Skwerek w Jedwabnem, cz. I(2)
- Wrona
- 18 wrz
- 7 minut(y) czytania
O Jedwabnem stało się głośno po tym, jak żydowski kłamca Jan Tomasz Gross napisał książkę pod tytułem „Sąsiedzi”. W tejże publikacji opowiadał brednie o tym, jak to Polacy zamordowali 1600 Żydów, tytułowych sąsiadów, z którymi żyli na tych ziemiach od wieków. Instytut Pamięci Narodowej podjął śledztwo, które zakończyło się w roku 2003. Wniosek końcowy był taki, że zamordowano nie mniej niż 340 osób, a dokonali tego Polacy z inspiracji Niemców. Śledztwo IPN zostało umorzone gdyż nie udało się powiązać ze zbrodnią innych osób niż te, które były już osądzone i skazane w sprawie sądowej, która miała miejsce po zakończeniu działań wojennych. Sądzono wówczas kilkudziesięciu Polaków i zapadł nawet jeden wyrok śmierci, następnie zamieniony na długoletnie więzienie za bezpośredni udział w mordzie. Skazanym był Karol Bardoń, który był… żandarmem na niemieckich usługach. Był pochodzenia niemieckiego i to właśnie on „zażądał od Niebrzydowskiego nafty, takową otrzymał, a następnie użył do podpalenia stodoły Śleszyńskiego”, w której zgromadzono Żydów.

Z sygnatury akt (1/00/Zn) Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (IPN):
Śledztwo w sprawie masowego zabójstwa w dniu 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem, pow. Łomża, nie mniej niż 340 obywateli polskich narodowości żydowskiej, których po uprzednim zgromadzeniu na rynku miejskim i dozorowaniu, doprowadzono następnie w okolice wiejskiej stodoły, gdzie grupę co najmniej 40 osób zabito w nieustalony sposób, a grupę co najmniej 300 osób płci obojga w różnym wieku po zamknięciu we wnętrzu stodoły spalono żywcem, przy czym dokonywano uprzednio także pojedynczych zabójstw w bliżej nieustalonych okolicznościach, tj. o czyn popełniony na rękę władzy państwa niemieckiego, w rozumieniu art. 1 pkt. 1 dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego. Śledztwo wszczęto 5 września 2000 r. Oceny wszystkich materiałów dowodowych uzyskanych w toku śledztwa dokonano na podstawie trzech hipotez przebiegu zdarzeń w dniu 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem. Ocena taka w swym założeniu prowadziła do przyjęcia hipotezy uznanej za najlepiej udowodnioną w świetle zgromadzonego materiału dowodowego.
Pierwsza hipoteza była taka, że zbrodni dokonali sami Niemcy. Wykluczał ją w pewien sposób wyrok łomżyńskiego sądu, który w uzasadnieniu wyroku stwierdził, że miejscowa ludność (także oskarżeni) została zmuszona do udziału w mordzie „pod terrorem”, „do współdziałania wciągnięta została przemocą”. Sąd stwierdził ponadto, że wielu osobom udało się uciec spod niemieckiego nadzoru. Co za tym idzie nie mieli chęci nikogo nie tylko mordować, bo o zamiarach okupanta niekoniecznie mieli wiedzę, ale także pędzić tam, gdzie chce Niemiec. W wywodzie sądowym znalazły się zdania typu: „Gestapowiec kazał mu prowadzić dwóch Żydów, których on początkowo wziął, ale w drodze puścił”. Tak, nie tylko uciekali, ale też ratowali Żydów kiedy mogli. Sąd ustalił też jak wyglądała prośba Niemców o pomoc w morderstwie: „oskarżony zmuszony przez żandarma niemieckiego uderzeniem kolbą rewolweru w głowę udał się na rynek, gdzie postawszy około 2 godzin zbiegł korzystając z nieuwagi Niemców”. Mimo to, że oskarżony ewidentnie był zmuszony i „działał z nakazu” okupantów Sąd Okręgowy uznał to za „zbrodnie przewidziane w art. 2 dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 r.”.

Jednym z oskarżonych był Jerzy Laudański, mieszkaniec Jedwabnego. Oskarżył go, podobnie jak kilkanaście innych osób Szmul Wasersztajn, miejscowy Żyd. W styczniu 1949 roku Laudański został aresztowany przez funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki i osadzony w łomżyńskim więzieniu. Do więzienia trafił także ojciec Laudańskiego Czesław i brat Zygmunt. Zarzucano im udział w mordowaniu żydowskich sąsiadów, a zeznania wymuszano metodami ubeckimi. Mimo to żaden do zarzucanych im czynów się nie przyznawał. Czesław Laudański został uniewinniony, ale jego synów ukarano. Sąd w Łomży skazał Jerzego na 15 lat więzienia, a Zygmunta na lat 12.
Jerzy Laudański dożył sędziwego wieku. Zmarł w wieku 96 lat w Piszu. Do końca życia zaprzeczał swojej winie, tak jak podczas procesu sądowego. Więziony był w Goleniowie, Cieszynie i Sieradzu, a wolność odzyskał w roku 1957. W 2000 roku dowiedział się, że w swoich zeznaniach obciążał go między innymi Henryk Krystowczyk, który był „zagorzałym komunistą” i miał jakiś spór z rodziną Laudańskich, zwłaszcza z Czesławem. Laudański był nie tylko ofiarą sądów komunistycznych. Wcześniej był kolporterem prasy podziemnej w Związku Walki Zbrojnej. Został schwytany w ręce Niemców, przewieziony na śledztwo do warszawskiego Pawiaka, a następnie do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Tam wytatuowano mu numer 63805. Mamy więc do czynienia z członkiem polskiej konspiracji przeciwko Niemcom, który bity i więziony przez niemieckich okupantów finalnie staje się ich wspólnikiem w mordowaniu i grabieniu Żydów. Ciekawy scenariusz…

Warto wspomnieć jeszcze innych świadków oskarżenia. Eliasz Grądowski zeznał, że zbrodni dokonali Polacy, a niemiecki udział ograniczony był do fotografowania. Co więcej, Niemcy nawet chowali Żydów przed żądnymi krwi Polakami. Grądowski złożył obszerne zeznania, w których oskarżył trzydzieści osób (m.in. Laudańskich). Jak się później okazało Eliasz Grądowski w dniu zdarzenia przebywał w więzieniu za kradzież patefonu, a co za tym idzie, nie mógł być w Jedwabnem. Mimo to, prokurator nie odrzucił jego zeznań…
W podobnym tonie swoje zeznania złożył Abram Boruszczak. On również obciążył zeznaniami chrześcijańskich mieszkańców Jedwabnego. Już na pierwszy rzut oka widać, że zeznania pisała ta sama osoba. Występują te same sformułowania, zwroty. Protokół sporządził Matujewicz, łomżyński ubek. Tego Żyda również nie było w dniu zbrodni w miasteczku. Ba! On nigdy nie był w Jedwabnem podczas wojny, a po jej zakończeniu był zwykłym złodziejem.
Sąd Okręgowy uniewinnił prawie połowę oskarżonych, a więc z żądnych krwi mieszkańców Jedwabnego i okolic, pozostało kilku podejrzanych. Dwóch oskarżonych uniewinnił Sąd Apelacyjny w Białymstoku (13 czerwca 1950 r.), a J. Sobuta został oczyszczony z zarzutów w roku 1953, stając przed Sądem Wojewódzkim w Białymstoku.
Cytuję Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu:
Odnotować trzeba i to, że nie jest znany żaden wypadek przypisania przed polskim sądem w procesie karnym Polakom – mieszkańcom miejscowości, w której Niemcy dokonali zbrodni ludobójstwa – odpowiedzialności za sprawstwo tej zbrodni.

Ciekawe, prawda? Dodajmy, że oskarżeni kiedy stawali przed sędzią składali zeznania odmienne od tych, które podpisywali w toku prowadzonego śledztwa. Twierdzili, że byli bici, a ich zeznania zostały wymuszone przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Ponadto łomżyński sąd doszedł do wniosku, że Żydzi zostali spaleni w stodole… „przez Niemców”.
Inna hipoteza zbrodni była taka, że zbrodni dokonali sami Polacy bez udziału przedstawicieli władzy okupacyjnej. Jeśli ktoś ma bujną wyobraźnię to może sobie wyobrazić, że mieszkańcy Jedwabnego pod okiem niemieckich żandarmów ruszyli mordować i rabować swoich sąsiadów, z którymi przecież często byli zaprzyjaźnieni. Poza tym obecność Niemców jest poświadczona w wielu spójnych ze sobą zeznaniach i wspomnieniach świadków wydarzeń. Byli też świadkowie, którzy twierdzili, że sprawcami zdarzenia byli tylko Polacy, ale ich zeznania należałoby włożyć między bajki. Dodam, że niektórych żydowskich świadków „naocznych” nawet nie było w Jedwabnem!

Bajkopisarz prof. Jan Tomasz Gross (człowiek ocalony przez Polaków):
Tamtego dnia setki niemieckich żandarmów nie przybyły w kolumnie ciężarówek do Jedwabnego, by mordować Żydów. Natomiast hordy polskich wieśniaków z okolic nadciągnęły na wozach zaprzężonych w konie i razem z mieszkańcami Jedwabnego okaleczały i zabijały swoich żydowskich sąsiadów.
Krystyna Ostrowska – Kossakowska, świadek wydarzeń (w Polskim Radio Toronto):
- Jak większość mieszkańców Jedwabnego się zachowywała?
- Proszę Pana, to nieprawda, że obojętnie wszyscy patrzyli na to, to nieprawda, bo przecież, większość rodzin w Jedwabnem to była taka jak nasza – znaczy bez ojca, wielu Polaków, prawdziwych Polaków poszło na wojnę, wielu było w partyzantce, wielu zlikwidowało NKWD, tak, że przeważnie były matki i małe dzieci, więc co miały robić? Płakała mama, widziałam, a myśmy wymiotowały i moje siostry…
- Czy później, mówię już po roku, po dwóch latach, czy mówiło się o tej tragedii w stodole?
- Tak, mówiło się, każdego dnia, kto tylko przyszedł do nas, rozmawiali. Słyszałam, że później Niemcy kilka osób zastrzelili podczas rabunku tego mienia żydowskiego, tak że Polacy niepewni byli jutra, bo nie wiadomo, co Niemcom mogło przyjść do głowy. (…)
Niemym świadkiem mordowania Polaków, i to nie tylko przez Sowietów (NKWD), ale także Niemców są okoliczne lasy, w tym las w miejscowości Przestrzele.
Trzecia z hipotez była taka, że zbrodni w Jedwabnem dokonali Polacy inspirowani, czy też popychani do niej przez Niemców. „Zbrodnicza inspiracja – według Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – miała charakter dozwolenia na dokonanie zbrodni i zapewnienia bezkarności jej wykonawcom”. Tę właśnie hipotezę uznano za najbardziej wiarygodną. Wbrew zeznaniom świadków i z wiedzą, że w toku prowadzonego śledztwa byli bici i torturowani. Co ciekawe śledczy IPN uznali za prawdopodobne, że „inspiracja polskich wykonawców zbrodni mogła być wynikiem działalności komanda Schapera, realizującego polecenie organizowania zbrodni na Żydach, w sposób nie pozostawiający widocznych śladów udziału Niemców”. Tak więc jest prawdopodobne, że byli tam członkowie Einsatzkommando, które specjalizowało się w takich akcjach, ale winni są Polacy. W toku rozważań nad tym zagadnieniem przyjęto, że zbrodnia „została dokonana nie na własną rękę polskich wykonawców, lecz na rękę władzy państwa niemieckiego, w rozumieniu dekretu z 31 sierpnia 1944 roku”. Do jakich wniosków doszli śledczy? Ano do takich, że już od wczesnych godzin porannych z okolicy zjeżdżali się katolicy, którzy zaplanowali sobie wymordowanie Żydów. Dopuszczali się przy tym przemocy, w tym, morderstw, gwałtów i rabunków (zaprzeczyła temu wstępna ekshumacja prowadzona przez zespół prof. Koli). Ponoć była tam jakaś grupka okupantów, ale czy byli na miejscu zbrodni to już śledczy nie wiedzą, choć wcześniej uznali to za „prawdopodobne”. Przyznali za to, że kilkadziesiąt osób przeżyło ten „pogrom” i mieszkało w Jedwabnem i okolicach już po spaleniu stodoły. Jakże to?! Nie bali się, że sąsiedzi dokończą dzieła zniszczenia? IPN uznał, że rola polskiej ludności była „decydująca o zrealizowaniu zbrodniczego planu”:
Wykonawcami tych zbrodni, jako sprawcy sensu stricto, byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic – mężczyźni, w liczbie co najmniej 40. Na podstawie materiałów archiwalnych procesów karnych w 1949 i 1953 r. i innych zweryfikowanych w toku obecnego śledztwa materiałów dowodowych, należy przyjąć, że aktywnie uczestniczyli oni w dokonaniu zbrodni, uzbrojeni w kije, orczyki i inne narzędzia. Przypisane im w wyniku niniejszego śledztwa czyny wypełniają znamiona nie ulegającej przedawnieniu zbrodni opisanej w treści art. 1 pkt. 1 dekretu sierpniowego.

To śledztwo IPN i wnioski jakie z niego wyciągnięto do dzisiaj jest podstawą do szkalowania Polski i Polaków na arenie międzynarodowej. Polscy patrioci coraz intensywniej domagają się ekshumacji pomordowanych i rzetelnego wyjaśnienia zbrodni w Jedwabnem. Niestety elity sprawujące władzę w kraju nie mają odwagi na podjęcie walki z lobby żydowskim, które kłamie i z pewnością kłamać będzie bo taką ma naturę i interes. Szkoda, że Żydzi, którzy tyle dobra doświadczyli od Polaków w swojej historii nie mają w sobie tyle dumy i honoru, żeby stanąć w prawdzie. Nie dotyczy to wszystkich Żydów, część jest polskimi patriotami i domaga się prawdy, ale jest to zaledwie garstka w porównaniu do tych, którzy życzą nam źle. Każdy Żyd, który ocalał w granicach okupowanej Polski przeżył, gdyż pomogli mu rdzenni mieszkańcy tej ziemi. Taka jest prawda.
Komentarze