top of page

Wspomnienia z przeżyć wojennych



W roku szkolnym 1937/1938 rozpocząłem naukę w Szkole Podstawowej w Andrzejewie. Mogłem uczęszczać do szkoły już rok wcześniej, ale kierujący tą placówką Teofil Przeździecki nie chciał mnie przyjąć. Mam oto żal do niego, bo z tego powodu straciłem bezcenny rok nauki! Uczyłem się dość dobrze, ale moja nauka dobiegła końca, gdy w roku 1939 wybuchła wojna.

Lata II wojny światowej przeżyłem w rodzinnej wsi Przeździecko-Dworaki. W dniu 1 września 1939 roku poszedłem do szkoły, aby podjąć naukę w trzeciej klasie. Odbyła się zbiórka na szkolnym placu, a po niej przemarsz do kościoła na mszę świętą, powrót z kościoła do szkoły i krótkie przemówienie kierownika szkoły Teofila Przeździeckiego zakończone poleceniem: „Rozejść się! Wojna!”. W ten sposób zaczęła się dla mnie wojna, która zabrała mi wyształcenie, przyniosła zniszczenie mojej rodzinnej miejscowości, a później głód, nędzę i ciężką pracę, ale nauczyła też trzeźwo myśleć, żyć pełnią życia, uczciwie pracować i szanować chleb.


W dniach 1-7 września 1939 roku obserwowałem nieustanny ruch wojskowych oddziałów i cywilnych uciekinierów we wszystkich możliwych kierunkach. Dnia 1 września niemieckie samoloty zbombardowały stację kolejową w Czyżewie, co uniemożliwiło ruch pociągów. Dnia 8 września nad Czyżew nadleciała kolejna grupa niemieckich bombowców. W wyniku nalotu cały Czyżew stanął w płomieniach. Większość zabudowy miejskiej była drewniana, więc nie było szans na ugaszenie pożarów. Zniszczeniu uległo 90% miasta. Śmierć w wyniku bombardowania poniosło wielu mieszkańców. Gdy do miasta wkroczyli Niemcy, nikt nie stawiał oporu.


W dniu 9 września oddział taborowy Wojska Polskiego zajął kwaterę w Lesie Grzymkowskim. Następnego dnia od strony Zambrowa nadjechały trzy niemieckie motocykle, uzbrojone w karabiny maszynowe na przyczepach. Niemcy zaatakowali polskie tabory stacjonujące w lesie, ostrzelali je z broni maszynowej. Żołnierze uciekali z lasu bezładnie, pozostawiając na drodze część taborów. Jeden z żołnierzy, ranny z prawej strony w pachwinę, był opatrywany w naszym domu. Po założeniu opatrunku wszyscy natychmiast odjechali.


Dwa dni później, 11 września 1939 roku, oddział polskich kawalerzystów z 18. Pułku Artylerii Lekkiej, liczący około 30 żołnierzy, stanął na kwaterze w Przeździecku-Dworakach. Sztab oddziału stacjonował w domu moich rodziców. W dniu 12 września około godziny 10.00 zagrała trąbka. Odbyła się pośpieszna zbiórka żołnierzy, po której nastąpił wymarsz ze wsi w kierunku przydrożnego krzyża. Tam miał miejsce krótki postój i odjazd w stronę szosy. Z daleka obserwowałem odjeżdżający oddział. Polscy żołnierze przejechali zaledwie około 300-400 metrów, docierając na pobliską łąkę. Tam wpadli w zasadzkę urządzoną przez Niemców, którzy ostrzelali ich z karabinów maszynowych. Zabili prawie wszystkich żołnierzy oraz większość koni, które rozrywane kulami strasznie kwiczały. Wydarzenie to, jak się później dowiedziałem, zapoczątkowało tzw. bitwę pod Łętownicą, która trwała około 20 godzin. Gdy moi rodzice zorientowali się, że w okolicach naszego domu zaczęły się walki z Niemcami, szybko zebraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ewakuowaliśmy się do przygotowanej wcześniej ziemianki. Przez cały dzień słychać było strzały i kanonadę artylerii, a w nocy dodatkowo widzieliśmy łunę ognia od strony Andrzejewa. (…)


Wioska moja, leżąca w dolinie, za lasem, z dala od szosy, stanowiła odpowiednie miejsce dla partyzantów. Nic więc dziwnego, że prawie wszyscy mężczyźni z naszej miejscowości działali w polskim podziemiu niepodległościowym (ponad sto osób). Na naszym terenie zawiązał się oddział Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Mój ojciec również złożył przysięgę wojskową i został żołnierzem NSZ. Spotkania odbywały się między innymi w mieszkaniu moich rodziców. Ja również uczestniczyłem w tych spotkaniach. Pomimo młodego wieku, miałem wówczas niespełna 13 lat, włączono mnie do konspiracji. Między innymi wielokrotnie, gdy przypadała moja kolejka na zwózkę mleka, woziłem w bańce na mleko nielegalną korespondencję do mleczarni w Przeździecku-Mroczkach. W bańce najczęściej znajdowała się korespondencja prowadzona pomiędzy Obwodem Armii Krajowej w Zambrowie a naszym dowódcą Narodowych Sił Zbrojnych ppor. Janem Turowskim ps. „Orlicz”. Czasami obsługiwałem powielacz w nielegalnej drukarni i wtedy wydrukowane materiały również zawoziłem do mleczarni w Przeździecku-Mroczkach koło Zambrowa. Gdy woziłem w bańce na mleko tajną korespondencję lub ulotki, o jakieś 150-200 metrów przed moją furmanką jechał na rowerze tzw. pilot, który miał za zadanie sygnalizować potencjalne niebezpieczeństwo. Moim pilotem najczęściej był Aleksander Jankowski. Miałem jednak sporo szczęścia i tylko jeden raz mijałem Niemców jadących bryczką. Gdy nadjechali, grzecznie im się ukłoniłem. Oni również grzecznie mi odpowiedzieli i pojechali swoją drogą.

Przeździecki, Andrzejewo, Zambrów, Ostrów, Mazoiwecka,
Wspomnienia z przeżyć wojennych

Wspomnienia porucznika Franciszka Antoniego Przeździeckiego ps. „Tolek”, żołnierza NSZ i NZW, są świetnym uzupełnieniem wiedzy na temat działalności podziemia niepodległościowego w rejonie Zambrów – Ostrów Mazowiecka. Działalność organizacji narodowych, podczas dziesięcioleci tkwienia pod kuratelą sowiecką, była notorycznie zakłamywana. Dzisiaj wiemy, że Narodowe Siły Zbrojne były jedną z najbardziej zakonspirowanych i ideowych organizacji podziemia niepodległościowego. Podczas okupacji niemieckiej podziwiani przez okupantów i w meldunkach przedstawiani, jako wspaniale działający i niezwykle oddani sprawie. W czasie okupacji sowieckiej z niezwykłą zaciętością zwalczani i w okrutny sposób mordowani. Ich historia powoli wyłania się z mroków niepamięci. Jest to zasługa m.in. autora niniejszej publikacji, por. Przeździeckiego.

Comments


bottom of page