Wspomnienia płk. Pluty-Czachowskiego
Fragment wspomnień płk. dypl. Pluty-Czachowskiego (wrzesień 1943r.):
Po pewnym czasie wyruszyłem z natarciem. Stawało się to tym konieczniejsze, że nasza straż tylna wyraźnie już była spychana przez natarcie z kierunku Zambrowa i ogień z tego kierunku stawał się coraz bliższy. Ruch nasz zauważył płk. Hertel – natychmiast wyruszyło również natarcie z jego rejonu – i natychmiast wsparł nas całą siłą artylerii /sądzę, że ok. 2 dyony/. Ogień ten, początkowo zacięty, stał się wkrótce wściekły. Natężenie jego, celność i gwałtowność stały się prawdziwą i jedyną tarczą dla naszego ruchu, gdyż nie mieliśmy w moim rejonie już ani jednego ckm. Dopasowywał się przytym świetnie swą determinacją do determinacji z jaką wykonywaliśmy te ostatnie nasze natarcie. Wspierał nas tak ten ogień aż do zmroku, wiążąc sobą cały front natarcia, ściągając na siebie główne odium artylerii przeciwnika. Wyczuwało się, że artyleria naszą musiał dowodzić osobiście płk. Hertel, gdyż tak precyzyjnie wspierać piechotę wyłącznie na podstawie łączności wzrokowej, taką siłę wydobyć ze sprzętu mógł tylko najwyższej miary fachowiec i artysta. Stwierdziłem później, już po wyjściu z kotła, iż istotnie kierował nią Pułkownik.
W pierwszym uderzeniu dotarliśmy do horyzontu, na którym nastąpiła strata D-cy dyw. Czołowe elementy npla zostały odrzucone na wysokość Andrzejewa. Odnalezione ciało D-cy Dyw. odniesiono do m.p. płk. Hertla.
W drugim uderzeniu, pod wieczór 12. IX., dotarliśmy w pobliże Andrzejewa /palącego się od ognia naszej art./; npl. w rejonie na zachód grupy uderzające na sam Andrzejów [sic!] napotkały na potężną zaporę art. i k.m. i prawe nasze skrzydło. Mniej więcej w tym samym czasie zjawił się npl na obu naszych skrzydłach, /z ogólnych kierunków Ostrów Maz. i Czyżew/, zamykając nas w kotle.
O zmroku wykonaliśmy ponowne uderzenie na te same cele, tym razem trafiliśmy jednak już na wyrównany, twardy opór npla, ponieśliśmy dotkliwe straty od ognia maszynowego i art. i w konsekwencji utknęliśmy na kilkadziesiąt metrów przed jego frontem.
W tym czasie natarcie npla z kierunku Zambrowa i z obu skrzydeł sięgało już ogniem art. do środka wytworzonego kotła.
Po zapadnięciu zmroku niedobitki, bądź za zezwoleniem poszczególnych d-ców, bądź na własną rękę /na skutek rozkazu ustnego, który szedł po linii/, wykorzystując ciemność, przerwały się w ogólnym kierunku na Bug. Ja, z zespołem czterech ludzi, którzy pozostali przy nie, poszedłem na przełaj w kierunku płk. Hertla, od którego nie miałem wiadomości od godzin południowych; chciałem stwierdzić co się tam stało i dołączyć do sztabu Dyw. W czasie mojego ruchu, t.j. między 21 a 22 godz., słychać było jeszcze z tamtego kierunku strzały piech. i pojedynczy ogień art. Przypuszczalnie wkrótce po 22-ej ogień ten przybrał nagle b. silne natężenie, po czym po kilkunastu minutach równie nagle ucichł.
Orientując się na kierunek tego ognia, klucząc po ciemku w terenie, natknąłem się na wyciągniętą kolumnę taborów dywizji pod d-twem K-nta Kwat. Gł. Dyw. mjr. Szmoniewskiego, nastawioną na ruch w kierunku Andrzejewa. Dowiedziałem się od niego, że czeka na rozkaz od płk-a Hertla do ruchu w kierunku czoła. Sam płk. Hertel, po zapadnięciu zmroku, zebrał ze swego rejonu wszystkie pozostałe jeszcze siły /przypuszczalnie nie więcej niż baon piech./ i zdecydował przebić się z nimi w rej. Andrzejewa, zaskakując npla nagłym uderzeniem. Przez wybitą dziurę pragnął wyprowadzić resztki dyw. pozostające w kotle/ głównie już tabory dyw., na nich zaś kilka tysięcy rannych na wozach; dywizja wiozła ze sobą b. wielu swoich rannych, zbieranych od początku wojny; ilość ich obliczam na ok. 5 tys. ludzi/. Z zebranych ludzi uformował grupę szturmową. Na szpicę wydzielił działo art., 2 działka ppanc., kilka samochodów ciężarowych z bronią maszynową. Za nią samochody sztabu, wśród nich samochód z ciałem D-cy Dyw. płk. Kosseckiego /po przyniesieniu go z przedpola lekarz stwierdził oznaki życia, dał mu zastrzyki wzmacniające działanie serca – w tej chwili dawał nadal jeszcze słabe oznaki życia/; po obu stronach i z tyłu samochodów reszta oddziału szturmowego z bagnetem na broni. Sam płk. Hertel dosiadł konia /ranny w nogę/ i ruszył przy szpicy. Cały ciężki i zbędny sprzęt, w tym artylerię, polecił przed wyruszeniem zniszczyć, dokumenty spalić.
Wyruszenie kolumny mjr. Szmoniewskiego miało nastąpić na specjalny rozkaz. /Mnie próbowano odszukać i wezwać na odprawę przed ruszeniem, lecz gońcy nie mogli do mnie dotrzeć/. Wyruszenie oddziału szturmowego nastąpiło ok. godz. 22; około pół godziny po wyruszeniu słychać było z kierunku ruchu płk. Hertla gwałtowną strzelaninę. Do tej pory jednak t.j. ok. godz. 24-ej nie było jeszcze dla mjra Szmoniewskiego rozkazu do ruszenia. Wysłałem natychmiast patrol na Andrzejewo, dla stwierdzenia co się stało z grupą płka Hertla. Po pewnym czasie patrol wrócił, przyprowadzając rannego strzelca, który zameldował, że grupa, pod samym już Andrzejewem została zaskoczona b. silnym ogniem k.m. i art. npla, została tym ogniem rozbita, jej części rozproszyły się wśród nocy, kto nie poległ pewnie zdołał się przedrzeć na własną rękę; co się stało z d-cą dyw. i płk. Hertlem – nie wiedział. /Osądziłem, że npl. musiał być uprzedzony o zamierzonym uderzeniu przez swoich agentów, znajdujących się w naszych oddziałach, co było częstym zjawiskiem w ubiegłych działaniach dywizji/.
Comments