86 rocznica bitwy pod Andrzejewem
- Wrona
- 14 wrz
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 wrz

Po zaciętych walkach w rejonie Wizny, Łomży i Nowogrodu Niemcy przełamali linię polskiej obrony wzdłuż Narwi. Pod niemiecką kontrolą był Różan, Zambrów i Ostrów Mazowiecka. 18. Dywizja Piechoty z Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” została odcięta i nacierała w kierunku Andrzejewa, aby przebić się przez zaciskający się coraz szczelniej pierścień okrążenia w kierunku Nura.

Po zakończonej niepowodzeniem próbie odbicia Zambrowa dywizja cofała się w kierunku Andrzejewa, w rejon Srebrnego Borka, gdzie zaplanowano koncentrację. Nieprzyjaciel nie odpuszczał i ciągle przypuszczał ataki na tyły dywizji. Kolejne szturmy zostały odparte, a przy okazji uszczuplono zasoby broni pancernej o kilka pojazdów. Niestety straty były również po stronie polskiej. Padali zabici i tracono rannych, a do tego w ferworze walki niektóre oddziały zagubiły się w terenie.

Dwunasty dzień września nie był dniem szczęśliwym dla wymęczonych kilkudniową walką żołnierzy. Okazało się, że Niemcy zdołali zamknąć okrążenie i odciąć tym samym drogę cofającej się w stronę Czyżewa dywizji pułkownika Stefana Kosseckiego. Dowódca nie zamierzał się jednak poddać, a jak się później okazało wręcz zabronił tego. Osobiście poprowadził natarcie na Andrzejewo, ale te załamało się w wyniku silnego ostrzału z broni maszynowej. Płk. dypl. S. Kossecki został ciężko ranny, a dowództwo przejął płk. Aleksander Hertel. Co prawda Niemcom nie udało się utrzymać zajętych pozycji, ale powrócili na nie po przybyciu posiłków, w tym wozów pancernych.

Po południu płk. Hertel wydał rozkaz do kolejnego ataku. Niestety nie wytrzymał on kontruderzenia niemieckiego, które zatrzymał ostrzał naszej artylerii i cekaemów. Wróg spróbował ataku z drugiej strony Andrzejewa, ale tutaj również powstrzymany został przez precyzyjny ostrzał artyleryjski. Dostało się też kolumnie pojazdów niemieckich, która znalazła się w zasięgu artylerii. Nieprzyjaciel ponownie zaatakował wieczorem. Tym razem od strony Srebrnej i Paproci Dużej. Również i ten atak został powstrzymany, głównie siłami 42. Pułku Piechoty.

Ostatnią, desperacką próbą wyrwania się z okrążenia było stworzenie ochotniczego oddziału uderzeniowego, który nazwano „Taranem”. Dywizja już praktycznie nie istniała, została rozbita, a żołnierze dostali rozkaz, aby przedzierać się na własną rękę. Wielu zdołało wyjść z okrążenia i dołączyć do innych, walczących jeszcze oddziałów. Niektórzy zakończyli swój szlak bojowy dopiero w październiku, wśród żołnierzy gen. Kleeberga. Bili się zarówno z Niemcami, jak i Sowietami. „Taran” ruszył po zmroku i praktycznie od razu natknął się na zmasowany ogień nieprzyjaciela. Pułkownik Hertel poległ, podobnie jak kilkudziesięciu innych żołnierzy. Spoczywa wśród swoich podkomendnych na cmentarzu andrzejewskim.

Wraz z nastaniem świtu poproszono Niemców o udzielenie pomocy rannym. Wielu taką otrzymało, ale byli też tacy, których po prostu dobito. W potrzebie chwili stworzono szpital w andrzejewskim kościele, gdzie przeprowadzane były operacje. Rannych było jednak zbyt dużo, część ulokowano w innych budynkach lub pobliskiej Łętownicy. Lżej ranni trzymani byli w budynku szkolnym. Płk. Kossecki został odwieziony do szpitala polowego w Dmochach, gdzie odebrał gratulacje za postawę od gen. Mauritza von Wiktorina, dowódcy 20. Dywizji Zmotoryzowanej. Niestety, w czasie późniejszym pułkownik został przekazany Sowietom i podzielił los ofiar kaźni katyńskiej.

W tym roku minęła 86. rocznica tych wydarzeń. W intencji poległych odprawiona została Msza święta sprawowana przez ks. prob. dr Jerzego Kruszewskiego, który podczas kazania przytoczył słowa Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który wielokrotnie modlił się przy andrzejewskim mauzoleum. W maju 1974 roku mówił tak:
Dla nas po Bogu największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy, polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców.
Co prawda ks. proboszcz zacytował inną wypowiedź Prymasa Tysiąclecia, ale warto pamiętać również o tych słowach. Zwłaszcza teraz, kiedy niektórzy politycy widzieliby nas w wojnie za Ukrainę, kosztem naszej Ojczyzny. Nauczaniu Prymasa Wyszyńskiego przeciwstawia się dzisiaj nawet kard. Ryś, który pragnie ubogacić nas migrantami z innych, obcych nam kulturowo zakątków świata. Najpierw Polska i Polacy, a później troska o innych. Tak nauczał nasz ziomek i wielki autorytet moralny w swoich naukach o porządku miłości (ordo caritatis) i tego się trzymajmy.

Ważne jest również to, o czym mówił ks. Kruszewski: praca u podstaw. Każdy z nas codziennymi decyzjami buduje dobrobyt Polski, albo prowadzi do jego przeciwności. Najważniejsze jest obecnie „młodzieży chowanie”, co wiemy nie od dzisiaj. Przypominam tylko słowa hetmana Jana Zamoyskiego, który stwierdził, że „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.
Już w kościele zaczął się jakiś dziwny spektakl z udziałem żołnierzy. Sztandary zostały zepchnięte do nawy bocznej kościoła, a miejsce najbliżej ołtarza zajął jedynie poczet sztandarowy WP. Pododdział honorowy nawet nie został do kościoła wprowadzony. Dziwne to zwyczaje. Dodam jeszcze, że tenże pododdział składał się zaledwie z sześciu żołnierzy. Tylu oddało salwę honorową dla generała (stopień nadany pośmiertnie) Kosseckiego i innych oficerów i żołnierzy poległych w bitwie pod Andrzejewem. Wojska Polskiego nie stać na wystawienie porządnej reprezentacji. Mało tego. Salwa miała miejsce tylko dlatego, że zgodzili się przyjechać żołnierze z pobliskiego Komorowa. 18. Dywizja Zmechanizowana, która kultywuje tradycję 18. Dywizji Piechoty odmówiła udziału w uroczystościach, a tylko delikatnie zaznaczyła swój udział. Dywizja najwidoczniej zajęta jest straszeniem Rosji i wszystkich dekowników wysłała na ćwiczenia „Żelazna brama-25”. Co nieco udało się wysłać na uroczystości do Zambrowa, ale oddana tam salwa honorowa to niestety obraz nędzy Wojska Polskiego, który pogłębia się z roku na rok.

Decyzją przedstawicieli wojska nie było też okolicznościowych przemówień przy Mauzoleum 18. Dywizji Piechoty, a występy artystyczne zaczęły się jeszcze przed dotarciem ludzi na cmentarz. Nie było werblisty, jeśli nie liczyć tego odtwarzanego przez głośnik, „sztucznego”. O orkiestrze nawet nie wspomnę.
Kwiaty i znicze złożone zostały również na mauzoleum żołnierzy podziemia niepodległościowego, którzy polegli w bitwie w Czerwonym Borze.
Były za to pokazy kawaleryjskie, które zawsze cieszą. W tym roku do Andrzejewa zawitali rekonstruktorzy z trzech oddziałów kawaleryjskich, w tym najbliższych naszemu sercu, czyli formowanego w naszej okolicy 10. Pułku Ułanów Litewskich. Było ciecie szablą, pchnięcie lancą i, ku uciesze gawiedzi upadek z konia. Wszakże „na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie”.

Dla miłośników militariów zorganizowano małą wystawkę broni, amunicji i elementów wyposażenia żołnierza WP z okresu wojny. Swoje stanowiska mieli członkowie Stowarzyszenia Kolekcjonerów Militariów przy KSS „Bazuka”, Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, M. Krajewski oraz stowarzyszenie „Wizna1939”.
Najważniejsza w tym wszystkim pozostaje pamięć o tych, którzy poszli wtedy w bój. Nie wiedzieli czy wrócą do domów, rodzin. Nie zdawali sobie sprawy z tego jaki będzie ich los i co zdołają wywalczyć. Podjęli ten trud dla siebie, swoich bliskich i przyszłych pokoleń. Za to winniśmy im wdzięczność i wieczną pamięć.
Galeria zdjęć z uroczystości rocznicowych:


















































































































Komentarze