Edukacja zdrowotna, cz. I(2)
- Wrona
- 21 wrz
- 8 minut(y) czytania
Zostało dosłownie kilka dni! Do 25 września można wypisać dziecko z nowego przedmiotu. Jeśli rodzic tego nie zrobi, dziecko automatycznie będzie uczęszczało na te zajęcia. Jak słusznie zauważono jest zupełnie odwrotnie jak z lekcjami religii, na które trzeba latorośl zapisać.

Zbigniew Kaliszuk:
Choć formalnie nie jest obowiązkowy, to odgórnie zapisano na niego wszystkich uczniów, stosując konstrukcję „domyślnej zgody” rodzica. Jeśli nie chcemy, by nasze dziecko brało udział w tych zajęciach, musimy je z nich wypisać. Mamy na to czas jedynie do 25 września.
O podstawie programowej przedmiotu „edukacja zdrowotna” (Dziennik Ustaw):
Głównym celem podstawy programowej w zakresie przedmiotu edukacja zdrowotna jest rozwijanie zaawansowanych kompetencji uczniów w zakresie całożyciowej dbałości o zdrowie, z uwzględnieniem samodzielności w podejmowaniu świadomych decyzji zdrowotnych oraz odpowiedzialności za zdrowie własne i otoczenia w zgodzie z aktualnymi wyzwaniami epidemicznymi oraz sytuacją geopolityczną. Uczniowie uczą się, jak kształtować swój potencjał zdrowotny i kulturę zdrowotną oraz jak budować bezpieczeństwo zdrowotne, dzięki czemu stają się aktywnymi uczestnikami procesów prozdrowotnych w społeczeństwie.
Przeciwko „edukacji zdrowotnej”, a właściwie „edukacji seksualnej” – bo odnośnie tego wątku jest zgrzyt między szkołą a rodzicami, postulują członkowie Centrum Życia i Rodziny, Instytut Ordo Iuris, Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły i wiele innych organizacji społecznych. Niedawno w kościołach został też odczytany głos sprzeciwu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Biskupi pisali tak:
Tematyka seksualności w ramach Edukacji zdrowotnej jest oderwana od kontekstu małżeństwa i rodziny. Małżeństwo jest tu tematem prawie nieobecnym, zaś rodzina – rozumiana jako ojciec, matka i dzieci – jest całkowicie zmarginalizowana. Natomiast tam, gdzie jest o niej mowa, przedstawiana jest w negatywnym kontekście, zaś macierzyństwo ukazane jest jako źródło zagrożeń. Takie ujęcie ludzkiej seksualności zagraża prawidłowemu rozwojowi osobowemu dziecka i stawia pod znakiem zapytania przyszłość demograficzną naszego kraju. Według założeń nowego przedmiotu, uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji. Aktywność seksualna została oderwana od małżeństwa i przedstawia się ją jako wyzwolenie z wszelkich barier, w tym granic wiekowych i odpowiedzialności za jej skutki. Za jedyny warunek podjęcia współżycia uznane zostało kryterium świadomej zgody.
Edukacja zdrowotna wprowadza do szkoły genderową koncepcję płci. Nie wspiera młodych ludzi w zaakceptowaniu swojej płci biologicznej. Przeciwnie, zachęca dzieci i młodzież do odrzucenia swej kobiecości lub męskości. Otwiera w ten sposób drogę do tego, aby dziewczęta identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy identyfikowali się jako dziewczęta. Do tego typu identyfikacji skłania obecne w podstawie programowej pojęcie „tożsamość płciowa” oraz „kwestie prawne i społeczne grup osób LGBTQ+”. Ostatecznie taka droga może prowadzić do podjęcia operacji „zmiany płci”, czyli nieodwracalnego okaleczenia ciała młodych ludzi i wielkiej tragedii dla nich samych i ich rodzin.
Wizja seksualności i płci obecna w Edukacji zdrowotnej jest niezgodna z polskim systemem prawnym. Konstytucja wyraźnie podkreśla, że małżeństwo, rodzina, macierzyństwo i ojcostwo pozostają pod ochroną państwa. Ponadto w prawie oświatowym widnieje wiele zapisów zobowiązujących instytucje państwowe do działań prorodzinnych. Polskie prawo jednoznacznie przyjmuje istnienie dwóch płci: męskiej i żeńskiej. Wprowadzana do szkół tzw. Edukacja zdrowotna łamie wszystkie tego typu przepisy prawne, a w dłuższej perspektywie zmierza do zmiany polskiego prawa – na prawo antyrodzinne i destabilizujące płeć. Ta wizja w sposób oczywisty niszczy fundamenty wychowania. Temu celowi ma służyć także bezprawne ograniczanie lekcji religii w szkole. Kościół naucza, że seksualność ma służyć miłości małżeńskiej i rodzicielstwu, że małżeństwo i rodzina dopełniają się w pełnej miłości woli Boga, że męskość i kobiecość zawarte są w stwórczym dziele Boga.

Masowe wypisywanie dzieci z tej lekcji lewicowej indoktrynacji będą kolejną porażką minister Nowackiej oraz rządu Donalda Tuska, stąd tak duża nagonka w mediach „głównego ścieku”. Z niektórych placówek szkolnych dochodzą sygnały, że tamtejsi pedagodzy kłamią, że nawet wypisane dziecko będzie musiało w tych zajęciach uczestniczyć. Nie, nie będzie musiało.
Fundacja Życie i Rodzina:
W jednej ze szkół w rejonie Białegostoku dzieci musiały siedzieć z resztą klasy na edukacji zdrowotnej, a nauczyciel pozwolił im jedynie „zająć się sobą i nie uważać”.
W innej szkole – podstawówce na Górnym Śląsku – pomimo wcześniej złożonych rezygnacji, powiedziano uczniom VII klasy, że do 25 września i tak mają chodzić na zajęcia i mogą na nie nie przyjść dopiero po tym terminie. Tymczasem na samych zajęciach nauczyciel poddawał ostracyzmowi te dzieci, które rodzice wypisali z zajęć. I mówił, że powinny przekonywać rodziców, aby zmienili swoją decyzję.
Odbyło się wiele manifestacji przeciwko wprowadzeniu przedmiotu w takiej formie, a w Kancelarii Premiera Tuska złożona została petycja o wycofanie zmian w szkolnictwie.
Mariusz Dzierżawski:
Ministerstwo Edukacji Narodowej wydało "informator" dla rodziców na temat nowego przedmiotu "edukacja zdrowotna". Jego autorem jest współtwórca podstawy programowej do "edukacji zdrowotnej" Antonina Kopyt, której organizacja współpracuje m.in. z sex-shopami sprzedającymi akcesoria do sadomasochizmu i seksu z elementami przemocy.
Najpierw, w 2023 roku, Antonina Kopyt naciskała na rząd Tuska, aby wprowadził do szkół "edukację seksualną" pod nazwą "edukacji zdrowotnej". Teraz Kopyt napisała "informator" dla rodziców o "edukacji zdrowotnej", w którym prawie całkowicie przemilczano fakt, że nowy przedmiot zawiera "edukację seksualną"! Publikacja zawiera za to wiele manipulacji, które całkowicie fałszują obraz tego, czym są nowe lekcje. Proszę przeczytać naszą analizę oraz o tym, dlaczego wszyscy rodzice powinni walczyć z "edukacją zdrowotną", nawet jeśli wypisali już swoje dzieci z zajęć deprawacji. Poniżej publikujemy także zestaw naszych dotychczasowych materiałów, które pomogą argumentować przeciwko "edukacji zdrowotnej" w rozmowach z innymi rodzicami i dyrekcjami szkół. (…)
Napisany przez Antoninę Kopyt "informator" dla rodziców twierdzi, że "edukacja zdrowotna" będzie uwrażliwiać dzieci na "przekraczanie granic intymnych", a także informować o "zagrożeniach występujących w Internecie". Spójrzmy tymczasem co znajduje się na stronie internetowej dla młodzieży należącej do organizacji "edukatorów seksualnych", której ekspertem jest Kopyt. "Edukatorzy seksualni" oficjalnie współpracują m.in. z "sex-shopem" i dystrybutorem przedmiotów używanych do sadomasochizmu oraz seksu z elementami przemocy. Z jednego z tekstów dla dziewcząt można się dowiedzieć:

„Dlaczego warto używać wibratorów?”
„Jeśli chcesz, aby pieszczoty palcami były jeszcze bardziej przyjemne, wypróbuj specjalny wibrator na palec (…) Bez względu na wygląd, wibratory palcowe mają jedno zadanie – dzięki specjalnym wypustkom, oraz wibracjom, maksymalizują przyjemność podczas masturbacji (…) Jeśli szukasz najlepszego dla siebie wibratora, sprawdź nasz poradnik, w którym znajdziesz informacje o rodzajach wibratorów.”
Zarówno ten artykuł jak i wiele innych na tej stronie mówi o tym "dlaczego warto" się masturbować. Jest to bezpośrednia zachęta do oddawania się tego typu praktykom. Co więcej, ten sam artykuł zaleca lekturę poradnika na temat masturbacji, w którym możemy wprost znaleźć informację, iż jest to: „materiał reklamowy na zlecenie” jednego z "sex-shopów", z którym współpracuje organizacja Antoniny Kopyt. "Edukacja seksualna" to oprócz deprawacji po prostu dział sprzedaży i reklamy „sex-shopów” oraz międzynarodowych korporacji związanych z przemysłem aborcyjnym, antykoncepcyjnym i farmaceutycznym (w trakcie lekcji "edukacji zdrowotnej" uczniowie będą oswajani m.in. z tabletkami antykoncepcyjnymi itp. produktami korporacji farmaceutycznych).
Zachęcanie uczniów do masturbacji i zakupów w "sex-shopie" najwyraźniej nie przekracza ich granic intymnych...
Dlaczego zmiany w podstawie programowej są złe? Aby odpowiedzieć na to pytanie wystarczy sięgnąć do tej podstawy i samemu przeczytać co oferuje minister Barbara Nowacka w ramach lekcji „edukacji zdrowotnej”. Jest tam mowa o „stereotypach płciowych”, czyli mniej więcej o tym, że dziewczynka nie koniecznie jest dziewczynką, a chłopiec chłopcem. Płeć jest zmienna, płynna… Tak twierdzą ideolodzy genderowi, którym zależy na zniszczeniu tradycyjnej rodziny opartej na ojcu i matce. Dwoją się i troją, aby zatrzeć równicę między płciami. Profesor Magdalena Środa od dawna twierdzi, że nie ma żadnej różnicy między mężczyzną a kobietą. Takie różnice znają kilkuletnie dzieci, a nie zna pani profesor… Pomyślmy, co dzieje się w głowie dziecka, któremu wmawia się, że nie ma żadnych różnic między płciami, a ono widzi, że są. Mało tego, na lekcji biologii uczy się, że są dwie płcie i ewentualne obojnactwo w niektórych gatunkach. „Nie mamy ani jednej cechy genetycznej, fizjologicznej czy medycznej, która by jednoznacznie decydowała, kto jest kobietą a kto mężczyzną. Nie ma takiej cechy” – twierdzi prof. Środa. W ubiegłym roku w jednej ze szkół podstawowych we Wrocławiu już próbowano indoktrynować dzieci w tym kierunku. Polecono dzieciom, aby chłopcy chodzili w sukienkach, a dziewczynki po „chłopczyńsku”. Przynajmniej nie mieli problemu z odróżnieniem płci…

Dzieci mają dyskutować o takich pojęciach jak „cispłciowość”, czy też „transpłciowość”. Dowiedzą się kto to „gej”, a kto „lesbijka”. Czy naprawdę dziecku jest to potrzebne do szczęścia? Nie ma się co dziwić, że później młodzież ma tak zmąconą tożsamość, że albo podejmuje próbę samobójczą, albo postanawia „zmienić płeć”. W cudzysłowie bo oczywiście płci nie da się zmienić. Można za to dokonać operacji, czy też podjąć terapię hormonalną, co nie pozostaje bez wpływu na zdrowie fizyczne i psychiczne młodego człowieka. Jest dość przykładów, że okaleczone w ten sposób dzieci dorastają i żałują podjętych decyzji. Niestety, w wielu przypadkach są to zmiany nieodwracalne.
Zbigniew Kaliszuk:
Należy też pamiętać, że debata o "edukacji zdrowotnej" nie dzieje się w próżni. Minister edukacji Barbara Nowacka i autor podstawy programowej prof. Zbigniew Izdebski nie są anonimowymi osobami – od lat prowadzą publiczną działalność związaną z problematyką seksualności, w której promują rozwiązłość seksualną, walczą o prawo do zabijania nienarodzonych dzieci czy też promują postulaty aktywistów lgbt.
Przez lata mogliśmy też obserwować, jak wyglądały zajęcia „edukacji seksualnej”, prowadzone jako dodatkowe w niektórych szkołach, jakie treści zawierają książki i inne materiały opracowywane przez tzw. „edukatorów seksualnych”. Treści te sprowadzały się do uczenia młodzieży, że współżycie seksualne w nastoletnim wieku jest ok, byle było dobrowolne i z zastosowaniem antykoncepcji. Niektórzy edukatorzy wręcz zachęcają nastolatków do podejmowania współżycia seksualnego.
Ocenianie podstawy programowej oraz samej koncepcji nowego przedmiotu w oderwaniu od tej rzeczywistości byłoby wyjątkowo naiwne.
Niszczenie rodziny to także roztaczanie przed młodzieżą wizji, wg. której związki nieformalne to coś pozytywnego, a seks „spontaniczny” z przypadkową osobą to coś nad czym wypadałoby podyskutować. Może to nie jest takie złe jak się powszechnie przyjmuje…?

W brytyjskich szkołach już się wyrzuca dzieci za „transfobię”. Dzieci, które nawet nie do końca rozumieją co to znaczy! Aborcję na „oświeconym” Zachodzie odbywają się już bez wiedzy rodziców, a za namową szkolnych psychologów i nauczycieli.
Kinga Małecka-Prybyło:
Niedawno nauczycielka z Fairfax County High School ujawniła szokujące zdarzenia. Jak się okazuje, szkoła zorganizowała co najmniej dwie aborcje wśród uczennic. Wszystko odbyło bez wiedzy rodziców.
Nastolatki zostały zmuszone przez tamtejszą panią psycholog do wizyty w placówce aborcyjnej i podjęcia decyzji o zabiciu swoich nienarodzonych dzieci. Jednej z dziewcząt udało się uciec tuż przed zabiegiem, druga już na zawsze pozostanie matką zabitego w wyniku aborcji dziecka…
Niedługo z nachalną promocją aborcji i deprawacji w szkołach będą też miały do czynienia polskie dzieci.
Z podstawy programowej usunięto sformułowanie: „uczeń wyraża postawę szacunku i troski wobec życia i zdrowia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci”. Jest za to takie: „uczeń wyjaśnia, na czym polega identyfikacja z własną płcią”.
Również w Polsce podejmowane są próby oderwania dzieci od władzy rodzicielskiej. Mariusz Dzierżawski:
Sejm i Senat przyjęły kilka dni temu ustawę, zgodnie z którą już 13-letnie dzieci będą mogły bez zgody rodziców iść na "konsultacje" do psychologa w celu rozpoczęcia procedury "zmiany płci" polegającej na przyjmowaniu blokerów hormonalnych hamujących proces dojrzewania oraz okaleczaniu się!
Przyjęcie przez Parlament tego projektu zbiega się w czasie z wejściem do wszystkich szkół w Polsce "edukacji zdrowotnej" od 1 września tego roku. W trakcie lekcji uczniowie mają być oswajani z ideologią LGBT, "transpłciowością" oraz "zmianą płci". System najpierw będzie destabilizował psychikę uczniów, a następnie zachęcał do kontaktowania się w tajemnicy przed rodzicami z "ekspertami", którzy umożliwią dzieciom "zmianę płci". Rodzice dopiero po fakcie mają dowiadywać się, że ich dziecko wzięło udział w "terapii zmiany płci"! Proszę przeczytać i wesprzeć nasze działania, aby dotrzeć do rodziców z ostrzeżeniem.
Chodzi o projekt, który ma umożliwić dzieciom od 13-tego roku życia „konsultacje” u psychologa nawet wtedy, jeśli rodzice nie wyrażą na to zgody i sprzeciwią się temu. Oficjalnie mówi się o potrzebie leczenia depresji u dzieci i młodzieży. To jednak tylko "zasłona dymna", która ma zmylić rodziców i uśpić ich czujność.
Przyjęty przez parlament projekt ustawy odbiera rodzicom prawa rodzicielskie i łamie fundamentalne prawo do wychowania własnych dzieci. Celem tej ustawy jest również rozbicie relacji rodzinnych i zbuntowanie dzieci przeciwko własnym rodzicom.

Czy chcesz, drogi Rodzicu oswoić swoje dziecko z różnymi „kierunkami rozwoju orientacji psychoseksualnej” i uświadomić mu, że jest „gejem”, „lesbijką”, albo jeszcze kimś innym? Pragniesz aby Twoja pociecha odkryła swoją „tożsamość płciową” w szkole? Może preferujesz by to „malocie”, które prowadzasz za rączkę do szkoły zastanawiało się jakie argumenty są za tzw. aborcją? Może nie za bardzo pociąga Cię „kościółkowa” wersja rodziny i związku opartego na tradycyjnych wartościach i chcesz dla swego dziecka nauki o związkach partnerskich, a może i poliamorii (związek kilkuosobowy)? No jeśli tak, to nie rób nic. Natomiast jeżeli Cię ta wizja przeraża, to wypisz dziecko z lekcji zbiorowego obłędu. Bo, jak mawiał Zamoyski „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. To już ostatni gwizdek!
Komentarze