„Raport Pileckiego” – film
Jest. Długo wyczekiwana superprodukcja o osobie rotmistrza Witolda Pileckiego jest już w kinach. Za granicą miała swoją premierę już w maju (pt. „Pilecki's Report”), ale w Polsce dopiero we wrześniu. Całkiem przypadkowo przed wyborami. Czy pomoże w zmaganiach przedwyborczych rządzącym satrapom? Wątpię. W każdym razie już jest, można obejrzeć.
Dystrybutorem produkcji, jako i jednym z organów współfinansujących jest TVP (koproducent). Pieniądze nań wyłożył również Polski Instytut Sztuki Filmowej i WFDiF. Tak więc w dużej mierze finansowany jest przez nas, obywateli, którzy płacą podatki.
Pierwszym reżyserem filmu był Leszek Wosiewicz, znany między innymi z filmów: „Był sobie dzieciak”, „Rozdroże cafe”, „Kornblumenblau” i wielu innych. Został jednak odsunięty od reżyserowania, a na to miejsce zatrudniono Krzysztofa Łukaszewicza. Tego od „Karbali”, „Linczu”, „Generała Nila”. Niestety znany jest także z filmu „Orlęta. Grodno ‘39”, gdzie bohaterem nie jest polski chłopiec, tak jak można to było odnieść do rzeczywistości, a żydowski. Superbohater, który pokazuje przygłupim Polakom jak walczyć. Wobec filmu o rotmistrzu Pileckim były już propozycje ze strony wpływowych Żydów, ale pod warunkiem, że Witold Pilecki będzie właśnie… Żydem. Propozycja zakłamania rzeczywistości została wówczas odrzucona. Na szczęście w „Raporcie Pileckiego” nasz Bohater jest pokazany jako Polak i katolik. Jest to o tyle istotne, że, zwłaszcza za Zachodzie obóz Auschwitz kojarzy się tylko i wyłącznie z mordowanymi tam Żydami. Tymczasem KL Auschwitz został założony dla Polaków i to oni tam byli więzieni. Żydów zaś mordowano przede wszystkim w pobliskiej Brzezince. Widz z poza kraju może się więc dowiedzieć, że w Auschwitz byli Polacy i to chrześcijanie. To pozytywny akcent i bardzo istotny.
Na film przeznaczono niebagatelną kwotę pieniędzy, sięgającą blisko 40 milionów złotych. To naprawdę duży budżet, który pozwala na zrealizowanie świetnego filmu. Niestety, podobnie jak w „Grodnie” historia została tutaj zmyślona i zakłamana. Jeśli ktoś oczekuje dobrego filmu o naszym narodowym skarbie, to będzie zawiedziony. Akcja bowiem toczy się wokół tytułowego raportu, który rotmistrz (a właściwie kapitan) Pilecki pisał na temat sytuacji wewnątrz KL Auschwitz i osoby Józefa Cyrankiewicza. Ten, po sfałszowanych wyborach w 1947 r. stanął na czele komunistycznego rządu. Był w obozie w tym samym czasie, co autor raportu. Fabuła filmu kręci się wokół Cyrankiewicza, ale podczas prawdziwego śledztwa w ubeckiej katowni, nikt od Pileckiego nie wymagał szczegółów z życia ówczesnego premiera PRL. Wątek jest więc zmyślony, a na pewno wyolbrzymiony.
Widz, który nie zna historii Pileckiego, nie pozna jej także z tego filmu. Może za to wyłapać wątki zakłamujące tę postać. Otóż słynny „ochotnik do Auschwitz” w filmie nie jest nawet ochotnikiem. Znalazł się w obozie na życzenie zwierzchników. Jego odwagę i poświęcenie dla sprawy zdeptano. Nie tylko z tego odarto naszego bohatera. Pilecki w filmie został też pozbawiony dumy i honoru. Trzeba nie mieć pojęcia o Jego życiu, aby kręcić sceny, w których czołga się przed oprawcą i zlizuje wylaną na podłogę celi zupę. Trzeba nie mieć pojęcia o psychologii i toku myślenia kogoś, kto jest zmaltretowany.
Przy okazji warto wspomnieć to, o czym reżyser nawet się nie zająknął. To nie Polacy katowali Pileckiego, ale Żyd Józef Goldberg (Różański), oficer NKWD. W jego postać wcielił się filmie Karol Wróblewski. Głównym oprawcą był Eugeniusz Chimczak, Ukrainiec, którego zagrał Mariusz Jakus. Jeden z najlepszych aktorów, którego można było do tej roli zaangażować, a jednak mam niedosyt. Mógł być jeszcze bardziej wyrazisty i prawdziwy. No, ale o wyraziste postacie w tej produkcji ciężko. Nawet grany przez Przemysława Wyszyńskiego Pilecki jest po prostu jednym z wielu, którzy trafili w kleszcze dwóch totalitaryzmów. Widz, który nie zna historii i średnio się orientuje w tych sprawach może pogubić się w natłoku byle jak zmontowanych scen i nie wiedzieć kto tego Pileckiego teraz bije, Niemcy, czy pachołki stalinowskie?
Do scen dobrych i podobających się trzeba zaliczyć motyw walk w powstańczej Warszawie, podczas wojny i w obozie koncentracyjnym. Niestety, film stanowi zlepek historii z różnego okresu życia rotmistrza, z czego większość po prostu nudzi. Jeśli młodzież w kinie woli przeglądać Facebooka, to chyba o czymś świadczy? Jeśli ludzie interesujący się tą tematyką spoglądają na zegarek, to chyba powinno niepokoić?
Jest w filmie scena, gdzie Cyrankiewicz zabiera kawałek chleba zmarłemu więźniowi KL Auschwitz, a Pilecki ma do niego o to pretensje. Ba, jest wulgarny! Doprawdy trzeba mieć wyjątkowo złe intencje, aby tak przedstawić rotmistrza. Trzeba nie znać realiów życia obozowego, żeby widzieć zło w zdobyciu kawałka chleba na zmarłym w obozie koncentracyjnym! Warto też dodać, że w filmie jest mowa o „muzułmanach”, którzy z głodu wyjedli wątrobę ze zwłok ludzkich. Oczywiście przeciętny widz nie ma pojęcia kim byli w obozie „muzułmanie” i odniesie to do religii muzułmańskiej, albo pozostanie to dla niego czymś niezrozumiałym.
W tym, antypolskim, bo tak go oceniam filmie Witold Pilecki nie jest ważny. Ważniejszy jest motyw tytułowego „Raportu Pileckiego”, który donosił o tym, co Niemcy robią w KL Auschwitz. Ot, częściowo zmyślona historia na kanwie życia jakiegoś człowieka, który szwenda się po sali krzywych luster w „nie” wesołym miasteczku.
Tak więc na dobry i rzetelny film o Witoldzie Pileckim będziemy musieli zaczekać. Tymczasem możemy się „rozerwać” przy kiepskiej produkcji za nasze ciężko zapracowane pieniądze.
Profesor Gliński nie pierwszy raz sypie groszem na antypolskie, czy antychrześcijańskie produkcje. Przy tym wszystkim trzyma w jednej ręce krzyż, a w drugiej flagę biało-czerwoną. Dlaczego?
Oto fragment wywiadu, którego udzielił pierwszy reżyser, Leszek Wosiewicz Onetowi:
Przedstawiono mi do podpisu ugodę z producentem, w której miałem się zgodzić na rozwiązanie mojej umowy na reżyserię filmu. Nie dano mi nawet czasu na konsultację z adwokatem. Klasyczne albo-albo. Albo podpiszę ugodę, albo produkcja filmu zostanie całkowicie przerwana. Od 2014 r. pracuję nad filmem o rotmistrzu Pileckim. Poświęciłem mu w sumie już ponad sześć lat życia. Nawet w swojej ciężkiej chorobie w 2016 r. szukałem inspiracji do zrozumienia postawy i niezłomności Witolda. Jak więc mogłem przedłożyć własny, artystyczny interes nad pamięć o Rotmistrzu?!
Poprosiłem jeszcze o przegląd materiałów, licząc na opamiętanie producenta. Taki przegląd mi zorganizowano. Pokazałem na nim 1,5 godziny materiału (z czterech godzin nakręconych), zaznaczając przy tym, że najlepszych i najbardziej efektownych scen nie pokazuję, ponieważ będą się one nadawały do zademonstrowania dopiero po wmontowaniu w nie rozbudowanych efektów specjalnych. W sumie przegląd ten okazał się być dla mnie swoistą "ścieżką zdrowia". (…)
Nowy scenariusz dostałem do wglądu tydzień po rozpoczęciu zdjęć przez nowego reżysera, więc moje uwagi nie miały już żadnego znaczenia.
Dodam, że jest on w pewnym sensie odwrotnością mojego, zarówno jeśli chodzi o prezentację i interpretację faktów historycznych, wizerunek postaci Witolda Pileckiego i innych postaci, jak i diametralnie różną wymowę i zupełnie odmienny kształt artystyczny.
Σχόλια