Kraina śmierci
Kraina śmierci, czyli „cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Ania i Radek wyruszyli w nieznane. Wymarzyli sobie podróż po dalekiej, egzotycznej Azji, porzucili „resztki zdrowego rozsądku” i pojechali.
https://orientujemysie.pl/artykuly/rzuc-wszystko-i-jedz-do-azji https://www.facebook.com/orientujemysie/
Dojechali m.in. na kres życia, do… Krainy śmierci:
„Z lotniska Makasar od razu (na styk!), pojechaliśmy nocnym autobusem do Rantepao (200k/os.) Dobrze, że autokar był wygodny i klimatyzowany, bo byliśmy wymęczeni lotem, przesiadkami i spoceni jak świnie. Świt przywiał nas już w Tana Toraja, gdzie otoczeni znowu przez nachalnych kierowców zbyt zmęczeni i zaspani żeby protestować daliśmy się wsadzić w taksówkę i zawieźć do naszej kwatery - homestay ,,Mama Tia" położonego w wiosce na uboczu, w lesie. (…)
Mieszkanie ze zwykłą rodziną, w prawdziwym indonezyjskim domu ze wszystkimi jego niewygodami, ale za to ludzką z serdecznością i możliwością obcowania z inną kulturą na co dzień, jest doświadczeniem, które po pobycie na Flores zaczęliśmy cenić najbardziej. Homestay ,,Mama Tia" i jego mieszkańcy - Yacob, Mama Tia i ich dzieci, sprawili, że w ciągu 5 dniowego pobytu poczuliśmy się jak członkowie rodziny. Mimo spartańskich warunków (typowych dla indonezyjskich rodzin) dom był czysty i zapewniał wszystko co do szczęścia potrzebne: pyszne domowe jedzenie, poranną kawę, suchy dach nad głową i spokojny sen (a w gratisie najlepszy internet jaki mieliśmy w Indonezji - w chatce in the middle of jungle).”
Dalej, na swojej stronie poświęconej podróży piszą, że „kultura Torajan jest główną atrakcją regionu - Tana Toraja słynie ze swoich tajemniczych obrzędów pogrzebowych, których nie zdołało wyplenić będące tu zaledwie od ok.100 lat chrześcijaństwo. Cała kultura oparta jest na kulcie śmierci - tutaj to pogrzeb, a nie narodziny czy wesele jest najważniejszym wydarzeniem "życia" zarówno jednostki jak i społeczności.”
No, ale pogrzeb w tamtym rejonie świata, nie jest sprawą prostą, a już z całą pewnością nie jest tani:
„Torajanie wierzą, że to poczciwe zwierzę przeprowadza dusze zmarłego na drugą stronę, a jego ofiara zapewnia pomyślność w zaświatach. Nie może to być jednak byle jaki bawół. Im jest większy i im większe ma rogi tym lepiej. A jak ma jeszcze białą sierść, to już w ogóle +100 punktów do zajebistości i wieczysty szacun.
Zabicie bawoła jest kulminacyjnym punktem rytuału, a jego wielkość i rozpiętość rogów świadczą o zamożności i statusie rodziny.
Aby kupić idealne zwierzę na pogrzeb trzeba udać się na specjalny targ bawołów i liczyć się z wydatkiem rzędu 20-100 milionów rupii (5-25 tys. zł/szt.) Im wyższy status rodziny, tym dorodniejszy bawół i większy wydatek. A Ci co naprawdę chcą (albo muszą) zaszpanować kupują bawoła-albinosa za… 800 milionów rupii (200 tys. zł , widzieliśmy takiego podczas jednej z naszych wypraw po okolicy - nikt go
nie pilnował!).
Dużo? No to teraz szykujcie kalkulatory - przecież na pogrzeb nie wystarczy jeden bawół - to byłoby lamerskie! W zależności od statusu rodziny trzeba ich poświęcić co najmniej kilka, a najlepiej kilkadziesiąt! Ceny bawołów są tak bajońskie, gdyż w Torai za bardzo nie ma warunków do trzymania tych dużych zwierząt. Krajobraz stanowią pola ryżowe poukrywane w dolinkach między porośniętymi dżunglą górami, pastwisk raczej brak. Bawoły trzeba więc importować z innych regionów kraju.
Cennik pogrzebowy:
Skromny pogrzeb dla biedoty - do 12 bawołów
Średni pogrzeb dla normalnych, pracujących ludzi - od 12 bawołów
Pogrzeb szlachty - co najmniej 24 bawoły
Pogrzeb członka rodziny królewskiej - co najmniej 32 bawoły, z czego pewnie chociaż jeden biały.
A to tylko ceny bawołów! Do tego należy doliczyć: budowę pawilonów i dekoracji pogrzebowych, koszty obsługi ceremonii- wodzirej, rzeźnicy, pomoc kuchenna w jednakowych strojach, no i oczywiście jedzenie i picie dla około tysiąca gości(!), którzy przez tydzień uroczystości będą odwiedzać rodzinę. Całościowy koszt średniego pogrzebu zamyka się pewnie w równowartości 1-2 mieszkań w Warszawie…
Nasz gospodarz, na uwagę, że za takie pieniądze można kupić nowy, wypasiony dom, ziemię, posłać dzieci na studia za granicę, cokolwiek - wzruszył tylko pogardliwie ramionami: ,,Tu nie chodzi o pieniądze, a Wy -biali kompletnie tego nie zrozumiecie". (…)
Te astronomiczne kwoty są często nieosiągalne dla rodziny w chwili śmierci bliskiego. A przecież nie można pochować zmarłego bez bawołów… Dlatego czasami ciało trzymane jest w domu kilka-kilkanaście lat (nawet 20!) W tym czasie członkowie rodziny udają, że zmarły tak naprawdę nie umarł tylko jest ,,chory". Ciało ma więc swój pokój, jest ubierane, karmione, domownicy ucinają sobie z nim krótkie pogawędki… ,,Jak się dzisiaj czujesz babciu? Wszystko w porządku? A okej, to przyjdę jutro"
Ponieważ praw biologii nie da się oszukać i ciało szybko ulega rozkładowi w tropikalnym klimacie, rodzina ratuje się przed smrodem zastrzykami z formaliny (lub innymi domowymi sposobami mumifikacji). I tak sobie mieszkają z trupem aż uzbierają pieniądze na ceremonię…
Schiza?
Dalej jest jeszcze lepiej! Nawet jak ciało jest już pochowane (o samej ceremonii opowiemy za chwilę), każdego roku w sierpniu (po zbiorach ryżu) zmarli są wyciągani z trumien. Podczas święta Ma'Nen bliscy zamiatają swoich zmarłych (tak, dosłownie - miotłami) i ubierają ich w nowe ubrania. To też doskonała okazja, żeby porobić sobie selfiki z ukochaną babcią czy wujkiem. Oczywiście, wtedy też jest potrzebna ofiara z bawoła, więc biedniejsze regiony robią to co 2 lata.”
Musimy się tutaj odnieść do tego, czy faktycznie „my biali tego nie rozumiemy” i czy faktycznie rolą chrześcijaństwa jest plenić takie obrządki i tradycje. Z pewnością chodzi tutaj o konkretną kulturę, ale przede wszystkim o postęp, który prawdopodobnie z biegiem czasu przyniesie zmiany również w dalekiej Indonezji i tamtym regionie w ogóle. Chociaż chrześcijaństwo niesie ze sobą określoną moralność i w większości przypadków ogromną spuściznę cywilizacji łacińskiej, to również w krajach chrześcijańskich tradycje ulegają ciągłym zmianom. Również te pogrzebowe. Nie inaczej było w Polsce, na której się skupimy.
Trzymanie ciała w domowych pieleszach przez kilka, czy też kilkanaście lat może się wydawać bardzo odległą i nieznaną nam egzotyką, ale również u nas bywało z tym różnie.
Wyjątkowo liczna w Polsce brać szlachecka również przywiązywała ogromną wagę do pochówku. Przygotowania trwały nawet kilka miesięcy, a im zamożniejszy szlachcic, tym większe koszty i splendor towarzyszący ceremonii. W trakcie przygotowań budowano specjalny katafalk, na którym miała stanąć trumna z doczesnymi szczątkami zmarłego, dekorowano kościół i rozsyłano zaproszenia na uroczystości. Oczywiście, ani Internetu, ani telefonów wówczas nie było, więc wszystko to również musiało się rozciągnąć w czasie.
Radek i Ania piszą też o sporządzaniu kukieł:
„Ostatnim dziwnym zwyczajem jest tworzenie drewnianych kukieł tau tau - podobizn swoich zmarłych aby mogli popatrzeć sobie po śmierci na świat. Na kukłę pozwolić sobie mogą tylko zamożne rodziny, które na pogrzebie zarżnęły przynajmniej 24-32 (w zależności od statusu rodziny) bawoły! Kukły stoją na specjalnych tarasikach przy grobowcach - milcząca publiczność. Ich obecność sprawia, że ma się ciarki na plecach i wrażenie, że kukły zaraz odwrócą głowy i skierują na Ciebie swój martwy wzrok... Idealny motyw dla horroru. Najpopularniejsze miejsca gdzie można oglądać kukły znajdują się na cmentarzach miejscowości Kete'Kesu i Londa (wszędzie wstęp 30k/os.), ale chyba najbardziej creepy wrażenie robi King's Stone - grobowiec rodziny królewskiej.”
W Polsce, z tego co wiem takowych kukieł nie robiono, ale za to sporządzano specjalne portrety zmarłej osoby. Taki portret zachował się również w Andrzejewie. Przedstawia Ludwikę ze Starzeńskich Przeździecką, która spoczywa w piwnicy kaplicy cmentarnej. Funkcję kukły sprawował tzw. archimimus, czyli specjalnie wynajęty człowiek, który wcielał się w postać zmarłej osoby. Takim archimimusem był wspomniany poniżej kiryśnik Brzostowski.
Oto, jak wyglądał obrządek związany z pochówkiem hetmana Jana Tarnowskiego, który miał miejsce 16 maja 1561r, czyli trzy miesiące po śmierci Tarnowskiego:
„Za trumną niesiono proporzec, na którym po jednej stronie widniał znak krzyża, a po drugiej złotymi literami wypisana była krótka historia życia hetmana koronnego. Kazanie pogrzebowe wygłosił dominikanin Łukasz Lwowczyk. Po kazaniu niesiono znaki: miecz świecami oblepiony niósł Jan Rzewuski, a Jan Sieniawski złamał drzewce. Syn zaś wielkiego hetmana, Krzysztof, który był kasztelanem wojnickim, niósł tarczę, również świecami oblepioną. Dla uczynienia większego wrażenia na zgromadzonych kiryśnik Brzostowski celowo z ogromnym trzaskiem spadł z konia i wtedy zaczął się w kościele ogromny płacz, ponieważ te wszystkie ceremonie i obrzędy miały symbolicznie wyrażać życie i działalność odchodzącego na zawsze hetmana”
Tak opisywała wydarzenie A. Gromek - Gadkowska w „Dawnych dziejach Opatowa. Fakty, ludzie , zdarzenia”.
W przypadku bardzo zamożnych magnatów, uroczyste nabożeństwa odbywały się przez wiele miesięcy. Zmieniano przy tym wspaniałe katafalki na nowe, zmieniano dekoracje w kościele, a także wznoszono wspaniałe bramy triumfalne. Eksponowano herby rodowe zmarłego i odznaki godności i władzy. W czasie uroczystości rocznicowych, albo imienin zmarłego, sytuacja się powtarzała. W przypadku najzamożniejszych postaci życia publicznego, nabożeństw żałobnych mogło być nawet kilkaset. Zwłoki magnatów i królów balsamowano i wystawiano na widok publiczny.
„Na początku XVI wieku z nadania Andrzeja z Szamotuł Górkowie odziedziczyli dwie kamienice, które w następnych latach postanowili połączyć. Powstały z nich pałac swe początki zawdzięcza niewątpliwie Łukaszowi, zaś ostateczną przebudowę jego synowi Andrzejowi. Nastąpiło to w latach czterdziestych XVI stulecia. Na czas tychże prac przypada data śmierci Barbary z Kurozwęk, żony Andrzeja Górki. Jej okazałe uroczystości pogrzebowe trwały siedem miesięcy – do marca 1546 roku. Zabalsamowane ciało było wystawione w kamienicy przy Starym Rynku. Pogrzeb ściągnął całą szlachtę wielkopolską. Gdy ruszył orszak pogrzebowy, jedni z obecnych dochodzili już do kościoła katedralnego, gdy drudzy jeszcze stali przy pałacu na Wodnej.”
Pogrzeb po 3, czy 7 miesiącach nie jest nowinką, w obliczu faktu, że twórca tzw. „podlaskiego Wersalu” w Białymstoku i założyciel pierwszej polskiej uczelni o profilu wojskowym, hetman Jan Klemens Branicki pochowany został dopiero po… sześciu latach.
„Polskich magnatów najczęściej grzebano w kościele będącym mauzoleum rodzinnym – pisze Molenda – W wyjątkowych wypadkach pogrzeb odbywał się w kościele związanym fundacjami ze zmarłym (na przykład biskupa Karola Ferdynanda Wazy w kościele Jezuitów w Warszawie). Nierzadko z powodu oddalenia miejsca śmierci i pogrzebu odbywano długie wędrówki z trumną. Odraczano pogrzeby nie tylko z powodu niekorzystnego splotu warunków politycznych, ale i gospodarczych. Pogrzeb był okazją do tajnych rokowań politycznych, jak i spisków. Wybuchały nowe konflikty rodzinne, skłócone strony dochodziły do kompromisów i pojednań na tle spadkowym. Przypominając o tych zwykłych ludzkich sprawach, warto podkreślić olbrzymie koszty i wysiłek, które ponoszono, aby dorównać i przewyższyć wspaniałości dawniej odbywanych uroczystości pogrzebowych.”
32 bawoły? Równowartość 1-2 mieszkań w Warszawie? Ech… bieda.
W roku 1675 zmarł Kasper Kierzkowski herbu Krzywda. Chociaż jeszcze za życia zapragnął skromnego pochówku, a za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze chciał opłacenia mszy za swą duszę i ofiary na ubogich, to jego syn miał nieco inne zdanie w tej kwestii. Ilość przybyłych gości była bliska 2 tysiącom osób. Ubijano po 100 wołów dziennie, a i tak znaleźli się maruderzy, którzy twierdzili, że było ubogo.
Skromnego pochówku zażądała również matka Jana III Sobieskiego. Zagwarantowała sobie to w testamencie, ale na nic się to zdało. W myśl zasadzie, że „Polak potrafi” ominięto ostatnią wolę zmarłej. Najpierw odbył się skromny pogrzeb z udziałem około 300 osób i 30 księży, a później zrobiono kolejny, z udziałem kilku tysięcy gości, biskupów oraz całym przepychem.
Cóż tam hetman Branicki. Słynny Jarema, czyli książę Jeremi Wiśniowiecki, którego tak barwnie przedstawił Henryk Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” nie doczekał się pochówku w ogóle. Księżna Gryzelda nie posiadała funduszy na wyprawienie godnego pochówku, ponieważ wszystkie pieniądze książę wydał na utrzymanie wojska. Po dwóch latach ciało Jaremy z Sokala zostało sprowadzone do klasztoru na Świętym Krzyżu, gdzie miało oczekiwać aż sytuacja finansowa pozwoli na wyprawienie pogrzebu godnego rycerza i księcia. Trumna została pozostawiona pod opieką tamtejszych benedyktynów.
Księżna Gryzelda zmarła 17 kwietnia 1672 roku, a książę nadal oczekiwał na godny pochówek... Podjął się go syn Jaremy i król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki. Niestety Rzeczpospolita była wtedy nękana przez wojska szwedzko-węgierskie które wpadły do nas na rabunek, który dzisiaj znamy pod nazwą „potopu szwedzkiego”. Kraj był zniszczony i spustoszony, jak nigdy potem. Rabusie nie oszczędzili nawet zwłok. W benedyktyńskiej kaplicy, którą splądrowali najeźdźcy nie można było doszukać się szczątków wielkiego księcia Jaremy. Zwłoki w kaplicy były powyrzucane z trumien i przemieszane do tego stopnia, że nawet dzisiaj nie wiemy, czy zwłoki uważane za książęce, faktycznie są szczątkami Wiśniowieckiego. W tych okolicznościach król ufundował jedynie tablicę pamiątkową, na której napisano:
„Hieremias Cosacorum terror – Dux et princeps visnioviecus – Michaelis Primi Regis Poloniae Progenitor – ab A.D. 1653 depositus.” (Jeremiemu pogromcy kozaków - wodzowi i księciu Wiśniowieckiemu - Michał Pierwszy, Król Polski Potomek – złożonemu w Roku Pańskim 1633”)
Nie był to koniec perypetii związanych ze zwłokami Księcia Wiśniowieckiego, jednak na tym poprzestańmy. Faktem jest, że Jeremi Wiśniowiecki nie został pogrzebany do dzisiaj, czyli oczekuje na godny pochówek już prawie 370 lat!:
Jarosław Molenda:
„Obecnie pośrodku krypty Oleśnickich jest ustawiona trumna w kształcie sarkofagu wykonana z grubych desek pokrytych impregnowanym płótnem i obitych czarnym suknem ozdobionym złoceniami guzami. Dawniej na zewnątrz okrywała ją jeszcze ołowiana trumna, z której pozostały tylko resztki. Płaskie wieko trumny przyozdabiało sześć wazonów. Całość spoczywała na ołowianych lwich łapach. Nie doczekał się Jeremi prawdziwego pogrzebu i zapewne się go nie doczeka, a warto pamiętać, że w 2001 roku minęło trzysta pięćdziesiąt lat od jego zgonu. Nie odprawiono wtedy na Świętym Krzyżu nawet mszy za jego duszę, a obchody rocznicy przesunięto z 19 na 26 sierpnia, aby nie wchodzić w konflikt z… pokazami wytopu żelaza na dorocznej imprezie zwanej Dymarkami Świętokrzyskimi. A przecież jak w wywiadzie dla „Życia Warszawy” słusznie zauważył biograf kniazia Jan Widacki: „Z legendami się nie walczy. Legendy się wyznaje…”
Szacunek do ciała zmarłych ma w chrześcijaństwie ogromne znaczenie. Wynika to z wiary w życie po śmierci, ale też z faktu, że ciało jest „świątynią Boga”. Święty Paweł Apostoł pisał tak:
„Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1Kor 3,16-17).
Obowiązki chrześcijanina względem ciała, które wymienia Katechizm Kościoła Katolickiego, są takie, jak podaje również benedyktyński „Mszalik na niedzielę i święta”:
Uczynki miłosierdzia względem ciała:
Głodnych nakarmić.
Spragnionych napoić.
Nagich przyodziać.
Podróżnych w dom przyjąć.
Więźniów pocieszać.
Chorych nawiedzać.
Umarłych pogrzebać.
Apelujemy więc do braci benedyktynów, hierarchów kościelnych i polityków o godny pochówek dla wielkiego rycerza i patrioty; pogromcy kozaczyzny, tatarszczyzny... Słynny wódz i obrońca szlachty z Zaporoża oraz Żydów, którzy wychwalali księcia pod niebiosa (chociażby żydowski kronikarz Natan Hannower) zasłużył sobie na pogrzeb godny księcia oraz katolika i takiego się domagamy!
Źródła:
- „Encyklopedia staropolska”, Zygmunt Gloger
- „Tajemnice polskich grobowców”, Jarosław Molenda
3 maja 2019r. zamieścimy makabryczną historię o Upiorze z Upity.