top of page

Powstaniec 1863

 

    12. stycznia 2024 r. na kinowych ekranach ukazał się film pt. „Powstaniec 1863”. Tytułowy powstaniec, uczestnik powstania styczniowego, to legendarny ksiądz gen. Stanisław Brzóska, dowódca najdłużej walczącego oddziału powstańczego i kapelan wojskowy. Przez długie miesiące nieuchwytny dla wojsk okupacyjnych, żeby w końcu stracić życie na szubienicy 23. maja 1865 r. o godzinie 11. w Sokołowie Podlaskim.



    „Powstaniec 1863” to film fabularny, wyreżyserowany przez Tadeusza Syka. Jest on również autorem scenariusza. W rolę ks. Brzóski wcielił się Sebastian Fabijański, zaś postać Franciszka Wilczyńskiego, adiutanta ks. Brzóski odegrał Ksawery Szlenkier. W filmie gra także, m. in. Olgierd Łukaszewicz, Cezary Pazura, Wieczesław Boguszewski, Daniel Olbrychski…


    Sama realizacja filmu jest bardzo zadowalająca. Nie ma zbędnych dłużyzn i wpychanych na siłę wątków erotycznych, czy wulgaryzmów. Nie znaczy to, że reżyserowi udało się uniknąć drobnych pomyłek. Ks. Brzóska grany przez Fabijańskiego jest postacią pozbawioną charyzmy i innych cech charakterystycznych dla dowódcy. Jedynie scena, kiedy główny bohater ma być powieszony i przemawia do ludu jest wiarygodna. Nie można tego powiedzieć o tej, w której Rosjanie tuż tuż, a ksiądz generał ze spokojem wstaje i oświadcza, że trzeba uciekać. Nawet jeśli założymy, że tak stoicki spokój charakteryzował osobę duchowną, to jednak nie udało się tego pokazać w sposób wiarygodny.



Mocno zaakcentowane są dylematy bohatera: walczyć, czy nie?; dowodzić, czy może nie? Największą tragedią zdaje się być zabicie człowieka, do czego finalnie zostaje zmuszony, aby ocalić życie chłopca. Płacz i spowiedź (zbędna, gdyż nie jest to grzechem) była by może wskazana wątłej nastolatce, ale nie dowódcy i żołnierzowi. Cóż, jak już nadmieniłem ks. Brzóska nie jawi się nam jako twardziel w sutannie, a raczej cichy i spokojny człowiek Boga.


     Film, w wielu aspektach odbiega od faktów historycznych, a szkoda gdyż podstawowe mogłyby być zachowane. Nawet jeśli to film fabularny. Adiutant ks. Brzóski został powieszony razem ze swoim dowódcą, a scenariusz filmowy nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń. Szkoda.


    Niewiarygodna jest także scena, w której porucznik Lemańczyk (grany przez Daniela Olbrychskiego) jest obiektem drwin młokosów w roku 1920. Powstańcy byli szczególnie traktowani i podziwiani w tamtym czasie. Żołnierze i harcerze zobowiązani byli do oddawania honoru weteranom powstania styczniowego. Żyło ich wówczas jeszcze kilka tysięcy.



    Dość wiarygodnie przedstawiona została postać biskupa Piotra Szymańskiego. W tę rolę wcielił się Olgierd Łukaszewicz. Biskup Szymański był uczestnikiem powstania z roku 1831. Między innymi pod wpływem powieści „Kryjaki” Marii Wielopolskiej postrzegany jest, jako postać krytyczna wobec powstania styczniowego. Wiemy jednak, że tenże Kapucyn pomagał powstańcom i samemu ks. Brzósce. Co prawda, po śmierci bohaterskiego kapłana wydał notę potępiającą jego działalność, ale zrobił to pod naciskiem władz okupacyjnych. W 1867 roku biskup Szymański został pozbawiony władzy nad diecezją ( zlikwidowano ją) i przeniesiony do klasztoru w Łomży, gdzie zmarł.


    Film z pewnością jest godzien zauważenia i propaguje wiedzę o powstaniu styczniowym. Przede wszystkim przypomina o, zapomnianym nieco bohaterze tego, największego zrywu niepodległościowego w naszej historii.


    Powstaniec i sybirak Konstanty Borowski, na kartach swojego pamiętnika tak oto wspominał księdza Brzóskę:


    Oddział nasz obecny składał się z kilkudziesięciu koni, nad którym główne dowództwo miał ksiądz Brzósko. Mieliśmy dobre konie i kulbaki, broń, karabinki belgijskie, pałasze ułańskie, a niektórzy mieli rewolwery i pistolety. Porucznikował nam w zastępstwie księdza Brzóski porucznik Antoni Byszewski. (…)


    Nadeszła Wielkanoc. Czas był prześliczny. Wiosna w całej krasie.

    W Wielką Sobotę przyjechał do nas do obozu ksiądz Brzósko z Wilczyńskim, kazał większej połowie oddziału okulbaczyć konie i wyruszyliśmy na rekonesans. Było już dobrze po południu, gdy wracając z rekonesansu wstąpiliśmy do dworu w Skwierczynie Lackim, do właścicielki majątku, pani Podczaskiej. (…)


Ks. gen. Stanislaw Brzóska

    Postawiwszy karabinki w kącie pokoju i odpasawszy pałasze, przystąpiliśmy żwawo do stołów. Pani Podczaska, jej urocza córka i ukochany nasz dowódca ksiądz Brzósko dzielili się z nami święconym jajkiem, po czym pałaszowaliśmy zawzięcie święcone, o zgrozo, w Wielką Sobotę! (…)


    W roku 1864 Wielkanoc ruska przypadała po naszej o kilka tygodni później. Staliśmy jeszcze w lesie pod Patrykozami, gdy nam dano znać, że wojsko rosyjskie zawiadomione przez szpiegów o miejscu, gdzie obozem stoimy, wyszło z Sokołowa i z Węgrowa z wizytą do nas w święta ruskiej Wielkanocy.

    Przedtem jeszcze ksiądz Brzósko widząc, że powstanie w całym kraju prawie już wygasło, że nasze usiłowania podtrzymania onego na nic się już zdało, że dziś czy jutro wybiją nasz cały oddział lub zabiorą do niewoli, postanowił przedrzeć się z nami do Galicji. Po otrzymaniu więc wiadomości o wyruszeniu na nas wojska ksiądz Brzósko rozkazał oddziałowi gotowym być do wymarszu. Przybywszy w Wielki Piątek przed ruską Wielkanocą do lasu do obozu, nie zwłócząc ani godziny czasu, kazał kulbaczyć konie, opatrzyć broń i ładunki, a było to już późnym wieczorem – ruszyliśmy w drogę, ksiądz Brzósko z Wilczyńskim na bryczce, my zaś konno. (…)


    Byszewski zaskoczony przez kozaków jeszcze w mieszkaniu, wzięty już do niewoli. Widzimy, że źle, że kozaków kilkakroć więcej niż nas, że wystrzelają nas co do jednego, świstawki więc nasze dają sygnał do powrotu.(…)


    Co to? Przed nami linia bagnetów pochylonych do ataku, zwróconych ku nam. Długa linia rosyjskiej piechoty stojąca w lesie zagrodziła nam drogę do ucieczki. (…)


    Oto do czego doprowadziła lekkomyślność Byszewskiego. Nie miał on, broń Boże, żadnych złych zamiarów, boć i sam nieszczęśliwy padł ofiarą i dostał się do niewoli, była to tylko z jego strony nierozwaga i lekkomyślność. (…)


    Nas wzięto do niewoli około godziny drugiej po południu, a ksiądz Brzósko przybył ze swymi kozakami prawie jednocześnie do lasu na miejsce, [gdzie] odjeżdżając nas zostawił. Dowiedziawszy się o tym, co się z nami stało, zrozpaczony rwał sobie włosy na głowie, tak mocno to odczuł, że zaniechał pójść do Galicji, kozaków rozpuścił, sam zaś z porucznikiem Wilczyńskim ulokował się w pewnej wsi u szlachcica-gospodarza w domu, gdzie między dwoma ścianami była skrytka, w której obrali sobie schronisko. A mimo iż Brzósko miał w ręku paszport zagraniczny i usilnie namawiany przez życzliwych mu, aby wyjechał za granicę, pozostał w swym ukryciu aż do roku 1865, w którym to roku go zdradzono, bo naprowadzono na dom i skrytkę Moskali, i wydano go na śmierć haniebną. A zbrodni tej dopuściła się podobno kobieta, jakaś niezamężna i o zgrozo! podobno Polka! Nie. Na samo wspomnienie krew się w żyłach ścina! To nie kobieta, nie Polka czyn ten podły spełniła, to nikczemna zbrodniarka.

    O matko, matko-Ojczyzno droga! Czyż nie dość, że wrogowie twoi Ciebie bezbronną, obezwładnioną skuli w ciężkie kajdany, rozpięli na krzyżu boleści i męczą Cię okrutnie, jeszcze i wyrodne potwory, dzieci twe, szarpią zbolałe wnętrzności twoje. O biedna, biedna i nieszczęśliwa Polsko! Kiedyż się skończy ciężka niedola Twoja?! (…)


    Kiedy wróciłem z Syberii, żona starszego brata mego, mieszkanka miasta Sokołowa, gdzie właśnie straconym został ksiądz Brzósko, opowiedziała mi o egzekucji jego, której była naocznym świadkiem. Na środku rynku miasta Sokołowa stała czarna szubienica. Na poprzecznej belce szubienicy, na żelaznych hakach ta wbitych, zawieszone były dwa sznury. Pod sznurami tymi stał stół zwyczajny. Moc narodu zaległa rynek cały.


Porucznik Franciszek Wilczyński

    Z odwachu znajdującego się blisko kościoła, po przygotowaniu na śmierć przez kapłana, pod silną strażą wojska wyprowadzono księdza Brzóskę i porucznika Wilczyńskiego. Kapłan z krzyżem w ręku szedł obok nich na miejsce stracenia. Ksiądz Brzósko z modlitwą na ustach, z wzrokiem wzniesionym ku niebu, szedł z błogim uśmiechem na ustach. Wilczyński z obliczem pełnym spokoju i rezygnacji szedł obok Brzóski z dumnie podniesioną głową, a lud ujrzawszy prowadzonych na stracenie zawył i płakał rzewnie z wielkiego bólu. Przyprowadzonym przed szubienicę kapłan, mając komżę i stułę na sobie, udzielił skazanym na śmierć ostatnią indulgencję i podał krzyż do ucałowania; po czym oddano ich zaraz w ręce kata. Włożono na nich płócienne szare, długie koszule, przystawiono do stołu krzesełko, po którym wszedł pierwszy na stół ksiądz Brzósko. Tu kat związał mu długimi rękawami od koszuli w tyle ręce, spuścił kaptur na oczy, założył stryczek na szyję, zszedł ze stołu na ziemię i stół spod nóg wyciągnął. Ksiądz Brzósko zawisł w powietrzu, zakręcił się na stryczku i lekko w parę minut Bogu ducha oddał.

    Po księdzu Brzósce nastąpiła kolej na Wilczyńskiego. Teraz jego postawił kat na stole, związano mu w tyle ręce, spuszczono kaptur na głowę, założono stryczek na szyję, wyciągnięto stół spod nóg i on zawisł w powietrzu, lecz długo męczył się, nim skonał, nim Bogu ducha oddał. Podobno kat umyślnie tak stryczek na szyję Wilczyńskiemu założył, ażeby on długo się męczył. Lud wszystek, który był zgromadzony na miejscu kaźni, przejęty zgrozą, padł na kolana i zanosząc się rzewnym i głośnym płaczem, modlił się gorąco za duszę swych braci – niewinnie zamordowanych.

    Po zdjęciu z szubienicy ciała księdza Brzóski i Wilczyńskiego złożono do przygotowanych już przy szubienicy trumien, wylanych wewnątrz smołą, zabito mocno żelaznymi gwoźdźmi wieka, zawieziono pod silną eskortą do Brześcia Litewskiego i tam, aby ciał nie mogli zabrać bracia Polacy, w obrębie fortecy pochowano.

    Ostatnie słowa księdza Brzóski znamy z innych przekazów. Brzmiały one tak:

    Żegnajcie bracia i siostry i wy, małe dziatki. Ginę za naszą ukochaną Polskę, która przez naszą krew i śmierć… Resztę wypowiedzi zagłuszyły bębny.


                                                                                                            

                                                                                                                

 

 

bottom of page