top of page

Ofiary „Burego” cz. III (3)


Kiedy w Zaleszanach rozgrywał się dramat, kpt. Romuald Rajs był w drodze do Wólki Wygonowskiej. Po drodze zastrzelono jednego z furmanów, ale trzech innych wypuszczono. Po dotarciu do Wólki Wygonowskiej żołnierze od razu zaczęli wyszukiwanie konfidentów, których mieli zlikwidować. Ich nazwiska były im znane. Zastrzelony został Jan Zinkiewicz i Stefan Babulewicz. W podpalonej wsi spaliło się 6 domów i kilka innych budynków.


Po spaleniu Zaleszan i Wólki Wygonowskiej, 3. Brygada NZW przemaszerowała do Krasnej Wsi. Tam „Bury” zażądał zorganizowania zaprzęgów konnych.


Michał Ostapiuk:


Nie można wykluczyć, ze furmani przed funkcjonariuszami UBP bali się przyznać, że zostali wypuszczeni. Mogło rodzić to podejrzenia, że udzielili „bandzie” informacji (a więc poszli na współpracę z partyzantami). Po upadku systemu komunistycznego w Polsce przesłuchiwany Michał J., jeden z prawosławnych furmanów towarzyszący oddziałowi, przyznał, że zwolniono go po odjechaniu około 2 km od Krasnej Wsi. Należy założyć, że większość furmanów, którzy opuścili oddział na trasie Hajnówka – Krasna Wieś – Puchały Stare, została puszczona za wiedzą dowództwa 3. Brygady.


3. Brygada opuściła Krasną Wieś najpóźniej rankiem 30 stycznia 1946 r.


31. stycznia w Puchałach Starych rozstrzelano niektórych furmanów. Innych puszczono wolno. Być może o ich losie decydowały, jak zauważył Ostapiuk, rozmowy podczas trasy. Być może nadgorliwi zwolennicy komunistycznych oprawców w czasie marszu chwalili się swoimi zdradzieckimi w oczach partyzantki osiągnieciami. Nadal przecież uważali, że towarzyszą wojsku komunistycznemu. Antoni Michalczuk „Szpak” zeznał przed prokuratorem IPN, że „Bury” przeprowadził śledztwo, dzięki któremu dowiedział się, że furmani czynnie wspomagali Sowietów. Karą za takie postępowanie była śmierć. Jeden z żołnierzy („Osa”) stwierdził wręcz, że „wygadali sobie swój los”.


W opracowaniach historycznych pojawiają się insynuacje, że furmani zostali zabici za to, że byli Białorusinami, albo za wyznawaną wiarę – prawosławie. Trudno to pogodzić z faktem, że część żołnierzy kpt. Rajsa to właśnie prawosławni Białorusini. Poza tym, większość wypuszczonych furmanów, to również prawosławni Białorusini. Z kolei zastrzelony A. Bondaruk był adwentystą.



Kapitan Romuald Rajs „Bury” zeznawał w trakcie procesu:


Większość ich (wozaków) stanowili Białorusini, źle ustosunkowani do nielegalnych organizacji. W czasie postoju w Puchałach Starych część z nich, w liczbie około 16 [sic!], rozstrzelanych zostało przez „Modrzewia”, któremu „Rekin” i „Wiarus” polecili ich dozorować, a reszta ich została zwolniona do domu.


Kolejne wioski, które były na liście do ukarania, żołnierze „Burego” odwiedzili na początku lutego 1946 r. Pluton ppor. „Wiarusa” ruszył do wsi Szpaki, a ppor. „Bitnego” do Zań. Kpt. „Bury” i ppor. „Rekin” udali się do Końcowizny.


W Szpakach NZW miało kilku swoich żołnierzy, dlatego doskonale orientowało się w panujących tam nastrojach prosowieckich. Jeden z mieszkańców wioski w wywiadzie udzielonym dla „Czasopisu” (nr 4/1995 r.) powiedział:


Mogę się tylko domyślać, że oni już wcześniej wiedzieli, kogo trzeba zabić i spalić i to musiał powiedzieć ktoś z tutejszych. Był u nas taki jeden Andrzej Filipczuk, prawosławny, który chodził z tymi bandami.


Warto zauważyć, że wiele lat po wojnie dla owego mieszkańca Szpaków żołnierze podziemia niepodległościowego nadal byli „bandami”, którym należała się „kula w łeb”. Wyraził zadowolenie, że Filipczuk został zastrzelony.


Żołnierzy dowodzonych przez Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa” przywitały strzały karabinowe. Po opanowaniu sytuacji zaczęli szukać konfidentów, na których ciążyły zarzuty kolaboracji. Eudokia Pietruczuk oskarżyła żołnierzy „Wiarusa” o gwałt na miejscowych dziewczynach, w tym jej córce, która tego nie przeżyła. Jak zaznacza Michał Ostapiuk w swojej książce, relacja E. Pietraczuk pochodzi z książki jednego z ubeków, A. Omiljnowicza. Już samo to musi budzić wątpliwości. Do tego w relacji bezpośrednio po pacyfikacji Szpaków, nie wspominała o stracie córki. Taką relację złożył w czasie procesu jedynie Aleksander Bałło. Zeznania Bałły są też sprzeczne z relacją E. Pietraczuk, które zamieścił w książce Omiljanowicz. Należy nadmienić, że pod komendą „Burego” za coś takiego groziła kara śmierci, dlatego każdy żołnierz musiał się liczyć z tym, że ryzykuje bardzo dużo.


21. VII 1949 r. Bałło zeznał, że słyszał o gwałcie od sąsiada i, że napastnicy mówili po polsku i niemiecku. Jest to dość istotne, gdyż to służby bezpieczniackie próbowały za wszelką cenę wmanewrować polski ruch oporu we współpracę z Niemcami. Stąd sugestia o mowie niemieckiej nasuwa oczywiste przypuszczenie, że zeznania mogły być kontrolowane prze funkcjonariuszy bezpieki.



Michał Ostapiuk:


W drobiazgowo przygotowanym akcie oskarżenia przeciw „Buremu” i „Rekinowi” nie odnotowano Marii Pietruczuk, choć pozostałe osoby zabite w Szpakach znalazły się w tym dokumencie. (…) Dopiero w latach siedemdziesiątych pojawiła się (…) relacja Eudokii Pietruczuk, zamieszczona przez Omiljanowicza, który jako były funkcjonariusz UB miał dostęp do dokumentów wytworzonych w latach czterdziestych przez resort.


O gwałcie zeznawał w 1996 roku Michał Rudczuk, który w 1946 roku, postrzelony wymknął się ze Szpaków. Nie był on jednak naocznym świadkiem.


W 2004 roku zeznawała także jedna z ofiar gwałcicieli, która przeżyła pacyfikację. Jej zeznania także nie pozwalają na ustalenie okoliczności gwałtu. O ile takowy miał miejsce, bo to nadal pozostaje wielce wątpliwe. Oczywiście nie można wykluczyć, że mógł się zdarzyć, natomiast twardych dowodów nie ma. Są za to liczne wątpliwości.


W Szpakach zlikwidowano w sumie sześć osób, nie licząc dziewczyny, co do której są wątpliwości. Mieszkańcom zakomunikowano, za co zostali ukarani. Pozostawiono im to na piśmie: „Za strzelanie do żołnierzy polskich i oddziałów partyzanckich! Śmierć Zdrajcom Ojczyzny!”. Zarekwirowano także broń, w tym karabiny maszynowe.


Ppor. Jan Boguszewski „Bitny” wkraczając do wsi Zanie również posiadał dość dokładne informacje o miejscowości i jej mieszkańcach. Partyzanci „Bitnego” bywali już tutaj w latach wcześniejszych. W 1945 roku zlikwidowali w Zaniach dwóch pospolitych bandytów. „Bitny”, zapewne w obawie przed dekonspiracją nie wahał się zastrzelić żołnierzy, którzy postanowili się ujawnić przed funkcjonariuszami UBP.


Tutaj też, podobnie jak w Szpakach żołnierze zostali ostrzelani. Zanie były jednak otoczone i opór szybko został zdławiony.

Czesław Popławski „Pliszka” wspominał:


W Zaniach do nas zaczęli strzelać. No to jakże to tak? Zwarty oddział idzie, a cywile, Białorusy, będą do nas strzelać? Trzeba coś zrobić z nimi. No i zrobili my. […] To była noc. Padło z ich strony kilka strzałów. Zaczęli z tych domów uciekać. Myśmy mieli jednak rozkaz, by ich nie wypuścić. Można było puścić tylko bydło i dzieci.


Podczas pacyfikacji tej wsi zginęły 24 osoby. Większość ofiar to kobiety i dzieci, do których, jak mówił „Pliszka” mieli rozkaz nie strzelać.


Rekin, Bury, Leśny

„Bitny” zameldował później „Buremu”, że „otwarto do niego ogień karabinowy we wsi Zanie i o tym […], że przy podpaleniu stodoły nastąpił wybuch, demolując cały dach, od większej ilości amunicji przechowywanej przez gospodarza tejże wsi”. Nie wiadomo, czy ktoś zginął w wyniku tej eksplozji i ile osób zostało zastrzelonych z premedytacją.


Wsie, w których przeważała ludność białoruska były źle ustosunkowane do polskiej państwowości, a co za tym idzie do żołnierzy polskiego podziemia. Oczywiście nie było to regułą. Wiele miejscowości zamieszkiwanych przez Białorusinów wspierało partyzantkę polską. Dzisiaj przez osoby, które nadal żyją w aurze mentalności człowieka sowieckiego żołnierze antykomunistycznego ruchu oporu nazywani są „bandytami”. Tymczasem w okresie ich działalności, partyzanci znajdowali pomoc, uznanie i szacunek wśród mieszkańców wsi. Tam gdzie sympatie do Polski były duże, pomagano partyzantom. Wielu żołnierzy było przecież mieszkańcami tych wiosek, pochodzili z nich. Jeden z sowieckich agentów, zakamuflowany pod pseudonimem „Szary”, w jednym z raportów (1946 r.) pisał, że


…ludność jest bardzo dobrze ustosunkowana do band leśnych […] Gdy raz w okolicach Łap zrobiło wojsko obławę na ich oddział, a było ich wtedy 45-ciu i 6-ciu konnych, to ze wszystkich stron gdzie pojawiły się oddziały wojska, przyjeżdżali łącznicy rekrutujący się z okolicznych mieszkańców, przeważnie samorzutnie ostrzegając bandę przed wojskiem.


Inaczej było w okolicach wiosek Białoruskich, gdzie witano WP seriami karabinowymi, a tamtejsze partyzantki mordowały księży, szlachtę i włościan polskich.


Podczas przesłuchania w Urzędzie Bezpieczeństwa, kapitan Romuald Rajs zeznał:


Wieś Zanie i Szpaki zostały spalone z polecenia Komendy Okręgu org. NZW, zaś Zaleszany za wrogie ustosunkowanie się do leśnych oddziałów.


Również mieszkańcy Końcowizny dysponowali dość pokaźnym arsenałem, na który mieli pozwolenie władz komunistycznych. Z oczywistych przyczyn musieli znaleźć się na celowniku Polskiego Państwa Podziemnego. Kapitan Rajs, który kierował się do wioski został ostrzelany. Rozkazał więc podpalić najbliższe zabudowania, a pozostałe ostrzelać. Spaliły się trzy domy i kilkanaście innych budynków. Prawdopodobnie celowo nie strzelano do zabudowań mieszkalnych, dlatego spłonęły tylko te na skraju Końcowizny, co do których była pewność, że nikt przypadkowy w nich nie zginie.

Pacyfikacja Końcowizny, którą osobiście przeprowadził kpt. Rajs „Bury” nie była obarczona ofiarami śmiertelnymi. Nikt wówczas nie zginął, a przecież „Bury” mógł zrównać wioskę z ziemią. Być może, gdyby na jego miejscu był „Bitny”, tak by się to zakończyło.


Poseł Eugeniusz Czykwin:


Działania oddziałów partyzanckich i ich dowódców, prowadziły czasem do śmierci lub poważnego uszczerbku na zdrowiu osób postronnych. Z historii, w tym z opracowań IPN, znane są przypadki, gdy oddziały takie, nawet w dobrej wierze, kierując się źle pojętą racją stanu lub z innych jeszcze motywów, zabijały lub raniły osoby z powodu ich przynależności do mniejszości religijnych, narodowych lub rasowych, uważając, że osoby te właśnie z racji przynależności wyznaniowej, czy rasowej ponoszą zbiorową odpowiedzialność za działania – w ich ocenie – nie służące niepodległości państwa polskiego.


Tak, tam gdzie działania wojenne, tam i niewinne ofiary. Tak było, jest i zapewne będzie zawsze - „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. W mojej ocenie osoby, które współpracowały z okupantem, tworzyły obozy koncentracyjne dla Polaków, mordowały polskich kapłanów, rolników, itd. zdecydowanie nie służyły niepodległości państwa polskiego.


Na koniec jeszcze coś, o czym poseł Czykwin zapomniał wspomnieć w artykule dla „Przeglądu prawosławnego”. Nie omieszkał napisać, że „Bury”, wg. Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu dopuścił się „zbrodni ludobójstwa”, której „nie daje się usprawiedliwić żadną racją”.


Komunistyczny sąd skazał „Burego” na karę śmierci. Wyrok wykonano 30. grudnia 1949 r. w Białymstoku. Gdzie komunistyczni oprawcy ukryli ciało kapitana Rajsa, nie wiemy do dnia dzisiejszego.


We wrześniu 1995 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok śmierci, zaznaczając, że walka o niepodległość wymaga „podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie”. W świetle tego wyroku „Bury” i „Rekin” są osobami niewinnymi.


W roku 2019 Michał Ostapiuk i Kazimierz Krajewski podważyli ustalenia prokuratorsko-sędziowskie w sprawie „Burego” i jego żołnierzy. Michał Ostapiuk wydał też książkę, na której się opieram w tym artykule. Ich komunikat został ogłoszony przez Instytut Pamięci Narodowej. Czytamy w nim:


„Bury” nie działał z zamiarem zniszczenia (ani w całości, ani w części) społeczności białoruskiej lub też społeczności prawosławnej zamieszkałej na terenie Polski w jej obecnych granicach. Miał przecież możliwości, by puścić z dymem nie pięć, ale znacznie więcej wiosek białoruskich w powiecie Bielsk Podlaski. [...] Wina „Burego” polega w tym zakresie na stworzeniu sytuacji, nad którą nie był w stanie zapanować, i w wyniku której, niezależnie od jego zamierzeń, zginęły osoby, które w żadnym wypadku nie powinny były ucierpieć. [...] Należy zatem wyraźnie zaakcentować, że w świetle najnowszych badań naukowych informacje zawarte w ustaleniach końcowych do śledztwa S 28/02/Zi w wielu obszarach są wadliwe.


Wrzask, jaki się podniósł przy okazji ogłoszenia komunikatu sprawił, że IPN (nie pierwszy i nie ostatni raz) podkulił ogon jak bity pies i nie podjął się ponownego rozpatrzenia działalności kapitana Rajsa. Szkoda, bo „Bury” pozostaje osobą kontrowersyjną, a wiele jego działań wymaga dodatkowych badań.


W ramach uzupełnienia wiedzy polecam zapoznać się z artykułem Kazimierza Krajewskiego i Grzegorza Wąsowskiego, pt. „Kapitan Romuald Rajs „Bury” a Białorusini – fakty i mity”, zamieszczonego w 33. numerze „Glaukopisu” z 2016 r.




 

Źródła:

- „Przegląd prawosławny”, nr 3 (453) z marca 2023 roku.

- „Partyzantka NOW na ziemi ostrowsko-mazowieckiej”, Stanisław Zamęcki

- „Komendant „Bury”. Biografia kpt. Romualda Adama Rajsa „Burego” 1913-1949”, Michał Ostapiuk

- „Mazowsze i Podlasie w ogniu 1944-1956. Powiat Ostrów Mazowiecka w pierwszej dekadzie rządów komunistycznych”, praca zbiorowa

- „Podziemna walka AK-AKO-WiN na Ziemi Ostrowskiej (1944–1947)” (broszura), Kazimierz Krajewski

- „Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska” nr 8/1994 r. (Jerzy Kułak)

- „Kazimierz Kamieński „Huzar”. Ostatni podlaski komendant 6 Brygady Wileńskiej AK i jego żołnierze 1939-1952”, K. Krajewski, Tomasz Łabuszewski

- „Przegląd Wschodni”, T. IX, z. 2/34

- „Glaukopis”, nr 31/2019 r. (Michał Wołłejko)

- „Glaukopis”, nr 33.2016 r.

- „Dzieje najnowsze”, kwartalnik nr 4/2018r. (K. Jasiewicz)

- „Dzieje najnowsze”, kwartalnik nr 1/2011r. (J. Grzybowski)

- „Jedność narodowa” z 2. II 1946 r.

bottom of page