top of page

Wybuchło Powstanie


Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.

Łk 19, 41 – 44


„…i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu…’ mówi Jezus w Ewangelii św. Łukasza, w symbolicznym 44 wersie.


ŻOŁNIERZE STOLICY

Wydałem dziś upragniony przez Was rozkaz do jawnej walki z odwiecznym wrogiem Polski, najeźdźcą niemieckim. Po pięciu blisko latach nieprzerwanej walki, prowadzonej w podziemiach konspiracji, stajecie dziś otwarcie z bronią w ręku, by Ojczyźnie przywrócić Wolność i wymierzyć zbrodniarzom niemieckim przykładną karę za terror i zbrodnie dokonane na ziemiach Polskich.

Warszawa, 1.VIII – 1944r. Dowódca Armii Krajowej

(-) Bór”


Nareszcie nadszedł dzień, na który w męce i zaciętości czekaliśmy pięć, jakże długich lat.

Warszawa walczy!

Warszawa szarpie wroga. Nareszcie na rękach naszych niemiecka krew, tych wściekłych psów, tych zbójów, którzy poniewierali i plugawili przez pięć niekończących się lat wszystko, co dla nas było święte.

Generał Bór wydał rozkaz. Pierwsze strzały padły w stolicy z pistoletów i karabinów żołnierzy Armii Krajowej. Żołnierze ci rozpoczęli dzieło. Teraz już jednak duch walki ogarnął całe miasto. Lud Warszawy jest w tych godzinach ze swym podziemnym wojskiem sercem i dłonią – cały warszawski lud.

Nie pierwszy raz Warszawa powstaje. Nigdy jednak wola walki nie była tak powszechna, jak dziś. Warszawa jest zjednoczona bez reszty w nienawiści, w zemście, w jednolitym pragnieniu wolności.

Robotnicy i inteligenci, kobiety, mężczyźni i młodzież ludzie wszystkich grup politycznych, wszystkich warstw – to jeden dzisiaj lud, lud Warszawy.

Polacy! Powiew historii idzie ulicami i placami Warszawy. Staje się rzecz wielka, której echa pójdą w pokolenia całe.

Każdy, kto dziś walczy – bierze udział w dziele nieśmiertelnym. Ci, co padną – padną w wolności i sławie. Ci, co zwyciężą – będą mieli poczucie dokonania wielkiego czynu swego życia.

Zorza wolności już wschodzi nad stolicą Polski. Alarm powstańczej pobudki wzywa wszystkich do broni!

Oto dziś dzień krwi i chwały! Dzień sprawiedliwej zemsty, zemsty bezlitosnej.

Do broni!’


Tak donosił „Biuletyn informacyjny” z dnia 2 sierpnia 1944r. Godzina rozpoczęcia zbrojnego powstania („W”) zapadła jednak dużo wcześniej…


Z końcem lipca 1944r. przez Warszawę coraz częściej przejeżdżały rozbite na Wschodzie oddziały niemieckiej armii. Za nimi toczył się ogromny walec wojenny Stalina. Armia nastawiona na pokonanie Hitlera i zdobycie całego świata. Teraz, wspierana przez sojuszników z Zachodu. Teraz, będąca sojusznikiem Polski.

22 lipca zaczęła się pośpieszna ewakuacja administracji niemieckiej, części jednostek policyjnych i służb logistycznych. Jeden z powstańców, ppor. Marek Tadeusz Nowakowski wspominał:


Pojawiają się także pierwsze cofające się oddziały niemieckie. Jakże są inne od tych butnych, które widzieliśmy do tej pory (…) Ulicami ciągną niekończące się tłumy żołnierzy niemieckich. Idą na zachód (…) Lotnictwo sowieckie nadlatuje od czasu do czasu, ale nie bombarduje miasta (…) Dywizja Herman Goering przewala się przez miasto (…) Sowieci bombardują stanowiska obronne i baterie p-lot.”.


Dopiero kilka dni później, Niemcy opanowali paniczną ucieczkę i część służb powróciła do Warszawy.

25 lipca na terenie stolicy ukazały się ulotki podległego Sowietom, Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który z Polską wiele wspólnego nie miał, bynajmniej nic dobrego w planach. W swojej treści, ulotki nawoływały mieszkańców miasta do współpracy w walce z Niemcami. Informowały również, że razem z Armią Czerwoną naciera Armia Polska. W kilka dni później, apel o przyłączenie się do walki, nadały podległe Sowietom rozgłośnie radiowe „Moskwa” i „Kościuszko”. Jeszcze na dzień przed 1 sierpnia, radiostacja „Kościuszko” nadawała komunikaty takiej treści:


"Warszawa się trzęsie od huku armat. Wojska sowieckie idą naprzód i dochodzą do Pragi. Przynoszą nam wyzwolenie. Niemcy, gdy będą wyrzuceni z Pragi będą starali się wszystko zniszczyć. W Białymstoku niszczyli wszystko przez 6 dni. Zamordowali tysiące naszych braci. Musimy zrobić wszystko, aby uniknąć tych okropności. Ludu Warszawy do broni! Cala ludność powinna się zgrupować dokoła Narodowej Rady i armii podziemnej. Atakujcie Niemców! Pomóżcie Armii Czerwonej przejść Wisłę. Milion mieszkańców Warszawy niechże będzie armią miliona ludzi walczących i niszczących niemieckich najeźdźców".

Maszt na rondzie Zgrupowania AK Radosław

Zbliżająca się klęska Armii Hitlera stawała się oczywistością. Optymizmem nastrajał też fakt kolejnego już, głośnego zamachu na życie Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu. Zamachu dokonanego przez oficerów Wehrmachtu rękami pułkownika Clausa von Stauffenberga. Do tego, większość jednostek stacjonujących w Warszawie, wyjechała na front wschodni.

Warszawa włączona została w plany akcji „Burza”, co oznaczało, że jednostki nieprzyjaciela będą się musiały obawiać również polskich akcji zbrojnych, spoza obrębu miasta Warszawy. Towarzysz Stalin, miał troszkę inne plany…


"Wszyscy zachłysnęli się wolnością. Nie sprawił większego wrażenia rozlepiony na murach manifest PKWN-u, a o osobach wchodzących w jego skład - nikt nie słyszał. Skończy się wojna, skończą się jakieś tam Komitety, bolszewikom każą się wynosić i przyjdzie nasz rząd z Londynu - komentowano. Humor wszystkim dopisywał (…). Po wybuchu Powstania Warszawskiego, na murach miasta pojawiły się apele wzywające na pomoc walczącej stolicy. (...)Tymczasem doszła do nas wiadomość, że podobno grupa ochotników, która wyruszyła z Przeworska czy Jarosławia, została koło Leżajska zatrzymana i rozbrojona (...) Nie mogliśmy pojąć jak to możliwe, żeby komuś zabraniać iść na pomoc walczącej Warszawie. Było to pierwsze rozczarowanie, pierwszy cień, który padł na przyniesioną nam od Wschodu wolność." – wspominał W. Trojanowski z „wyzwolonego” Przemyśla.


Decyzje Stalina, miały decydujący wpływ na „być, albo nie być” Powstania. Akcja „Burza”, która, jak już zauważyliśmy w wypowiedzi W. Trojanowskiego, była paraliżowana przez Armię Czerwoną. Przykładów jest całe mnóstwo, ale jedno tylko zdarzenie mogło odmienić los, pogrążonej w nierównym boju stolicy.

Otóż, do Puszczy Kampinoskiej weszło Zgrupowanie Stołpecko – Nalibockie Armii Krajowej. W jego składzie był batalion 78 Pułku Piechoty Strzelców Słuckich z Baranowicz, dywizjon 27 Pułku Ułanów z Nieświeża i szwadron ciężkich karabinów maszynowych z 23 Pułku Ułanów z Postaw. Prawie wszyscy w umundurowaniu żołnierza polskiego z 1939r. Zgrupowanie było całkiem dobrze uzbrojone w broń; karabiny, pistolety, granaty, granatniki i amunicję. Wejście Zgrupowania do Puszczy, to z marszu wzięty sukces militarny nad dużą jednostką niemiecką. Zabito około 40 Niemców, przy jednym zabitym po swojej stronie. Zdobyto też dodatkowe uzbrojenie. Później, pod Truskawką poległo 11 żołnierzy, ale zabito 70 Niemców. Jednostka była więc dobrze wyszkolona i obyta w boju. Nie ma, co do tego wątpliwości. W czasie późniejszym, jednostka otrzymała nazwę Pułk Palmiry – Młociny i w sierpniu weszła do walki m.in. o lotnisko bielańskie. Pułkownik Józef Krzyczkowski „Szymon" nazwał zgrupowanie „darem z nieba dla Rejonu VIII”.

Nim jednak doszło do wcielenia Zgrupowania do Rejonu VIII, padł rozkaz. Zaskakujący rozkaz, nakazujący rozbroić Zgrupowanie. Oczywiście nie można tutaj rozpatrywać sytuacji bez roli i wpływu naszych wschodnich „sojuszników”. Jak inaczej wytłumaczyć taki rozkaz, jeśli nie względami politycznymi? Oczywiście, rozbroić taki oddział, nie jest łatwo, dlatego do jego wykonania nie doszło. Porucznik Adolf Pilch (cichociemny) „Dolina” wspominał:


Nie widziałem żadnych możliwości przeprowadzenia oddziału, liczącego blisko tysiąc żołnierzy, kilkaset koni, liczne tabory, szpital, kuchnie itp. do wspomnianej puszczy odległej o kilkaset kilometrów.”


Porucznik „Dolina”, miał na myśli rozkaz przejścia do Borów Tucholskich, który był alternatywą dla złożenia broni. Alternatywą – samobójstwem. Rozkaz Komendy Głównej AK przekazał, znany nam uczestnik bitwy pod Andrzejewem, płk. Kazimierz Pluta – Czachowski.

W ten sposób, za przyzwoleniem Komendy Głównej AK, Sowieci pozbyli się dużego zgrupowania, które mogło przyjść z pomocą walczącej Warszawie. Pomoc to, nie byle jaka. Uzbrojenie, którym dysponowało Zgrupowanie, to około jednej piątej całkowitego uzbrojenia powstańców. Tylu doborowych i dobrze uzbrojonych żołnierzy było siłą, która mogła wnieść znaczący wkład w zwycięstwo. Tak się jednak nie stało…

Mimo wszystko żołnierze Zgrupowania wzięli udział w około 40 akcjach Pułku Palmiry – Młociny i Grupy Kampinos, podczas trwania Powstania Warszawskiego.

27 lipca gubernator Fischer wydał zarządzenie wzywające do stawienia się 100 tysięcy mężczyzn w wieku od 16 do 60 roku życia, w celu kopania rowów strzeleckich. Był to sprytny ruch, mający na celu rozbicie szeregów Armii Krajowej, a tym samym pozbycie się zagrożenia wybuchu powstania w mieście. Okopy oczywiście też były Niemcom potrzebne, bo Hitler wycofania się z Warszawy, nie brał pod uwagę. Dla stolicy Polski, już dużo wcześniej napisał scenariusz - miała być zrównana z ziemią. W każdym razie, oczekiwanie powstania (albo pomocy Sowietów) było powszechne, skoro nie wykonano wojennego rozkazu Fischera. Jest to jedyny taki przypadek w okupowanej Europie i zarazem nieformalny początek Powstania.

Godzina "W" - Warszawa

W takiej sytuacji, płk A. Chruściel „Monter”, Komendant Okręgu Warszawskiego AK wydał rozkaz mobilizacji dla podległych mu oddziałów. O tym, co wisi w powietrzu, dobrze wiedział Gubernator Fischer i jego podwładni. Jego wezwanie zostało zbojkotowane, a przecież ludność doskonale zdawała sobie sprawę, że wedle barbarzyńskiego prawa Niemców, ta liczba (100 tysięcy!) ludzi zostanie zabita, jako przykład dla innych. Ludność Warszawy wiedząc, że Armia Czerwona wraz z Armią Polską pod dow. gen. Z. Berlinga stoi u drzwi Warszawy, całkowicie zbojkotowała wezwanie gubernatora dystryktu warszawskiego. Bez żadnych, nakłaniających ku temu rozkazów dowództwa AK. Żadnych masowych egzekucji, do których przywykli warszawiacy, nie było. Wobec braku represji, mobilizacja sił akowskich, ogłoszona dla obrony ludności, została odwołana. Gotowość bojowa oczywiście trwała dalej.

30 lipca wywiad AK dotarł do informacji, że administracja niemiecka ma być wycofana poza miasto z dwudniowymi zapasami żywności. To oznaczało, że po tym czasie powróci. Co będzie się działo przez ten czas? Dowództwo AK nie miało złudzeń; zdekonspirowana w dużej mierze Armia Podziemna ma być rozbita nim przystąpi do zbrojnego zrywu. Niemcy zaplanowali zniszczyć powstanie w zarodku. Warszawa zyskała miano „Festung Warschau” (Twierdza Warszawa). Podobnie rzecz się miała w twierdzy Mińsk Litewski, który tak samo jak Warszawę ogłoszono „twierdzą”. W czasie ewakuacji zginęło tam 40% ludności, a miasto zostało zniszczone w 92%. Warszawiacy przewidywali podobny, czarny scenariusz dla stolicy.

Niemcy mieli nie lada orzech do zgryzienia. W mieście Armia Krajowa, a Armia Czerwona już na prawobrzeżnych rejonach Wisły. Z puszcz i lasów nadciągają partyzanci z „Burzy”. Dziennik działań bojowych 9 Armii Niemieckiej z tego okresu donosi:


Nieprzyjaciel zajął Wiązownę. 73 Dywizja Piechoty stara się utrzymać na nakazanej linii Otwock – Mińsk Mazowiecki. Dalej na północ nieprzyjaciel dotarł do Wołomina. Praga stoi otworem i prawie bezbronna


O tym, że „Praga stoi otworem”, przekonał się osobiście płk Chruściel „Monter”, który po „wycieczce” rowerowej stwierdził, że „sowieckie oddziały wdarły się w przyczółek niemiecki”. Czołgi 1 Frontu Białoruskiego pojawiły się w okolicach Pragi.

Zapadła decyzja o podjęciu zbrojnej akcji. Godzina wybuchu powstania, czyli „Godzina W”, wyznaczona została na godzinę 17.00, kiedy na ulicach będzie najmniej ludności cywilnej. Rosyjski historyk, Nikołaj Iwanow stwierdził:


Dokumenty z archiwów sowieckich pozwalają dziś stanowczo stwierdzić, że informacja wywiadu AK z 30 lipca o czołgach sowieckich w okolicach Pragi nie była zmyśleniem. Dowódca AK generał Tadeusz Bór – Komorowski oparł się zatem nie na niesprawdzonych plotkach, ale na faktach, które dziś możemy potwierdzić dzięki dokumentom dowództwa 1. Frontu Białoruskiego”.


Pierwsze strzały padły jeszcze przed godziną „W”, bo tuż po południu (przed godz. 14). Można zgodnie z zasadami wisielczego humoru powiedzieć, że „zaczęło się żniwo”. Kompania dywersyjna o kryptonimie „Żniwiarz” (jedna z drużyn, jeśli chodzi o ścisłość) przenosiła broń w rejon ustalony na czas pełnej mobilizacji. Oddaję jednak głos kpr. podch. Z. Sierpińskiemu „Marek Świda”:


Muszę powiedzieć, że był właściwie taki moment, kiedy zupełnie wyraźnie obserwowaliśmy się wzajemnie i widać było, że Niemcy robią jakiś rachunek zysków i strat – czy zacząć starcie, zacząć walkę z nami, czy udać, że nie zwracają uwagi na kilkunastu młodych ludzi, już w butach z cholewami bądź ubranych przynajmniej od spodu w mundury, bo od góry, mimo gorącego dnia, w płaszcze, pod którymi schowana była broń: pistolety maszynowe, broń krótka, granaty. Jak gdyby zastanawiali się, czy doprowadzić do tego starcia, czy nie. W pewnym momencie zdecydowali się i rozpoczęła się walka. Walka, z której wyszliśmy właściwie z pełnym sukcesem, ponieważ obrzuciliśmy samochód niemiecki granatami, sami nie ponieśliśmy strat.


Boże Wielki! Bądź pochwalony, iż dozwalasz nam uczestniczyć w tych wspaniałych dniach Warszawy i Polski. Wspaniałych – przez cud braterstwa. Jakżeż zjednoczeni jesteśmy w tych chwilach, ileż wzajemnej życzliwości, przyjaźni, miłości widzimy naokoło” – 3 sierpnia „Biuletyn Informacyjny”


Ulicami Warszawy przewalają się niemieckie czołgi. Plują pociski, sieją zniszczenie. (…) Z narożnej kamienicy na Brackiej pada okrzyk: Budować barykady! Ludzie wybiegają z bram, znosząc łomy, łopaty, skrzynie i deski. Z okien mieszkań padają na bruk ciężkie tapczany, stoły, ławki. Robota wre. Rodzi się powstańcza barykada” – 5 sierpnia „Biuletyn Informacyjny”.


General Komorowski „Bór” pisał:


Na wszystkich obiektach zdobytych i wszystkich domach ulic walczących wywieszono spontanicznie chorągwie narodowe (…) Cała stolica owładnięta jest zapałem walki, bije Niemców i zaciera ślady niewoli. Ani jedna organizacja polityczna nie walczy samodzielnie, wszystko jest zjednoczone wokół Sił Zbrojnych w Kraju”.


Ppor. Bronisław Troński „Jastrząb”:


Nastrój ulicy przypominał nieustające święto. Nigdy nie zapomnę rozradowanych spojrzeń, które nam towarzyszyły, gdziekolwiek byliśmy. Słów pełnych zachęty i nadziei. Jakaś kobieta poczęstowała nas świeżymi bułeczkami (…) Każdy na swój sposób, w miarę swoich zdolności, brał udział w tym decydującym starciu”.


Tadeusz Polak, wspominał swoje wrażenia słowami:


Wszyscy podnieceni, podenerwowani radością, że wreszcie mogą czuć, myśleć i mówić głośno i swobodnie. Aż dech zapiera na myśl, że jest się wreszcie wolnym”.

Jeden z warszawskich murali

Niemcy znaleźli się w trudnym położeniu, ale reichsführer SS Heinrich Himmler, widział również dobre strony zbrojnego wystąpienia AK. Pisał do A. Hitlera:


Mój Wodzu! Zdarzenie jest paskudne. Historycznie jednak biorąc, to, co robią Polacy, stanowi błogosławieństwo. Za pięć, sześć tygodni poradzimy sobie z tym. Ale wtedy Warszawa, stolica, głowa i ośrodek inteligencji 16-17- milionowego narodu polskiego, będzie starta. Tego narodu, który nas od 700 lat blokuje na Wschodzie, a od czasu bitwy pod Grunwaldem ciągle staje na naszej drodze. Problem polski nie będzie już istniał potem dla naszych dzieci oraz dla tych wszystkich, którzy przyjdą po nas. A i dla nas nie będzie to już wielki problem”.


Odpowiedź Hitlera, na powstańczy zryw, była okrutna. Obrazuje ją poniższy cytat:


Ujętych powstańców należy zabić bez względu na to, czy walczą zgodnie z konwencją haską, czy ją naruszają. Niewalcząca część ludności, kobiety i dzieci, ma być również zabijana. Nie wolno brać żadnych jeńców. Całe miasto ma być zrównane z ziemią, to jest domy, ulice, urządzenia w tym mieście i wszystko, co się w nim znajduje”.


Warszawa zostanie starta z powierzchni ziemi” – stwierdził Hitler.


Piątego sierpnia, do stolicy przybył von dem Bach – Zelewski, który złagodził bezduszny rozkaz swojego Führera. Nie z litości jednak. Przyjął po prostu inną taktykę walki z powstańcami. Hans Thieme, oficer Wehrmachtu zaświadczał:


Podczas pierwszych trzech albo pięciu dni powstania na osobisty rozkaz Hitlera rozstrzeliwano wszystko, co polskie, bez względu na wiek i płeć. Teraz zmieniono technikę. Jednak nie z powodów humanitarnych; mężczyzn nadal rozstrzeliwano.


Stalinowi zniszczenie Warszawy było oczywiście na rękę, ale priorytetem było zniszczenie warszawiaków. Hitler z Himmlerem z kolei, tak bardzo nienawidzili Polski, że zniszczenie jej głównego miasta, wraz z mieszkańcami było marzeniem, które planowali zrealizować od dawna. Nie tylko Warszawę planowali zrównać z ziemią. Taki sam los z czasem spotkałby Moskwę, Stalingrad, Mińsk i wiele innych miast, które pewnie na nowo zaprojektowałby pierwszy architekt III Rzeszy, Albert Speer.

Naczelny Wódz, generał Sosnkowski 28 lipca 1944r. pisał do prezydenta Władysława Raczkiewicza:


"Wszelka myśl o powstaniu zbrojnym jest nieuzasadnionym odruchem - pozbawionym sensu politycznego, mogącym spowodować tragiczne, niepotrzebne ofiary".


Do gen. Komorowskiego „Bora”, pisał z kolei:


Walka z Niemcami musi być kontynuowana w formie „Burzy". Natomiast w obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powszechnemu powstaniu, którego sens historyczny musiałby z konieczności wyrazić się w zmianie jednej okupacji na drugą”.


Trudno mi powiedzieć, dlaczego Naczelny Wódz, choć był przeciwnikiem wybuchu powstania, de facto dopuścił do jego wybuchu? Może tak do końca nie był przekonany? Z końcem lipca pisał już w trochę innym tonie:


"Oceniam, że na froncie wschodnim Niemcy ponieśli klęskę (…) ruch sowiecki na zachód na tym odcinku będzie szybki i dojdzie bez większych skutecznych przeciwdziałań niemieckich do Wisły i przejdzie Wisłę w dalszym ruchu na zachód (…) Ostatni fakt zamachu na Hitlera łącznie z położeniem Niemiec doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili"


Krytycznie o Powstaniu wypowiadał się także jeden z najbardziej znanych generałów, Władysław Anders. „Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność” – pisał generał Anders. Stwierdził, co następuje:


Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. (…) Chyba nikt uczciwy i nieślepy nie miał jednak złudzeń, że stanie się to, co się stało, to jest, że Sowiety nie tylko nie pomogą naszej ukochanej, bohaterskiej Warszawie, ale z największym zadowoleniem i radością będą czekać, aż się wyleje do dna najlepsza krew Narodu Polskiego.

Byłem zawsze, a także wszyscy moi koledzy w korpusie zdania, że w chwili, kiedy Niemcy wyraźnie się walą, kiedy bolszewicy tak samo wrogo weszli do Polski i niszczą tak jak w roku 1939 naszych najlepszych ludzi – powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”.


Trudno mi również zrozumieć gen. Andersa. Tego samego gen. Andersa, który posłał naszych żołnierzy w bezsensowny, acz chwalebny dla polskiego żołnierza, bój o wzgórze Monte Cassino. Wzgórze, którego nie było potrzeby zdobywać, a można było ominąć. Ot tak, po prostu. Wygrała polityka.

Nie tylko ci generałowie byli sceptycznie nastawienia do zbrojnego wystąpienia w stolicy. Stanisław Likiernik pisał:


W naszym oddziale Kedywu szans na udane powstanie przeciwko Niemcom nie oceniano wysoko. (…) Nasza Armia Krajowa, dysponując jednym granatem na pięciu żołnierzy, miała stawić czoło wrogom uzbrojonym po zęby.

Na kilka dni przed powstaniem przyszedł do mnie mój przyjaciel Roman Mularczyk (później, pod pseudonimem Roman Bratny, znany pisarz). Powiada:

- Wspomnisz moje słowa, Ruscy sprowokują powstanie w Warszawie, a kiedy już zaczniemy, zatrzymają się i pozwolą, żeby Niemcy nas wykończyli.”


Polska Walczy

Roman Mularczyk miał rację, „żołnierze wolności” zatrzymali się na rozkaz Stalina. Rozkaz, którym towarzysz Stalin nie chciał się za bardzo chwalić, więc został utajniony. Nie trzeba było długo czekać aż Stalin potępi „awanturników” z kraju nad Wisłą i okrzyknie ich faszystowskimi pomagierami Hitlera, którzy niepotrzebnie wywołali „warszawską awanturę”.


Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. (...) Sierpniowe powstanie warszawskie z powodu braku skutecznej pomocy upada w tej samej chwili, gdy armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg sprawiedliwy oceni straszliwą krzywdę, jaka Naród Polski spotyka, i niech wymierzy słuszną karę na jej sprawców” – tak brzmiał ostatni apel Krajowej Rady Ministrów i Rady Jedności Narodowej.


Tych słów nic nie zatrze” – zapisał Winston Churchill w swoich wspomnieniach.

Czy Powstanie musiało upaść? Czy klęska była nieunikniona? Czy dało się ją przewidzieć?

Decydującą rolę odegrał tutaj Stalin. Nie tylko zatrzymał ofensywę, ale nie dopuścił również do pomocy dla powstańców, ze strony aliantów Zachodnich, USA i Wielkiej Brytanii. Ba! Strzelał do samolotów niosących pomoc Warszawie. Zrzuty zaopatrzenia rozpoczęły się w chwili, gdy nic już nie mogło się zmienić…

Generał Komorowski „Bór” pisał o pomocy w postaci zrzutów z zaopatrzeniem:


Ludzie zrozumieli jak wielką pomoc mogliby otrzymać, gdyby nadeszła wcześniej. W pierwszych tygodniach, wówczas gdy trzymaliśmy dwie trzecie miasta – około tysiąca zasobników wpadło by niewątpliwie w nasze ręce. Z tak dużą ilością broni i amunicji zdołalibyśmy nie tylko uwolnić całą Warszawę, ale również ją utrzymać”.


O zbrodniczych decyzjach Stalina, napiszę innym razem. Teraz jeszcze o jednej nadziei stolicy.

W 1943 Anglicy zatwierdzili etat pewnej Brygady Spadochronowej. Dowodził nią generał Stanisław Sosabowski. 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa szkoliła się z nadzieją, że kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, zostanie zrzucona prosto do walczącej Warszawy, aby wspomóc rodaków, w próbie odzyskaniu niepodległości. 11 marca Brytyjczycy zaręczali generała Sosnkowskiego:


"Stosowanie do istniejącego porozumienia polska brygada jest do Pana dyspozycji".


Jednocześnie namawiali generała, aby pozwolił wykorzystać brygadę na innym polu działań. Wreszcie gen. Sosnkowski uległ i w czerwcu, za zgodą Rządu oddał Brygadę do dyspozycji Naczelnego Dowódcy Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych. Pisał:


Jesteśmy pewni, że brytyjscy Szefowie Sztabu uczynią wszystko, co w swej mocy, żeby umożliwić we właściwym momencie użycie Brygady do pomocy w powstaniu w Polsce - a szczególnie w zapewnieniu transportu powietrznego do tego celu".


W Powstaniu Warszawskim walczył syn gen. Sosabowskiego, więc skakałby on ze swoją brygadą z podwójna motywacją. Niestety, kiedy zaszła potrzeba wsparcia Powstania, Brytyjczycy oznajmili, że nie mają środków do przetransportowania spadochroniarzy. Wielu żołnierzy brygady, odmówiło zjedzenia śniadania i zagroziło strajkiem głodowym. Dowódca Brygady, gen. Sosabowski pisał do gen. Sosnkowskiego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych:


Przedstawiam Panu Generałowi meldunki oddziałów w sprawie spontanicznego odruchu żołnierzy Brygady w związku z brakiem pomocy alianckiej na rzecz Obrony Warszawy. Odruch ten objawił się w nieprzyjęciu posiłków w dniu 13 sierpnia br. oraz licznych zgłaszań do raportu w sprawie pomocy Warszawie. Zachowanie żołnierzy jest w ramach dyscypliny i porządku – nie mam powodów do stosowania sankcji. Solidaryzuję się z moimi podkomendnymi. Brygada cała bez wyjątku odczuwa specjalnie głęboko to, że nie jest użyta do wykonania jedynego zadania, dla którego zrealizowania powstała i otrzymała Sztandar z rąk Warszawy”.


We wrześniu skierowano Brygadę do, fatalnie przygotowanej operacji „Market – Garden”, gdzie uczestniczyła w bitwie pod Arnhem. Tragizm tej operacji przewidział gen. Sosabowski, ale Brygada, lojalnie wykonała powierzone jej zadania. Z 10000 posłanych do akcji spadochroniarzy 1 Dywizji Powietrznej ocalało zaledwie 2000. Tak zmarnowano potencjał, który stanowił realne wsparcie dla walczącej Warszawy.

Generał Sosabowski ze swoją Brygadą, uwieczniony został w znanej powszechnie książce Korneliusa Ryana pt. „O jeden most za daleko” (ang. A Bridge Too Far). Na jej podstawie nakręcono film, w którym gen. bryg. S. Sosabowskiego zagrał, znany amerykański aktor Gene Hackman.

Trzy dni przed desantem żołnierzy gen. Sosabowskiego w Arnhem, nad Warszawę dotarło wsparcie. Ogromna flota powietrzna, składająca się ze 110 „latających fortec”, w asyście sześćdziesięciu myśliwców z amerykańskiej 8 Floty Powietrznej. Gen. Komorowski „Bór” wspominał to zdarzenie tak:


Był pogodny, słoneczny dzień. Niebo bez chmurki.

Mieszkańcy Warszawy oczywiście nic nie wiedzieli o nadchodzącej pomocy, toteż widok nadlatujących samolotów amerykańskich, które pojawiły się niespodziewanie nad miastem, wywołał nieopisaną radość. Bombowce leciały bardzo wysoko, zostawiając za sobą na niebie szereg punkcików. To spadochrony.

Niemcy otworzyli huraganowy ogień artylerii przeciwlotniczej, który jednak nie dosięgnął maszyn.

Warszawa przeżywała chwile nieopisanego entuzjazmu. Wszyscy z wyjątkiem chorych i rannych wylegli z piwnic. Opustoszały podziemia, zaroiły się podwórza i ulice. Z początku przypuszczano, że to desant oddziałów spadochronowych. Stojący niedaleko mnie żołnierz obserwował niebo przez lornetkę. Nagle głośno zawołał:

- Rany Boskie, przecież Niemcy ich wszystkich wystrzelają!

Jeden z oficerów starał się go uspokoić, tłumacząc, że to nie są spadochroniarze, tylko zasobniki z bronią i zaopatrzeniem”.


Pomnik Małego Powstańca w Warszawie

Zasobniki z bronią i amunicją dotarły za późno i tylko część z nich, dostała się w ręce powstańców.


Reasumując:

Do Warszawy zbliża się w szybkim tempie Armia Czerwona. Jej czołgi już wdarły się na do Pragi. Radiostacje stalinowców wzywają lud Warszawy do pomocy w wyzwoleniu stolicy. Wierzyć im? A skąd, tyle razy już oszukali, wbili nóż w plecy w ’39. Ale teraz to sprzymierzeńcy. Nasi i Zachodu. Co więcej, idą z nimi nasi chłopcy – Armia Polska z Berlingiem.

Wśród samych Niemców dzieje się nieciekawie. Hitler ledwie doczyścił koszulę po zamachu na swoje życie. Zamachu, z rąk swoich własnych oficerów. W stolicy zostało tylko 40% szkopów z początkowej ich liczby. Reszta pojechała na Wschód (Część z nich, nadal leży w ziemi pod Stalingradem).

W ramach akcji „Burza” idą na pomoc oddziały „leśnych’. Będą przebijać się do stolicy i nękać Niemca na każdym kroku. Mają broń i amunicję.

W Anglii czekają na sygnał spadochroniarze generała Sosabowskiego. Spadną na Warszawę, jak płatki śniegu. Radości nie będzie końca. Gen. Sosabowski spotka się z synem, który tak jak reszta warszawiaków rwie się, żeby w końcu dokopać szwabom, zemścić się za wszystkie lata bestialskich mordów, gwałtów, rabunków i upokorzeń.

Do tego 100 tys. mężczyzn ma się zgłosić do kopania umocnień. Toż to rozbije całą konspirację! Nie damy się! Nie idziemy na rozkaz Fischera. Nie on nam gubernatorem.

Warszawa ogłoszona „twierdzą”. Niemcy się nie poddadzą…Co z miastem? Obrócą w perzynę… Trzeba się bronić, pomóc Ruskim od środka. Damy radę! Tylko kilka dni…


„Nie mam żadnych złudzeń, co nas tu czeka po wejściu Rosjan i ujawnieniu się, ale choćby mnie spotkało najgorsze, wolę to aniżeli zrezygnowanie z wszystkiego bez walki. Musimy spełnić nasz obowiązek do końca” - generał brygady Tadeusz Pełczyński.

Stanisław Marczak-Oborski

"Do Powstańca"

Pamiętaj: nie wolno ci zwątpić

w wolność, co przyjdzie, choćbyś padł.

Pamiętaj, że na ciebie patrzy

ogromny i zdumiony świat.

I wiedz, że krokiem w nędznym bucie

jak pomnik dziś w historię wrastasz.

I wiedz, że w sercu twoim bije

uparte serce tego miasta.

Choćby zawiodła wszelka pomoc,

choć przyjdą dni głodu i moru,

ostatniej stawki nie przegramy

- stawki naszego honoru.

Kościół św. Wojciecha na Woli

bottom of page