top of page

84 rocznica bitwy pod Andrzejewem


Pierwszy akord bitwy...


Dowódca 18. DP, płk. dypl. Stefan Kossecki zdawał sobie sprawę, że przed jego dywizją bój o wszystko, o przetrwanie. Porucznik Roszkowski zameldował ppłk. Plucie-Czachowskiemu, że od Czyżewa idzie natarcie wsparte czołgami. Nie były to dobre wieści, gdyż świadczyły o tym, że dywizja została okrążona. Płk. Kossecki, stając w obliczu boju o wszystko; o istnienie, o honor, osobiście stanął na czele wojska. Sytuacja, w której znalazła się dywizja była tragiczna. Działania militarne utrudniały ogromne tabory, w tym furmanki z setkami rannych. Do dyspozycji artylerzystów pozostała niewielka część amunicji. Działonowi haubic 100 mm mieli zaledwie po około 20 pocisków na działo. Żołnierze byli skrajnie wyczerpani; nie spali od kilku dni.



Niemcy obsadzili wszystkie istotne wzniesienia i punkty strategiczne w rejonie Andrzejewa i oczekiwali na spodziewany atak. Nie było to jednak oczekiwanie bierne…


W rejonie Łętownicy skoncentrowały się jednostki, których podstawę militarną stanowił zambrowski 71. Pułk Piechoty. Wsparciem dla piechoty była artyleria, bez której ta bitwa nie miałaby w ogóle sensu, a jej rezultat byłby z góry przesądzony. 18. Pułk Artylerii Lekkiej (18. PAL) z Ostrowi Mazowieckiej i 18. Dywizjon Artylerii Ciężkiej (18. DAC) z Zambrowa miały w sumie kilkanaście dział i kilka haubic. 18. DAC tylko dzięki zdecydowanej akcji piechoty uniknął rozbicia w czasie walk o Zambrów i wycofał się przez Zakrzewo Stare w okolice Srebrnego Borku.



18. PAL posiadał jeszcze kilkanaście dział i nadal przedstawiał wysoką użyteczność bojową. Potencjał ten był rozmieszczony przy wszystkich trzech pułkach piechoty, które napływały na pola Andrzejewa i Łętownicy.


Jan Żuralski, w 44. numerze wydawnictwa „Ajaks”, poświęconemu pułkowi („Zarys historii wojennej pułków polskich w kampanii wrześniowej”) umieścił relację dowódcy łączności przy 4. baterii 18. PAL, kaprala Kazimierza Iwaszkiewicza. Oto ona:


Z naszego dywizjonu pozostało tylko sześć dział. Nie ma dowódców naszej baterii. Całością dowodzi dowódca dywizjonu kpt. Kaczanowski. Zajmujemy stanowiska ogniowe za Łętownicą, kierunek ostrzału Andrzejewo, szosa Andrzejewo – Czyżew. (...) Około południa Niemcy zamknęli pierścień wokół Łętownicy.


Skoncentrowany atak, którego celem było przebicie się przez pierścień okrążenia, przeprowadzony został przede wszystkim siłami 71. Pułku z Zambrowa. W odwodzie pozostawał 42. Pułk Piechoty i 33. Pułk Piechoty – oba mocno okaleczone w ogniu walk. 33. pułk musiał niebawem ustąpić pola, kiedy ze wsparciem dla obecnych tu sił Wehrmachtu przybyły pojazdy opancerzone.



Do walki stanął również Batalion ON „Kurpie”, w szeregach którego było wielu mieszkańców okolicznych miejscowości.


Stanisław Ościłowski, który pełnił funkcję podoficera dywizyjnego kompanii ciężkich karabinów maszynowych, odnotował na swoim koncie znaczący sukces. Mianowicie, udało mu się zestrzelić samolot rozpoznawczy wroga i wziąć dwóch jeńców. Na wieczornej odprawie został odznaczony przez płk. Kosseckiego miniaturką Krzyża Virtuti Militari. Twierdził, że dowódca prawdopodobnie wręczył mu swoją własną miniaturkę i obiecał awans. Po wojnie Ościłowski przez wiele lat ubiegał się o przyznanie mu obiecanego przez płk. Kosseckiego odznaczenia. Otrzymał je w grudniu 1994 r. na terenie Klubu Garnizonowego w Białymstoku. Zmarł w Andrzejewie w randze kapitana rezerwy w roku 1999.


Osobę Stanisława Ościłowskiego zapamiętała Zofia Jasko, o czym wspominała na łamach „Tygodnika Ostrołęckiego” w październiku 2010 r.:


Pamiętam, jak niosłyśmy Żyda, który miał rozpruty brzuch, tak, że było widać wnętrzności. Okropnie jęczał. Wśród rannych był także mieszkaniec Andrzejewa, Ościłowski, którego ranili w nogę. Była spuchnięta jak bania i cała sina. Później zabrali go do Białegostoku i tam mu tę nogę amputowali.



Jednak zanim to nastąpiło, płk. dypl. Stefan Kossecki „po krótkiej, serdecznej mowie do żołnierzy, - jak wspominał ppłk. Pluta-Czachowski - sam osobiście poprowadził wojsko w kierunku Andrzejewa”.


Polski szturm na Andrzejewo nastąpił ok godz. 10.00 rano. Na czele szpicy, która poruszała się po polnej drodze andrzejewskich „Ulasków” szedł płk. Kossecki w towarzystwie broni maszynowej.


Helena Sołowińska:


Po rosie wyraźnie słychać było odgłosy strzałów. Ukryliśmy się wtedy w malinach, w takich zaroślach. Byliśmy niedaleko. Walka toczyła się na Ulaskach koło Andrzejewa. (…) Leżąc cichutko, słyszałyśmy jak nasi krzyczeli: „huraa!”, „chłopcy bić!”, „o Jezu”. Były to pojedyncze okrzyki, które głuszył turkot karabinów maszynowych. Płakałyśmy bo byli tam i nasi najbliżsi.



Teren, na którym rozgrywał się ostatni epizod walki „Żelaznej dywizji” był niemalże płaski, pozbawiony większych wzniesień. Te, które były do dyspozycji, Niemcy obsadzili załogami karabinów maszynowych, które skutecznie raziły Polaków. Mimo to udało się wyprzeć Niemców z pierwszej linii obrony. Zmuszeni zostali do zaangażowania wszystkich środków, którymi dysponowali na tym odcinku, aby powstrzymać wściekły atak Polaków. Po wojnie, jeden z niemieckich oficerów w tekście zatytułowanym „Die Vernichtungsschlacht von Zambrów – Andrzejewo Motorisierte Infanterie sicherte den Endsieg” zapewniał, że do walki z Polakami użyty został cały dostępny wówczas potencjał wojskowy. Oberst Dietrich Kraiß:


Około godz. 10.00 prawy batalion dociera po krótkiej walce do drogi Przeździecko – Andrzejewo, podczas gdy lewy batalion zajmuje bez walki okolice na północ od Folwarku. Krótko przed południem prawy (3) batalion zostaje zaatakowany przez przeważające siły wroga z silnym wsparciem artylerii z kierunku Łętownicy. Cała dostępna broń zostaje wykorzystana, dzięki połączonej sile ognia nieprzyjacielski atak zostaje powstrzymany. Lewy (1) batalion na północny zachód od Andrzejewa zostaje wycofany i dołącza do 3 batalionu. 2. batalion pułku dociera w tym czasie, ciągle walcząc do linii Zaręby-Warchoły – Grzymki. Tam, im bardziej postępuje w kierunku na północ, tym niebezpieczniejsza staje się luka pomiędzy nim i 3 batalionem po lewej stronie.



Na głowy próbujących wyrwać się z okrążenia zaczęły gęsto sypać się pociski artyleryjskie. Do akcji weszły także pojazdy opancerzone, których Polacy nie mieli. Natarcie załamało się, a płk. Stefan Kossecki padł przeszyty serią pocisków, wystrzelonych z ciężkiego karabinu maszynowego. Raniony został w klatkę piersiową, brzuch i przedramię – w sumie ciało pułkownika przeszyło pięć pocisków. Nim ciężko ranny dowódca 18. DP stracił przytomność, zdołał za pośrednictwem starszego sierżanta Marcina Karcza, dowódcy plutonu ON „Kurpie” przekazać do Sztabu Dywizji rozkaz. Ostatnie polecenie było godne oficera „Żelaznej Dywizji”. W swoim rozkazie, płk. Kossecki zakazał 18. DP się poddać. Nakazał wytrwać do nocy, a później podjąć kolejne próby wydostania się z matni, choćby małymi grupkami. Jak sądzono, pułkownik chwilę później zmarł na polu bitwy, ale pewności nie było. Do wydostania pułkownika z linii ostrzału zgłosiło się 20. ochotników. Zadanie było nadzwyczaj niebezpieczne i zakończyło się śmiercią wszystkich żołnierzy, którzy pospieszyli na pomoc swojemu dowódcy. Kolejne grupy, wysłane w tym samym celu, również zostały zniszczone przez ogień artyleryjski.


Ppłk. Pluta-Czachowski w swojej relacji, spisanej w 1943 roku wspominał o stracie dowódcy takimi słowami:


O stracie D-cy dyw. i pozostawieniu jego ciała na przedpolu, dowiedziałem się od podoficera spływającej straży przedniej. Podoficer, relacjonując ten fakt dodał, że przed samą śmiercią D-ca dyw. wyraził następującą „ostatnią swoją wolę”: - D-two obejmuje płk. Hertel, dywizja do wieczora 12. IX. powinna za wszelką cenę utrzymać teren na wysokości wsi Łętownica, wieczorem działać dalej, tak jak sytuacja pozwoli.

Płk. Hertel, jeśli wyjdziemy, ma być przedstawiony do odznaczenia V. M. IV. Za wypad pod Jakacią /rej. Śniadowa 8. 9. IX./ i V.M. III. Za bitwę pod Zambrowem /11. IX/. (…)

… w międzyczasie wysłałem 2 kolejne patrole dla przyniesienia ciała D-cy dyw. – oba zostały jednak zniszczone na przedpolu przez precyzyjny ogień art. npla, specjalnie na nich skierowany.



W 18. PAL szczególnie wyróżniała się 6. bateria dział. Porucznik Władysław Wujcik tak zapamiętał jej działanie wspierające podczas ataku poprowadzonego przez płk. Stefana Kosseckiego („Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 3/1974r.):


Wzmocniony ogień 6 baterii plutonem z 5 baterii obezwładnia środki ogniowe wroga. Własna piechota osiąga stok wzniesienia na północy od m. Andrzejewo. W tym momencie wyszedł kontratak nieprzyjaciela, wsparty silniejszym niż dotychczas ogniem moździerzy i artylerii. Płk Kossecki – prowadzący natarcie w pierwszej linii, w rogatywce i widoczny z daleka, pada ścięty ogniem ckm. Własne oddziały, pozbawione dowódcy, zaczęły się cofać. Bateria kładzie silny ogień zaporowy. Nagle ogień baterii zostaje przerwany. Na moje pytanie: dlaczego bateria nie strzela, krótka odpowiedź: lotnik nad stanowiskiem. Na to poszła w eter soczysta wiązanka żołnierskich słów, ponaglających do natychmiastowego otwarcia ognia. Po kilku minutach wznowiony gwałtowny ogień baterii powstrzymał i przygwoździł kontratak niemiecki oraz osłonił już rozpoczęty paniczny odwrót naszego oddziału. Zdziesiątkowany oddział spłynął na południowy skraj m. Łętownica, gdzie już zdążono sformować nową linię oporu.


O zmasowanym ostrzale artyleryjskim pisał także kapral Kazimierz Iwaszkiewicz:


Nieprzyjaciel atakuje ze wszystkich stron. Przetaczamy dwa działa na kierunek Srebrny Borek, z pozostałych czterech dział prowadzimy ogień na Andrzejewo. Ognia nie przerywamy ani na chwilę. Na rozpalone lufy dział nakładamy mokre worki, które moczymy w pobliskim rowie. Obsługa dział uwija się jak w ukropie. Szczególną dzielność wykazują żołnierze wyznania mojżeszowego, którzy z reguły zajmują funkcje celowniczych. Jesteśmy w krzyżowym ogniu. Zewsząd nacierają i strzelają Niemcy.



Niemcy coraz bardziej zawężali pierścień okrążenia wokół 18. Dywizji Piechoty. Zajęli Zaręby Warchoły i dążyli do opanowania Srebrnej i Paproci Dużej, gdzie zawzięcie bronił się, wspierany artylerią 42. Pułk Piechoty. Również od strony Zarębów Kościelnych zbliżali się żołdacy z 206. DP gen. (generalleutnant) Hugo Höft’a, którzy po sforsowaniu Narwi w Różanie dotarli w tym czasie do Bugu. Dywizja ta dążyła do zamknięcia okrążenia na odcinku Małkinia – Nur.


Ernst Payk z 206. DP pisał („Die geschichte der 206. Infanterie-Division 1939-1944”):


Wbrew działającemu w krótkich natarciach nieprzyjacielowi dotarliśmy 9 września bez większych starć do Różana nad Narwią, tu przekroczyliśmy Bug i biorąc znaczną liczbę jeńców, 12 września dotarliśmy do Małkini nad Bugiem. Stąd dywizja, oderwana od ścisłych związków z armią, mogła przejść do pościgu wyprzedzającego na wschód wzdłuż Bugu w kierunku Bielska. Rekonesans wykazał, że w rejonie Łomży na południe od nas znajdowała się silna grupa wroga, która do tej pory nie została pokonana. (Jak wynikało z walk w następnych dniach, oprócz nadal bardzo aktywnej brygady kawalerii, była tam także polska 18. dywizja.


Niemiecka 206. Dywizja Piechoty, po uporaniu się z resztkami 18. DP i przejściu przez Nur, wyruszyła przez Ciechanowiec i Brańsk do Bielska Podlaskiego.


Drogę do Czyżewa blokowały czołgi 10. DPanc., które wsparły działania 20. DPZmot. Również kierunki na Grzymki i Mroczki były zamknięte przez nieprzyjaciela. Jeden ze zmotoryzowanych oddziałów nacierał od strony Szumowa w kierunku Srebrnej. Czas naglił…



bottom of page