top of page

Holokaust Polaków, cz. II (2)

Leszek Żebrowski:


„Kilkadziesiąt tysięcy postępowań niemieckich w sprawie swych obywateli-zbrodniarzy, a których znaczna część zakończyła się umorzeniami lub bardzo niskimi karami, to przecież wierzchołek góry lodowej… Co więcej – państwo niemieckie nie dokonało zadośćuczynienia ofiarom lub też zaoferowało je w śmiesznej wysokości (tym bardziej razi to na tle odszkodowań, ekspiacji i upamiętniania zbrodni popełnionych na społeczności żydowskiej). (…) Już od początku września 1939r. zbrodnie niemieckie w wielu przypadkach oznaczały palenie żywych ludzi w stodołach i zabudowaniach gospodarczych. Proceder ten trwał przez całą okupację, aż do 13 kwietnia 1945r., gdy już na terenie Niemiec, w miejscowości Gardelegen (położonej między Berlinem a Hanowerem) grupy rozbitków armii niemieckiej i jej służb, przy bardzo wydatnym udziale miejscowej ludności cywilnej spaliły 1016 obywateli różnych państw. Miało to miejsce tuż przed wkroczeniem do tej miejscowości armii amerykańskiej. Wśród zidentyfikowanych częściowo ofiar najwięcej było Polaków.

Dziś palenie ludzi w stodołach – co było notoryczną czynnością dokonywaną przez Niemców przez cały okres 1939-1945 – znane jest w świecie prawie wyłącznie za sprawą całkowicie zakłamanej sprawy Jedwabnego.”


Kilka dni przed napaścią na Polskę Adolf Hitler stwierdził, że w trakcie wojny należy dokonać „fizycznej zagłady ludności polskiego pochodzenia i polskiej mowy”.


Oto kilka przykładów tego, jak wyglądały pacyfikacje polskiej ludności, już w pierwszych dniach wojny:

Długobórz, 7 i 10 września. Relacja Franciszka Jabłeckiego:


„Z chwilą wkroczenia wojsk niemieckich do wsi miejscowa ludność ukryła się. Ja wspólnie z Józefem Jadczakiem, Zygmuntem Zarębą, Aleksandrem Bogdańskim i Brajczewskim – imienia nie pamiętam – ukryłem się w dołach po ziemniakach. W tych dołach znaleźli nas żołnierze niemieccy. Kazali podnieść ręce do góry i terroryzując bronią przyprowadzili do krzyża przydrożnego. Tam kazali nam usiąść, wciąż jednak z rękami uniesionymi do góry. Na to samo miejsce przyprowadzono innych mieszkańców wsi oraz mieszkańców Zambrowa, którzy przebywali w pobliskim lesie. W ten sposób zebrano ok. 50 osób. Niemcy całą naszą grupę popędzili w kierunku Zambrowa. Gdy odeszliśmy około pół kilometra zauważyłam w rowach przydrożnych żołnierzy niemieckich, w sile około kompanii, którzy tam odpoczywali. (…) Jeden z odpoczywających żołnierzy na nasz widok podniósł się z ziemi. Był to młody blondyn, dobrze zbudowany, miał odwinięte rękawy koszuli po łokcie. Wziął do ręki karabin trzymając go za lufę, wszedł na szosę i zbliżył się do nas. Uderzył karabinem w głowę mego stryjecznego brata Franciszka Jabłeckiego. Uderzenie było bardzo silne, brat padł martwy na ziemię. Następny cios ugodził Józefa Jadczaka. Jadczak także upadł. Od uderzenia złamała się kolba karabinu. Mimo to żołnierz oddał z tego karabinu strzał do Jadczaka a następnie do Jabłeckiego.”


We wsi spłonęły 32 domy i 77 budynków gospodarczych. Zrabowano konie, krowy, świnie… Żołnierze odpoczywający w rowie pochodzili z 20 dywizji zmotoryzowanej gen. mjr. Wiktorina.


Wiśniewo (gm. Zambrów), 10 września ‘39r:


„Pacyfikacji dokonano 10 września 1939r. W tym dniu przechodziły przez wieś wojska niemieckie. Początkowo żołnierze nie zwracali uwagi na ludność cywilną. W pewnym jednak momencie zaczęli ostrzeliwać przydrożne zabudowania. Następnie wrzucali granaty do budynków. W krótkim czasie cała wieś stanęła w płomieniach. Żołnierze urządzili łapankę, w trakcie której ujęto dwunastu mężczyzn.

Podczas pacyfikacji Niemcy zamordowali kilka osób. Jako pierwsza została zastrzelona ośmioletnia dziewczynka Stefania Pęska. Nastąpiło to w momencie, gdy wybiegła z domu sąsiadów, w którym bawiła się z dziećmi. Niemcy oddali do niej kilka strzałów. Kula trafiła w kręgosłup, druga spowodowała ranę szarpaną twarzy. Śmierć nastąpiła natychmiast. Zamordowany został również Marceli Jałbrzykowski w momencie gdy wypędzał krowy na pastwisko. Władysław Kulesza został ciężko ranny i poparzony wskutek wybuchu granatu. Zmarł po kilku dniach. W czasie łapanki zamordowany został Stanisław Suchcicki.

Ujętych podczas łapanki mężczyzn Niemcy zawieźli do Zambrowa i umieścili w budynku hali targowej. Hitlerowcy zamordowali w niej kilkadziesiąt osób w tym 12 mężczyzn z Wiśniewa. Spalono: 10 domów, 23 budynki gospodarcze, 25 koni, 37 krów i 65 sztuk trzody chlewnej.

Pacyfikacji wsi dokonali żołnierze 20 dywizji zmotoryzowanej dowodzonej przez gen. M. Wiktorina.”


Osowiec, 12 września. Relacja Zofii Łoszewskiej:


„Zobazyłam – wspomina Zofia Łoszewska – żołnierzy niemieckich, którzy szli przez pola tyralierą od strony Zambrowa i Długoborza w kierunku naszej wsi. Było ich co najmniej kilkuset. Mieszkańcy zachowywali się spokojnie. Wojska Polskiego u nas nie było. Nikt nie stawiał Niemcom oporu, nie strzelał. Kiedy tylko weszli między zabudowania oddali kilka strzałów. Strzały rozlegały się coraz częściej. Za pierwszą linią tyraliery posuwała się druga. Żołnierze niemieccy zabrali mnie ze sobą i poprowadzili w kierunku Wizny. Wraz ze mną zabrano większą liczbę osób, które przetrzymywano w kościele w Wiźnie. W momencie, gdy byłam wyprowadzana ze wsi zorientowałam się, że Niemcy zamordowali mojego męża, który znajdował się na polu w odległości ok. 100m od naszych zabudowań. Był ubrany w cywilne ubranie, broni nie miał. Przetrzymywano mnie w kościele w Wiźnie przez jedną osobę, po czym wypuszczono. Kiedy wróciłam do wsi zobaczyłam, że została spalona. Odszukałam zwłoki męża.”

Dąbrowa – Nowa Wieś, 12 września ’39. Julian Szepietowski:


„Widząc, że budynki moje już płoną, uciekłem do domu za stodołę. Trzymałem na rękach 4-letnie dziecko brata, Eugenię Szepietowską. Obawiając się żołnierzy niemieckich stojących koło czołgu, na drodze w odległości ok. 150 m od nas, położyłem się wraz z dzieckiem na ziemi, licząc że Niemcy mnie nie zauważą. Zauważyli nas i zaczęli strzelać. Trafili dziecko w plecy, aż kula wyrwała płuca. Ja też zostałem postrzelony w prawą rękę. Leżałem dalej na ziemi bez ruchu i hitlerowcy do mnie nie podeszli. W tym czasie zastrzelono moją teściową Mariannę Saniewską w wieku 72 lat oraz zamordowano Mariannę Szepietowską. Zabito także innych mieszkańców w naszej wsi. Zwłoki zamordowanych widziałem po zakończeniu masakry. Pochowaliśmy je na cmentarzu w Dąbrowie Wielkiej. Niektórych mężczyzn z naszej wsi zabrano na roboty przymusowe do III Rzeszy.”


Andrzejewo, 13 września ’39. Franciszek Ościłowski:


„Ostatnią bitwą, w której brałem udział, było przeciwnatarcie prowadzone przez ppłk Stanka. Bardzo dużo ludzi ginęło. Padali koledzy na całym placu boju... Wcześniej brałem udział w pierwszym starciu pod Wizną. Niemcy odparli nas do Siedlec koło Łomży. Tam doszło do potyczki, lecz nadal cofaliśmy się do Łomży, Zambrowa i Srebrnego Borka. Tu doszło ponownie do starcia. Wtedy zostałem ranny. Obsługiwałem ckm. Skończyła mi się amunicja. Byłem bezradny. Koło mnie, w zasięgu oka nie było już ani jednego polskiego żołnierza. Migały tylko niemieckie mundury. Niedaleko zobaczyłem rannego ckm-istę. Podczołgałem się. Nie żył już. Zająłem jego stanowisko. Nie widziałem nikogo...tylko nienawiść...i te mundury. Kiedy i tu skończyła mi się amunicja, dopiero poczułem ostry ból w nodze. Kiedy ucichła strzelanina, zacząłem się cofać. Zauważono mnie. Niemcy zaczęli strzelać. Byłem blisko jakiegoś leja, i tam wpadłem. Widziałem, jak Niemcy podchodzili do naszych i przebijali bagnetami. Kiedy przyjechało niemieckie dowództwo wojskowe zaczęli zbierać swoich, a także naszych jeńców. (…) Zebrali wszystkich na rynku w Andrzejewie. Ganiali nas dookoła. Noga bolała strasznie. Po kilku rundkach opadłem z sił. Dalej nie mogłem iść. Tych, co byli słabsi dobijali. Wiedziałem, co mnie czeka. Koniec zbliżał się. Dookoła stały nasze rodziny i przyglądały się. Kiedy upadłem, podszedł jeden i chciał mnie zastrzelić. Wtem nadjechał następny. Nie pozwolił mnie dobić. Na moich oczach zdegradował "litościwego". Ten, który przyjechał, dał mi kilka paczek papierosów i czekoladę, z której wcześniej odłamał kawałek i zjadł sam. To chyba dlatego, żeby pokazać, że nie była niedobra, czy zatruta. Zostałem przeniesiony do kościoła razem z innymi rannymi; następnie do Domu Ludowego. Stąd zostałem zabrany do Zambrowa, po czym przewieziono mnie do Białegostoku, do szpitala św. Rocha.”


Kardynał Stefan Wyszyński:


"W aktualnej sytuacji geopolitycznej musimy liczyć się z tym, że Polska powinna być krajem gęsto zaludnionym. O słuszności tej tezy świadczy polityka hitlerowska w czasie ostatniej wojny - Zamojszczyzna, wysiedlenia. Jako biskup lubelski widziałem te krwawe tereny wyniszczenia. Pamiętam wieś, która nazywała się Różaniec. Była całkowicie spalona i zniszczona. Modliliśmy się przy kapliczce, gdzie było 200 maluchnych grobeczków dzieci, wymordowanych przez Niemców. Gdy przyszedłem do szkoły, nauczycielka w walonkach uczyła 50 dzieci. Pytam: Które z was było w Niemczech? Prawie wszystkie rączki podniosły się do góry. To były męczeńskie ziemie. Do czego Niemcy dążyli? Nam Polacy nie są potrzebni, tylko ich ziemie - mówili. (...)

Jeżeli im potrzebne są nasze ziemie, to znaczy, że ziemia polska ma być pustynią. Oni przyjdą i będą sobie zakładali własne kołchozy. Tak zresztą robili na Podolu i na Ukrainie w czasie okupacji, gdy wojska niemieckie poszły nad Wołgę. Jeżeli ziemia jest porośnięta trawą, to najostrzejsze wichry nie wywieją jej łatwo, chociażby była piaszczysta. Ale jeżeli ziemia będzie pustkowiem, wtedy łatwo ją zawojować. Znamy historię Drzymały i jego wozu. Znamy historię powieściową, ale prawdziwą - Boryny z "Chłopów" Reymonta. Jego śmierć z wyciągniętymi ramionami na ziemi i poszum wichrów: "Gospodarzu zostań z nami!" - to obraz bardzo wymowny. Reymont wiedział, o co mu idzie. Właśnie ta książka była przeciwko kolonizacji niemieckiej i wyprzedaży polskich terenów."


Źródła:

- „Bilans krzywd”, Dariusz Kaliński

- „Zapomniany Holokaust”, Richard C. Lukas

- „Komentarze historyczne – Zbrodnie Wehrmachtu na jeńcach polskich we wrześniu 1939 roku”, Tomasz Sudoł.

- „Kedyw Białowieży”, Jan Gozdawa-Gołębiowski

- "Ostatnie dni Prymasa Tysiąclecia", ks. B. Piasecki

- „Niemiecki Katyń”, Ireneusz T. Łysiak

- „Wieś białostocka oskarża”, M. Gnatowski, W. Monkiewicz, J. Kowalczyk

- „Bez przedawnienia” W. Monkiewicz, J. Kowalczyk

bottom of page