Ofiary „Burego” cz. II (3)
Podsycanie antagonizmów przez Niemców było posunięte do tego stopnia, że zabronili małżeństw między Polakami i Białorusinami. Skoro takowe miały miejsce, znaczy, że polityka skłócania nie do końca przynosiła efekty. Niemcy postanowili bardziej się zaangażować w waśnie między podległymi im narodami. Pod koniec 1942 roku zaczął się proces wyrzucania Polaków ze stanowisk urzędniczych i policji. Wielu wysłano na tzw. „roboty” w głąb Rzeszy. Podobny los czekał Białorusinów, którzy uważali się za Polaków, lub utożsamiali się z Polską. Ich miejsce zajmowali Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Łotysze. W wielu regionach zabroniono używania polskiego języka i zlikwidowano polską prasę. Latem 1942 roku w Lidzie i najbliższej okolicy aresztowano około 300. Polaków. Kilkudziesięciu rozstrzelano. Takie egzekucje powtarzały się przez kolejne miesiące. Mimo usilnych starań nie możliwe było zastąpienie polskiej większości białoruską mniejszością. Nadal wiele stanowisk zajmowali Polacy.
Jerzy Grzybowski:
Wiadomości ostatnie z tego terenu brzmią nadzwyczaj niepomyślnie. Wszystkie instytucje, wszystkie posterunki życia oddano żywiołowi białoruskiemu. Zbiałoruszczono szkołę, kościół, urzędy, gorączkowo sposobi się surogat mieszczaństwa i inteligencji białoruskiej, celem obsadzenia miast. Żywioł polski jest tępiony z niesłychaną zapamiętałością.
Zanim potępimy polskie podziemie niepodległościowe, warto zapamiętać te słowa, białoruskiego komunisty: „Żywioł polski jest tępiony z niesłychaną zapamiętałością”.
Informacja Biura Wschodniego Polski Podziemnej (31. VIII 1942 r.):
Stosunek nacjonalizmu białoruskiego do Polaków zdecydowanie wrogi. Zachodzą liczne wypadki i aresztowań i rozstrzeliwań Polaków na skutek donosów miejscowych władz i policji białoruskiej. Ścisłości donosów przeważnie się nie sprawdza.
W Kołdyczewie powstał obóz koncentracyjny zarządzany przez Białorusinów. Komendantem obozu był F. Jörn, a dowódcą białoruskiej straży obozowej S. Bobko, który ten obóz zorganizował. Białorusini wymordowali w tym miejscu ponad 22 tysiące ludzi różnych narodowości: Żydów, Polaków, ale także Białorusinów i jeńców sowieckich. W roku 1944 ujawniono tam istnienie 24. masowych mogił. Ostatnia masowa egzekucja więźniów tego obozu miała miejsce w czerwcu 1944 roku. Tuż przed wkroczeniem na te tereny Armii Czerwonej wymordowano do 500. osób. Jednocześnie, w ramach zacierania śladów zbrodni, podpalono obozowe archiwum i zabudowania.
Osoby aktywnie działające na rzecz komunistów były przez polskie podziemie likwidowane, a współpracujący z nimi karani admonicjami cielesnymi i materialnymi. Wieś Giełczyn miała być spalona za to, że jeden z jej mieszkańców zabrał konia należącego do partyzantów. Na szczęście tego, nazbyt surowego rozkazu nie wykonano. Tym niemniej odpowiedzialność zbiorowa była stosowana przez wszystkie strony konfliktu. Szczególnie skomunizowane wioski palono. Bywało, że wpływy komunizmu faktycznie objęły wszystkich, albo prawie wszystkich mieszkańców niektórych miejscowości.
Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki – to tylko niektóre wsie spacyfikowane przez Pogotowie Akcji Specjalnej za działalność antypolską. Białorusini zamieszkujący je aktywnie działali na szkodę Polski i Polaków. Bardziej utożsamiali się z Rosją niż z Polską. To musiało zrodzić konflikt. I zrodziło. Białoruscy partyzanci napadali na ludność polską, a w szczególności na polskich policjantów, którzy posiadali broń i stali im na drodze do objęcia władzy w terenie. Ginęli także ziemianie i handlarze.
Z drugiej strony były też wsie zamieszkałe przez Białorusinów, które wspierały Polaków i sympatyzowały z polską racją stanu. Tych było zapewne więcej niż tych „czerwonych”, dlatego należy unikać uogólnień i zrzucania winy na ogół. Nie powinno to negatywnie rzutować na nasze relacje z Białorusinami. Typowo białoruskie wsie: Zajęczniki, Kobyle Górki, czy kolonia Rogawki wspierały polskich żołnierzy. Ich zaufaniem cieszył się m.in. kpt. W. Łukasiewicz „Młot”, który wielokrotnie stacjonował w okolicy. W szeregach NZW i innych organizacji podziemnych znajdowali się Białorusini, Litwini, Żydzi, Tatarzy… co jest dość wymownym faktem, wobec zarzucania NZW zbrodni na tle narodowościowym. Dowódcą 1. Plutonu 3. Brygady NZW „Bury” powierzył prawosławnemu Białorusinowi. Był nim podporucznik o pseudonimie „Wiarus”. Po bitwie w Mikuliszkach Romuald Rajs kazał rozstrzelać katolików – Litwinów, którzy brali udział w mordowaniu polskich cywilów w Święcianach. Prawosławnych policjantów białoruskich, uznając za niewinnych, polecił puścić wolno.
Po każdej stronie konfliktu działały też zbrojne oddziały zwykłych bandytów, które dopuszczały się mordów, gwałtów i kradzieży. Białorusini tworzyli oddziały „Samoobrony”, które działając za przyzwoleniem Moskwy nierzadko zwalczały nie tylko bandytów, ale także polskie oddziały leśne. Spirala przemocy nakręcała się, ponieważ Polacy odpowiadali na tego typu występki, a przy okazji, jak to na wojnie ginęli niewinni ludzie.
W jednym z raportów NZW czytamy („Komendant Bury”):
Na naszym terenie panują szpiclowsko-złodziejskie bandy. Kradną w nocy i biały dzień, biją i terroryzują ludność, księża proszą o pomoc. A potem idzie echo jak dzwon: „Narodowcy kradną”, „Narodówka kradnie, narodowcy [to] złodzieje”.
Pospolity bandytyzm był z całą mocą tępiony przez podziemie niepodległościowe. Wiemy, że partyzanci NZW zlikwidowali 7 sierpnia 1945 r. dwóch złodziei we wsi Zanie. W innym meldunku KP „Burza” wskazywała, że w tej wsi na jednego z mieszkańców nieznana grupa nałożyła kontrybucję. Działanie to najprawdopodobniej stało się przedmiotem stosownego śledztwa NZW, mającego na celu ukaranie sprawców.
Akcja represyjna wymierzona w Zaleszany, Wólkę Wygonowską, Zanie, Szpaki i Końcowiznę, czyli pięć wsi, o których pisał Eugeniusz Czykwin była osadzona właśnie w takim, wrogim wobec polskich dążeń niepodległościowych kontekście. Były to wioski zamieszkałe głównie przez osoby wyznające prawosławie, co utożsamiano z narodowością białoruską. W Orli, gdzie urodził się poseł Czykwin Białorusini stanowili ponad 97% społeczności. Tam też, jak nadmieniono powyżej istniała jedna z najsilniejszych liczebnie jaczejek komunistycznych.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której komuniści białoruscy nie tylko przejawiali sympatie komunistyczne i sprzyjali okupantowi, który siłą i podstępem podbił Polskę, ale też ochoczo przyłączyli się do łupienia i mordowania Polaków. Ich ofiarami padali księża, ziemianie, ale także… kobiety i dzieci. W powiecie bielskim, na terenie którego leżała większość wsi spacyfikowanych przez „Burego”, Białorusini stanowili większość wśród funkcjonariuszy znienawidzonego UBP.
Przykład z rodzinnej gminy posła Czykwina, z Orli, gdzie się urodził (M. Ostapiuk):
Nie tylko jednak białoruscy funkcjonariusze służb reżimowych stanowili zagrożenie dla ludności cywilnej. Również część mężczyzn zamieszkujących skomunizowane wsie, którzy mieli broń (najprawdopodobniej od NKWD), napadała na polskich sąsiadów. Do takich wydarzeń doszło w gminie Orla, gdzie sołtys wsi Pacewo przewodził grupie rabunkowej i wykorzystując swoje znajomości w bielskim PUBP, doprowadził do aresztowania niewinnego mężczyzny (Polaka). Żona więźnia jako motyw jego działania podała: „Sołtys nasz jako Białorusin mści się na nas, dlatego, że my jesteśmy na platformie państwowości polskiej”.
Właśnie takich nadgorliwców likwidowało Polskie Państwo Podziemne. Z analizy meldunków NZW wynika, że wyroki śmierci wykonywane były nie tylko na Niemcach, Sowietach, albo białoruskich funkcjonariuszach bezpieki, ale także na Polakach.
Zaleszany to wioska, która znana był z sympatii prokomunistycznych i antypolskich. „Bury” ze swoimi podkomendnymi pod koniec stycznia 1946 roku weszli do wsi, pozorując oddział z 9. Pułku Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego (KBW). Tamtejsi działacze komunistyczni (KPZB) są znani z nazwiska. Pod wpływem komunizmu, jak wynika ze wspomnień ówcześnie żyjących, byli wszyscy przedstawiciele młodzieży białoruskiej. Podobnie rzecz się miała w odniesieniu do innych mniejszości narodowych. Jan Radkiewicz przed prokuratorem IPN zeznawał:
Jan Sakowski opowiadał mi, że w 1939 r. w Zaleszanach działała silna grupa komunistyczna. Jej członkowie należeli do Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Przywódcami tej grupy byli niejaki Sacharczuk, imienia nie pamiętam, i Jakub Bazyluk.
Paweł Sacharczuk i Jakub Bazyluk odpowiedzialni byli m. in. za zamordowanie w Zaleszanach polskich żołnierzy w roku 1939. Piotr Tatarczuk wspominał po latach, że ogół białoruski zbrojnie wystąpił przeciwko WP w czasie wojny ’39 r.:
Potem miejscowy – Aleksander Prochowicz […] wrócił z wojny, na która był zabrany do polskiej armii. On opowiadał, że cywile Białorusini zatrzymywali polskich żołnierzy i kazali żegnać się po rusku – tych, którzy potrafili się tak przeżegnać puszczali, innych zatrzymywali. (…)
U nas ludzie mówili, że Zaleszany spalono za 1939 rok, że ludzie z Zaleszan wtedy wystąpili przeciwko polskiemu wojsku i za to wieś po wojnie spalono.
Zeznania Tatarczuka znajdują się w aktach śledztwa, na które powoływał się poseł E. Czykwin (S 28/02/Zi, T. IX). Warto poczytać coś więcej, niż tylko wyrok sądowy…
Oczywiście wieś nie został spalona za to, co działo się kilka lat wcześniej, a przynajmniej nie tylko za to. Decyzja zapadła podczas pobytu w wiosce.
Michał Ostapiuk:
29 stycznia 1946 r. o godz. 5.00 do Zaleszan wkroczyła 3. Brygada jako pozorowany pododdział KBW. Żołnierze nie używali pseudonimów, lecz nazwiska, które tworzyli od swoich pseudonimów (np. „Osa” występował jako Osiński). Oficerowie „Bury”, „Rekin”, „Wiarus” i „Bitny” założyli zdobyte w Hajnówce sowieckie epolety, wydawali komendy po rosyjsku. Mieszkańcy więc nie wiedzieli, kim naprawdę są żołnierze. Można ocenić, że początkowo „Bury” nie miał wrogich zamiarów wobec Zaleszan. Jak słusznie zauważył Jerzy Kułak, dopiero rozwój wypadków podczas „dniówki” oddziału doprowadził do podjęcia decyzji o pacyfikacji wsi. Jest to bardzo ważne, ponieważ podważa częste twierdzenia, że motywem przewodnim działań pacyfikacyjnych przeprowadzonych przez kpt. Rajsa były uprzedzenia narodowościowo-religijne. O losie wsi zadecydował negatywny stosunek części jej mieszkańców do żołnierzy noszących polskie mundury. Mieszkańcy, sądząc, że kwaterujący we wsi żołnierze należą do wojsk „reżimowych”, pozwolili sobie na okazanie im lekceważenia i odmowę spełnienia części świadczeń rzeczowych na rzecz oddziału. Byli bowiem przekonani, że KBW nie odważy się podjąć akcji represyjnej przeciw wsi tak mocno powiązanej z Sowietami i zasłużonej dla systemu komunistycznego. Należy założyć, że gdyby mieszkańcy Zaleszan od razu zorientowali się, że we wsi kwateruje oddział partyzancki, wówczas wykazaliby o wiele mniejszą hardość, obawiając się ukarania wsi.
Nie przysporzyło mieszkańcom wioski sympatii to, że ktoś z jej mieszkańców rzucił kamieniem w „Rekina”. „Bury” nakazał zorganizowanie kilkudziesięciu furmanek, którymi chciał przetransportować zaopatrzenie dla oddziału. Mieszkańcy wykręcali się od nakazu i ostatecznie nie do końca go wypełnili.
„Rekin” nie zamierzał darować mieszkańcom zniewagi i, jak wynika z zeznań „Burego” (nie tylko jego) podpalił wieś z własnej inicjatywy, ale za pozwoleniem dowódcy. W jednym z protokołów przesłuchania kapitana Rajsa czytamy:
„Rekin” zaproponował mi podpalenie wsi. Zaznaczyłem mu, że o ile ma to zrobić, to z jednej i drugiej strony wsi podpalić po 2 do 4 gospodarstw. Wykonawcą tego był „Rekin”. Ja w tym czasie byłem na trasie, czekając na skoncentrowanie oddziałów.
Kpt. „Bury” zeznał też, że:
W tejże wsi doszło do zbuntowania się wsi […]. Co do strzelania do ludzi nadmienił, że strzelania do ludzi nie było, tylko w górę, ażeby nie ratowali swego mienia.
19. VII 1949 r. Eugenia Bazyluk z Zaleszan zeznała, co następuje:
Spalona wieś nasza została tylko z tych powodów, że byliśmy dobrze ustosunkowani do Rządu Polski Ludowej, jak również do Związku Radzieckiego, i wrogo ustosunkowani do band leśnych, ponieważ u nas, we wsi, było już koło PPR [a od lat dwudziestych jaczejka KPZB] i Samopomoc Chłopska, i w ogóle była wsią postępową.
Taki sam powód spalenia wsi, podawał sołtys Piotr Demianiuk.
Oczywiście spalenie wsi nie miało na celu zamordowania jej mieszkańców. Choć, gdyby kilku konfidentów zabito, nie byłoby to niczym dziwnym, ani nadzwyczajnym. Tak też się stało.
W celu uniknięcia niepotrzebnych ofiar w ludziach, polecono, aby wszyscy mieszkańcy zebrali się w jednym domu, należącym do Dymitra i Włodzimierza Sacharczuków. Podkomendni ppor. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina” chodzili po chałupach i nakazywali wszystkim, aby stawili się na zebranie. Niestety część mieszkańców nie posłuchała i ukryła się w zabudowaniach. Przekonanie, że mają do czynienia z komunistycznym wojskiem, które może ich zabrać, jak sami zeznawali „na roboty”, albo wcielić w swoje szeregi okazało się tragiczne w skutkach.
Po przybyciu mieszkańców wsi „na zebranie”, nastąpiła likwidacja konfidentów. Pierwszy, skoszony serią z „automatu” został Fiodor Sacharczuk. Prawdopodobnie bezpośrednią przyczyną zastrzelenia „Fiedzi” była odmowa stawienia się w domu braci Sacharczuków. Następnie zlikwidowani zostali Piotr Demianiuk i Aleksander Zielinka. W tym czasie „Bury” z większością oddziałów opuścił wioskę. Po zastrzeleniu zidentyfikowanych wrogów niepodległej Polski, przystąpiono do podpalenia kilku zabudowań.
Niestety od płonących domów zajął się także dom Sacharczuków, gdzie zamknięci byli mieszkańcy wioski. Wtedy jeden z żołnierzy otworzy drzwi i wypuścił ludzi. Potwierdzają to zeznania świadków zajścia, którzy zaświadczyli, że chociaż początkowo bali się wyjść, to kiedy już się zdecydowali, to nikt do nich nie strzelał.
Mieszkanka Suchowolców, która akurat była wtedy w Zaleszanach zeznała:
Wszystkim, którzy zgromadzeni byli w tym domu, to udało się uciec, ale ostatni to wyskakiwali z ognia. Najwięcej osób zginęło w domach, to znaczy ci, co nie poszli na zebranie, a w szczególności osoby starsze i dzieci.
Wśród niezamierzonych ofiar pacyfikacji Zaleszan było dziesięć osób, przede wszystkim kobiet i dzieci, o których żołnierze nie wiedzieli. Osoby te ukryły się w domach, które zostały podpalone, albo zajęły się od innych, płonących zabudować.
Prawdopodobnie zastrzelony został niejaki Weremczuk, ale nie ma na ten temat żadnych zeznań. Nie wiadomo też kim był. Prawdopodobnie mógł być ukrywającym się w Zaleszanach konfidentem niemieckim, który był odpowiedzialny za egzekucję mieszkańców Wólki Terechowskiej. Dowodów na to, że jest to ten właśnie Stefan Weremczuk nie ma.
Drugim zastrzelonym w trakcie pożogi był Leończuk. O nim zeznawali świadkowie, ale nikt nie widział chwili jego śmierci. W obu przypadkach nie wiadomo jak zginęli mężczyźni i czy w ogóle zostali zastrzeleni, czy spłonęli.
Wbrew powszechnym insynuacjom, mieszkańcom wsi pozwolono ratować dobytek, w tym zwierzęta gospodarskie. Świadczą o tym zeznania świadków.
Z raportu gminnego z 30. stycznia 1946 r. wynika, że w Zaleszanach zastrzelono trzy osoby. Pozostałe ofiary, to ci co spalili się lub zmarli w szpitalu w wyniku poparzeń. W sumie, w wyniku pacyfikacji zginęło 14 osób. Z tego 11 osób to ofiary przypadkowe.
Źródła:
- „Przegląd prawosławny”, nr 3 (453) z marca 2023 roku.
- „Partyzantka NOW na ziemi ostrowsko-mazowieckiej”, Stanisław Zamęcki
- „Komendant „Bury”. Biografia kpt. Romualda Adama Rajsa „Burego” 1913-1949”, Michał Ostapiuk
- „Mazowsze i Podlasie w ogniu 1944-1956. Powiat Ostrów Mazowiecka w pierwszej dekadzie rządów komunistycznych”, praca zbiorowa
- „Podziemna walka AK-AKO-WiN na Ziemi Ostrowskiej (1944–1947)” (broszura), Kazimierz Krajewski
- „Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska” nr 8/1994 r. (Jerzy Kułak)
- „Kazimierz Kamieński „Huzar”. Ostatni podlaski komendant 6 Brygady Wileńskiej AK i jego żołnierze 1939-1952”, K. Krajewski, Tomasz Łabuszewski
- „Przegląd Wschodni”, T. IX, z. 2/34
- „Glaukopis”, nr 31/2019 r. (Michał Wołłejko)
- „Glaukopis”, nr 33.2016 r.
- „Dzieje najnowsze”, kwartalnik nr 4/2018r. (K. Jasiewicz)
- „Dzieje najnowsze”, kwartalnik nr 1/2011r. (J. Grzybowski)
- „Jedność narodowa” z 2. II 1946 r.
Comments