top of page

Wołyń, cz. II (8) – żyliśmy w zgodzie

Jan Jelinek (pastor w Kupiczowie):


- „Piękną ziemię wołyńską wcześniej znałem tylko z opowieści. To miejsce o niezwykle bogatej historii, na pograniczu dawnej Rzeczpospolitej, Rusi i Litwy, nazwane tak przed wiekami albo od walecznego plemienia Wołynian, albo od wołów widocznych do dziś na każdym kroku; ziemia, o którą toczono niepoliczone boje, której granice wyznaczają rzeki Bug, Prypeć i Słucz, a którą zamieszkiwali jeszcze niedawno zgodnie Ukraińcy, Żydzi i Polacy wespół z garstką Ormian, Niemców i nas, Czechów. Wiedziałem, że w 1864 roku, jak Polacy przegrali powstanie styczniowe, car chciał ich ukarać, zabrał im dużo ziemi i pozwolił się tu sprowadzić Czechom. (…) Czesi od świtu do nocy pracują – nikt na Wołyniu nie pracuje tyle co my. A Ukraińcy mają do nas pretensje. Mówią, że Czesi się bogacą, bo ich wyzyskujemy i orzemy ich ziemię – bo Wołyń, mówią, to ich ziemia od wieków; Polacy są okupantami, a my i Żydzi wyzyskiwaczami. (…) Przed wojną pół wsi było czeskie, pół ukraińskie. Było też u nas kilkanaście rodzin polskich i osiemdziesiąt żydowskich. Odwiedzaliśmy się w swoich domach, nikt nikomu w drogę nie wchodził. (…) Nieprzyjemni byli też osadnicy, którzy dostali tu ziemię za różne zasługi dla państwa, najczęściej żołnierze. Wynosili się, wywyższali, a Ukraińców lubili poniżać. Mówili mi starsi ludzie, że kiedyś, w XIX wieku, polscy panowie ukraińskim chłopom obcinali za różne przewinienia uszy. Starsi ludzie z Kupiczowa jeszcze takie rzeczy widywali. (…) Smutno było patrzeć, jak Ukraińcy rozbrajają polskich żołnierzy. W wiosce niedaleko Kupiczowa zabrali im mundury i broń i puścili w samych majtkach. Gdzie indziej – pozabijali. Sam widziałem, jak zabili polskiego majora, a jego 3-letnia córka przytulała się do ciała, ocierała krew z jego twarzy i wołała, żeby się obudził. (…) Niczyporenko organizował mityngi, na które przychodziło na początku bardzo dużo Ukraińców. Nosili po wsi portrety założycieli komunizmu i krzyczeli: „Haj żywe batko Stalin!” – „Niech żyje ojciec Stalin”. (…) My, Czesi, poszliśmy na to zebranie. Polacy pewnie znów by powiedzieli, że Pepiki to tchórze, ale woleliśmy iść, niż jechać na Syberię. A Polacy mają taki charakter, że

Sprawiedliwi zdrajcy

wolą jechać na Syberię, niż coś zrobić przeciwko honorowi. (…) Okazało się, że sojusz niemiecko – radziecki jednak nie jest wieczny. Hitler napadł na ZSRR. Szybko w Kupiczowie pojawili się Niemcy, a Ukraińcy, którzy już zdążyli się zrazić do Sowietów, znów stali z kwiatami i tym razem krzyczeli „Hej żywe batko Hitler”. (…) Któregoś dnia idę sobie dawną ulicą Warszawską, główną w Kupiczowie, patrzę, a z przeciwka idzie ukraiński policjant. Zobaczył mnie, podszedł i pokazuje nóż cały we krwi i mówi: - Właśnie zabiłem czternastu Żydów. Jeszcze pulsował cały tym zabijaniem. Bałem się wtedy jak nigdy w życiu.”¹


Stanisław Małecki:


- „Według mojego rozeznania i wrażenia od najdawniejszych lat u nas na wsi, jak i w okolicznych wioskach, dużo lepsze warunki bytowe miała zasiedziałą tu ludność ukraińska. Przystosowanym od pokoleń, od lat tu gospodarującym – powodziło im się lepiej.

Natomiast osadnicza ludność polska, na ogół napływowa – przybywała tu przed pierwszą wojną światową i po niej – miała się gorzej i jej warunki bytowania były trudniejsze. Prawie do samej wojny stosunki pomiędzy ludnością polską a ukraińską były poprawne. Antagonizm, który się ujawniał, zaczął się nasilać tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, a swoją kulminację miał po wkroczeniu na Wołyń Armii Czerwonej. Ukraińcy witali ją z entuzjazmem, wystrojonymi bramami i różnymi powitalnymi hasłami na część zwycięskiego komunizmu sowieckiego. Ludność polska w tym nie uczestniczyła.”²


- „Przecież tu, w Worochcie, Ukraińców jest niewielu. Przyjechali niedawno. Może to drugie, góra trzecie pokolenie? A oni siedzą tu od zawsze. Wystarczy pójść na cmentarz, a tam Ostrówka obok Ostrówki. W Worochcie było ich tak wielu, że nie używano nazwisk. Dla odróżnienia każdemu nadawano jakiś przydomek.

Poza tym obie społeczności żyją zgodnie. Tak jak Bóg przykazał. Jest szkołą polska i ukraińska. Ukraińska nawet lepsza, bo nowa, murowana. Jest kościół i cerkiew. Rozdziela je rzeka. Jak komuś za daleko do kościoła, to idzie do cerkwi. I na odwrót. Modlić się można przecież wszędzie. Dzieci też bawią się wspólnie, a potem jedne idą do swojej szkoły, drugie do swojej. Może za jakiś czas, gdyby porosły, pokochały się, zawarły małżeństwa, to porodziłyby się ich dzieci. Nie polskie, nie ukraińskie, ale worochczańskie. Trochę jak w Rudzie Brodzkiej.”¹¹


Witold Kołodyński:


- „To była kolonia Parośla, z jednej strony las, z drugiej strony łąki. I dalej pola orne. Tam toczyło się normalne życie. Z Ukraińcami były dobre stosunki, spotkania robili, jakieś zabawy, nie było nic podejrzanego.”²


Helena Zacharczuk:


„No, w dzieciństwie, jak pamiętam, przed wojną, to nie było żadnej różnicy, bo w naszej kolonii nie było Ukraińców. Zaraz obok Werba była. No, tam już byli, ale jako sąsiedzi przychodzili w odwiedziny, w ogóle nie było żadnej tam jakiejś różnicy. Nikt nie był nastawiony jakoś wrogo, ani rodzice, ani dzieci. Dzieci bawiły się wszystkie razem. A co się później zrobiło, to wiadomo.”²

Z filmu "Wołyń"

Walery z Kaszówki:


- „Jak znaleźli tego dzieciaka, zaczęli na miejscu radzić, co z nią zrobić – opowiada jeden z najstarszych mieszkańców Kaszówki, pan Walery, który pamięta ten dzień. – Banderowcy takie dzieci zabijali. (…) W końcu jeden z gospodarzy, Oleksandr Liszczuk, bierze dziewczynkę na swoją furmankę i rusza. „Co ma być, to będzie, ale dzieciaka nie zabijemy” – mówi. A że jest szanowanym gospodarzem, ludzie w milczeniu mu przytakują. Kaszówka nie trzymała z banderowcami. Miejscowy batiuszka został nawet zastrzelony, bo podobno nie chciał dać ślubu ich przywódcy ani święcić noży, których mieli używać w trakcie rzezi.”¹


Walery Liszczuk (syn Oleksandra):


„Jak ją wzięli Bojmistrukowie, bandy robiły im problemy – mówi wreszcie, ważąc każde słowo. – Na wsi trudno utrzymać taką rzecz w sekrecie, zwłaszcza że myśmy w Gaju byli w kilka wozów. Świadków było dużo. Cała wieś wiedziała. (…) Fedor skarżył się kiedyś mojemu ojcu, że raz przyjechali banderowcy i kazali Hanię oddać – dodaje pan Walery. – Bojmistruk na to, że to jego córka i że najpierw muszą jego zastrzelić. A oni, że oczywiście, zastrzelą małą, a potem jego i żonę. Ale jak zobaczyli uśmiechniętą dziewczynkę z buzią jak pierożek, uwierzyli, że jest Ukrainką. A może tylko udali, że wierzą? Ważne, że dali im spokój. Choć Fedor całą wojnę bał się banderowców; zwłaszcza jak poszedł na front. Bał się, że w tym czasie przyjadą i zabiorą dziecko Katerinie.”¹


Mirosław Hermaszewski (znany kosmonauta):


- „Mama nie była w stanie działać racjonalnie – pisze Mirosław Hermaszewski w swoich wspomnieniach. – Biegła przed siebie bardzo długo, a kiedy powróciła zdolność logicznego myślenia, zorientowała się, że stoi boso, w lekkiej sukience wśród znajomych Ukrainek na opłotkach sąsiedniej wsi Białka, 6 kilometrów od Lipnik. Kobiety lamentowały nad jej losem, ktoś podał serdak, by ogrzać zziębniętą, i otarł twarz z krwi, inna ręka podała kawałek chleba. Te znaki człowieczeństwa uświadomiły mamie resztę grozy. „Gdzie moje dziecko?” – krzyknęła rozdzierającym głosem. „Tam zostało” – wskazała ręką krwawą łunę. Ruszyła, lecz przytomne Ukrainki ją powstrzymały. „Tam pewna śmierć” – mówiły zgodnie”.¹


Sabina Czapiga:


- „Dziadek Sylwester lubi żarty; szczególnie chętnie przekomarza się z Tarasem Nowaczokiem, brodatym Ukraińcem, sąsiadem Hermaszewskich i przyjacielem domu, który często odwiedza go, gdy pracuje przy swojej ukochanej pasiece. - Taras przychodził do nas prawie codziennie – wspomina Sabina Czapiga. – Police nie były dużą kolonią, mieszkało tam jeszcze dwóch braci mojego dziadka, a poza tym Ukraińcy Stepańczuki, Chotyńce i właśnie Nowaczoki. Dziadek przesiadywał z Tarasem w altanie przy naszym domu albo obok pszczół. Bardzo się lubili.”¹


„Ale ta wiosna, wiosna 1943, będzie inna niż wszystkie dotąd. Zaczyna się od tego, że do Hermaszewskich przestaje zaglądać przyjaciel dziadka Taras Nowaczok. – Czuć było, że coś wisi w powietrzu – mówi Sabina Czapiga. – Skoro już nawet Taras, który był u nas na prawach członka rodziny, nie przychodzi, musi się stać coś złego.”¹

Z filmu "Wołyń"

Janina Goral:


- „Ojciec przyszedł raz do domu i mówi: „Już nie będziemy mieli dostawy, dlatego że Ukraińcy mnie przestrzegli, żebym więcej nie przychodził, bo mnie zamordują”. No, ojciec jeszcze raz spróbował, poszedł, ale że znał takiego batiuszkę znajomego, to on, znaczy ten ksiądz prawosławny, który na wsi tam gdzieś mieszkał, powiedział mu: ”Proszę pana, proszę tu więcej nie przychodzić, bo już mam dwa ostrzeżenia, że pana chcą zamordować”.²


Ze wspomnień Janiny Sąsiadowskiej:


- „To nie byli nieznajomi, ale chłopcy z pobliskich wiosek, którzy przez lata przyjeżdżali na jarmark i tańczyli z polskimi dziewczynami. Z Polakami wspólnie pili wódkę, a z Żydami handlowali. Janina nie rozumiała dlaczego krzyczą: „Śmierć! Śmierć!”. Wśród nich mógł być nawet ktoś z rodziny Parani, drugiej żony dziadka Janki, Tomasza Przytockiego. Była Ukrainką i złościły ją te marsze. Połowa jej serca była ukraińska, a druga połowa polska. Z Tomaszem miała dwójkę dzieci, Anielę i Władka, ale o wszystkie dbała jak o swoje.”¹¹


- „Daniłówka była typowym futorem. Ledwie kilkanaście chat i tylko parę rodzin ukraińskich i polskich. Nikt nie odróżniał kto jest kim. Jedni drugim się kłaniali, jedni drugich prosili na wesela, a na przednówku jeden drugiego wspierał ziemniakami albo chlebem. Tak było do czasu, aż na niebie pojawiły się łuny.”¹¹




Źródła:

- „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” – Witold Szabłowski¹

- „Wołyń bez komentarza” – wywiady radiowe, wspomnienia ocalałych, dokumenty²

- „Wołyń. Mówią świadkowie ludobójstwa” – Marek A. Koprowski¹²

- „Kres. Wołyń. Historie dzieci ocalałych z pogromu” – K. Piskała, L. Popek, T. Potkaj¹¹

- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.1)¹¹¹

- „Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, Marek A. Koprowski (cz.2)¹²¹

- „Wołyń. 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej”, Marek A. Koprowski¹²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt I)²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt II)²²²

- „Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013”, Marek A. Koprowski (Akt III)²²¹

- „Pożoga” – Zofia Kossak

- „Niemcy” – Piotr Zychowicz

- www.bliskopolski.pl

- www.strykowscy.c0.pl

- Obrazy z filmu W. Smarzowskiego „Wołyń”

bottom of page