top of page

Mord w Parośli



W Parośli mieszkało w 1943 roku około 130. Polaków w 26. gospodarstwach domowych. Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) skrupulatnie zaplanowała akcję wymordowania tych ludzi. Żydów pozbyli się już wcześniej, współpracując z Niemcami. Tym razem ofiarami mieli być również Niemcy. Aby upozorować atak partyzantki sowieckiej, zaatakowali najpierw posterunek hitlerowców we Włodzimiercu. Miało to podwójny cel, gdyż unieszkodliwiony posterunek nie był w stanie zareagować na napad w Parośli. W dzisiejszej historiografii Ukrainy była to wielka bitwa z niemieckim okupantem, natomiast jeśli wyobrazimy sobie, że obsadę posterunku stanowiło siedmiu Niemców i dziewięciu Kozaków z pomocniczej formacji policyjnej, to możemy sobie zobrazować skalę tej „wielkiej bitwy”. Historycy ukraińscy liczbę poległych Niemców szacują nawet blisko 70. Może, jak policzymy jednego Niemca za 10, to moglibyśmy się z tym zgodzić. Tymczasem, skoro żadnych dowodów na to nie ma, to uznajmy, że bojownicy sotni Hrihorija Perehiniaka, ukrywającego się pod pseudonimem „Dowbeszki” szybko rozbili niewielki posterunek, zabili Niemców, a Kozaków wzięli do niewoli.


Wołyń, UPA,
Skwer Wołyński w Warszawie

Po zniszczeniu niemieckiego posterunku upowcy otoczyli Paroślę i przystąpili do mordowania Polaków – wszystkich, bez względu na wiek i płeć. Ich plan nie do końca się powiódł, kilka osób przeżyło. Jednym z ocalałych był Witold Kołodyński, który doskonale zapamiętał scenariusz zbrodni:


W dniu 9 lutego 1943 r. (wtorek) wcześnie rano zbudzono nas głośnym i natarczywym łomotem do drzwi. Wyrwany ze snu ojciec podszedł do okna i po powrocie do sypialni powiedział do mamy, że stoi tam duża grupa uzbrojonych mężczyzn. Wtedy zerwaliśmy się wszyscy na równe nogi. Ojciec poszedł otworzyć drzwi, do których strasznie łomotano. Ja z siostrą Teresą-Lilą (tak na nią mówiliśmy) weszliśmy na piec chlebowy w kuchni, z którego widok był wprost na drzwi wejściowe. W tym też czasie dziadek z babcią przyszli z dużego pokoju do kuchni. (…)

Po chwili wprowadzono Kozaków do sypialni i wartowników do ich pilnowania. Kozacy ubrani byli w szynele wojskowe koloru szarozielonego. Na głowach mieli czapki w kształcie stożka. Buty mieli sznurowane. Nie posiadali żadnej broni. Dowódca miał pretensje do ojca, że tak długo nie otwierał drzwi. Powiedział, że oni przecież są partyzanci ruscy, w nocy walczyli z Niemcami, napadając na ich siedziby we Włodzimiercu, zdjęli z posterunków Kozaków, którzy służyli właśnie Niemcom. (…)

W godzinach popołudniowych, po ostatniej naradzie, jeden z banderowców zapytał mamę „Gdzie jest siekiera?”. Mama wskazała siekierą w sieni. Ukrainiec pochwycił ją i poszedł do dużego pokoju. W tym czasie dowódca wzmocnił warty w kuchni i w pokoju jadalnym, sam poszedł do sypialni, do Kozaków. Po chwili wyprowadzili jednego Kozaka, kierując go do pokoju dużego. Słychać było odgłosy rąbania siekierą i nieludzkie jęki. Po kilku minutach szedł następny Kozak, a my słyszeliśmy podobne do poprzednich jęki i odgłosy. Tak było aż do ostatniego Kozaka, za którym wyszedł dowódca i powiedział nam, że sypialnia jest wolna. (…)

Po dłuższym czasie do sypialni wszedł dowódca z miną bardzo zadowoloną, za nim kilku bandytów rozebranych do koszul, roześmianych. Dowódca powiedział nam: „Musicie się położyć, my was powiążemy, żeby Niemcy was nie skrzywdzili za przetrzymywanie i karmienie partyzantów”. Rozkazał położyć się twarzą do podłogi i nastąpiło bestialskie mordowanie, rąbanie naszych głów siekierami. Oprawców było wielu, gdyż mordowano nas prawie jednocześnie. Mordercy przebywali w naszym domu w dalszym ciągu, ucztując. W czasie mordowania słyszeliśmy krzyk mamy, która kątem oka musiała widzieć mordowanie dziadka, babci i ojca (swego męża), gdyż leżała obok niego. Po chwili ucichła. My (ja z siostrą) – leżeliśmy nieco dalej obok kołyski, z nogami do głów rodziców. Po upływie jakiegoś czasu odzyskałem przytomność i usłyszałem głosy banderowców z kuchni, dochodzących tam i z powrotem. W tym czasie słyszałem rzężenie mamy. Do dziś nie wiem, dlaczego nie wstałem? Usłyszałem wnet kroki zbliżającego się do sypialni mordercy i natychmiast ułożyłem się w tej samej pozycji (chyba tylko z woli Boga). Wtedy to morderca otworzył drzwi, rąbnął siekierą, chwilę postał, zamknął drzwi i poszedł. (…) Cały byłem bardzo obolały i odrętwiały. Wtedy to młodsza moja siostra Teresa musiała odzyskać przytomność, gdyż poruszyła się, macając ręką podłogę. Spytałem: „Lila, ty żyjesz?”, na co siostra ze zdziwieniem odpowiedziała, raczej spytała – „Dlaczego miałabym nie żyć? Dlaczego my leżymy na podłodze?”. Wtedy ja powiedziałem, że tak nam oni kazali położyć się i wszystkich nas wybili. Ja jestem ranny, bardzo mnie wszystko boli. „to ja chyba też jestem ranna, bo mam takie poklejone włosy i bardzo mnie boli głowa”. Byliśmy bardzo zziębnięci, zdrętwiali, zalani krwią. Lila wstała i pomogła wstać mnie. Widok, który naszym oczom ukazał się, był straszny. Nie do objęcia umysłem ludzkim, tym bardziej umysłem dziecięcym. Rodzice mieli głowy rozrąbane na pół. Mamy długi warkocz był odcięty. W głowie ojca pozostawiona siekiera, co oznaczałoby, że słyszane przeze mnie jęki wydawał ojciec, którego dobito. W kołysce najmłodsza Bogusia, w wieku 1,5 roku, uderzona była siekierą w czoło. Przez dłuższy czas była w konwulsjach, które miotały kołyską. Lila wzięła ją na ręce i po chwili Bogusia zakończyła życie. (…)

Byliśmy przekonani, że to tylko u nas tak się stało, gdyż ojciec był odpowiedzialny za broń, przechowywał ją przecież. U stryjka wszyscy tak samo pomordowani. Naprzeciw u sąsiadów ten sam widok. Nie widać żywej duszy. Słychać za to straszne wycie psów. Nie dymiły nigdzie kominy. (…) Ponieważ mnie trudno było siedzieć, leżałem z głową na poduszeczce trzymanej w rękach Lili. Wtedy odrzekłem, że ja nie mogę się nawet modlić, tak mnie wszystko boli. Lila postanowiła, pocieszając mnie, modlić się za nas oboje.



Rodzeństwo Kołodyńskich zabrali Polacy, którzy przybyli z okolicznych miejscowości wraz z oddziałem niemieckim. Dowódcę banderowców, Hrihorija Perehiniaka śmierć odnalazła jeszcze w tym samym miesiącu. UPA straciła jednego z najwierniejszych bojowników. Jego ręce splamione były krwią już dużo wcześniej. Za morderstwo został osadzony w więzieniu, gdzie zetknął się z przywódcą bandy morderców Stepanem Banderą. Obaj zbrodniarze czczeni są dzisiaj na Ukrainie jako bohaterowie. Stawiani są za wzór do naśladowania dla przyszłych pokoleń.


 


- Na podstawie książki Marka A. Koprowskiego pod tytułem „Kaci Wołynia. Najkrwawsi ludobójcy Polaków”.



bottom of page