali się iść z Sowietami odnoszą zwycięstwo i wydostają się z matni. Przed nimi świetlana przyszłość. Oto oficer, który wg. propagandy współpracował z Niemcami, ginie z ich rąk. Ci zaś, którzy zaufali Sowietom i poszli z nimi nie tylko żyją, ale wyszli z okrążenia. Pokonali przeciwności i niepowodzenia.
Czasy rządów towarzysza Edwarda Gierka, w kręgach partyjnych nazywanego „Sztygarem” z racji górniczej przeszłości, to lata propagandy sukcesu. Uporano się już z Żołnierzami Wyklętymi, a kraj zadłużony w USA, za dolary rośnie w siłę, aby zaraz potem pochylić się ku upadkowi. Pozbycie się zbrojnego podziemia nie oznaczało jednak pozbycia się opozycji. Ta wyszła z ukrycia i trzeba ją było jakoś przeciągnąć na swoją stronę. Zapotrzebowanie na propagandę nie malało. Żołnierze podziemia niepodległościowego są tylko tłem w scenariuszach filmowych. Ukazani jako rabusie, mordercy i gwałciciele, którzy grasują po wioskach i miasteczkach. Propaganda skupiła się na zrobieniu z nich powojennych bandytów, żerujących na ludzkiej krzywdzie. Ten obraz pokutuje w społeczeństwie do dnia dzisiejszego. Zwłaszcza, że zaszczuci przez władzę żołnierze w wielu przypadkach faktycznie stali się zwykłymi rzezimieszkami, którzy pozbawieni możliwości powrotu do struktur społecznych, balansując na granicy życia i śmierci zbisurmanili się. Ten margines został oczywiście wyolbrzymiony i ciąży na wszystkich Żołnierzach Wyklętych.
Propaganda okresu gierkowskiego, który nawiązuje do czasów powojennych, nie skupia się za bardzo na podziemiu zbrojnym tak, jak w latach 60-tych. Często nie ma jasności do jakiej formacji należą ludzie z lasu. Wiadomo tylko, że są „bandytami” i to ma wiedzieć przeciętny widz. W to ma wierzyć.
W okresie rządów Gierka piętnowana jest także działalność Urzędu Bezpieczeństwa (UB). Tworzeniu nowego, lepszego, socjalistycznego ładu szkodzą nie tylko „leśni”, ale także ubecy. Tak jest m. in. w filmie „Ciemna rzeka” (1974 r.) w reżyserii Sylwestra Szyszko, powstałego na podstawie powieści Jerzego Grzymkowskiego. Bohaterem tego filmu jest Zenek, były żołnierz Batalionów Chłopskich, który dzielnie walczy z „bandami”. Zenkiem targają dylematy. Początkowo nie jest przekonany, po której stronie stanąć. Ostatecznie wybiera dobrze – staje po stronie jedynie słusznej władzy ludowej.
W filmie pt. „Pobojowisko” w reżyserii Jana Budkiewicza, głównym bohaterem jest kombatant – berlingowiec. Warto jednak zwrócić uwagę na postać byłego żołnierza Armii Krajowej, który zdecydował się ujawnić przed władzą i skorzystać z ogłoszonej amnestii. Pogodzony z nową rzeczywistością może już spokojnie zająć się żoną i dzieckiem – prowadzić zwykłe, rodzinne życie. Propaganda nie pokazała oczywiście, że ci, którzy zaufali wytycznym amnestii byli prześladowani, a nawet więzieni i mordowani. Jeszcze w czasach towarzysza Gierka gnili w więziennych celach. Poza tym, niektórzy żołnierze podziemia antykomunistycznego nigdy nie pogodzili się z włączeniem Polski w strefę wpływów Sowieckiej Rosji. Słynny major Hieronim Dekutowski ps. Zapora wyraził się jasno: „amnestia to jest dla złodziei, a my jesteśmy Wojsko Polskie”. Takiego oblicza Żołnierzy Wyklętych propaganda unikała. Trzeba było jedności w narodzie. Wszyscy, zgodnie z gierkowską propagandą sukcesu musieli budować komunizm, który przecież był dobry, tylko… jak zawsze zawinili poprzednicy: Gomułka, Bierut…Stalin…
Komunistyczna propaganda trwała do ostatnich dni tzw. upadku komunizmu. Jeszcze w roku 1988 Wiktor Turow sporządził propagandowy film pod tytułem „Przeprawa”. Nakręcony został na podstawie wydarzeń, które faktycznie miały miejsce. Mianowicie potyczek sowiecko-niemieckich w okolicach Janowa i Puszczy Solskiej. W walkach tych uczestniczyli także żołnierze 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej – Żołnierze Wyklęci. Żołnierze polskiego podziemia nadal są podzieleni i nękani dylematami, którą drogą iść? Ten zły, to znowu oficer AK. Ci dobrzy, to żołnierze Armii Czerwonej i partyzanci Armii Ludowej, czyli zbrojnej organizacji Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Żołnierze AK wybierają drogę odmienną niż nakazuje sowiecki rozsądek i giną na bagnach zaszczuci przez Niemców. Ich dowódca jeszcze wcześniej zostawia ich na pastwę losu i popełnia samobójstwo. A przecież mogli wybrać wspólną drogę i żyć, podobnie jak akowiec z „Pobojowiska”, który skorzystał z amnestii. Wszystko to tylko wymysł chorej wyobraźni i cwany zamysł propagandystów. Z podziemiem niepodległościowym po swojej stronie, czy przeciwnej system komunistyczny nie miał prawa przetrwać i skazany był na niepowodzenie od samego początku. Ekonomię, podobnie jak matematykę, ciężko jest oszukać. Tym bardziej należy zwrócić uwagę, i tym zacieklej przeciwstawić się obecnemu, coraz bardziej nachalnemu, powracającemu z nową siłą komunizmowi. Propaganda w obecnych czasach stała się równie nachalna i prymitywna jak w czasach PRL-u. Komunizm nigdy się nie poddał, a teraz coraz dumniej podnosi głowę. System, który doprowadził do śmierci milionów ludzi na całym świecie rośnie w siłę. Na naszych oczach odżywają totalitaryzmy, a świat pogrąża się w pędzie ku konfliktowi zbrojnemu. Polska ponownie skłócona jest z najniebezpieczniejszymi sąsiadami: Niemcami i Rosją. Złe stosunki mamy także z innymi krajami ościennymi. Jesteśmy wytresowanymi psami, które na smyczy trzymają USA i Izrael. Całkowicie podporządkowani jesteśmy poleceniom Waszyngtonu. Czy w obliczu konfliktu irańsko – izraelskiego USA staną w obronie Polski, czy raczej Izraela? Amerykanów nie stać dzisiaj na wojnę na kilku frontach. Zachodnie mocarstwo dawno temu przestało być oazą wolności i demokracji. Stany Zjednoczone Ameryki toną w długach, a ich agonia jest sztucznie podtrzymywana. Póki co poprzez kroplówkę, ale niebawem zastąpi ją respirator. Pytanie jakimi metodami pacjent będzie chciał zachować życie i czyich organów będzie potrzebował?
Comments