top of page

Stalin ciągle żywy

W Dzienniku ustaw Rzeczpospolitej Polskiej, jakiś czas temu ukazała się ustawa z 1 kwietnia 2016r. „o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”. Oto fragment ustawy:


„Art. 1.

Nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów, nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować.

Za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989.

Art. 2.

Stwierdzenie przez wojewodę nieważności uchwały nadającej nazwę budowli, obiektowi lub urządzeniu użyteczności publicznej, w zakresie, w jakim nadaje nazwę niezgodną z art. 1, wymaga opinii Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu potwierdzającej tę niezgodność.

Wojewoda może także zasięgnąć opinii Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Opinie, o których mowa w ust. 1 i 2, są przedstawiane niezwłocznie, nie później jednak niż w terminie 2 tygodni od dnia doręczenia żądania wojewody. Oczekiwanie na opinie wstrzymuje bieg terminu na stwierdzenie nieważności aktu.”


Ustawa dekomunizacyjna – tak ją powszechnie nazwano. Wedle tejże ustawy, Polska powinna oczyścić wreszcie przestrzeń publiczną z nazw, które propagują i wychwalają ustroje totalitarne. Chodzi tutaj przede wszystkim o ustrój komunistyczny, z którego upiorami nie potrafimy się uporać od dziesięcioleci. Zdawałoby się, że nie ma większego problemu, bo chociaż wiąże się to z pewnymi utrudnieniami i kosztami, to jest to krok w dobrą stronę. Zwłaszcza, że ustawa pozostawia w tej kwestii, wolną rękę

Kombatanci w Andrzejewie

samorządom.

Dodatkowo, ustawa gwarantuje, że: „pisma oraz postępowania sądowe i administracyjne w sprawach dotyczących ujawnienia w księgach wieczystych oraz uwzględnienia w rejestrach, ewidencjach i dokumentach urzędowych zmiany nazwy dokonanej na podstawie ustawy są wolne od opłat.”

Zmiana, na ten przykład nazwy ulicy, wiąże się ze zmianą adresu zamieszkania i tego typu utrudnieniami, ale i tutaj nie ma większego problemu, bo nie ma obowiązku wymiany dokumentu, póki nie skończy się jego ważność. Reasumując: większość kosztów związanych z dekomunizacją przestrzeni publicznej pokrywa skarb państwa, albo budżet samorządowy. Tylko niewielkie kwoty, będą udziałem przeciętnego obywatela, którego sprawa dotyczy.


Mimo wszystko, jest opór społeczny. Dlaczego? Tako rzecze pani Krystyna z Krakowa:


„- To spore wydatki - mówi i wylicza: notarialne zmiany umów spółek (ok. 1000 zł), zmiany w KRS (ok. 900 zł), zmiany w urzędzie skarbowym, ZUS i w informatycznym systemie księgowym (ok. 1000 zł), powiadomienie kontrahentów i dostawców mediów (ok. 180 zł). Do tego zmiany pieczątek, wizytówek czy strony internetowej. (...) - Nawet, jeśli wszystkie opłaty pokryje państwo, to i tak wiąże się to z wieloma załatwieniami.”


Tak więc, nawet jeśli kwoty nie są wysokie, to po prostu „nie chce się”. Ciężko

Instytut Pamięci Narodowej

poświęcić trochę swojego czasu, na to, żeby oddać trochę sprawiedliwości tym, którzy poświęcili życie w walce z krwawymi rządami komunistów.


Wyobraźmy sobie, że syn pani Krystyny był torturowany i zamordowany w ubeckiej katowni, albo, jako żołnierz września ‘39r. został zastrzelony strzałem w potylicę i zasypany piachem w Katyniu. Czy pani Krystyna przywiązałaby się do nazwy ulicy: „Bohaterskich funkcjonariuszy UB”?, albo: „Dzielnych enkawudzistów z Katynia”? Czy naszej pani Krystynie z Krakowa, również nie chciałoby się „załatwiać” tych spraw? Tak łatwo przejść obojętnie, obok zła wyrządzonego sąsiadowi? Nie liczę oczywiście na to, że pani Krystyna ma świadomość, że spuścizna tych zbrodniczych czasów dotyczy również jej, tak jak każdego z nas, po dziś dzień. [Nie będę tej myśli teraz rozwijał...]


Z tą przeszłością, musimy się wreszcie uporać, inaczej będzie się za nami ciągnęła przez kolejne pokolenia. Ulice „Adolfa Hitlera” zniknęły z krajobrazu dawno temu, a co z drugim oprawcą? Co z pomiotem Stalina?


Z naszej przestrzeni publicznej, muszą zniknąć konkretne ulice: Fryderyka Engelsa, Iwana Koniewa, Rewolucji Październikowej, Lenina, Karola Marksa, i temu podobne. Muszą.

Iwan Koniew na znaczku pocztowym





Źródła:

- http://ipn.gov.pl/pl

- http://krakow.naszemiasto.pl


bottom of page