top of page

W szeregach MO



27. XI 1928 roku w Chociszewie, w rodzinie rolniczej urodził się Wiesław Bogdański. Jako młody chłopak próbujący odnaleźć się w wojennej rzeczywistości, został wywieziony przez Niemców na roboty w głąb III Rzeszy Niemieckiej. Powrócił po zakończeniu działań wojennych i zapałał sympatią do komunizmu. Wstąpił w szeregi Związku Walki Młodych (ZWM) – komunistycznej organizacji młodzieżowej, która początkowo działała w podziemiu. Słowa zapisane w Deklaracji Programowej ZWM są politowania godne. „Ukochanie wolności” pod butem sowieckim faktycznie „cementowało” ZWM-owców, ale we współpracy z jednym z okupantów. Oto fragment deklaracji:


Naszą wolę walki wykuwa nienawiść do kajdan hitlerowskiej niewoli, gorące ukochanie wolności. Hartuje nas nieubłagana walka z okupantem, cementuje nas krew naszych bojowników – bohaterów, którzy młode swe życie złożyli w ofierze wolności Ojczyzny. (…)


Z trudu naszego i walki naszej powstanie nowa, radosna Ojczyzna. Jest tyle bogactw w naszym kraju. Tyle ziemi jest w naszej Ojczyźnie. Mamy wszelkie warunki ku temu, aby w Polsce nie było już nigdy głodu, nędzy i bezrobocia…


Deklaracja Programowa ZWM pisana była w roku 1943, dlatego nędza i bezrobocie w skomunizowanej Polsce dopiero miało nadejść. Bogactwa natomiast, wraz z całym ocalałym z wojny dobrobytem ładowane były na samochody, wagony kolejowe i wywożone z Polski na teren Rosji. Ot, „radosna Ojczyzna” z tysiącami zakatowanych Polaków w tle.



Ponieważ ZWM (od 1948 r. w składzie Związku Młodzieży Polskiej) było swego rodzaju młodzieżówką komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej (PPR), Bogdański już od marca 1947 roku należał do PPR. W tym samym roku został przyjęty do Milicji Obywatelskiej. W milicyjnym mundurze pracował między innymi na terenie Andrzejewa i Ostrowi Mazowieckiej. Później zajmował wiele stanowisk z ramienia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Ostrowi Mazowieckiej. Pozostawił nam na pamiątkę swoje wspomnienia, dzięki czemu możemy pozyskać wiele ciekawych informacji. Oto ich fragment:


Dostałem przydział do Suchocina. Było tam już 4 milicjantów wraz z komendantem, wszyscy w wieku mojego ojca. Otoczyli mnie serdeczną opieką i troszczyli się jak o własnego syna. (…) Komenda Wojewódzka MO mieściła się wówczas w Otwocku, w kilku willach położonych obok siebie w lesie. Spędziliśmy tam bodaj dwa dni w oczekiwaniu na dalszy rozkaz. Podobne grupy ściągnięto także z innych powiatów. Trzeciego dnia ustawiono nas w szeregu i odczytano rozkaz, na mocy którego zostaliśmy oddelegowani na okres 3 miesięcy na akcję likwidacji band reakcyjnych w powiecie Ostrów Mazowiecka.


Wiadomość ta wywołała wśród nas duże poruszenie, niektórych nawet ogarnęła panika. Kilkunastu milicjantów, przeważnie żonatych odmówiło z miejsca wykonania tego rozkazu, twierdząc, że chcą jeszcze żyć, że mają na utrzymaniu żony i dzieci. Wtedy kapitan, który przed chwilą odczytał rozkaz, opuścił nas na chwilę, po czym wrócił i zakomunikował, że wszyscy, którzy odmawiają wykonania rozkazu, zostaną aresztowani i będą oddani pod sąd za dezercję w obliczu wroga. Tak się stało. Zdjęto im pasy i poprowadzono do aresztu. (…)


Najbardziej zagrożonymi w tym czasie terenami w powiecie ostrowskim były rejony gmin: Długosiodła, Wąsewa, Bogut, Nura, Andrzejewa i Szulborza. Działały tu silne ugrupowania spod znaku NSZ, rekrutujące się głównie z miejscowych chłopów. (…)


Ktokolwiek próbował z nami współpracować, skazywany był niezwłocznie na karę śmierci – jak określały ich wyroki – „Za zdradę ojczyzny lub za współprace z pachołkami Moskwy”.


„Reakcyjne bandy”, z którymi, jak widzimy z powyższej reakcji milicjanci bali się walczyć, to oczywiście żołnierze Wojska Polskiego, którzy nie pogodzili się z sowiecką dominacją i zainstalowaniem marionetkowego rządu w okupowanej Polsce. W roku 1947 komunistyczne władze ogłosiły „amnestię”. Wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego ujawniło się i na mocy tejże „amnestii” chciało zacząć życie od nowa. Wielu z nich zaufanie do komunistów przypłaciło torturami i odebranym życiem. W konspiracji nadal pozostali narodowcy związani z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, chociaż nie wszyscy. Słynny major Hieronim Dekutowski ps. „Zapora” wypowiedział wówczas równie słynne słowa: „amnestia to jest dla złodziei, a my jesteśmy Wojsko Polskie”. Katom komunistycznym nie udało się złamać „Zapory”. Ten niezłomny „Żołnierz Wyklęty” przetrwał tortury i nie załamał się. Kiedy zmaltretowany stanął przed parodią sądu powiedział: „Przyjdzie zwycięstwo! Jeszcze Polska nie zginęła!”. To właśnie takich ludzi bali się milicjanci, którzy odmówili walki z „bandami reakcyjnymi”.


O Narodowych Siłach Zbrojnych (NSZ) w tym rejonie wspominał między innymi porucznik Franciszek „Tolek” Przeździecki:


Na naszym terenie zawiązał się oddział Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Mój ojciec również złożył przysięgę wojskową i został żołnierzem NSZ. Spotkania odbywały się między innymi w mieszkaniu moich rodziców. Ja również uczestniczyłem w tych spotkaniach. Pomimo młodego wieku, miałem wówczas niespełna 13 lat, włączono mnie do konspiracji. Między innymi wielokrotnie, gdy przypadała moja kolejka na zwózkę mleka, woziłem w bańce na mleko nielegalną korespondencję do mleczarni w Przeździecku-Mroczkach. W bańce najczęściej znajdowała się korespondencja prowadzona pomiędzy Obwodem Armii Krajowej w Zambrowie a naszym dowódcą Narodowych Sił Zbrojnych ppor. Janem Turowskim ps. „Orlicz”. Czasami obsługiwałem powielacz w nielegalnej drukarni i wtedy wydrukowane materiały również zawoziłem do mleczarni w Przeździecku-Mroczkach koło Zambrowa.

Dawny posterunek MO w Andrzejewie

Pobyt w Andrzejewie Bogdański wspomina tak:


W styczniu 1948 r. zostałem przeniesiony służbowo na posterunek MO do Andrzejewa, położonego w odległości 22 km od Ostrowi Mazowieckiej. Było nas tam dziewięciu. Zajmowaliśmy dwa pomieszczenia w starym, drewnianym budynku, gdzie mieściła się również poczta i urząd gminy. Okna tego budynku z zewnątrz zabezpieczała przed wrzuceniem granatów do środka druciana siatka. Mieliśmy już telefon, dwa stoły, kilka krzeseł, prowizoryczne łóżka z desek i dwie lampy naftowe, ponieważ światła elektrycznego w tej miejscowości jeszcze nie było. Stanowiło to całe nasze wyposażenie, nie licząc uzbrojenia. Prowadziliśmy własną kuchnię, którą zajmował się kapral Skolimowski, a produkty żywnościowe zdobywaliśmy od rolników za pośrednictwem sołtysów. Komendantem posterunku był w tym czasie Zdzisław Suchajski, pochodzący z Nowego Dworu Mazowieckiego.



Zajęcia nasze sprowadzały się w zasadzie do rozpoznania dość rozległego terenu, liczącego około 20 wsi, i do badania nastrojów miejscowej ludności. Ludzie byli na ogół życzliwi, choć jeszcze nieufni. Bandy nie atakowały nas bezpośrednio, lecz dawały ciągle znać o sobie. Szczególnie wieczorami słychać było często w pobliżu strzały. Od ludzi nie można było niczego się dowiedzieć, zwykle nikt „nic nie widział i nie słyszał”. Tylko w przypadkach zabójstw sołtysi mieli z urzędu obowiązek zawiadamiać posterunek MO. Robili to jednak z tak dużym opóźnieniem, że banda mogła się już bezpiecznie skryć.


Tak było na przykład we wsi Łętownica, gdzie we własnym mieszkaniu został zastrzelony niejaki Kulesza za domniemane kontakty z milicją. Kiedy po otrzymaniu meldunku natychmiast udaliśmy się na miejsce, okazało się, że jest już pochowany. Sołtys formalnie spełnił swój obowiązek, ale dopiero po pogrzebie zabitego. Pozostały tylko ślady od kul na ścianach, w podłodze i drewnianym łóżku, na którym Kulesza został zabity.


Trzeba przyznać, że jest to bardzo dobra laurka, wystawiona mieszkańcom Andrzejewa i okolicy. Miejscowa ludność pomagała podziemiu niepodległościowemu służąc żywnością i schronieniem. Mogli również liczyć na dyskrecję. Konfidentów i „pachołków Moskwy” ostrzegano, a nazbyt gorliwych likwidowano.


Kapitan Władysław Łukasiuk ps. „Młot” z Białostockiego Okręgu Armii Krajowej (AK):


Nie obchodzą nas partie, lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej. Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny, czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię.


 

01.03.2022r.



Źródła:

- „Wspomnienia z przeżyć wojennych”, Franciszek Przeździecki

- „Trud pierwszych lat”, pod red. B. Dymka i B. Gierlacha

- „Partyzantka Narodowej Organizacji Wojskowej na Ziemi Ostrowsko Mazowieckiej”, Stanisław Zamęcki.

- „Tradycje niepodległościowe na Mazowszu północno-wschodnim”, praca zbiorowa.

- „Dzieje polskiego podziemia na białostocczyźnie 1939-1956”, praca zbiorowa.

bottom of page