top of page

Taran 2023



Sytuacja na froncie beznadziejna. Znikąd pomocy… Pułkownik Hertel już wie – to ostatnia szansa na przebicie się przez domykające się kleszcze niemieckiego okrążenia. Jeszcze niedawno, pod Zambrowem to oni, Germanie byli w opałach. Tymczasem 18. Dywizja Piechoty przestała istnieć. Na placu boju pozostali nieliczni, kiepsko uzbrojeni obrońcy ziemi. Tej, z której wielu się wywodziło, andrzejewskiej.



Niemiecki pułkownik Kraiß zanotował: „padają jeszcze tylko pojedyncze strzały”, później „rozbrzmiewa nagle krótki, ale duży gwar walki”. Polski „Taran” uderzył w drzwi tajnego aneksu do paktu Ribbentrop – Mołotow i rozbił się o nie. Ciężko ranny pułkownik Kossecki był dumny ze swojego wojska: bili się do końca… Pułkownik Hertel na czele setek rodaków dobijał się do bram Nieba. W postawie zasadniczej, z pilnym meldunkiem: „zrobiłem, co mogłem, ratujcie Kosseckiego”…


Improwizowana grupa uderzeniowa „Taran” ruszyła po zmroku. Oficer sztabowy Felicjan Majorkiewicz w taki sposób opisał jej skład:


Na szpicy posuwał się działon artylerii i dwa działka przeciwpancerne, za nim trzy ciężarowe samochody załadowane piechotą z licznymi ckmami, następnie trzy samochody osobowe. W jednym z nich leżał ciężko ranny płk Kossecki (w końcowej fazie żołnierze nieśli go na noszach). Po obu stronach kolumny posuwał się oddział pieszy z bagnetami na karabinach. Straż tylną stanowił oddział piechoty, uzbrojony w dużą ilość broni maszynowej i częściowo również rozmieszczony na samochodach ciężarowych, oraz kilka dział artylerii. Kolumna liczyła razem przeszło 500 ludzi. Za tą czołową kolumną, w razie powodzenia, miały posuwać tabory z rannymi i chorymi pod dowództwem komendanta K. G. mjra Edwarda Szmoniewskiego.



Podpułkownik Pluta-Czachowski, dla zorientowania się w sytuacji wysłał patrol, który miał się dowiedzieć jak zakończyła się ostatnia, zorganizowana próba przebicia przez Andrzejewo. Jeden ze strzelców zameldował, że kolumna została zdziesiątkowana ogniem artylerii i kaemów. Los dowódcy nie był wówczas jasny. Jak się później okazało płk. Hertel poległ.


Szóste już spotkanie na placu boju w Andrzejewie odbyło się jak zawsze przy wotywnej kapliczce kpt. rez. Stanisława Ościłowskiego. Przed laty Ościłowski wspominał:



Byłem bezradny. Koło mnie, w zasięgu oka nie było już ani jednego polskiego żołnierza. Migały tylko niemieckie mundury. Niedaleko zobaczyłem rannego ckm-istę. Podczołgałem się. Nie żył już. Zająłem jego stanowisko. Nie widziałem nikogo...tylko nienawiść...i te mundury. Kiedy i tu skończyła mi się amunicja, dopiero poczułem ostry ból w nodze. Kiedy ucichła strzelanina, zacząłem się cofać. Zauważono mnie. Niemcy zaczęli strzelać. Byłem blisko jakiegoś leja, i tam wpadłem. Widziałem, jak Niemcy podchodzili do naszych i przebijali bagnetami.


Przeżył. Wdzięczny Bogu wystawił na swoim polu kapliczkę, pod którą zebrało się liczne grono ludzi, pragnących jeszcze raz przypomnieć o Nich – żołnierzach pułków z Zambrowa, Łomży, Komorowa, Białegostoku. Andrzejewska godzina „W” to godzina 21. – Ta sama, co przed laty… Ten czas, to miejsce…

bottom of page