Powstanie listopadowe - kalendarium, cz. III (4)
26 maja 1831r.
Gen. Skrzynecki zajął kwatery we wsi Kruki koło Ostrołęki. Dzień wcześniej w Piskach pojawiły się wojska feldmarszałka Dybicza, skąd w nocy wyruszyły na spotkanie z powstańcami. Nad ranem zagrzmiała artyleria. Polscy dowódcy nie spodziewali się, że mają do czynienia z całą armią feldmarszałka. Gen. Łubieński bronił jakiś czas swoich pozycji, po czym wycofał się na zachodni brzeg Narwi. Było to możliwe, ponieważ feldmarszałek Dybicz zamiast zdecydowanie zaatakować i zniszczyć nieprzyjaciela, rozdzielił swoje siły i odesłał część wojska w kierunku Łomży, gdzie obawiał się ataku korpusu gen. Antoniego Giełguda. Tymczasem walka rozgorzała w Ostrołęce. Usytuowana na wałach artyleria rosyjska skutecznie i bezkarnie raziła pozycje Polaków. Gen. Łubieński postanowił bronić miasta do samego końca. Do miasta wkroczyły bataliony dowodzone przez gen. Ludwika Bogusławskiego, które przeszły pod komendę gen. Łubieńskiego. To właśnie na gen. Bogusławskiego zwaliło się główne uderzenie rosyjskie.
Norbert Kasparek:
„Dybicz starannie przygotował natarcie, planując uderzenie czołowe i jednoczesne obejście polskich sił. Rzucił do ataku cztery bataliony karabinierów od południa. Bogusławski rozkazał swym batalionom cofnąć się do miasta. Karabinierzy odrzucili prawoskrzydłowy II batalion 4 pułku i wtargnęli w głąb miasta aż do rynku. Tam stawił im czoło batalion 8. pułku, jednak po ostrej walce został rozbity. Większość żołnierzy rozbitych formacji zdołała przejść na lewy brzeg Narwi, inni bronili się zacięcie w budynkach, szczególnie w potężnym kompleksie klasztoru bernardynów. Tu do wieczora walczył III batalion 4. pułku piechoty liniowej, który został wybity co do nogi. Do południa Ostrołęka znalazła się w rękach Rosjan. Zaczęła się walka o mosty”.³
Mosty były dwa; jeden szosowy i jeden pontonowy, który był dostępny jedynie dla piechoty. Zdobycie mostów Rosjanie przypłacili dużymi stratami, ale i stłoczeni na moście pontonowym Polacy nie wyszli bez uszczerbku. Dwa pułki grenadierów opanowały częściowo uszkodzone mosty i rozpoczęły przeprawę przez rzekę. Gen. Skrzynecki rzucił przeciwko nim żołnierzy z 8 pułku piechoty liniowej. Atak został powstrzymany przez liczniejsze oddziały wrogiej armii. Do ataku ruszyła część dywizji gen. Ludwika Paca. Ten szturm również został powstrzymany, głównie przez działanie artylerii. W kierunku polskiego natarcia ogień prowadziło 70 dział. Wielu poległo i odniosło rany. Ranny został również generał Pac.
Edmund Callier:
„Brygada polska, wracająca pojedyńczemi kupami w posiłek Pacowi, napotyka już ową morderczą smugę ustawicznego ognia, co tryskając z wyżyn lewego brzegu Narwi, niedostępną przekątnią odgradza dolinę i mosty od wzgórz brzegu prawego.
Pułki nasze czwarty i weteranów o tysiąc przeszło ludzi mniejszone; dwa działa Bielickiego stracone; reszta bateryi cofa się mozolnie pod osłoną pomięszanej piechoty, której wysoki narożnik szosy zupełnie tai zarazem i moc poruszenia nieprzyjaciela”.
Po południu do kontrataku ruszyła dywizja gen. Macieja Rybińskiego w sile brygady gen. Jerzego Langermanna i odwodowej brygady gen. Pawła Muchowskiego wspieranych przez artylerię. Rosjanie również i ten atak odparli.
Do ataku ruszyła kawaleria. Niestety teren nie nadawał się do szarży. Bagnisty, poprzecinany rowami teren spowodował, że z 25 szwadronów nieprzyjaciela dopadło zaledwie cztery. W trakcie szarży zginął gen. Ludwik Kicki.
Edmund Callier:
„Z rozkazu tedy naczelnego wodza idzie naprzód drugi pułk ułanów. Kłusem przebiega, z pułkownikiem Mycielskim na czele, brzeg pierwszego bagna pod ogniem całego frontu Mandersterna; obszedłszy je wpada pod ogień działowy Tolla a karabinowy Martinowa i Nabokowa; nareszcie na oślep, rzuca się na lewą krawędź nieprzyjaciela, a konie grzęzną w błocie po piersi. Mrowie tyralierów rosyjskich zabiegło mu tymczasem odwrót; rozpaczliwą więc szarżą torować musi go sobie, i zostawiwszy trzecią część walecznych na placu, wraca z niedobitkami na wzgórza prawego skrzydła.
Pułki trzeci i piąty ułanów, szukając nadaremnie pola do szarży, zabłąkały się na lewem skrzydle, gdzie Prądzyński zwołuje, co ocalało z piechoty Węgierskiego i Langermana, ażeby zaimponować prawemu skrzydłu nieprzyjaciela, które, rozzuchwalone zupełnem oniemieniem naszych dział i batalionów, poczyna znowu wdzierać się między Łachę i drogę Myszyniecką”.
W odwodzie armii powstańczej pozostawała jeszcze 5 Dywizja Piechoty gen. Henryka Kamieńskiego. Gen. Kamieński był sceptyczny wobec rozkazu ataku, ale gen. Skrzynecki zdecydowanie nakazał atak. „Dobrze! Odparł Kamieński, ja pójdę i potrafię moich tam poprowadzić, a jeżeli nie zwyciężę, dam się zabić, ale Wódz niech pomni na los bitwy, bo na niej los Ojczyzny spoczywa.”
O godzinie 17 Moskale ruszyli do ataku. Przeciw nim ruszyła brygada płk. Jana Krasickiego. Podczas starcia na bagnety, udało się odrzucić Rosjan, którzy w popłochu wycofywali się w kierunku mostu. Niestety Polacy znaleźli się w zasięgu artylerii rosyjskiej i natarcie załamało się. Generał Henryk Kamieński poległ. Płk. Krasicki dostał się do niewoli.
Było około 19 godz., kiedy feldmarszałek Iwan Dybicz ze swoim sztabem i osłoną ruszył, aby zmienić miejsce pobytu. Gen. Skrzynecki ruch po stronie rosyjskiej uznał za przygotowanie do szarży. Postanowił zaatakować, zadanie to powierzył ppłk. Józefowi Bemowi i jego 4 baterii artylerii lekkokonnej. Szarża ppłk. Bema ruszyła zdecydowanie w kierunku mostu, w pobliżu którego kłębili się Rosjanie. Po każdej salwie kartaczowej, zbliżali się do mostu, aby oddać kolejną, morderczą salwę. Rosjanie byli zaskoczeni. Ponieśli duże straty wycofując się pod ostrzałem artylerii ppłk. Bema.
Feldmarszałek Dybicz wycofał część armii do Ostrołęki, a gen. Skrzynecki, po naradzie uznał, że nie ma sensu oczekiwanie na posiłki w postaci korpusu gen. Antoniego Giełguda i podjął decyzję o wycofaniu się w kierunku Warszawy.
Norbert Kasparek:
„Według szczegółowych polskich raportów w bitwie pod Ostrołęką poległo 1832 żołnierzy w tym 11 wyższych oficerów, rannych zostało 2976 (16 wyższych oficerów), a do niewoli dostało się 1425 (trzech wyższych oficerów). Z kolei różne dane podają od 4700 do 5960 poległych rosyjskich żołnierzy i 172 oficerów”.³
Korpus gen. Antoniego Giełguda, odcięty od głównych sił powstańczych operował na Litwie. 29 maja pod Rajgrodem rozgromił armię gen. Fabiana Osten-Sackena i wziął do niewoli 1200 żołnierzy rosyjskich.
10 czerwca 1831r.
W Kleszewie k. Pułtuska, na cholerę zmarł feldmarszałek Iwan Dybicz. Rolę głównodowodzącego armią rosyjską przejął gen. Karl Wilhelm von Toll, a w czasie późniejszym gen. Iwan Paskiewicz.
17-20 czerwca 1831r.
14 czerwca pod Kock przybył płk. Samuel Różycki. Na zwiad do miasta wysłał ppor. Szklińskiego i dwunastu kawalerzystów. W mieście natknęli się na szwadron rosyjskiej konnicy, który roznieśli na szablach. Rosjanie stracili ponad 60 żołnierzy (w tym dwóch oficerów).
17 czerwca nieprzyjaciel zaatakował. Po przygotowaniu artyleryjskim, do ataku ruszyła jazda, która wkrótce została zmuszona do odwrotu. Ulice miasta były zabarykadowane, a płk. Różycki otrzymał wsparcie piechoty majora Broniewskiego i oczekiwał na kolejne oddziały wsparcia. Niestety nie doczekał się i podjął decyzję o wycofaniu się w kierunku Siedlec. Po otrzymaniu wiadomości, że posiłki jednak przybędą, powrócił do Kocka. Dnia następnego Rosjanie ponowili atak, ale i ten się nie powiódł. Niestety nie dotarły do Kocka posiłki, a ponieważ pod Kock podciągały główne siły gen. Fiodora Rüdigera, płk. Różycki podjął decyzję o wycofaniu się.
19 czerwca 1831r.
Pod Budziskami wojska gen. Karola Turny, nie doczekawszy się wsparcia ze strony innych oddziałów, pokonane zostały przez gen. Fiodora Rüdigera.
Korpus gen. Antoniego Giełguda wsparty przez gen. Dezyderego Chłapowskiego przypuścił atak w kierunku Wilna. Oddzielnie od tych wojsk, w pobliżu operował gen. Dembiński i oddziały partyzanckie.
Gen. Giełgud zapoczątkował działania zaczepne (w Ponarach), które ugrzęzły w ogniu artylerii wroga. Tymczasem do ataku ruszyli Rosjanie. Gen. Giełgud zarządził odwrót, a pogoń Rosjan zahamowały szarże ułanów gen. Chłapowskiego.
Hrabia Mielżyński:
„Pierwszym był major Hempel, który swym szwadronem wprawił nieprzyjaciela w nieład, wnet go Krajewski do reszty rozproszył. W końcu Grabowski szczęśliwą i w samą porę wykonaną szarżą położył koniec wszelkim dalszym ruchom nieprzyjacielskiej kawaleryi. Ale chwała należy się także temu, który te szczęśliwe rozkazy wydał i własnym swym przykładem przyłożył się. Gdy po szarży Krajewskiego generał Chłapowski ujrzał dwóch nieprzyjacielskich ułanów, którzy jednego z naszych ciągnęli za sobą, puścił się za nimi z jednym tylko kapitanem Koszarskim i naszego żołnierza uratował.”
5 lipca 1831r.
Gen. Henryk Dembiński o wydarzeniach w Poniewieżu, w swoich „Pamiętnikach” napisał:
„Dopadłem konia i galopem do dział Frezego przybyłem. Tu widzę kolumnę nieprzyjacielską z pięknej jazdy złożoną, która po trakcie wprost do miasta zmierza.
Choć jeszcze było szaro, kazałem Frezemu dobrze wymierzyć i z onu dział dać ognia. Nieprzyjaciel zatrzymał się i szeroki front rozwinął. Zrazu srtyleryi jego nie było widać, lecz wkrótce wystąpiła naprzeciw mego prawego skrzydła i zaczęła skośnym ogniem do moich dział strzelać.
Że nieprzyjaciel liczną miał artyleryę, działa Frezego nie mogły długo położenia wytrzymać (t. j. pozostać na pozycyi.) Kazałem im się cofnąć poza miasto i działa tak odprzodkować, aby mnie ochraniały swemi strzałami, gdy będę zmuszony miasto opuszczać.
Nieprzyjaciel liczną miał artyleryę, działa Frezego nie mogły długo położenia wytrzymać (t. j. pozostać na pozycyi.) Kazałem im się cofnąć poza miasto i działa tak odprzodkować, aby mnie ochraniały swemi strzałami, gdy będę zmuszony miasto opuszczać.
Nieprzyjaciel wysłał do miasta znaczną masę piechoty. Moi dzielni strzelcy bronili uporczywie przystępu do miasta. Lecz nieprzyjaciel postąpił bliżej miasta z ciężką artyleryą i kartaczami zaczął do nas strzelać. Utarczka trwała parę godzin. Wysunąłem z mojego lewego skrzydła nieco piechoty, aby nieprzyjaciela postęp z mojego lewego skrzydła nieco piechoty, aby nieprzyjaciela postęp wstrzymać. To mi się nie źle udało, - lecz wkrótce tak się siły nieprzyjacielskie pokazały przemagające, żem piechocie równie miasto opuścić kazał, lecz krok za krokiem ciągle się ostrzeliwując.
W rynku stanąłem na czele batalionu, który świeżo był z ognia wyszedł, i gdym temu batalionowi kilka strzałów dać rozkazał ogniem rotowym, a następnie odmaszerować w tył, do łez mnie prawie wzruszyli, zaśpiewawszy pieśń narodową…..
Gdy batalion wyszedł z miasta, ustawiłem moich adiutantów i ordynansów w jeden szereg, tak żeśmy całą szerokość ulicy zajęli, co nieprzyjacielowi myśleć kazało, że tu jeszcze jazda miasto zajmuje.
Wychodząc z miasta, posłałem pułkownikowi Brzeżańskiemu, który całą moją jazdą dowodził, rozkaz, aby całym frontem ruszył ku mnie, - co oczywiście nieprzyjaciela wstrzymało i ten tylko kilka dział wysunął i do mojej kawaleryi ogień swój skierował. Ogień był żywy. W najtęższym ogniu spotkałem Maurycego Prozora na czele oddziału powstańców, którym dowodził…..
Nieprzyjaciel ośm dział był wysunął, z których tak do cofającej się piechoty mojej, jak do postępującej ku mnie jazdy żywo stzrelał..
Po krótkiej chwili połączyłem się z siłami mojemi. Pułkownika Sierakowskiego odesłałem w tył z ciężkiemi działami i całą moją piechotą. Pułkownikowi Radziszewskiemu, który dwudziesty pułk liniowy miał pod swoją komendą, poleciłem, aby tworzył tylną straż Sierakowskiego i aby za mną będący na Niewiaży słomą obłożył, tak, abym go mógł po przejściu tej rzeki łatwo spalić.
Janowicza z trzynastym pułkiem ułanów na prawem mojem skrzydle rozwinąłem. Sam zaś z dwoma działami Frezego i z licznym oddziałem piechoty konnej (t. j. na koniach), …. Stanąłem w cieniu wysokich topoli i tu na kanonadę nieprzyjacielską strzałami wolnemi to z jednego to z drugiego działa, dla szczędzenia amunicyi, odpowiadałem.
Nieprzyjaciel paląc z dział do mnie z przodu, chciał mnie z prawego mego skrzydła obejść i w lasek, o strzał karabinowy odemnie oddalony, usunął dość liczną kolumnę piechoty. Lecz że już według upłynionego czasu obliczyłem, że Sierakowski most przeszedł, kazałem działa Frezego zaprzodkować i te w tył odesłałem, i moją piechotę konną dodawszy Janowiczowi do pomocy, kazałem mu pozycyę trzymać, póki to z bezpieczeństwem będzie mógł robić, a na przypadek ataku nieprzyjacielskiego poleciłem, aby z prawego jego skrzydła piechota konna, konie za frontem mająca ukryte, dosiadła koni i wraz z jego jazdą żywym ruchem za mną się puściła.
Janowicz był dzielny oficer, i pełen zimnej krwi. Wykonał ten ruch bez najmniejszej straty. Ja zaś kłusem dognałem Sierakowskiego, co istotnie było potrzebnem, bo ten cofał się zbyt szybko i nawet z przeszkody tak silnej dla nieprzyjaciela, jaką była rzeka Niewiaża, nie myślał korzystać. Żywym głosem przemówiłem do niego: „a dokądże ta procesya?” i czoła pułków zawróciwszy w tył, całą moją piechotę w kolumnę uszykowaną postawiłem o krótki dystans działowy frontem do Niewiaży.
Nieprzyjaciel dość żywo za Janowiczem ukazał się nad mostem, lecz dzielny Radziszewski tak dokładnie most do spalenia był przygotował, że ten spłonął całkowicie i pochód nieprzyjaciela został powstrzymany.”
14 lipca 1831r.
Około 4 godziny nieprzyjaciel ruszył w kierunku Mińska Mazowieckiego. Godzinę później zaatakował oddziały gen. Chrzanowskiego, ale atak został odparty. Szybko odpędzono również batalion, który próbował obejść polskie stanowiska i zasypać je ogniem artylerii.
Dopiero wtedy Rosjanom, ze spóźnioną pomocą przyszły większe siły gen. Gołowina. Obie armie stanęły naprzeciwko siebie. Gen. Chrzanowski nie zdecydował się na atak i podjął decyzję o wycofaniu się. Nie zamierzał jednak uciekać. Wkrótce na kilku odcinkach rozgorzała bitwa. Rosyjski generał zorientował się, że jest otoczony, a na jego tyłach operuje polska artyleria. Rozkazał pośpieszny odwrót do Kałuszyna, gdzie zostały odwody jego armii.
Przy wsparciu artylerii nasi kawalerzyści galopem wpadają na obrzeża miasta, odcinając tym samym odwrót części sił rosyjskich.
„Nareszcie Chrzanowski – pisał E. Callier – majaczący dotąd około lasu Jędrzejowskiego, wpada na pięty nieprzyjaciela. Naczelna brygada jego, złożona z pierwszego pułku strzelców konnych i pierwszego Krakusów, zchodzi z szosy na prawo i oblatuje gęstwinę, przez którą męt rosyjski cedzi na pola Olszewickie.
Krakusy opadają dwa bataliony jegrów, które się ledwie zdążyły zbić w dwie kupy niesforne, i obudwom zagaszają nieśmiały ogień wartkiemi do koła szarżami.
Kilkaset nieprzyjaciół rzuca broń; reszta długim ogonem umyka za swoją artyleryą i niedościgłymi ułanami przez drugi lasek źródłami Kostrzynia; ale i ta kupa wnet prześcignięta o wiorstę dalej poddaje się z jednem działem.
Razem na tem uboczu zagarnęła wspomniona brygada do dziewięciuset jeńców; Jagmin zaś w Kałuszynie odciął zaledwie kilkudziesięciu.
Chrzanowski poprzestając na tem połowicznem zwycięztwie, nie sięgnął po Siedlce, lecz wrócił do Mińska, zostawiwszy Rybińskiego w Kałuszynie a Ramorinę w Cegłowie”.
16 lipca w Cegłowie pojawił się wódz naczelny powstania gen. Skrzynecki. Dopiero 20 lipca gen. Skrzynecki zajął Siedlce, ale wroga już tam nie było. Głównodowodzący zarządził odwrót kilku dywizjonów do Pragi i nie pokusił się o zdobycie Brześcia Litewskiego.
31 lipca 1831r.
W Ciechanowcu straż przednia pułku poznańskiego wypatrzyła nieprzyjaciela i galopem ruszyła w jego stronę. Niestety major Łączkowski, mający wspaniałego wierzchowca nie zdawał sobie sprawy, że praktycznie sam dopadł linii wroga. Nim pozostali kawalerzyści zdołali go dopędzić otrzymał już wiele cięć. Uczestnik tych wydarzeń, Emil Świnarski pisał:
„Pod Ciechanowcem, mówi, wyrywa się major Łączkowski, który miał dzielnego konia zabranego na Podbrodziu, puszcza się do miasta z kilku żołnierzami i wypędza Kozaków; część ich jednak zasadziła się za miastem i gdy major goni za uciekającymi, wpadają niespodzianie na niego i zsadzają lancami z konia. Łączkowski bronił się dzielnie a Kozacy pożgali go szkaradnie po twarzy i po karku.
Wtem na obronę majora przypada Brudzewski Aleksander, którego dwóch Kozaków wzięło na lance, ale zachwyciwszy mu tylko rękawy, porobili mu wyloty na mundurze i powalili z konia. Mały i krępy Brudzewski wyślizgnął się im w kartofle i uszedł pod płotem.
Podczas gdy to się dzieje za Ciechanowcem, nadjeżdża pułk do miasta i dowiaduje się, że Kozacy wzięli do niewoli majora Łączkowskiego. Kilkunastu żołnierzy i kilku oficerów rwie się z kopyta i pędzi za Kozakami o dobre pół mili ku Nurowi. Kozacy zasadzają się w krzakach i ranią poruczników Brzostowskiego i Gajewskiego, Błażejewski zaś, adjutant Brzeżańskiego, wyszedł szczęśliwie.
Zdążam i ja za nimi, zbierając tych, co nie zdążyli za pierwszymi ochotnikami. Po drodze dowiaduję się, że nasi ranni i że podwody dostać nie mogą. Pospieszam więc z tymi, których zabrałem w liczbie około dwudziestu koni, w porządku wojskowym, co widząc Kozacy, nie śmieli drugi raz nacierać.”
Oddział Świnarskiego ewakuował rannych do Ciechanowca, skąd wieczorem wyruszył do Nura szwadron poznański, który miał zabezpieczyć most. Miasteczko zajęte było przez wojsko rosyjskie.
Źródła:
- „Powstanie listopadowe”, Stanisław Szpotański
- „Pamiętniki”, gen. Henryk Dembiński
- „Szkoła Podchorążych Piechoty. Zarys historii”, Jerzy Dąbrowski
- „Bitwy pod Wronowem i Kazimierzem Dolnym 17-18 kwietnia 1831 roku.
Preludium fiaska wyprawy wołyńskiej w powstaniu listopadowym”, Tomasz Strzeżek
- „Podchorążowie, podchorążowie…”, praca zbiorowa¹
- „Bitwy i potyczki stoczone przez wojsko polskie w roku 1831”, Edmund Callier
- „Zbiór pamiętników o powstaniu Litwy w r. 1831”, Feliks Wrotnowski
- „Historia powstania w 1831 roku na Wołyniu, Podolu, Ukrainie, Żmudzi i Litwie”,
Feliks Wrotnowski²
- „Wojna Polska 1831r.”, gen. Frédéric François Guillaume de Vaudoncourt
- „Ostrołęka 1831”, Michał Leszczyński
- „Żeby Polska…” T1, Jerzy Robert Nowak
- „Rocznik Białostocki”, nr 12/1974
- „Rocznik Białostocki”, nr 8/1968
- „Mówią wieki”, nr 11/11 (622)³
Comentarios